Archiwum styczeń 2004


sty 31 2004 dzisiaj będzie dobry dzień!!!!
Komentarze: 0

Dzień dobry Aniele!!! Czemu tak wcześnie przyszedłeś??? Nie, nie odchodź. Skoro przyszedłeś. Zastanawiam się tylko co tutaj robisz tak wcześnie. Przecież dopiero 6 rano. Zostań, napijemy się herbaty, a potem pójdziemy do B. Chłopaki już jadą. Odprowadziłam ich na dworzec. Pociąg mieli o 5. Ja o tej godzinie miałam akurat autobus do domu – nie poczekałam wobec tego aż wsiądą. Nie pomachałam im. Zresztą wszyscy byliśmy śnięci. Prawie nie spaliśmy. Ja – bo czekałam na nich, aż wrócą z koncertu; oni – bo z tegoż koncertu wrócili po 1 w nocy. Poza tym wiesz Eljot. Miałam też wczoraj rozmowę z Z. Oszczędzę Ci szczegółów.  Jesteś przecież Aniołem, a Anioły wiedzą wszystko. Podczas tej rozmowy doszłam do wniosku, że moje życie jest zupełnie banalne. Ja jestem banalna... Mam nie gadać głupot??? Może to ze zmęczenia, w każdym razie dotarło do mnie jak mało przeżyłam. Jak mało wiem, jak mało umiem. Zrozumiałam, że nie mam żadnych wspomnień... Że to, co brałam za problemy najwyższej wagi to były tylko nic nie znaczące błahostki. No i poczułam się jak idiotka.... Nie powinnam tak się czuć??? Postawiłbyś się na moim miejscu, to byś inaczej mówił. Jakimś pocieszeniem jest to, że Z. czuje się choć w małym stopniu zaczarowany... Też się cieszysz? To fajnie. I tak sobie gawędziliśmy, to znaczy on głównie mówił, a ja tylko czasem wtrąciłam jakąś uwagę... I w momencie kiedy P. i W. wrócili z koncertu musieliśmy kończyć. Chłopcy przyszli i położyliśmy się może na godzinę. O 3 trzeba było wstać. O 4:10 mieliśmy autobus na dworzec. Wiesz, Eljot jak cudownie jest o tak wczesnej porze w mieście??? Światła latarni, śnieg pod nogami... Cisza i spokój. Tak bardzo chciałabym pójść kiedyś na taki nocny spacer. Zobaczyć miejsca, które mijam rano spowite w jakąś nieokreśloną, nieopisaną tajemnicę... Przykryte mgłą. Tak bardzo bym chciała... Poczuć jak świat wiruje... Eh! Za dużo gadam i to od samego rana. Lubisz mnie słuchać??? Miło mi, ale wiesz Aniele, ja też lubię słuchać. Tylko jakoś tak się dziwnie składa, że to ja mówię najwięcej.

Pojechali. Wróciłam do domu. Jakiś pusty mi się wydał. Przez te kilka dni czułam, że nie jestem sama, że jest przy mnie ktoś naprawdę bliski. I nagle znowu jestem sama. Nie ma co się rozczulać nad sobą. Trzeba w końcu dorosnąć. Za długo żyłam w zamknięciu, pod kloszem... Oj, Eljot – Aniele Mój. Czy przed Tobą nic się nie ukryje??? Czy nie można mieć żadnych tajemnic... Aha... Przed objęciem mnie opieką przestudiowałeś dokładnie mój życiorys??? I czego się dowiedziałeś? Może jest tam coś, czego ja nie wiem??? Twierdzisz, że sama się o ten „klosz” prosiłam? Być może. Najprawdopodobniej tak było. Nie chciałam wychodzić z domu, bo wtedy byłam pełna kompleksów. Nie podobałam się sobie. A skoro nie podobałam się sobie to jak mogłam podobać się innym. Dobrze, że te czasy już minęły i nie mam się teraz czym martwić... Zresztą moja mama też bez winy nie była. Wiem, pierwsze dziecko jest królikiem doświadczalnym. Rodzice się uczą na pierwszych dzieciach. Mój brat jest już zupełnie inny, na więcej rzeczy ma pozwolenie, na więcej rzeczy rodzice przymykają oczy. A ja miałam wrażenie, że siłą trzymają mnie w domu. Nawet teraz, chociaż niewiele mogą próbują mnie jakoś kontrolować. To znaczy mama, bo tata twierdzi, że świetnie sobie sama radzę. Wiem Eljot, wiem. Jestem ich dzieckiem i martwią się o mnie, ale bez przesady. Sam wiesz najlepiej, że po rozmowie telefonicznej z mamą mam czasem ochotę rzucać wszystkim co mam pod ręką, tupać i krzyczeć. Dobrze już nie będę tak mówić. Ale wkurza mnie to, że.... Okej, okej już nie będę. Chcesz jeszcze herbaty??? Ja to kawę raczej wypiję – zresztą myślę, że dzisiaj to będę „jechać” na samej kawie. Na pyszniutkim Jacobsie. Przecież tylko godzinę spałam. A jeszcze do B. muszę jechać. Zawiozę chłopakom grę to się zajmą, a ja odpocznę. Liczę na to. Bo zanosi się, że to będzie kilka bardzo długich godzin. Na razie jednak podelektujmy się zapachem kawy. Service Pack 4 niech się ściąga. Jeszcze trochę i będzie wszystko. Muzyka w Akaderze.... Cudowny poranek. Żebym tylko taka śpiąca nie była... Jakby co, to mnie budź. Pamiętaj, szarp, aż dotrze do mnie, gdzie jestem. Zobacz Eljot, jaki cudowny poranek. Wspaniała kawa, Akadera, nasza pierwsza, poranna pogawędka. A spójrz za okno. Zapowiada się ładny dzień. Śnieg leży, niebo staje się coraz bardziej niebieskie... „Dzisiaj będzie dobry dzień, dzisiaj będzie dobry dzień, wysuń nos spod kołdry, dzień dobry to ja – głos nadziei twej...”

 

alexbluessy : :
sty 30 2004 O mężczyznach rozmowy c.d.
Komentarze: 0

Cześć Eljot – Aniele Mój. Widzę, że wiercisz się nerwowo. Czas na wieczorną pogawędkę? Nie ma sprawy. Bardzo chętnie z Tobą porozmawiam. Tym bardziej, że wczoraj nie skończyliśmy naszej rozmowy i „moich” mężczyznach. Dziwisz się??? Ty się dziwisz??? Aniele! Nie poznaję Cię!! No tak. Zapomniałam o dwóch ważnych facetach, bez których nie byłabym pewnie tym, kim jestem. Może inaczej – nie robiłabym tego, co robię.

