Archiwum październik 2004, strona 2


paź 12 2004 Zawód.
Komentarze: 3

No więc zawiodłam się. To, w co wierzyłam okazało się nieprawdziwe, brakuje dowodów i tak dalej. Bez sensu, to nie może być prawda, miało być zupełnie inaczej. A oto wczoraj wieczorem czytając „Historię Rosji” Ludwika Bazylowa dowiedziałam się, że mało prawdopodobne, ze to moi kochani Wikingowie założyli podwaliny dzisiejszej Rosji.

W co ja mam teraz wierzyć??? Tyle lat żyłam w przeświadczeniu, że wszystko od dzikich, nieposkromionych i budzących żądze Normanów się zaczęło. Guzik z pętelką...

 

Jedyne pocieszenie znajduję w tym, że mąż z przedwczorajszego nie-idealnego, wczoraj już stał się mężem idealnym. Tylko ciekawe czemu zawdzięczam taką nagłą przemianę... Ja bym z tą jego idealnością polemizowała, jako że ciekawski jest okropnie. Mówię mu „poczekaj, zobaczysz, że nic strasznego się nie stanie...”. A on swoje „powiedz mi, powiedz co się jutro stanie.”

Bo o tą kartkę chodzi. Jak wymyśliłam, ze ją wyślę to Eśko akurat u mnie był i zobaczył, że uśmiecham się pod nosem. Jak zapytał co się stało to powiedziałam „poczekaj, góra we wtorek się dowiesz”. A on swoje, powiedz i powiedz. Niech poczeka, bardziej będzie się cieszył, większą będzie miał niespodziewankę. No chyba, że on się niepokoi. A w ogóle to jestem ciekawa na jakiej podstawie wywnioskował, że ja chcę mu coś dzisiaj powiedzieć. Wielce zastanawiające to wszystko jest. Ale wtorek już dzisiaj, wróci z pracy to przesyłka powinna już czekać...

 

... o Pana Doktora to Moje Kochanie może być zazdrosny. Platonicznie rzecz jasna, ale nie powiem żebym nie była zachwycona. Facet ma podejście do kobiety, daje jej komfort psychiczny, a przy tym jest bardzo zabawny. „Witaminek” póki co nie mam, najpierw muszę połykać jakieś inne specyfiki. A poza tym prawdopodobnie dostanę też skierowanie na usunięcie moich barwnikowych znamion na szyi i plecach. Bo pan Doktor jest onkologiem, a oni w klinice robią takie wycięcia za darmo. Za dwa tygodnie powiem mu żeby mi takie skierowanie wydał. A kto mieszka we Wrocławiu to ja Pana Doktora polecam, zresztą sama dowiedziałam się o nim od koleżanki.

 

... już mam cały scenariusz sobotniego wieczoru z Esiem. On przychodzi zmęczony po zajęciach, robi sobie herbatkę albo kawę wedle życzenia. Ja już czekam na niego z kolacją, na którą będą naleśniki z warzywami i topionym serkiem. On otwiera butelkę Słonecznego brzegu czy stoku, nie pamiętam. Zapalamy świece, włączamy Vondę Shepard, siadamy na łóżku. Może jeszcze budyń na deser z wiśniami będzie.

I cholera w końcu zaczynam mówić.

 

No, ale to dopiero w sobotę. W czwartek wychodzimy z Moim Bratem Kochanym i jego dziewczyną. Oj, to już jutro przyjeżdżają. Muszę posprzątać w pokoju, jakąś pościel im przygotować. Rany, jak ja się za nim stęskniłam!!! Za rodzicami też, Mamę zobaczę za miesiąc, a Tatę dopiero na Boże Narodzenie. Tak to jest przy odległości 600 kilometrów.

 

... w sobotę ja robię naleśniki dla zmęczonego nauką i pracą męża nie-idealnego, a dziś moi współlokatorzy robią mi na kolację pyszne pierogi. Bo wyjedli mi trochę pysznego smalcu, który dała mi mama Esia. Myśleli, że to ich (dokładniej to jeden z nich myślał) bo mają w domu takie same miseczki. Drugi za brata przeprosił, i w zamian za zrobi mi na kolację pierożki. Ja to mam dobrze, nie???

W sobotę dostaną po naleśniku... („picia” im nie dam bo zamierzam się upić, a Esio ma tego dopilnować chociaż zastrzega, ze on swojej dziewczyny upijać nie będzie. Ale ja i tak się upiję. Szczęściem i zakochaniem, no „piciem” pewnie trochę też).

 

... i powiem mu, że „Samotność...” to chcę z nim przeczytać... W sobotę będzie już podpisana, gotowa na kolejne czytanie. A na taki romantyczny wieczór we dwoje to wiersze Achmatowej też genialnie pasują. Jestem nią absolutnie zachwycona. Może ja jakąś specjalizację z jej twórczości zrobię... Chociaż nie, będę się kłócić o moich Wikingów. Podejmuję się ryzyka, wiem. Ale przecież nie ma nic ten, kto nie ryzykuje. A zresztą to przecież jeszcze dużo czasu.

 

Słucham wybranych piosenek z „Ally McBeal” i jakoś tak radośnie mi się robi. Dziś już wtorek, obudził mnie sympatyczny sms od Mojego Mężczyzny. Zjadłam pyszne śniadanko, potem M. wyszedł z propozycją tych pierogów na kolację, słońce nawet świeci. Jestem „hooked on a feeling...” I jest GREAT!!!

Jutro przyjeżdża P. Dziś chyba w miarę ciekawe zajęcia, jutro też. Może jakąś chwilkę dla siebie z Esiem wykradniemy do czwartku. Bo ta tęsknota mnie zje...

Hm, już nie mogę się doczekać jego reakcji na kartkę, normalnie ciekawość mnie zjada. Ciężko będzie wysiedzieć do popołudnia, ale myślę, że warto...

 

 

 

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
paź 11 2004 Rysa na szkle.
Komentarze: 1

... w sobotę będę musiała poważnie pogadać z Eśkiem. Przyjedzie do mnie po swoich zajęciach, otworzymy butelkę, zrobimy coś do jedzenia i mu powiem. To, co chcę, powiem jak to jest ze mną naprawdę, dlaczego czasem zachowuję się tak, jak się zachowuję. Że coś mnie blokuje i nie pozwala do końca się odkryć.

