Archiwum marzec 2007


mar 26 2007 Zmiany się szykują.
Komentarze: 3

Hm... Kolejny raz nie poszłam na zajęcia. Nie wyrabiam ze zmęczenia. Po pracy wracam do domu i śpię. Wstaję na chwilę żeby przywitać Eśka i znowu śpię. Potrzebuję tego snu...

Moje życie nabiera coraz szybszego tempa. I coraz więcej nowości się szykuje. Bo Esio dostał w pracy podwyżkę i to całkiem sporą. Niedługo będziemy zmieniać samochód prawdopodobnie - w sobotę jedziemy do salonu Ch. oglądać i wybierać. Moja rola ograniczy się do zatwierdzenia koloru bo treszta jest mi całkiem obca - nie znam się po prostu. W wakacje być może przyjdzie nam przeprowadzić się do Stargardu Szczecińskiego. I mimo, że perspektywa zostawienia Wrocławia dla Stargardu może wydać się dziwna wczoraj zgodnie stwierdziliśmy, że nie bylibyśmy źli jeśli przyszłoby nam jehać tam na parę lat. Taka zmiana, fajna rzecz. Młodzi jesteśmy, wszystko przed nami. Kociątko zabierzemy ze sobą, najpotrzebniejsze rzeczy i będzie dobrze. Pod warunkiem, że firma Ukochanego zapewni nam mieszkanie bo Eśko tylko pod tym warunkiem zgodził się pojechać - że dla niego i narzeczonej  mieszkanie będzie. Zobaczymy... Ale w sumie cieszymy się na myśl o przeprowadzce, nie żeby nam nie było żal znajomych, gór itepe, ale jakoś tak fajnie nam z tego powodu. No i może zniknie problem, gdzie zorganizować wesele. Póki co nie wiemy czy w B-stoku, czy we Wrocławiu czy w połowie drogi. A tak zrobimy w Stargardzie i już. Hm, żartuję. Prawdopodobnie skończy się na wrocławskich okolicach.

Muszę w końcu zabrać się za pisanie pracy bo znowu opornie idzie. Jak ruszę to już pójdzie, ale na razie jestem w lesie. Najchętniej to już bym tylko pracowała, wracała do domu i przechodziła na etta gospodyni. To mi najbardziej odpowiada. Ale najwidoczniej jeszcze nie ten czas...

W piątek wypłata. I zakupy. W końcu. Muszę przecież w czymś wystąpić w czasie świąt. Już się wolnego nie mogę doczekać, dawno nie byłam tak zmęczona...

alexbluessy : :
mar 16 2007 Łykend...
Komentarze: 4

... najgorsze jest to, że się nic totalnie nie dzieje. Taki biurowy spokój i cisza... Tylko, że ja się męczę jak nie mam nic do roboty. Na siłę sobie wynajduję wszelakie zajęcia żeby tylko dobić do 16. Chyba, że wyrwę się wcześniej... Zwłaszcza, że Esio-Narzeczony dziś gotuje... Mniam. Pewnie znowu się szykuje jakaś pyszna niespodzianka. Powinnam też pójść do znajomej - zapraszała na kolację z okazji przyjazdu jej amerykańskiego chłopaka. Esio jedzie na noc do pracy bo firma wykończeniowa coś ma działać i ktoś musi ich nadzorować. Więc będę musiała iść sama, a potem sama wracać do domu, bo reszta znajomych będzie jechać w zupełnie przeciwną stronę...

... przejrzałam już allegro, setki razy przejrzałam oferty pracy, sprawdziłam pocztę. Jeszcze ten wniosek... Ale wena mnie opuściła, muza odeszła.

W dodatku coś zaczęło pylić bo od rana mam nieznośny ból głowy. Olszyna chyba.

Chyba jednak zerwę się wcześniej. Poczekam jeszcze ze 40 minut, nie podejrzewam, żeby coś się zadziało pod moją nieobecność. E. już nawet maili nie pisze, już nawet zaczynam się niepokoić trochę... Cóż, w poniedziałek pogadam o niej  z szefową, może ona coś poradzi...