J. S. i M. M. – moi nauczyciele. Angielskiego, Eljot, angielskiego. J. S. był pierwszy. Pojawił się w moim życiu kiedy miałam lat 16. wprowadzał mnie w podstawy języka. Po pół roku dostał propozycję pracy w innym mieście i wyjechał. Zrobił jakieś tłumaczenie, potem skończył jeszcze ekonomię i wyjechał do Warszawy. Więcej go nie widziałam. Na „zastępstwo” przysłał swojego przyjaciela – M. M. Zupełnie inny człowiek. Zupełnie inne lekcje. To właśnie M. M. sprawił, że zaczęłam się zagłębiać w tajniki angielskiego coraz bardziej. Motywował. Podawał książki z wyższych poziomów. Nie pobłażał. Rzadko kiedy ustępował. Ponieważ gramatykę robiłam sama, w czasie „lekcji” prawie tylko rozmawialiśmy. Miał taki sposób bycia, że moja mama „oszalała na jego punkcie”. Podobnie zresztą jak mama N. Bo N. też miała z M. M. zajęcia. Bardzo mile to wspominam, nie wiem nawet jak to nazwać – bo to nie były korepetycje. Hmmmm.......... W ogóle M. M. był bardzo pogodnym i nieco „odjechanym” człowiekiem. W przeciwieństwie do poukładanego i bardzo porządnego – przez co nudnego J. S. To dzięki M. M. kupowałam książki na poziomie wyższym od przerabianego w szkole. Trochę to jednak mi sprawiało trudności bo skupiając się na „wyższej szkole jazdy” zaniedbywałam trochę podstawy. Ale nie narzekam. M. M. co roku wyjeżdżał na wakacje do USA – pracował jako przewodnik wycieczek w Arizonie. I za każdym razem stwierdzał, że nie wróci. Ale zawsze w połowie października był telefon: „Cześć tu M. chcesz mieć angielski?”. Jasne, że chciałam. A właściwie chciałyśmy. Tak było przez prawie cztery lata, bo tyle trwała moja (nasza, bo przecież N. też) przygoda z M. M. Po mojej maturze było wiadome, że już nie będziemy się widywać więc wpadłyśmy z N. na pomysł żeby coś Mu kupić na pamiątkę. Teraz lepiej usiądź Aniele. Możesz być w nie małym szoku kiedy usłyszysz o naszych pomysłach. Mówisz, że nie wiele rzeczy Cię zdziwi. Wierz mi – nie wiesz co mówisz. Jesteś gotowy? Tak to słuchaj dalej... Naszym pierwszym pomysłem było wynalezienie jakiegoś małego, dziecinnego rowerka i oklejenie go amerykańskimi flagami – w myśl tego, że nazywałyśmy M. M. – „American Boy”. Ale ponieważ rowerka ni mogłyśmy wykombinować wpadłyśmy, zupełnie przypadkiem, na to, że może damy mu kotka. Piwniczanego kotka, którego zobaczyłyśmy w piwnicy mojej babci. Nie mogłyśmy go jednak złapać, więc się nie udało. Pomysłem „ostatniej” szansy było nagranie kasety z piosenkami, które mają „America” w tytule. Tudzież słowa z nią związane. Udało nam się zebrać tego ponad 60 minut. Ale efekt wyszedł ciekawy i M. M. był zachwycony. Jego amerykańscy znajomi też. Przynajmniej tak mówił. Ponieważ samą kasetę dać trochę głupio było więc zapakowałyśmy ją w olbrzymią torbę z Kubusiem Puchatkiem. Dorzuciłyśmy jeszcze zabawkę o wdzięcznej nazwie „Beach Ball” i całość wręczyłyśmy naszemu teacher. Ale się chłopak ucieszył! Po wyjściu szedł wymachując radośnie kolorową torbą. To była ostatnia lekcja z M. M. potem widziałam Go jeszcze ze dwa razy, ale bardzo krótko. Teraz podobno pracuje w Holandii.... A zarzekał się, ze nic się nie liczy but United States. Z J. S. od dawna nie miałam kontaktu. Kiedyś udało nam się odbyć krótką rozmowę przez telefon, ale na tym się definitywnie skończyło.

Chcesz usłyszeć jeszcze??? Aniele Mój!!!! Czy to Ty??? Może mi Cię podmienili??? Dobrze. Będę mówić dalej, ale proszę nie rób takiej miny. Nie wiem czy się ze mnie śmiejesz w głębi swojej anielskiej duszy, czy może zachęcasz abym mówiła dalej. Zachęcasz??? Chcesz jeszcze posłuchać??? Skoro tak.... Tylko wiesz, teraz już trochę smutno..... Nie, to nie jest dobre słowo. O, teraz trochę inaczej będzie. Pytasz co takiego od wczoraj wymyśliłam? Nic nie wymyśliłam. Raczej skojarzyłam. No wiesz! Nie obrażaj mnie Aniele! Wypiłam jedno piwo, ale nie byłam pijana. Moje przemyślenia nie są więc wynikiem pijackiego bełkotu, czy jak to sobie nazwiesz. Jak możesz tak mówić? To żart??? Wypraszam sobie takie żarty. Chyba, że mam napisać na Ciebie skargę. Chcesz tego??? Nie? To siedź cicho i słuchaj. Nie dobry Anioł. Pijana... Też coś. Chcę Ci coś jeszcze powiedzieć o moich Wirtualnych Znajomych. Wydawało Ci się, że wszystko zostało już powiedziane? I tu się mylisz. Nie wszystko. I do tego właśnie wniosku doszłam wczoraj około północy leżąc w ciepłym łóżeczku i patrząc w zapalone naprzeciwko okna. Ty, Eljot, nie czytałeś „Martyny”, prawda? Nie. A powinieneś. Interesująca książka. Bohaterka tejże książki, Martyna, miała znajomego (a może kogoś więcej niż znajomego...) – Andrzeja. Poznali się w sklepie komputerowym, gdzie on pracował, a ona kupowała Imac’a. (Tak na marginesie to też bym chciała takiego Imac’a mieć). Od tego czasu Andrzej był jej „serwisantem”. Przychodził, poprawiał, uaktualniał oprogramowanie i tak dalej. Potem także przez Sieć „opiekował się” komputerem Martyny. Pytasz mnie „co ma piernik do wiatraka”? Ano widzisz Eljot – ma. Ma i to nawet sporo.  Bo Andrzej przypomina mi trochę Z. Pytasz czemu i gdzie tu podobieństwo? Bo tak, jak Andrzej dbał o oprogramowanie Martyny, tak Z. dba o mój folder „mp3/polskie/...”. Tak, jak Martyna znajdowała informację o nowych programach itd.., tak ja znajduję informacje o nowych piosenkach na koncie e-mail. I jeszcze coś. Też o Wirtualnych Znajomych. Wczoraj pisałam, że ta wirtualność, że trochę to smutne i różne takie. No bo jest smutne. I dziwne. Jestem przekonana, że z Z. dzieli mnie może parę ulic, może nawet parę domów. I światłowód. Niewiele, prawda? A jednak to jest odległość nie do przejścia. Co do H. Tutaj jest gorzej. Bo oprócz światłowodu, paru ulic i paru domów to dzieli nas kilka setek kilometrów. Na szczęście jest coś takiego jak Internet. „(...) ważne było to, że mogli być świadkiem czegoś absolutnie niezwykłego, czegoś, co można nazwać  gwałtownym „skurczeniem się” świata. Nagle odległość geograficzna przestała mieć jakiekolwiek znaczenie.(...)”. Znowu cytat z „Samotności...”. Ale trafiony, prawda??? Oczywiście. Zawsze jakiś żal pozostaje... Jakaś niewyjaśniona tęsknota i smutek.... A dziś jeszcze refleksja. Bo był taki dzień – 26 listopada 2003. To tak w nawiązaniu do tego, że kiedyś Ci mówiłam, że byłam nie fair w stosunku do Z. I tego dnia, 26 listopada 2003 roku, Z. rozmawiał z P. – moją bliską koleżanką. Tylko, że wtedy Z. myślał, że w ogóle z kimś innym jeszcze rozmawia. Ale nic więcej Ci nie powiem. Zamknięty rozdział, right? I ja dziś przypadkiem trafiłam na zapis tej rozmowy. I zrobiło mi się bardzo przykro... Refleksyjnie i jakoś tak dziwnie. Widziałeś to zresztą Eljot. Musiałeś widzieć. Bo ona, P. mówiła tak, jakbym ja mówiła......... Może nie do końca, ale jednak trochę na pewno. Ojej, ale nie będę już więcej na ten temat mówić.