Wiem, że taką godzinę szczerości obiecuję sobie nie od dzisiaj, ale jestem to winna i sobie i jemu. Jeśli znowu stchórzę to on może nadal żyć w niepokoju, a ja będę nadal sobie wyrzucać, że mogłam powiedzieć, a milczałam.

 

Nie chcę tak dłużej.

 

... bo każdego dnia budzę się bardziej zakochana i bardziej stęskniona. Każdego dnia chcę mieć go bardziej przy sobie, każdego dnia...

Owszem, na szkle pojawiły się rysy. Niewielkie, ale lubię jasne sytuacje i muszę o nich Eśka poinformować. Żeby nie było niedomówień, żeby było dobrze. Wiem, że jemu też na tym zależy. Tym bardziej trzeba porozmawiać.

 

Zauważyłam, zresztą Esio też i nawet wczoraj mi o tym powiedział, że jak on wychodzi ode mnie to ja smutnieję. No to jest racja, ale powodów mojego stanu jest kilka. Jednym z nich jest oczywiście to, że wychodzi i że przez jakiś czas go nie będzie. Ale do mnie zaczynają powracać wszystkie bolączki i kłopoty, o których zapomniałam. Zresztą to nie jest tylko przy Eśku. Z kimkolwiek się spotykam, z kimkolwiek rozmawiam, zapominam o tym, z czym muszę się borykać, co spędza mi z powiek sen. Kiedy spotkanie się kończy, to wszystko wraca. Znowu śnią mi się rachunki, znowu zaczynam planować jak przeżyć do końca miesiąca za dwie stówy. Moich Znajomych to nie dotyczy. Mieszkają przy rodzicach, nie muszą się o nic martwić. A ja już nie pracuję u B. i nie mam dodatkowych dochodów. No, angielski będę z K. miała, ale to tez za jakiś czas. Teraz czekam aż firma B. będzie miała finansową płynność. A wiadomo jak to jest na początku działalności. Rożnie. Tak więc muszę zaciskać pasa i nie poddawać się.

 

... ale to wiem ja. dla ludzi z zewnątrz żyję sobie jak królowa na włościach. Z własnym mieszkaniem przynoszącym zyski, bez rodziców, na ładnym osiedlu. Rodzice płacą za szkołę i dodatkowy kurs, sielanka, nie życie. Tylko jakoś nikogo nie obchodzi, że wieczorami, kiedy jestem sama to duszę się od płaczu. Bo już nie mam siły, bo chciałabym żeby ktoś powiedział „nie martw się, jestem obok. Będzie dobrze”. Nie mam nikogo takiego. Tylko E. wykazuje zrozumienie, ona jedna właściwie. I Esio chyba coraz bardziej też, ale jemu muszę też otworzyć bardziej jeszcze oczy.

 

Wczoraj na urodzinach mojej kuzynki wyszła sprawa Sylwestra. Już jakiś czas temu myśleliśmy o wyjeździe na narty, i to wczoraj powiedzieliśmy „na forum”. A potem, u mnie, jeszcze raz zaczęliśmy rozmawiać. Moje Kochanie zapytał jeszcze raz, ze on tak o tych nartach powiedział, ale może ja bym coś innego chciała robić. Prawda to jest taka, że ja bardzo się na te narty napaliłam, i naprawdę bardzo chciałabym pojechać do tych Czech, ale nie ma szans żebym do grudnia odłożyła 600 złotych, szczególnie bez dodatkowych dochodów. O tym też będę musiała pogadać z Eśkiem. Chociaż tu sprawa jest głębsza, bo ja czuję się jak osoba z zewnątrz, która weszła w jakąś zamkniętą enklawę.

Bo Esio i jego przyjaciele trzymają się razem, mają jakieś swoje ustalone zwyczaje (na witanie nowego Roku chociażby), ja przyszłam znikąd, czuję się nieraz obco. Nie czuję się gorsza, jest mi z nimi dobrze i swojsko, ale czasem czuję, że stoję na uboczu. Jakbym podświadomie się dostosowywała. A przecież to nie na tym ma polegać, prawda??? Muszę mu to wszystko powiedzieć. Koniecznie. Inteligentny jest, to zrozumie. A jeśli nie??? Znowu bredzę.

 

... przy świecach, kadzidełku i butelce z dobrym trunkiem powinno mi być łatwiej się otworzyć. Mam nadzieję, bardzo tego chcę bo to już mi spokoju nie daje. Wszystko się kumuluje i nienajlepiej na mnie wpływa. Ja się męczę bo nie mogę się otworzyć, a Esio nie wie co się dzieje.

 

W sobotę... Powinno być po wszystkim. Dobrze, że Mój Mężczyzna zostaje na noc, będę miała dużo czasu, nie będę musiała się spieszyć. Będę mogła się spokojnie zastanowić, zrobić pauzę, pomilczeć, popłakać.

On też nie wyjdzie, zostanie. O, i to jest następna rysa. Bo ja on przychodzi to jest cudownie. Rozmawiamy, pijemy kawę i herbatę, czasem coś przekąsimy. A w końcu robi się namiętnie. Bardzo. I koncert się nie kończy. Nie kończy się bo może jeszcze nie czas, może warto jeszcze poczekać, żeby potem bardziej delektować się muzyką.

Robi się namiętnie, a po chwilach uniesień Esio zaraz musi wracać do domu. Dziwnie się wtedy czuję. Jakbym była tylko przytulanką, czymś/kimś w rodzaju zaspokojenia. Ja wiem, że tak nie jest. Wiem, że na jego wyjście „zaraz po” wpływają czynniki zewnętrzne, ale chcę żeby wiedział jak się czuję. Że też dlatego jest mi smutno, bo ja bym chciała się przytulić, pomilczeć, pochlipać, a on się ubiera i wychodzi. Choć wczoraj przyznał, że samemu mu głupio, że tak się dzieje...