Witaj łykendzie!

alexbluessy : :
mar 14 2007 Biurowo.
Komentarze: 3

W mordę jeża, zaraz mi się blog z miłosnego w biurowy przekształci... Hm... Bo tak: nowych ofert nie znalazłam, do TNT nie mogłam pójść wybierając ważniejszość wizytyw dziekanacie i przeniesienie indeksu z jednego pokoju do drugiego - 30 marca się zbliża, bank czeka na zaświadczenie, że ciągle jestem studetką nobliwej instutycji za jaką uważa się Uwr.

A ja czekam na telefon od pana z dystrybucji amerykańskich odkurzaczy. Wczoraj z Eśkiem-Narzeczonym zaczęliśmy rozważać wszystkie za i przeciw i wyszło nam, że chyba bezpieczniej będzie zostać mi tu, gdzie jestem. Bo moja praca może wyglądać w ichnim dziale rekrutacji i szkoleń następująco: dam ja sobie do prasy i w przepastne zasoby Interentu ogłoszenie o rewelacyjnie rozwijającej i świetnie płatnej pracy. Zjawi mi się 20 osób, z miejsca będę musiała pokazać im działanie, zastosowanie i odpowiednie promowanie amerykańskiego odkurzacza. A zarobię od każdej osoby, która zostanie a potem taki, wart kilka dobrych tysięcy wszystkomyjąco-piorący, odkurzacz wciśnie komuś. Hm... Chyba to nie dla mnie. Choć stanowisko i dział ładnie wygląda... Niestety, obawiam się, że tylko w nazwie.

Esio-Narzeczony odreagowuje stresy minionego weekendu. Wraca z pracy padnięty, je i idzie spać. A mnie przeprasza... Przecież ja wiem, że nie ma w tym jego winy. Odeśpi stres, zrobię mu zbaiegi reiki - na pewno pomoże. Ważne, że już jest spokojniej. I, co ważne, powiedział, że też się od soboty jakoś trochę inaczej jakby czuje.

Jutro jadę odebrać dietę. Tylko z zastosowaniem poczekam jeszcze do niedzieli bo w sobotę przyszła teściowa wyprawia imieniny... A najlepiej zaczekam do poniedziałku bo w między czasie dużo się może wydarzyć.. Hm....

Miłego dnia!

 

alexbluessy : :
mar 13 2007 Punkty widzenia.
Komentarze: 6

Może marudzę. Bo w mordę misia, no, jak nikt się nie odzywał to nagle wszyscy. Dziś byłam na rozmowie w firmie, zaproponowali mi stanowisko specjalisty ds. szkoleń i rekrutacji. Super, tym bardziej, że blisko uczelni, szkolenia w Moskwie i praca też ciekawa . Jak powiedziałam, że chciałabym tysiąc złotych na rękę to pan, z którym rozmawiałam się zdziwił. Że mało w sensie. Bo oni dają na wejściu umowę o pracę i dwa tysiączki netto. Acha. Spoko. Jutro będę wiedziała czy jestem w drugim etapie, jeśli tak to niedługo będę miała szkolenie z produktu itp. A potem będę rekrutować i szkolić przedstawicieli handlowych. Acha... Tylko, żeby to nie był jakiś pic na wodę fotomontaż bo to wszystko jest możliwe. A ja jak mam, tak mam, ale jest mi w jakiś sposób bezpiecznie w tej pracy co ją  mam teraz. A przedstawiciele handlowi, których miałabym szkolić szliby w miasto i dawali prezentacje jakiś amerykańskich odkurzaczy. Acha... No i suma sumarum dużo by odemnie zależało bo jak ich źle przeszkolę to oni mniej tych sprzętów sprzedadzą... Acha... Hm... No nic, jutro będę wiedzieć co mam dalej myśleć.  No i nawet nie zdążyłam zjeść dziś drugiego śniadania, a zadzwoniła Pani z TNT i zaprosiła mnie na jutro na rozmowę. Tylko, że chyba wolałabym szkolić panów od odkurzaczy niż informować o cenach przesyłek. No, a może się w ogóle okazać, że najlepiej mi będzie zostać tu gdzie jestem.