Boli mnie tylko trochę to, że Oni nie chcą mówić. Nie mógłbyś trochę na Nich wpłynąć? Coś do ucha szepnąć? Żeby nie było: „potem”, „za jakiś czas”, „może kiedyś...”, „to nie istotne...”. A może dla mnie jest istotne??? Może dla mnie to ma znaczenie??? Może dlatego pytam....

 „(...)Przypominał trochę konfesjonał, a rozmowy – rodzaj grupowej spowiedzi. Czasami było się spowiednikiem, czasami spowiadanym. To czyniła ta odległość i ta pewność, że zawsze można wyciągnąć wtyczkę z gniazdka. (...) W Sieci obraz kreuje się słowami. Własnymi słowami. Nigdy nie wie się jak długo wtyczka będzie w gniazdku, więc nie traci się czasu i przechodzi od razu do rzeczy, i zadaje naprawdę istotne pytania. Zadając je, tak do końca chyba nie oczekuje się zupełnej szczerości(...)” [„Samotność...” raz jeszcze].

Powiedz mi jak Ci się podoba ta piosenka, Anielski Eljocie??? Wspaniała, prawda? Mogłabym jej słuchać godzinami i myślę, że nie znudziłaby mi się. Przypadkiem na nią trafiłam... „Zapach kobiety” Budki Suflera. To najbardziej namiętna i zmysłowa piosenka jaką słyszałam. Absolutnie nie do podrobienia. Odlecieć można........ Zatracić się też......... Widzę, że Cię już nie ma... Zasłuchałeś się. Widzisz Eljot, nie tylko niebiańska muzyka jest miła dla Twoich delikatnych uszu. Przy takich piosenkach to mogłabym tańczyć..... Ehhhhhhh!!!!!!!!!

Powiem Ci, Mój Aniele, że myślałam, że dziś do mnie nie przyjdziesz. Taka zawieja była. Śniegiem zacinało, wpychał się wszędzie. Do tego wiało potwornie. Bałam się, że może Cię gdzieś zniosło. Taki delikatny jesteś... Czemu siedzisz i nic nie mówisz??? Znowu coś przeskrobałam??? Nie patrz tak, wiesz, że tego nie lubię. Smutno patrzysz... Znowu czegoś nie powiedziałam??? Zapomniałam??? Nie baw się ze mną w kotka i myszkę tylko powiedz o co chodzi. Nie lubię podchodów. O Tobie zapomniałam??? A możesz jaśniej bo nie rozumiem. Przecież masz wikt i opierunek przez cały czas, kiedy u mnie jesteś. I chyba Ci tu dobrze, bo stale wydłużasz swoje wizyty. I Ty mówisz, że ja zapomniałam o Tobie??? Aha! Więc o to chodzi. Trzeba było od razu mówić. Oczywiście, że jesteś ważnym dla mnie mężczyzną. Szczególnym nawet powiedziałabym. Dobrze, że nie przydzielili mi jakiegoś podstarzałego mądrali. Musiałabym słuchać „kazań” i upominań. A Ty gadasz całkiem do rzeczy. W porządku jesteś Anioł. Już dobrze??? Rozchmurz się już. Nie lubię jak się smucisz... Zgoda??? No to fajnie. Zostaniesz ze mną dopóki P. nie wróci z koncertu? Zostań, proszę Cię.... Dzięki. 

 

 

 

alexbluessy : :
sty 29 2004 Mężczyźni mojego życia...
Komentarze: 1

Widzę, że już wróciłeś ze spaceru Eljot. Ja też pomyślałam i teraz z chęcią z Tobą porozmawiam. Czemu masz taką dziwną minę? Znowu to zrobiłeś, prawda??? Znowu, mimo, że nie byłeś przy mnie postanowiłeś poznać moje myśli. Wiesz o czym myślałam. Teraz pewnie będziesz zadawał pytania: dlaczego tak, a dlaczego inaczej? Oj, Aniele, Aniele... Ale powiem Ci wszystko. Usiądź. Chcesz się napić??? Jasne, że nie. Anioły nie piją tak przyziemnego napoju jak piwo. Nawet jeśli jest to piwo karmelowe, „dla kobiet”. Pozwolisz w takim razie, że ja się napiję.  Mam Ci opowiedzieć o mężczyznach mojego życia??? Nie było ich wielu. Ale opowiem Ci o każdy, który jest (był) dla mnie ważny. Ale uważaj Eljot – możesz być zaskoczony. Od czego mam zacząć? Mówisz, że najlepiej od początku...??? Hmmmm...... Zacznę od najstarszego pokolenia. Moich dwóch dziadków. Oj Eljot nie przerywaj mi. Wiem, że o jednym nie powinnam... Nie mówi się źle o zmarłych. Ale skąd Ty od razu wiesz, że ja źle będę mówić??? No tak, głupie pytanie. Ty przecież wszystko wiesz... Urwanie głowy mam z Tobą. Ale i tak Cię lubię, wiesz?