 

Moja kuzynka, która widziała go wczoraj pierwszy raz na oczy przy przywitaniu zapytała „czyli to jest mąż idealny???”. Potwierdziłam, a Esio smsa na dobranoc podpisał „mąż nie zawsze idealny”, a ja dziś się podpisałam jako nie zawsze idealna żona. I wszystko jest okej. I teraz pozostaje mi mieć nadzieję, ze dziś się spotkamy. Bo jeśli nie to dopiero w czwartek.

 

... bo przyjeżdża Mój Brat Kochany z dziewczyną w środę. To w czwartek pójdziemy wszyscy na imprezę do miasta. Esio sam chciał to zaproponować, ale go ubiegłam. Może dołączy jeszcze moja kuzynka, wczorajsza jubilatka, z chłopakiem.

Hm, dziś dostałam od niej wiadomość, że mam fajnego męża. Ameryki nie odkryła, ja o tym wiem. Ale mężowi o tym nie powiem, bo się jeszcze rozpłynie... I, co nie najbardziej zdziwiło, A. zaprosiła nas żebyśmy wpadli tak po prostu bez żadnej imprezy. Ciekawe co jej się stało??? Bo jeszcze stanę się zazdrosna...

No, ale wykazuje się jakby inicjatywą, grzechem byłoby kiedyś nie skorzystać. Problem w tym, że my teraz to czasu niewiele dla siebie mamy, jak już się spotkamy chcemy się sobą nacieszyć...

 

W sobotę... Raniutko wyjeżdża Mój Kochany Brat, wieczór będzie tylko dla mnie i Esia. Dziś wybieram się do lekarza do „witaminki”. Mąż wydał polecenia „zjeść dropsa o nazwie poniedziałek”. Zobaczymy.

A kiedy on wczoraj wyszedł, położyłam się i wyłam w poduszkę jak głupia. Z żalu, z zakochania, z tego wszystkiego co chcę powiedzieć. I z tego, jak bardzo chcę to wszystko z siebie wyrzucić.

 

Proszę, trzymajcie w sobotę kciuki, dobrze???

... zasnęłam z misiem, którego dostałam od Brata, mięciutkim, brązowym lwem.

 

Za dwa tygodnie zaczynam kurs pilotów. Zadzwoniła Mama, powiedziała, że najwyraźniej w zaistniałej sytuacji muszą się przygotować na opłacenie go. Wiedzą, że dla ten papier jest bardzo ważny, że bez niego ani rusz. Jestem im za to bardzo wdzięczna, ale już nie mam sumienia. Dlatego zapominam o narciarskim Sylwestrze. Chyba, że stanie się bliżej nieokreślony cud...

Ale najważniejsze żeby Esio był blisko, right???

 

Wczoraj z N. obejrzałyśmy „Nigdy w życiu”, zastanowiłyśmy się nad mieszkaniem z chłopakiem (ona ma chyba ochotę wynająć coś ze swoim J.), zjadłam przyniesione przez nią ciasto i się rozstałyśmy. Ale dziś zaprosiła mnie i Eśka na bankiet do Teatru Poslkiego. O ile coś się będzie tam działo. A poza tym mamy szansę na darmowe odchamianie. Czekamy więc dziś na smsa...

Jak nie dziś to w czwartek zobaczę Ukochanego dopiero, to tak długo... Chyba, że po raz kolejny zmieni mi się plan na uczelni.

 

No w każdym razie chcąc umilić Ukochanemu ponure dni jesienne wysłałam mu drogą pocztową zwykłą kartkę. Na niebieskim tle jest żółciutki Tweety, szeroko uśmiechnięty i oznajmiający, ze ta kartka jest na poprawę humoru. Esio się niczego nie spodziewa, jestem bardzo ciekawa reakcji. Tym bardziej, że na kopercie w polu nadawcy napisałam, że przesyłkę nadał Poprawiacz Humoru.

 

... mam trochę latanie po mieście. Biblioteka, Instytut, Pan Doktor... Po południu ćwiczenie pisania cyrlicą i wymawianie poszczególnych liter.

Muszę wypożyczyć książki, szczególnie z historii i literaturoznawstwa są tego dwie listy. Najgorsze, że łaciny i podręcznika do praktycznej nauki nigdzie nie ma. A kasy na nowy nie posiadam. Tym bardziej, że bank ściągnął pieniądze z konta mojego Taty i wirtualnie przesłał je na moje. Taty konto zubożało, a na moim nic nie ma. Rodzice zrobili nie małą aferę bo to już nie pierwszy raz się dzieje coś takiego, ciekawe co z tego wyniknie.

 

Wypożyczę też wiersze Anny Achmatowej. Kiedyś czytałam jakąś książkę Marty Fox i tam znalazłam fragment jednego wiersza Achamtowej, zachwyciłam się. dlatego nie wyjdę dziś z biblioteki bez jej tomiku. Tym bardziej, że poetka rosyjska, a więc jak najbardziej „kierunkowa”.

A w przyszłą sobotę J. L. Wiśniewski podpisuje w Empiku „Los Powtórzony”. Niech podpisuje, mi podpisze „Samotność...”. Tylko niech Esio zapomni mi ją przynieść, nawet czytać jej nie zaczął. W końcu naprawdę skończy się tak, że razem ją przeczytamy. Opatrzoną podpisem autora. Eh...

 

... Esiowi to będę jeszcze musiała przeczytać artykuł z najnowszego „Zwierciadła” o lęku przed bliskością. Eichelberger z Jastrunem odnoszą go niby do mężczyzn, ale ja tam znalazłam siebie. Ta ich rozmowa jest o mnie. Już wiem dlaczego się boję, dlaczego zachowuję się czasem zupełnie inaczej niż bym chciała i działam sprzecznie ze swoimi uczuciami. Ze strachu przed bliskością, przed wyśmianiem, niezrozumieniem. U mnie jeszcze dochodzi maska, skorupa, którą przez dwa lata, skazana na samodzielność, sobie wytworzyłam. Żeby nie dać się skrzywdzić, żeby nie pokazać, że mi źle, ze się boję, że nie mam siły. Trwałam w przeświadczeniu, że jestem skazana na siebie, że nie ma nikogo, kto może mi pomóc, kto mnie zrozumie. Że muszę poradzić sobie sama, że nie ważne jak jest źle muszę być silna...