Świat wydaje mi się piękniejszy. Ja wiem, że patrzę przez białozłoty pryzmat zakochania, ale co tam... Czuję się ładniejsza, spkojniejsza, słyszę też takie uwagi. Dowiedziałam się też, że jestem "polizana, zaklepana". I dobrze. I jakoś tak z innym podejściem do Ukochanego wieczorami wracam zmęczona gonitwą między biurem a uczelnią. Ech... (ale takie pozytywne...)

Po pracy, a jeszcze mam zebranie z wolontariuszami o 16.00, pójdę do banku i zrobię przelew za dietę 5dniową. Działa. Mama Eśka jest najlepszym przykładem tego. A na allegro mają ją tańszą o dwie dychy niż w aptece. Tak więc trochę naszprycuję się chemią, a potem mam nadzieję poczuć się lepiej...

A może kupię sobie jakiegoś żółtego kwiatka...

P.S. Dodzwoniłam się w końcu do pana z Wydziału Kultury. Miły był, ale pomóc nie mógł. Dobrze, ze chciaż zaproponował rozwiązanie alternatywne. No, to jeszcze telefon do pani z Galerii Dominikańskiej...

alexbluessy : :
mar 12 2007 Inaczej.
Komentarze: 1

To nieprawda, że czuję się tak samo. Jest jednak jakaś różnica. Jakby więcej czułości i kolorów między nami. Jeszcze spokojniej się zrobiło.

Za oknem też zielono i słonecznie.

Dzień w biurze, jak co poniedziałek zaczęłam od przejrzenia ofert pracy. Zaraz zabiorę się za to, co muszę dzisiaj zrobić - telefon do Urzędu Miasta, do Galerii Dominikańskiej - trzeba podgonić z przygotowaniami akcji promocyjnych. Już się nie wkurzam, że E. nie spieszy się do przychodzenia do biura - nauczyłam się wykorzystywać jej nieobecność na swoją korzyść. Im więcej się nauczę, im więcej przejdzie pism przez moje ręce z moim podpisem tym lepiej na przyszłość. Czasem tylko się buntuję, kiedy jestem zmęczona i chciałabym żeby choć na chwilę ktoś mnie odciążył od pewnych rzeczy. A zanosi się, że obowiązków przybędzie.

Miłego poniedziałku!

.....................................................................

Jest 15.13, jeszcze 47 minut i wyjdę na wiosenne słońce. Dobrze, że tym razem nie zapomniałam zielonych okularów przeciwsłonecznych... Jeszcze 46 minut... Wyjdę, pójdę kupić Kociątku Whiskasa w puszce i suchego na wagę, potem na zajęcia. Nie chce mi się strasznie jechać na uczelnię, B. też miałaby ochotę na wagary. Hm, tylko od początku semestru nie było nas ani razu w instytucie. A bo nauka do egzaminu, a bo resztki śniegu i fajnie się pojechało na narty, raz nam się nie chciało, potem zrobiłyśmy sobie wagary w IKEI. Dziś trzeba iść.

Wiecie, jakoś się inaczej czuję. Pewniej i jakoś bardziej kobieco. Patrzę na ten pierścionek, obracam go w palcach, śmieję i uśmiecham się do siebie jak głupia (dobrze,  że mam swoje biuro i nikt mnie nie widzi). Mam ochotę krzyzceć i płakać z radości. Wyrzucić to z siebie.. Sprawdzam od czasu do czasu czy on naprawdę tam jest. Przypominam sobie, kiedy Ukochany wyjął go w sobotę i spytał czy zostanę jego żoną. Widzę swoje zaskoczenie, jego oczy, nasze uśmiechy...

Od rana napisałam trzy maile, do pana w Wydziale Kultury się nie dodzwoniłam co trochę mi podniosło adrenalinę. Ale przynajmniej zaczęłam wypełniać wniosek o dofinansowanie projektu. Najgorsze to zacząć, jak się zacznie to już jakoś pójdzie. Do 2 kwietnia trzeba wysłać, więc jest jeszcze trochę czasu... Dziś część merytoryczna, jutro zajmę się budżetem. Od rana nie pojawiły się zadne fajne oferty pracy...

Jeszcze 40 minut...

 

 

alexbluessy : :