Zacznę od (Pra)Dziadka F. Nie ma go na świecie od wielu lat, ale mam go w pamięci. Pamiętam jego pomarszczoną twarz i jednego, jedynego zęba jaki mu został. (Pra)Dziadek F. był ojcem mojego dziadka R. Uwielbiałam go! Mój brat też! Dziadkowie mieszkają w dużym domu. (Pra)Dziadek J. miał swoją ławeczkę od strony ogrodu. Przez płot widział drogę. Lubił tak siedzieć i patrzeć. Kiedy przychodziła jesień chodziliśmy strząsać kasztany rosnące przy kościele po drugiej stronie drogi. Pamiętam, że kiedy byłam bardzo mała i przychodziłam do jego pokoju (Pra)Dziadek F. zawsze wyciągał spod swoich koszul, z brązowej, trzeszczącej szafy, czekoladę. Nie wiem jaka to była czekolada. Pamiętam tylko, że była niesamowicie pyszna. Teraz już takich nie robią. Zapakowana była w brązowy papierek, jej tafelki były spore. Rozpływała się w ustach. Babcia mówiła, że (Pra)Dziadek F. Zawsze, kiedy jechała do sklepu dawał jej pieniądze ze swojej skromnej emerytury – bo „muszę mieć czym poczęstować jak dzieci przyjdą”. Pamiętam, że kiedyś Dziadek R. zbudował mi na podwórku huśtawkę. A ja kiedy tylko zauważyłam, ze (Pra)Dziadek F. się zbliża biegłam: „dziadku pohuśtaj”. I (Pra)Dziadek F. Choć stary i chory huśtał „swoją Olusię”. A teraz już go nie ma. Leży na cmentarzu w L. Kiedy spędzam wakacje u dziadków zawsze Go odwiedzam. Nawet kilka razy. Nie patrz tak na mnie Aniele. Uwielbiam chodzić na cmentarz w L. Tak się wyciszam, odpoczywam. Dziwne miejsce? Dziwne, tak, jak ja... No już nie patrz tak na mnie.

Teraz opowiem Ci o Dziadku R. skoro opowiedziałam o ojcu to teraz chyba czas na syna. Dziadek R. to ojciec mojej mamy. Mieszka razem babcią we wsi N. niedaleko Warszawy. Zamknięty w sobie, uparty, ale kochany. Nie umie tego okazać, ale cieszy się kiedy przyjeżdżamy. Nieśmiało przysiada się do stołu, pyta, słucha. Dziadek R. był nauczycielem. Uczył polskiego, historii, ale przede wszystkim muzyki. Kiedy się urodziłam dziadkowie akurat kupili dom, w którym do dziś mieszkają. Stary, murowany, olbrzymi dom z przeszłością. Najpierw była tam plebania (ba naprzeciwko stoi, teraz już zabytkowy kościół), potem szkoła i przychodnia zdrowia. Zaraz jak go kupili wybuchł stan wojenny. Nic nie było można kupić. Mleka dla mnie tez nie. Więc Dziadek R. zaczął hodować krowę. A kiedy podrosłam to... To Dziadek R. zaczął wyprowadzać krowę na pobliską łąkę, przed oborą zostawiał jej jedynie wiadro z wodą „do picia”. I kiedyś ta woda zaczęła znikać. Nikt nie wiedział dlaczego i w jaki sposób. Dziadek R. w głowę zachodził co się dzieje. W końcu przyłapał „złodzieja wody”. Mnie. Okazało się, że to ja podchodziłam i wychlapywałam ją z wiadra. Nie wiem, może miałam wtedy około 2 lat. Dziadek R., kiedy coś się zbroiło potrafił nakrzyczeć. Ale nigdy uderzyć. Był organistą, mojego brata nauczył grać na pianinie, mnie nauczył podstaw gry na gitarze. Muzyka to jego miłość. Do tej pory kiedy rozpalamy na podwórku ognisko, na którym zbiera się cała rodzina Dziadek R. wynosi akordeon i gra. Jak gra... To najwspanialsze kołysanki. Do pianina już nie siada. Najwyżej do organów. Dziadek R. to trochę awanturnik. Kiedy coś mu się nie podoba może go ponieść. Ale powiem Ci jedno Eljot. Jeśli nie lubię jeździć do N. ze względu na babcię to zawsze szkoda mi Dziadka R. rozczula mnie jego lekka nieśmiałość... To on nazywał mnie „niunią”. To on wprowadził w świat, kiedy mama kończyła studia w Warszawie, a tata kończył doktorat we Wrocławiu. Dziadek. R....

Zobacz Aniele. Ale się rozgadałam. Prawie całe „karmi” wypiłam. A to dopiero początek. Przepraszam Cię, chyba trochę się rozczuliłam. Nie patrz tak znacząco na butelkę. To jest piwo bezalkoholowe. Nie martw się nie sięgnę po następne. Tamto czeka na powrót chłopaków z miasta. Jakiś film włączymy i wypijemy.... Słuchaj dalej...

Dziadek J. Teraz już śp. Zmarł kilka lat temu w szpitalu po wylewie. (Wieczne odpoczywanie racz mu dać Panie). Zmarł we śnie. Dobrze, że nie cierpiał. Nigdy nie miałam z nim dobrego kontaktu. Czułam, że jestem „ta druga”. Na pierwszym miejscu zawsze była moja kuzynka A. to ona była pupilką, ukochaną wnuczką. Dziadek J. był mrukliwym człowiekiem. Zamkniętym w sobie, upartym i gderliwym. Pytasz mnie dlaczego mam żal w głosie? Bo widzisz Eljot, to jest tak. Mój tata, jak wiesz, często wyjeżdżał za granicę. A tak się złożyło, że ja akurat w tym czasie wędrowałam do szpitala. Właśnie wtedy, kiedy nie było taty. Kiedy byłam z mamą i P. Mamie było ciężko. Od rana do pracy (wtedy jeszcze pracowała w przedszkolu), P. mały. I ja w szpitalu. Trafiało się tak, że miesiąc prawie leżałam – ale przecież operacja oczu to nie takie małe piwo, prawda? Mama potrzebowała pomocy, ale nigdy nie miała dobrego kontaktu z teściami, więc nie prosiła ich o pomoc. A oni woleli jechać do mojej cioci na wieś niż mamie pomóc. Dziadek J. kiedyś w niedzielę przyjechał żeby znaczki wymienić w Związku Filatelistycznym. Do szpitala nie zajrzał... Odkąd pamiętam to zawsze było: „A. to”, „A. tamto”. (A. to siostra taty). Nie wiem czy mojemu tacie kiedykolwiek powiedział, że jest z niego dumny. Może nie potrafił??? Może był dumny, ale nie umiał tego okazać. Pamiętam tylko, że jak odwiedzałam dziadków to Dziadek J. zawsze oglądał Eurosport. Przywitał się i wracał przed telewizor. A teraz już go nie ma. Odwiedzam go na cmentarzu. Nie tylko z okazji Wszystkich Świętych. Kiedy czuję potrzebę wyciszenia idę na cmentarz. Pomaga...