 

Jestem tym zmęczona.

 

W sobotę pozbędę się tego balastu. Zamknę moją Przyjaciółkę Gulę w słoiku i mocno go zakręcę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
paź 07 2004 Powiedział to!!!
Komentarze: 5

(Godzina 7:27)

Kurcze, Eljot, ale mi brakowało takiego porannego siedzenia przy kawie i stukania w klawiaturę. Teraz to już będzie luksus, nauka się zaczęła i mam inne rzeczy do roboty. Ale jeszcze dziś pachnąca Prima przede mną, wprowadzająca optymizm muzyka gra, chłopaki śpią i jest GREAT po prostu. Dla takich chwil wolę wstać pół godziny wcześniej.

 

...  rozbawiła mnie „kibelkowa korespondencja”, którą rano znalazłam w łazience. M., nowy współlokator, pytał czy nie wie z doświadczenia któreś z nas (ja albo Ł.) dlaczego ze zbiornika na wodę cieknie woda. Ja chyba wiem, prawdopodobnie trzeba będzie uszczelkę wymienić, ale to maleńkie piwo. Jak nie zapomnę kupię co trzeba i się tym zajmę.

Ale to dobrze, ze mnie coś jest w stanie rozbawić. Przecież wczoraj nie marzyłam już o niczym innym, jak tylko o cieplutkiej kołderce. Ze zmęczenia nie czuję głodu, nie czuję pragnienia. Ja się zamęczę, a jeszcze według nowego, odwtorkowego, planu moja grupa ma mieć dwa razy w tygodniu zajęcia do 21:45. to ma być chyba cena, jaką mamy płacić za najwyższy poziom zaawansowania angielskiego.

 

... studia na pewno zapowiadają się ciekawie, ale ciężko. To, ale mnie to kręci, bawi, a to chyba najważniejsze. Więcej Ci opowiem w przyszłym tygodniu, bo na razie i grupy prowizoryczne i chaos z dezorganizacją jakąś panuje.

Na razie to zdążyłam się zorientować, że facet od łaciny mówi cicho, ale stosuje ulgę wobec pań. Co tydzień robi kartkówki, ale jak ktoś je pisze pozytywnie to nie ma problemu z zaliczeniem semestru. Pani od mówienia i pracy z tekstem rzuca na głęboką wodę, ale w sumie to dobrze bo się człowiek osłucha i szybciej przyswoi co trzeba. Inna rzecz, ze wygląda na wymagającą. Jedyne dobre, że nie stawia przez pierwsze kilka miesięcy dwój. Czyli, ze mam rozumieć, ze wszyscy zaliczają??? Jak tak to spoko. A pan, z którym mamy wykład ze wstępu do językoznawstwa jest wielbicielem (i znawcą???) dam, wszelkich damskich ozdób i od razu zaznaczył, żeby panowie nie wychodzili przed panie. Może nie we wiedzy, ale jeśli przyjdzie do zaliczenia czy egzaminu – panie wchodzą pierwsze.

 

Przez to szaleńcze tempo załatwiania spraw przeróżnych jem jeszcze mniej racjonalnie i z jeszcze mniejszą regularnością niż  jadłam. Nie wspomnę już o piciu. Hm, może dziś jak wieczorem przyjdzie Esio to na niego zrzucę obowiązek przygotowania mi kolacji. Przy moim obecnym trybie życia mogę się, i to całkiem serio, nabawić jakiegoś osłabienia. I żeby na tym się skończyło...

 

Ale chociaż sprawę firmy modelingowej ruszyłyśmy do przodu. Po prostu poszłyśmy na policję. Najbardziej nas zdziwiło, że sama pracownica wrocławskiego „oddziału” nas tam wysłała i kilka razy powtórzyła, że możemy z panami policjantami wrócić i ona wszystko powie. Może też ma jakieś „porachunki” z szefostwem. No w każdym razie trochę nerwów nas to kosztowało, komisarz niewiele na razie powiedział, zobaczymy jak to będzie.

 

(O, Esio smsa wysłał. Życzy mi słonecznego dnia i przypomina, że widzimy się wieczorem). Super, bo już mi się tęskni... Wczoraj przed północą mi fajnego wysłał. Na początku nie skojarzyłam od kogo to bo podpisał się jako „Mąż”. Dopiero jak się wczytałam to się domyśliłam. No, ale ostatecznie pora też była późna i ja zmęczona bardzo.

W niedzielę moja kuzynka zaprosiła nas na swoje urodziny. Esio nie wiem czy będzie mógł bo jego rodzice mówili, że może do babci pojadą wszyscy czworo. No tak, znowu sama... A czy ja coś mówię Aniele???   Przecież ja rozumiem, uspokój się już. Pójdę sama, ale najpierw zobaczę jak mi się „dyżur” u B. ułoży. Ale na pewno chociaż na chwilkę wpadnę, A. do mnie przyjechała więc nie wypada odmówić, nie???

Choć i tak mam jakieś niejasne przeczucie, że to podwójne zaproszenie wystosowała bo bardzo chce Mojego Esia poznać.

 

... jak mi błogo, Aniele Mój. Deszcz za oknem siąpi, muzyka nadal wprowadza mnie w pozytywne wibracje, zajadam pyszną bułeczkę, popijam jeszcze pyszniejszą kawą. Uwielbiam takie poranki!!!

Można ubrać się w ulubiony cieplutki sweter, opatulić szalikiem, na głowę nałożyć pozytywnie czerwony beret, od razu przyjemniej po mieście się chodzi. Nawet w taka pogodę.

A jeśli w perspektywie ma się wieczór w towarzystwie „męża” to nawet cztery godziny ćwiczeń na uczelni nie są straszne.

........................................................

(Godzina 22:40)

E. ma pracę, ja nie mam bo stwierdzili, że się nie nadaję. Mam za to przed sobą trzy lata masakrycznie ciężkich studiów, ciężki orzech do zgryzienia co zrobić z kursem pilotów, za który trzeba zapłacić, a na który pieniędzy nie mam.

Mam też Chłopaka...