Mój Tata – Z. Bardzo ładne ma imię. Poważny profesor uniwersytetu. Ceniony pracownik naukowy. Żyjący w swoim świecie, nieco odizolowany. Jak to naukowiec. Uwielbia opowiadać o „czarnych dziurach” (ale nie tych we wszechświecie, to jest jakiś inny rodzaj) i w ogóle o fizyce. Kocha swój zawód. A ja kocham jego. Mimo, że dzieciństwo upłynęło mi prawie bez jego obecności, mimo, że czasem obrywałam bo kiedy nie było co ze mną zrobić Tata brał mnie do Instytutu i w jego gabinecie czekałam aż skończy zajęcia. Nudziłam się więc pisałam po tablicy wcześniej zmazując jakieś na pewno ważne wyliczenia i wzory. Nie pamiętam żeby tata chodził ze mną, a potem też z P. na spacery. Pamiętam tylko wspólne wyjścia na sanki. Mój Tata – tak bardzo podobny do swojego ojca – Dziadka J. zamknięty w sobie, nie umiejący pokazać emocji. Chyba mam to po nim. Ciężko mi pokazać, co czuję – wolę napisać. Zamknięty w sobie. Ciężko przebić się przez jego skorupę. Porywczy. Potrafi nakrzyczeć. Nieraz z P. obrywaliśmy. Teraz, po latach, nie nadrobimy już straconego czasu. On uciekł bezpowrotnie. Taty nie było ani przy mnie, a ni przy P. w pierwszych latach naszego życia. Na pewno on też żałuje. Na pewno było mu ciężko. Ale najpierw doktorat, potem zagraniczne stypendia. Teraz też jest daleko. Tylko, że teraz ja też dorosłam. I już go tak bardzo nie potrzebuję. Chociaż czasem jestem zmieszana tym, ze on nie wie jak mnie traktować. Czy jak swoją jedyną córkę (kochana córeczka tatusia, tak to się mówi, prawda Aniele?) czy jak dorosłą kobietę. Mam dużo cech Mojego Taty. Nie tylko o wygląd mi chodzi. Tu podobieństwo widać na pierwszy rzut oka. Mam na myśli charakter. Też jestem porywcza, potrafię robić awantury... Poza tym skryta też jestem. Często zamykam się w swoim świecie. Straconego w dzieciństwie czasu już nie nadrobimy. Teraz mogę już być z Taty dumna. Dumna... Jestem dumna. Mam nadzieję, że on chociaż trochę ze mnie też jest dumny...    ........................... ................................... Przepraszam Cię Eljot. Muszę zrobić przerwę. Zaraz się rozpłaczę. To przez ten Czas... Cholerny czas, który biegnie i którego nie da się dogonić. Ty nie wiesz, i nie próbuj mi mówić, że jest inaczej, jak to jest nie mieć żadnych wspomnieć związanych z własnym ojcem. Tak jakby tego czasu nie było. Jakby Taty nie było. Jakby zaczął istnieć dopiero od pewnego momentu. Nie chcę żeby w przyszłości moje dzieci miały takie wspomnienia jak ja. A właściwie żeby ich nie miały....

Mój Brat. P. Lat 17. zupełnie różny ode mnie. Ekstrawertyk, nie umie żyć bez ludzi. Szybko nawiązuje nowe kontakty. Przystojny, dobrze zbudowany chłopak z dużym poczuciem humoru. Co prawda nie zawsze jego dowcip rozumiem, ale jest okej. Wiesz Aniele, mój Brat ma dopiero tyle lat, a da się z nim porozmawiać jak z dorosłym. Czasem myślę, ze jest zbyt poważny jak na swój wiek. Bardzo ambitny. Często za bardzo. uwielbia mieć swoje zdanie. I uwielbia kiedy stawia na swoim. Tworzy muzykę, nagrywa płytę. Gra na pianinie i keyboardzie. Jeździ na deskorolce. No, teraz już nie jeździ bo mu lekarz zabronił. Dobry kontakt złapaliśmy mniej więcej w zeszłe wakacje. Pewnie dlatego, że on dorósł. Wiem, że mogę na niego liczyć mimo, że on ma już swoje życie, swój świat. ale to mój Brat... Wspomnienia z nim związane mam. Bardzo się cieszyłam na wieść, że mam mieć rodzeństwo. Jak mama przywiozła P. ze szpitala przez 3 dni nie odchodziłam od jego wózka. Wszędzie było go pełno. Pamiętam, że kiedy byliśmy u dziadków w N. P. wstawał zawsze rano, zakładał kalosze i jeszcze w piżamie szedł z Dziadkiem R. do ogródka albo na pole. B... Chce być fizykiem...

Cóż Eljot – Aniele. Chyba teraz przyszła kolej na.... Nie? Jesteś tego pewien? Nie zapomniałam przecież o nikim. Uwzględniłam wszystkich. Teraz czas na ostatnich dwóch moich mężczyzn. Ale Ty uparty jesteś. Oświeć mnie. O kim zapomniałam??? Aha! Taki cwany jesteś. Nic się przed Tobą nie ukryje. Chodzi o pana D. i pana K.??? w jakiś sposób na pewno byli ważni. Ale myślę, że zarówno temat jednego, jak i drugiego wyczerpałam. Nie mam już nic do powiedzenia. Oczywiście, wspomnienia zostaną. Zdjęcia zostaną. Ale chyba nie mogę ich nazwać „mężczyznami mojego życia”. W sumie masz rację Eljot, z Dziadkiem J. też nie byłam bardzo związana. No, ale ostatecznie to zupełnie inna sytuacja. Będę stanowcza. Nie opowiem Ci o tych dwóch panach. I nie udawaj wielce zainteresowanego. Nie przekonasz mnie.....

Wirtualni Znajomi – H. i Z. Nie będę ich rozdzielać. Kiedy byłeś na spacerze Eljot dotarło do mnie, że kiedy nie ma Ich „po tej drugiej stronie” to jest mi źle. Smutno jakoś. Tak, jakby Ich obecność dawała mi siłę. Pewnie w jakimś sensie tak jest. Bo są Oni dla mnie ważni. Różnie bywało, różnie bywa, różnie będzie. Jedno Ci powiem. Jakoś nie umiem wyobrazić sobie tego, że kiedyś Ich może nie być po drugiej stronie. Coś wielkiego i ważnego bym straciła... Wiem Eljot. Słyszałam. Teraz to jestem taka mądra, a kiedyś to sama chciałam wiać... Oj Eljot. No fakt – chciałam. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, czego ja chcę, co mam robić. Ale nie uciekłam ostatecznie. Teraz jak czytam e-maile od Z. myślę – „ale ty głupia byłaś. Czemu ty chciałaś uciec. Przed czym?”. A poza tym to wiesz Aniele – co było a nie jest.... Dziś po drugiej stronie nie ma ani Z., ani H. Zresztą z H. to już nie pamiętam nawet kiedy ostatni raz rozmawiałam. Bo Z. to mi powiedział, że kilka dni go w Wirtualnym Świecie nie będzie. Moi Wirtualni Znajomi. Pewnie już tak zostanie. Na długo. Jeśli nie na zawsze. Ehhhh!!!!!!!!!......................... ......................... Czemu zamilkłam??? Jakoś tak. Dziwnie mi się zrobiło. Oni są tak różni, a tak podobni. Obaj skryci. Nie wiele mówią o sobie. Mam wrażenie, że oni mnie znają świetnie, a ja ich prawie wcale. Zresztą trudno się dziwić, że mnie znają.... Obaj zajmują ważne miejsce w moim sercu. Tak. Z całą pewnością tak jest. I mówię to z pełną świadomością – uprzedzę Twoje pytanie o to, czy wiem, co mówię. WIEM. I wiesz co Ci jeszcze powiem??? Kiedy byłeś na spacerze znowu kilkakrotnie przesłuchałam playlistę. We wtorek Z. wysłał mi piosenkę Universe „Wołanie przez ciszę”. I wiesz co? Tam jest taki fragment... „(...)choć dostaję twe listy i zdjęć parę mam. Żyję jak grzeszny anioł w tłumie ludzi, lecz sam. Jeszcze tli się nadzieja, że spotkamy się znów. Do księżyca się śmiejąc przywołuję cię... Wróć! (...)”. Właściwie trochę to pasuje. Listy czytają. No, nie mają zdjęć, ale z moich z Tobą, i naszych rozmów on-line coś tam wiedzą. Nie wiem czy żyją jak grzeszni aniołowie i tak dalej... Nigdy nie wpadłam na pomysł żeby się o to zapytać. Zresztą Oni są bardzo tajemniczy. Nie wiele chcą mówić. A szkoda, bo na pewno mają dużo do powiedzenia. Poza tym to czasem aż głupio się czuję. Bo ja to gaduła jestem. I w czasie rozmów on-line mam wrażenie, że to ja głównie mówię. I właśnie z tego powodu głupio się czasem czuję. Mimo, że to ja Ich wciągnęłam do swojego świata. Z. już się „użera” ze mną.... ze 3 miesiące. Sam wiesz najlepiej, że „dałam Mu popalić”. Dobra, ale obiecałam Mu, ze nie będę już wracać do tego. To ja Ich wciągnęłam... Zostali. Mimo, że Internet i tak dalej... Są. „(...) Mężczyźni w swej próżności także w Internecie chcą być zaczepiani wyłącznie przez piękne kobiety(...)”. To znowu cytat z „Samotności...”. Nie jestem piękna. Ładna owszem, ale na pewno nie piękna, ale to chyba nie liczy się najbardziej. Ważne, że są. I mam nadzieję, że będą........... Prawda Aniele, że będą??? Bo bez nich smutno jest i źle. I czegoś brak...

Ojej, ale sobie pogadaliśmy. Nie, to ja mówiłam. Ale dobrze się stało. Dzięki, że mnie wysłuchałeś. Teraz, tak jak Ci obiecałam możemy obejrzeć „Uprowadzenia Agaty”. Oglądamy? No to fajnie. Poczekaj...

alexbluessy : :
sty 29 2004 Moje tęsknoty, wielkie tęsknoty
Komentarze: 0

Cześć Eljot – Aniele!!! Szykuje się dłuższe przemówienie? A mogę wiedzieć co znowu takiego zrobiłam, że będziesz mnie ganił??? Aha. Jasne, nie poszłam na zajęcia. Ale to przecież nie zbrodnia. Dobrze wiesz, że zawsze przykładnie chodzę – nawet wtedy, kiedy nie mam najmniejszej ochoty wstać. Zbieram się i idę. Mówisz, że to niedopuszczalne, że nie nastawiłam budzika? A skąd Ty wiesz, że ja go specjalnie nie nastawiłam, może zapomniałam. Dobrze, już dobrze. To było działanie z premedytacją. Z pełną świadomością niedopuszczalności czynu jakim jest nienastawienie budzika. Ale przecież się wyspałam... Czekałeś na rogu żeby mnie „przejąć”, a mnie nie było??? Martwiłeś się? Wybacz mi Aniele, ale obudziłam się w momencie kiedy z przystanku odjeżdżał autobus. Dokładnie o 8:10. Jaka czeka mnie kara? Z Twojej mimy wynika, że coś kombinujesz...  Nie podoba Ci się to, że w czasie, kiedy powinnam siedzieć przykładnie na NUDNYCH zajęciach z panią M. poszłam z chłopakami na Ostrów Tumski? Eljot! Mój brat przyjechał! Następnym razem zobaczę go dopiero na Wielkanoc. No już rozchmurz się. Nie lubię jak tak na mnie patrzysz. Teraz się denerwujesz, albo tylko udajesz, ale jak odbiorę zdjęcia za kilka dni to pierwszy przylecisz żeby je zobaczyć. Tak będzie, mówię Ci.

Dobrze. To teraz mi powiedz jaką karę mi zadasz. Nie trzymaj mnie więcej w niepewności. Hmmmm.... Mogę się tylko domyślać co chcesz zrobić. Planujesz pogmatwać mi myśli, tak? Skoro nie wysilałam się na zajęciach to teraz zadasz mi wysiłek podwójny. Tego chcesz, prawda? Tym bardziej, że od jakiegoś czasu słucham wciąż tej samej playlisty, a dziś dołożyłam do niej jeszcze ballady Roda Stewarda. I dlatego, że jestem rozmarzona i jakaś taka niewyraźna to będziesz mi ten dzień uprzykrzał. Niech Ci będzie. Zgodzę się na wszystko – o ile dojdę w tym myśleniu swoim do jakiś bardziej rozsądnych wniosków. A Ty mi w tym pomożesz. W końcu jesteś moim osobistym Aniołem i Twoim zadaniem jest mi pomagać. Tak czy nie??? TAK!!! Powiedz mi Aniele dlaczego coś się ze mną dziwnego dzieje kiedy słucham „pewnej” muzyki, albo kiedy czytam „pewne” wpisy. W „pewnych” momentach bliska jestem rozklejenia, ale przecież OBIECAŁAM, a słowa się dotrzymuje. Zastanawiam się tylko, i to jest zadanie dla Ciebie żeby mi to wytłumaczyć. Zastanawiam się, może niepotrzebnie, ale nie umiem się powstrzymać. Dlaczego kiedy mówię o jakiejś piosence, że mi się podoba i dowiaduję się, że  jej nie ma, to mimo wszystko po godzinie znajduję ją w swojej skrzynce. Razem z kilkoma innymi, z których część ma bardzo wymowne tytuły. Powiedz mi Eljot dlaczego? Dlaczego wystarczyło żebym kilka razy (i to też dość dawno) wspomniała, że lubię „pewną” książkę, i pewnego dnia znajduję ją w skrzynce e-mailowej. Myślę, że ja nie zasługuję na takie starania. Oczywiście jest to miłe, ale ja nie mogę IM dać nic w zamian. Mówisz, że IM wystarczy to, że TU będę? Ale mi to nie wystarczy. „(...) Jestem przecież wirtualna. Jak Anioł. Anioły też są wirtualne. Zawsze takie były. Nawet tysiąc lat przed Internetem. Ale w moim przypadku to kłamstwo. Ja TYLKO jestem wirtualna.(...)”. Właśnie. TYLKO. Czy aby na pewno? Wydaje mi się, że ja już na zawsze pozostanę wirtualna. Że to się nigdy nie zmieni, że nie wyjdę poza ramy określone wielkością okna gg, tlenu, czy wiadomości e-mail. Tak, ja wiem, że nie można niczego zmienić, że muszę się z tym pogodzić. Ale przyznaj sam – to trudne. Bo coraz częściej jestem przerażona moją wirtualnością. Tym, że w Internecie wszystko można. Że bez ograniczeń można kreować siebie... Nie widząc siebie nawzajem. Można tu zacytować „Samotność w Sieci”: „(...) To przecież nieistotne, że jej nie widzi. Ona mu sama opowie to, co mógłby zobaczyć. Opowie własnymi słowami i to będzie dokładnie takie, jakie ona chciałaby żeby on dostrzegł. I on w to uwierzy i taką będzie zabierał – w myślach – do domu i w swoją wyobraźnię. Bo w Internecie najważniejsze są słowa i wyobraźnia.(...)”