 

... na uczelni w miarę dziś było. Od wtorku formujemy się już we właściwe grupy. Hm, ciekawe jak to będzie... Na razie pełna euforii jestem po zajęciach z pisania. Pani doktor wygląda na kobietę życiową i taką, która rozumie, że póki co cyrlica to dla nas nic nie znaczące szlaczki. Mówi po polsku i powtarza, że mamy się nie martwić bo w ciągu miesiąca mniej lub bardziej zrównamy się z tymi, którzy jakiś kontakt z rosyjskim już mieli.

Zaraz powiem Ci, Eljot, wierszyk o tym, że już umiem alfabet. Esiowi powiedziałam, wymiękł przy trzecim (z czterech) wersów.

 

Esio...

 

„Poprzez palce moich rąk widzę, że wszystko się wymyka i traci sens...”

 

... z Esiem prawie się nie widujemy, prawie nie będziemy się widywać. Ryczeć mi się chce.  Przyjechał dziś do mnie po zajęciach, nawet zrobił mi kolację. A potem położył obok siebie i powiedział, że bardzo się cieszy, że mógł mnie zobaczyć, przytulić się... No w międzyczasie tak zwanym powiedział, że bardzo lubi mnie w jeansach. Ale że też lubi mnie w jasnych i czarnych spodniach. A potem, że w tamtych i tamtych też. Czyli we wszystkich generalnie, bo ja przecież spodniara jestem. A ostatnio to sama skóra i kości bo jeszcze schudłam od tego stresu.

 

... coraz bardziej zbliżamy się do siebie i coraz trudniej jest powstrzymać się od dopisania tych kilku(nastu) nut.

Na pytanie Esia czy jestem zmęczona (i nie miało ono nic wspólnego z koncertem, tak to nazwijmy), odpowiedziałam, że jestem ciężko uczącą się studentką filologii rosyjskiej i mam prawo być zmęczona. A wiesz Aniele Mój co on odpowiedział???!!! Przytulił się jeszcze mocniej i powiedział, że on jest ciężko uczącym się, pracującym i ZAKOCHANYM we mnie facetem. Zamarłam, nie wiedziałam co mam robić, przecież ja też tak czuję, przecież też chcę mu TO powiedzieć.

A tu kurwa mac, nie mogę. Kiedy w końcu jest okazja, kiedy on się pierwszy otwiera mnie coś paraliżuje. Ja pierniczę...

 

Obejrzeliśmy program gogusia Tomasza Lisa. To znaczy Esio obejrzał, ja czytałam „Greka Zorbę”. I jakoś na płacz mi się zebrało, zrobiło mi się tak potwornie smutno... A Esio mnie przytulił, spojrzał na mnie i...:

 

E.: To jak, zakochałaś się już we mnie?

Ja.: A czemu ty się tak dopytujesz?

E.: Bo chciałbym poznać odpowiedź na moje pytanie.

Ja.: ...

E.: Nie przejdzie ci to przez gardło, co?

Ja....

E.: Nie musi...

 

... Boże, Eljot jak ja chcę to z siebie wyrzucić!!! Dlaczego nie umiem??? czemu się boję, czemu uciekam??? On powiedział, otworzył się, mimo zarzekań, że już nigdy... A ja??? Głupia jestem. Podła, zła, niedobra, niewdzięczna... Co z tego, że on czuje, że dostaje sygnały, to nie to samo co usłyszeć przecież.

 

W wakacje chciałabym na miesiąc wyjechać do Petersburga na Wakacyjną Szkołę Języka Rosyjskiego. Jak Esio usłyszał, że to kosztuje tylko 360 dolarów i w tym jest kurs z zakwaterowaniem, że na miesiąc staje się studentem tamtejszego uniwersytetu co daje mu darmowy wstęp do muzeów i tym podobnych to sam stwierdził, ze chętnie by się wybrał. Ale nie wie jak urlop i w ogóle. A potem się zapytał czy ja z nim na wakacje wyjadę. Ty wiesz Aniele za ile te wakacje będą??? Kupa czasu, a on już o tym myśli. To chyba znaczy, że myśli poważnie o mnie, nie??? No, chyba że ja za daleko teraz poszłam w swojej babskiej filozofii. A ja to z Esiem chcę być, z Esiem.

 

.. tylko jak mu to powiedzieć???

 

Wiesz, jak teraz nie widujemy się codziennie to ja tęsknię za nim bardziej niż jak wyjechał, bardziej niż wtedy, jak był daleko. Wiem, ze zobaczymy się w sobotę, wiem, ze będzie cudownie, wiem... Chwile ulotne...

 

... i jak taka siedziałam smutna to on zapytał co mi jest. Czy jestem zmęczona, czy to smutek. Powiedziałam, ze jedno i drugie. Zapytał czemu się smucę. nie dostał odpowiedzi tylko smutne spojrzenie. Wtedy powiedział, raczej wyszeptał żebym napisała dlaczego, jeśli tak mi łatwiej będzie.

 

... a może gdyby on się wprowadził, gdybyśmy razem zamieszkali byłoby łatwiej, lepiej??? Jak myślisz Aniele Mój, hm???

 

... Już sama nie wiem co robić. Zrezygnować z kursu, poprosić rodziców o opłacenie mimo wyrzutów sumienia. Nie wiem... Może zamiast szukać pracy powinnam przysiąść i ryć żeby mieć odpowiednią do stypendium średnią??? Wiem, ze mam zadzwonić do rodziców, do B. przecież też, ale jestem taka zmęczona, czas mi płynie tak szybko, nawet nie wiem gdzie on jest.

Nie dosypiam, nie dojadam. Chodzę z podkrążonymi oczami i jedynie na zajęciach nie myślę o problemach, które nade mną zawisły. Nie chcieli mnie dziś do telemarketingu. Pewnie stwierdzili, ze się nie nadaję. Okej, ich prawo. Może rzeczywiście to nie dla mnie. E. mówi, że myślała, ze razem będziemy pracować, że nie wie czy się zdecydować. Powinna brać, co dają bo nie wiadomo kiedy następna praca się trafi. Ja mam 230 złotych do końca miesiąca na przeżycie...