Wyobraźnia. Tej mi nie brakuje, musisz to przyznać. Myślę nawet, że mam jej za dużo i za dobrą. Owszem pięknie jest wyobrażać, marzyć... Gorzej jest podczas zderzenia z rzeczywistością. A poza tym jak uważasz Eljot. Czy IM  wystarczą moje słowa? Czy ONI w nie wierzą? Masz rację, gdyby było inaczej prawdopodobnie nie odzywaliby się do mnie. Tylko czy ja nie jestem za bardzo szczera? Szczera wręcz do bólu. Chyba jestem. Ale ja nie umiem być inna. Chyba, że mnie tego nauczysz. Nauczysz jak nie ufać za bardzo, jak być bardziej twardą i wyrachowaną (???). Nie, to ostatnie to nie jest chyba najlepsze. Mam prośbę pomóż mi Aniele rozwiązać zagadkę. Bo nie wątpię, że w każdej pojedynczej wiadomości, w każdym słowie znajduje się jakaś zagadka, przekaz. Może ja go nie widzę. Może... Lepiej nie będę myśleć. Jeszcze coś wymyślę i będzie klops. Mówisz, że skoro zaczęliśmy to musimy skończyć. Jeśli chcesz... Tylko widzisz Eljot – Aniele nie umiem tego nazwać... Mówisz, że trzeba nazywać rzeczy po imieniu i nie bać się tego. Łatwo Ci mówić. Aniołom na pewno wiele rzeczy uchodzi na sucho. Wy macie to już wpisane w swoje życiorysy. Nie musicie się przejmować, że coś zostanie niedopowiedziane, że coś będzie zatajone. Z ludźmi jest inaczej. Wiem, że wiesz. Przecież nie od dzisiaj jesteś na ziemi. Ja jestem typem człowieka, któremu nazywanie rzeczy po imieniu przychodzi z trudem. Boję się, że kogoś skrzywdzę, że źle coś zinterpretuję, że... Eh! Powiem Ci, zresztą nie muszę Ci nic mówić. Ty sam wszystko wiesz zanim ja jeszcze zdążę usta otworzyć. Jeśli tak w istocie jest to zdążyłeś się na pewno zorientować, że ja „pewne” rzeczy odbieram bardzo emocjonalnie. Często z tego powodu płaczę, mam spadki nastroju. Wszystko przez to, że ostatnio bardziej niż zwykle zaczynam tęsknić, zaczyna mi brakować obecności kogoś... Nie rób takiej miny. Przecież wiesz, o czym mówię. Bardzo się cieszę, że ze mną jesteś, że zdecydowałeś się podjąć wyzwanie i zaopiekować się taką „aparatką” jak ja. Ale Ty nie jesteś prawdziwy. Jesteś anielski. Jesteś wirtualny. A mi brakuje, ostatnio bardziej niż kiedyś, obecności kogoś rzeczywistego. Z krwi i kości – tak, jak ja. A tu co? Mam tylko dwie osoby. I jakby tego było mało są to Wirtualne osoby. To głupio tęsknić za kimś, kogo nigdy nie widziałeś, kogo tak naprawdę nie znasz. Choć oczywiście jest to absolutnie możliwe i nie da się tego wykluczyć. Ale ja bym chciała: słyszeć, poczuć, zobaczyć...

„(...) przewaga ławki nad komputerem jest oczywista i niekwestionowana. Głównie ze względu na bliskość, zapach i dotyk. Słowa na ławce schodzą na dalszy plan. (...) słowami można zastąpić zapach i dotyk. Słowami też można dotykać. Nawet czulej niż dłońmi. Zapach można tak opisać, że nabierze smaku i kolorów. Gdy już jest czule od słów i pachnie od słów, to wtedy.... wtedy trzeba najczęściej wyłączyć modem. Na ławce wtedy przeważnie wyłącza się rozsądek.(...)”

Pozwolisz? Chciałabym teraz zostać sama z Rodem Stewardem i swoimi myślami. Leć na spacer. Nawet zbyt zimno nie jest. Jak wrócisz, a ja się „oczyszczę” to pogadamy.

 