 

Ale wiem, że dam sobie rade, wiem, ze przeżyję...

Muszę.

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
paź 04 2004 Jakoś to będzie.
Komentarze: 8

... Jakoś to będzie Aniele, musi jakoś być. Każdego dnia mam szkołę (prze)życia, ale się nie poddaję i staram się nie narzekać. Porażki mnie umacniają i motywują do jeszcze większego wysiłku.

 

Tylko te panie w dziekanacie mnie wkurzają. Zamiast wywiesić informację to człowiek musi stać ponad godzinę w kolejce w dusznym i zatłoczonym korytarzu żeby zostać odprawionym z kwitkiem. Bez sensu coś takiego. Skąd niby student pierwszego roku ma wiedzieć, że zaświadczenie dla banku dostanie dopiero po 13 października i tylko jeśli zostawi indeks. Witajcie studia, hehehe!!!

No, staram się nie tracić werwy i dobrego humoru. Już jutro zaczynam. Łaciną i praktyczną nauką języka kierunkowego, a dokładniej pracą z tekstem.  Hm, bez znajomości alfabetu, bez umiejętności jakiegokolwiek poruszania się w języku rosyjskim od razu praca z tekstem. Ale i tak się cieszę.

 

I mój nowy słownik tak ładnie wygląda na półce. Co prawda równie dobrze mógłby to być słownik polsko-chiński i w drugą stronę, bo i tak ni cholery nie umiem go rozszyfrować. Jeśli o słowa po rosyjsku chodzi oczywiście. Jedno wpadło mi w oko – „pierniczek”. Nie mam pojęcia dlaczego właśnie ono, tym bardziej, że i tak nie umiem go przeczytać w cyrlicy.  Ale co tam, „pierniczek” jest „pierniczek”. Jutro postaram się dowiedzieć jak to poprawnie wymawiać. Ale się cieszę... Nie mogę normalnie.

Z tym słownikiem to też mi się udało, nie ma co. Normalna cena była 59,80 zł. Ze zniżką studencką 10% zapłaciłabym 53,83 czy jakoś tak. Dałam pani stówę, a ona że nie ma wydać. W końcu coś tam postukała w komputer i powiedziała, ze mam zapłacić 50,83 zł. Czyli chyba policzyła mi według zniżki nauczycielskiej 15%. Albo w legitymacji zobaczyła, ze filologia kierunkowa i dlatego. Nie wiem, nie narzekam w każdym razie.

 

... ale dziś miałam wariacki dzień. Tyle chciałyśmy z E. załatwić, nie wiele się udało. Ale najważniejsze, że jakoś idzie do przodu, prawda??? Jutro też dzień mamy wypełniony po brzegi, a ja dodatkowo zajęcia mam na uczelni. Great!!! Ale cieszę się, ze w końcu zacznie się coś dziać.

Najpierw wystałyśmy się w dziekanacie, potem nic nie załatwiłyśmy w firmie modelingowej, a na koniec pojechałyśmy do Kolegium Nauczycielskiego żeby spotkać się z ludźmi z naszej grupy. Okazało się, że egzaminy zdali wszyscy, ale z braku miejsc dostali się na dzienne (po wybuleniu 3600 za rok nauki w SJK – super). W takim wypadku jedna dziewczyna poszła na dziennikarstwo prywatne, jeden chłopak na logistykę, a jeszcze inna dziewczyna wybrała wieczorową anglistykę na uniwerku. I zostały takie dwie sierotki...

A swoją drogą ten, co wybrał logistykę to błąd zrobił. Bo on zanim poszedł do SJK przez rok był na AR na rolnictwie. Nie musiał rezygnować, mógł przecież wziąć dziekankę, iść na rok do SJK, zdawać do kolegium, a jakby się nie udało wracać na Akademię. Mam rację Eljot???  A tak zamknął sobie drogę... Jego wybór.

 

Esio też się ze mną zgodził, że mógł wracać na rolnictwo. Hm, tylko rozumując  w ten sposób ja już cztery lata temu mogłam iść na słowiańską. Życie lubi zaskakiwać, ale nie narzekam, niczego nie żałuję.

 

A Esio??? Mówi, że dziś w nowej pracy nie narobił się za bardzo. Ale i tak w głosie wyczułam zmęczenie, kiedy zadzwonił żeby powiedzieć, ze zaraz do mnie rusza. Powiedziałam, że jeśli jest bardzo zmęczony to może niech nie przyjeżdża. A on mi na to, wiesz co odpowiedział??? Powiedział: „Misia, no powiedz jak ja mogę być zmęczony żeby do ciebie jechać, co???” To chyba mu choć trochę zależy, hm??? Jak Ty myślisz Aniele???

Akurat byłam w trakcie jednego z „moich” wieczorów. Wiersze, świece, kadzidełko i Norah Jones z Joss Stone i Wielkim Carlosem do spółki w odtwarzaczu. Esiulek wszedł. Powiedział tylko „o jak ładnie świeczki...I ty misia też bardzo ładnie wyglądasz, jak zawsze zresztą...” i zmęczony się położył. Mój Mężczyzna Pracujący hehehe. I znowu tak jakoś inaczej było... Nie trzeba było słów, wystarczył dotyk, ciepło oddechu, zapach.

 

... słowo daję Eljot, że w końcu nie wytrzymamy i się w sobie zatracimy. Tylko jak dotąd warunki średnio sprzyjające... Żeby chłopaków nie było... Eh. A tu jeszcze Mój Brat Kochany z dziewczyną przyjeżdża. Ale przywiozą dużo dobrego jedzonka. No i te cynamonki do porannej kawy. Esio już powiedział, ze on wtedy przychodzi na noc i prosto doe mnie jedzie do pracy. Nie ma problemu, ja jestem na TAK. „Młodych” położy się na łóżku (tylko żeby się mamusie nie dowiedziały hehehe), a my z Eśkiem na materacu. Moje Kochanie powiedziało, ze mam go pilnować żeby się nie zaczął do mnie dobierać...

 

(... oj Anioł, co Cię tak rozbawiło, co??? Powiedz to może się razem pośmiejemy...)

 

... no w każdym razie w mojej główce od razu pojawiła się wizja wspólnego oglądania filmu, jedzenia popcornu, który Mój Kochany Brat praży genialnie po prostu i w ogóle fajnej zabawy. Wrócę zmęczona po zajęciach co prawda, ale ostatecznie odeśpię to sobie, odprawię „męża” do pracy, a sama wrócę pod kołderkę. Ale mam plany ambitne, niech mnie...

 

I tak sobie leżał Esio, ja obok. Mówić nam się za bardzo nie chciało bo on zmęczony i ja zmęczona. Trochę się w Preludium rozładowaliśmy, i było bardzo... ekhm... no bardzo było i już. Choć kilku nut do Symfonii brakuje, tego nie będę ukrywać.

A potem poszedł zrobić nam czekoladowe cappuccino, i powiedział, ze jak będę chora to przyjedzie zaaplikować mi specjalny napój, którego ja osobiście nigdy nie praktykowałam. Hm, może też dlatego, że ja w ogóle niewiele choruję. Dziś jakoś sennie było...

Może spotkamy się w tygodniu. Może przyjedzie po mnie na zajęcia. Nie żeby mi specjalnie właśnie na tym zależało, najbardziej to zobaczyć go... uściskać... choć przez chwilę być obok. Mniej się boję, ale i tak jakiś niepokój we mnie jest. Ze coś się może skończyć, że to wszystko takie kruche jest, że...

 

... i znowu nic nie powiedziałam. Nawet się nie zająknęłam na wiadomy temat. Hm, no może coraz bardziej się otwieram, coraz bliżej daję siebie podejść, ale to i tak nie to, o co mi chodzi. Ale ważne, że są postępy, prawda???

 

... dobra Aniele idę spać bo jutro czeka mnie dzień pełen wrażeń, a oprócz tego przemieszczania się w tempie ekspresowym z jednego końca miasta na drugi. Wyjdę z domu przed 8, wrócę na 21 gdzieś. O rany!!! Od jutra pracuję nad średnią żeby na dzienne się przenieść.

 

... jakoś to będzie Eljot, musi być. To tylko kolejny płot, który trzeba przeskoczyć. Dam radę... 

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
paź 03 2004 Czarno.
Komentarze: 3

„czarno wszystko widzę bo czarne mam myśli, że czarną nocą czarny kot się przyśni...”

 

... poszłam TAM dzisiaj Eljot, wiesz??? Dziwnie się czułam, jakoś obco, jakbym tam nie pasowała. Nawet nie wiem dlaczego to zrobiłam, czy naprawdę chciałam, czy potrzebowałam. Nie chciałabym żeby to był przejaw bojaźni czy rodzaj ucieczki. Że niby jak trwoga to do Boga.

 

Boję się... czuję ten niepokój w drżeniu nóg i guli w gardle. Chyba muszę wypić uspokajającą herbatkę.

Nie wiem czy to przez to, że we wtorek zaczynam nowe życie, że nie wiem co mam zrobić z kursem pilotów bo przecież jak mi rodzice nie pomogą to będzie mogiła. Kredyt owszem, mogę dostać, ale decyzja będzie w grudniu wtedy wypłacą mi wyrównanie za te wszystkie miesiące od października. A jak byłam wczoraj u dziewczyn to K. mi powiedziała, że ona wyrównanie dostała w marcu. A na cholerę mi kilka tysięcy w marcu jak ja potrzebuję kilkuset złotych w grudniu dajmy na to. No tak, ale tych z banku to nie obchodzi. To mi przecież zależy.

Jak rodzice nie pomogą, ja pracy nie znajdę to będzie mogiła, która zmusi mnie do zrezygnowania z kursu. A przecież to takie ważne dla mnie jest. Nie wiem co robić.

Na przemian zalewają mnie fale gorąca, zaraz potem robi mi się zimno. I jeszcze ta gula w gardle.

 

... wczoraj u dziewczyn było bardzo fajnie. Pogadałyśmy, pożartowałyśmy, pograłyśmy w szwajcarsko-francuską wersję makao. Na chwilę zapomniałam o problemach. Szkoda, że tylko na chwilę.

Nawet blisko mieszkają, ale sama stamtąd po ciemku wracać to nie będę. Nie lubię iść z duszą na ramieniu przez ciemne ulice, na których kręcą się klienci otwartych jeszcze sklepów monopolowych. Zdecydowanie tego nie lubię, nawet jeśli mam do przejścia tylko kilkaset metrów.

 

Mamy już z Esiem zaproszenie na imprezę. Chętnie skorzystamy. Jeszcze u mnie coś miało być, taka imprezka na początek roku akademickiego. Ale chyba nie będzie bo Esio z siostrą w niedzielę jadą chyba do babci. A myślałam, że może do Sobótki pojedziemy jakby była ładna pogoda. No tak, ale nie mogę mieć go na wyłączność. Przecież to, że mieszkam sama, że nie mam rodziny to nie znaczy, że mam mu zabierać cały jego wolny czas. Trzeba tez od siebie odpoczywać. A my będziemy mieli czasu na to aż nadto. No bo zobacz Aniele Mój, ja zajęcia zaczynam o godzinie, kiedy Esio będzie z pracy wychodził. Zostają nam weekendy, ewentualnie jakieś wykradzione dni w tygodniu. Poniedziałki, piątki – ale to też prawie jak weekendy, prawda???

Czarno widzę Eljot, czarno widzę. Wiem, ze już tyle przeszliśmy, ze jakoś chyba nie zaszkodziły nam te rozstania, a powiedziałabym że jest wręcz odwrotnie, ale...

No tak, czas szybko leci. A szczególnie jak się pracuje czy uczy. W tym się z Tobą zgodzę Anioł, ale jakoś tak mi niewyraźnie jest.

 

... dziś Esio przyszedł. Zaraz po zajęciach. Wpadł zmachany, razem przygotowaliśmy sobie pyszne grzanki na obiad. Czytaliśmy gazetę, przeglądaliśmy zdjęcia, byliśmy razem po prostu. I jasna cholera tak mi jest najlepiej w takich chwilach, wiesz??? wtedy zapominam o problemach, odprężam się, jak chcę to chlipię, jak chcę to milczę, jak coś mi nie odpowiada to mówię.