alexbluessy : :
sty 28 2004 Żyję!!!!! Ale nigdy więcej Heliosa.
Komentarze: 1

Cześć Anielski!!! Wiem, masz ze mną do pogadania. Wiem, wiem wygłupiłam się wczoraj. Tak, masz rację – może rzeczywiście nie powinnam iść wczoraj do kina. A przynajmniej nie na taki film. Wiem, że mówiłeś, ze przypominałeś, że jestem mało odporna i może być ciężko. Eljot!!! Było o wiele gorzej!!! Nie posłuchałam Cię. Chciałam być mądrzejsza.  Chciałam udowodnić, że mogę, że potrafię. Nie potrafię. Teraz wiem to na pewno. Jestem strasznie mało odporna.  Przepraszam Cię. Wiem, że mówiłeś, odradzałeś. Nie poskutkowało. W końcu dałeś za wygraną. Powiedziałeś: „Jesteś pewna, ze chcesz to zrobić? To idź kobieto, przekonaj się”. I poszłam. To był błąd. Duży błąd. Cały film siedziałam z zasłoniętymi oczami. Uszu nie miałam już jak zatkać. A odgłosy były w tym filmie po stokroć terrible.. Poza tym z widowni dobiegały mnie uwagi typu: „oh fuck!”; „no to nieźle”; „ładnie, ładnie”... Nigdy więcej nie pójdę na horror. Nawet z obstawą w postaci silnego, męskiego ramienia. NIGDY!!! Wiem, że po obejrzeniu „Blair Witch Project” przez rok nie wchodziłam do lasu i nie schodziłam do piwnicy. Ale myślałam, że pokonałam strach. Przecież to tylko film... Dziękuję Ci Aniele, że byłeś tam ze mną. Chwilami myślałam, że nie wytrzymam nerwowo. Słyszałeś jak waliło mi serce? A czułeś jak się cała trzęsę? Nigdy nie zareagowałam w ten sposób na żaden film. To był pierwszy i mam nadzieję, że ostatni raz. Mam tylko jedno pytanie. Czemu nie zareagowałeś jak po wyjściu z kina chłopaki zaczęli ze mnie żartować? Pewnie, wiem dlaczego. Pomyślałeś: „masz, co chciałaś babo. Masz nauczkę”. Tak Eljot, mam nauczkę. Widziałeś jaka byłam roztrzęsiona. Dobrze, że jeszcze stacja Shella była otwarta. Musiałam coś wypić żeby się uspokoić. Alkohol nie jest najlepszym sposobem na strach, ale nie byłam w stanie wymyślić niczego innego. Zresztą sam zauważyłeś na pewno, że po wypiciu Warki Jasnej Pełnej poczułam się lepiej. Spokojniej. Poza tym w domu czekała na mnie bardzo miła niespodzianka i trochę zapomniałam o strachu. Oczywiście chłopaki co chwilę mi przypominali o tym... O tym czymś. Ale „filmowe” przeżycia, alkohol i zmęczenie spowodowały, że się powoli wyłączałam. No i musiałam ściągnąć piosenki... Eh! Pan Z. Tajemniczy wie chyba co lubię. Tylko ciekawe skąd on to wie. Może Ty mu mówisz, co? Przyznaj się Anioł zaraz!!! Około pierwszej poszłam spać. W słuchawkach Dżem chciał coś powiedzieć Alex; Universe obiecywał, że w ciszy policzy wszystkie gwiazdy, Anita Lipnicka pisała ostatni list; Seweryn Krajewski uprowadzał wielką miłość (nie samotnej) Agaty w sen; a Budka Suflera wychwalała zapach kobiety...I tak kilka razy. Uspokoiłam się. Dziękuję, że przy mnie zostałeś, że nie pozwoliłeś żeby nękały mnie koszmary. Sen miałam spokojny. I niczym nie przerywany.

I jeszcze jedno Ci powiem. Jeśli kiedykolwiek usłyszysz, że wybieram się do kina. Przypomnij mi, że mam nie chodzić do Heliosa. Byłam tam po raz pierwszy, ale nie podobało mi się. Jest to olbrzymi moloch. Bez klimatu, bez atmosfery. W Koronie też jest Multikino, ale jednak jakieś inne. Tam się lepiej filmy ogląda.

Obudziłam się rano, nieco wcześniej niż zwykle bo musiałam jeszcze doprowadzić moje nieznośne włosy do jako takiego stanu. Nie wiem po kim je mam, ale czasem mam ich serdecznie dość. Co z tego, że są miękkie, puszyste, gęste, że się naturalnie kręcą. Co z tego? Ja nie umiem ich okiełznać. Chociaż muszę przyznać, że dziś były wyjątkowo posłuszne. Ograniczyłam się do „więcej niż trochę” pianki, lakieru i mleczka przeciw puszeniu się włosów. Grzywkę podtrzymałam opaską. Ładnie nawet... Bo gdybym je rozczesała to wyglądałabym jak król lew albo Jimmy2. Na jakimś zdjęciu mój tata ma niezłe całkiem afro, może to po nim... Nie ważne. Ubrałam się, zjadłam śniadanie, wypiłam kawę, zrobiłam make-up i poszłam. Na zajęciach przekonaliśmy panią Cz., że dziś mieliśmy oglądać film. Nie mieliśmy, ale się udało i nie musieliśmy robić nudnych ćwiczeń. Obejrzeliśmy „The remains of the day” z Anthonym Hopkinsem, Emmą Thompson i Christopherem Reeve’m. Potem czekaliśmy na B. dziś był dzień rozmów indywidualnych. Każdy po kolei wchodził, siadał, a B. mówił co jest dobrze, co trzeba poprawić, na co zwrócić uwagę. Najpierw czekaliśmy jednak na niego prawie godzinę. Bo on podpisywał indeksy jeszcze innym grupom. Czekaliśmy, a B. nie przychodził. Myśleliśmy, że może go nie ma – nawet chcieliśmy iść do domu, ale okazało się, że jednak jest. Oczekiwaniu na wejście towarzyszyło lekkie zdenerwowanie. Chyba niepotrzebnie bo B. to swój człowiek. Jeśli chodzi o mnie to powiedział, że mam excellent american accent, że powinnam zacząć używać bardziej wyrafinowanych słów (I know it’s hard, you have it on the top of your tongue but you can’t remind in any way), poza tym jest dobrze.

Po zajęciach byłam umówiona z bratem i W. na obiad u babci. Przedtem jednak poszłam do Carrefour’a żeby dorobić klucz. A facet mi mówi, że ja w całym mieście takiego nie dorobię. Chyba, że na Curie-Skłodowskiej, ale nie wie gdzie dokładnie. Z jednej strony się wkurzyłam bo dla odwiedzającej mnie rodziny brak tego klucza będzie małym nieudogodnieniem , ale z drugiej strony to dobrze, że spółdzielnia postarała się o jakieś „specjalne” zabezpieczenie drzwi. Jeszcze zrobiłam zakupy w Rossmannie. To skandal żeby za 4 małe rzeczy zapłacić prawie 30 zł. Z czego połowę kosztuje pianka do loków marki Wella Design o wdzięcznej nazwie Superskręt. Małe to pocieszenie, ale do żelu pod prysznic o moim ulubionym morskim zapachu dostałam gratisa w postaci mydełka. U babci zjadłam wreszcie porządny, dwudaniowy obiad. Pyszna pomidorowa zupka i schabowy kotlecik. Do tego wspaniała surówka. I na deser mój ulubiony sos waniliowy z gruszkami. Mniam mniam...

Przyszłam do domu zmęczona. Wypiłam napój izotoniczny i trochę lepiej się poczułam. Potem przyszedł mój brat i zainstalował mi fajne programiki. Jeden z nich wykorzystam do czarów... W słuchawkach Universe śpiewa o takiej ciszy, że boli... Płakać mi się chce, ale obiecałam... Choć nie wiem na ile sił mi starczy jeśli mi nie pomożesz. Zostań ze mną Aniele. Proszę Cię zostań!!!!!!!

„(...)w taką ciszę wszystkie gwiazdy na niebie wyliczę. Ciebie wołam, ale cisza i pustka dookoła. Jesteś moim aniołem, jesteś...(...) Jakże długo mam czekać(...)”

 

alexbluessy : :