A dziś zaczęliśmy się z Esiem nawzajem wkurzać. To było przekomarzanie, takie badanie co druga osoba naprawdę myśli, czuje. Lubimy coś takiego i jedno drugiemu dogaduje od czasu do czasu. Ale wszystko w granicach normy oczywiście. Czasem jest zabawnie, ale gorzej jak mniej zabawnie się robi. Wtedy kończymy i już nie ma sprawy.

... i te tosty, wspólne krojenie chleba, rozmrażanie sera żółtego (mądra Olcia nie wpadła na pomysł, że głodny mąż przyjdzie i będzie miał na grzanki ochotę), wybieranie przypraw, potem czekania aż się upieką. Muzyczka grała, w kuchni pachniało czosnkiem i przyprawą do pizzy. Ze nie pominę esiowej kawy.

Na swojej szyi od czasu do czasu czułam ciepły oddech Mojego Mężczyzny, jego całusek albo zwykły, obejmujący mnie gest  świadczący, ze jest obok.

 

To było jedno z tych leniwych, wspólnych popołudni. Tych, które zbliżają, które są tak bardzo ciepłe. Było mi tak dobrze, a jednak znowu nie zebrałam się na odwagę i nic nie powiedziałam. Jak zwykle odwaga przyszła, kiedy zamknęły się za nim drzwi. Dlaczego??? Może jutro się zbiorę... przynajmniej zacznę, jakoś nawiążę... Spróbuję przynajmniej. Bo jak nie jutro to dopiero w weekend. A ja już nie chcę czekać.

Ani na to, ani na Ten Wieczór. On też nie może, powiedział mi to dzisiaj. Ale zaznaczył, że ode mnie zależy kiedy się To stanie.

 

... wiesz Aniele Mój, wyrzucałam sobie, że kupiłam „Zwierciadło” z jakimś badziewnym filmem, którego pewnie i tak nie obejrzę bo nie lubię kostiumowo-historycznych produkcji jak wiesz. tylko, że kiedy wczoraj było mi tak bardzo źle i tak smutno to w „Zwierciadle” znalazłam odpowiedź co zrobić żeby było lepiej, żeby tak się nie martwić. Na tą gazetę naprawdę nie warto skąpić pieniędzy.

Zaraz będę ją kończyć. Przeczytam kim jest mężczyzna jesienny i dlaczego mężczyźni boją się bliskości. I o ojcostwie jest też cos, może znajdę tam lekarstwo na mój syndrom.

 

... Moje Kochanie znowu mówiło o jesiennej depresji. Że dziś ładna pogoda i przynajmniej nie chce mu się podłamywać. Będę musiała coś wykombinować żeby go z tej depresji wyciągnąć. Nawet więcej, niech on w nią w ogóle nie wpadnie.

... A jakby ktoś się mnie zapytał co w Esiu kręci mnie najbardziej odpowiedziałabym, że włosy, seksowna bródka i sposób w w jakim się do mnie przytula, kiedy koło siebie leżymy. I ta jego nieśmiałość, niepewność... Hm, no chyba, że to element gry. Znowu głupoty gadam.

Jutro napomknę... coś... Nie wiem jeszcze jak, ale na pewno to zrobię. Już dłużej nie mogę.

 

Jutro mamy z E. ambitny plan załatwienia kilku istotnych spraw. Jakich to powiem Ci jutro żebym dziś nie zapeszyła. Chce mieć to wszystko już za sobą. Hm, powiem Ci Aniele Mój, że czasem mam olbrzymia ochotę na przekór wszystkiemu i nie bacząc na konsekwencje wydać całą kasę jaką mam na koncie. W takich chwilach nie ważne za co będę żyć przez miesiąc, taki bunt się we mnie rodzi. Ale go pokonuję bo co mam zrobić...

Jutro idę kupić słownik. A może wstrzymam się do wtorku??? Może powiedzą nam jaki najlepszy byłby dla nas??? Hm, chociaż z drugiej strony i tak uczymy się od podstaw, więc może na początek odpowiedni będzie jakikolwiek. Oprócz normalnego chcę sobie kupić jeszcze słownik ortograficzny. Języka rosyjskiego oczywiście, żeby błędów w cyrlicy nie narobić.

To byłby wstyd. Nie dość, ze studentka filologii rosyjskiej, tata odsyła studentów proszących go o promowanie pracy magisterskiej jeśli nie znają rosyjskiego (bo on literaturę to głównie po rosyjsku ma) a Ola błędy ortograficzne robi. Nie mogę na to pozwolić, oj nie.

 

... swój czas, Eljot, zaczęłam liczyć w tygodniach. Tak mi łatwiej. W przyszłym tygodniu już połowa miesiąca, przyjedzie Mój Brat Kochany z dziewczyną na osiemnastkę przyjaciela P. Zabawią kilka dni i już zapowiedziałam im, a dziś Esiowi, że idziemy na imprezę. A Mój Braciszek ma mi przywieźć pyszne cynamonowe bułeczki, które nadają się na śniadanko. Jak Moje Kochanie to usłyszało to od razu zapowiedziało, że zostanie na kawkę z cynamonką. Proszę bardzo, cała przyjemność po mojej stronie.

 

I wiesz co Eljot??? Ja nie wiem skąd mi się to bierze, nie umiem zlokalizować miejsca skąd to uczucie wypływa, ale ono jest silne i czasem mnie wręcz zadziwia swoją siłą. Bo wiem, ze te opóźnienia kredytu i (tymczasowy mam nadzieję) brak pracy  to tylko kolejne zakręty, kolejne przeszkody, które muszę ominąć. I które, o dziwo, wiem, że ominę i że znowu na moje wyjdzie. I wtedy czuję takie dziwne kosmatki i chce mi się śpiewać o tym, że mogę wszystko.

Nie rozumiem siebie czasem.

 

... plany na wieczór??? Pozmywać, posprzątać w pokoju, poczytać gazety do końca. Przede wszystkim „Zwierciadło”. Potem zasnę, a jutro wstanie nowy dzień. Dobry dzień mam nadzieję...

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :