Archiwum luty 2005, strona 4


lut 08 2005 Prysło.
Komentarze: 10

Przyszedł, zrobił śliczną tapetę na kompikowy pulpit i wyszliśmy. Wszystko było okej do czasu, kiedy mimo chodem napomknęłam, że to dziwne, że jeszcze galeria Dominikańska nie jest do mdłości czerwona. E: a bo to Walentynki są, ale ten czas leci... Ja: nom E: a co będziemy robić? Bo razem to nie wiem czy gdzieś wyjdziemy bo O. ma urodziny czternastego i pewnie pojedziemy do niego... Ja: ... <w domyśle wrrr...> E: ... choć trzeba będzie zadzwonić bo może on będzie do miasta chciał wyjść... Ja: ....

Nie muszę chyba mówić, ze cała radość jaką snując romantyczne pachnące ylang ylangiem i smakujące czerwonym winem plany, uleciała. O. – przyjaciel Mojego Chłopaka, może nie zły facet, ale ja jakoś mogę go jedynie tolerować. Póki co nic więcej. Jakoś działa mi na nerwy, już przegiął mówiąc w Sylwestra Eśkowi, żeby ten poszukał sobie lepiej dziewczyny, która jeździ na nartach. Ukochany powiedział „nie wk****** mnie!”. I koniec rozmowy. A teraz mam zrezygnować z pierwszych Walentynek z Ukochanym dla O.??? NEVER!!! Jedyne, na co jestem w stanie pójść, to przyobiecanie, że albo przed albo po urodzinach kumpla zrealizujemy to, co mam w Menu.

... w klubie było całkiem miło. Z tym wyjątkiem, że była tam tylko nasza grupka i było bardzo zimno. Dlatego po dwóch piwach zdecydowaliśmy się na zmianę lokalu. Właśnie – piwach. Ostatnio zwykły Żywiec, Tyskie czy jakiekolwiek inne (nawet z sokiem, bez którego piwa nie tknę) nie wchodzi mi po prostu, albo siedzę godzinę nad jednym. Dlatego postawiłam na Karmi (nie śmiać mi się tylko!!!) co chyba nie bardzo pasuje znajomym. Ukochanemu chyba też, czy on się wstydzi, że kiedy każdy pije Tyskie ja sączę karmelowe??? Wrrr... W poszukiwaniu innej knajpy pokrążyliśmy po Rynku i w końcu standardowo trafiliśmy „Za szybę”. Tylko, że nie miałam już ochoty na imprezowanie w zadymionym i ciasnym miejscu – wiedziałam z drugiej strony, że to wieczór pożegnalny M. i wypada jeszcze zostać. Esio chyba nie dosłyszał mojego „nie mam ochoty tańczyć) co nie było jednoznaczne z „chcę już iść”. Po prostu założył czapkę na głowę, pożegnał przyjaciół i wyszedł. Stałam i było mi głupio, co miałam robić, pożegnałam się i poszłam. Nie chciał ze mną rozmawiać, w zasadzie wymieniliśmy kilka zdawkowych uwag na temat kebabu na który się skusiliśmy w drodze na przystanek. Nie przytulił mnie, ani siebie do mnie. A rano wstał jakby nigdy nic, zjadł dwa wieprzowe serdelki, wypił kawę i pojechał do pracy. A ja zostałam. Może Koziorożce to jednak rzeczywiście najtrudniejsze charaktery??

... I sobie chlipam. Wiem, że za dużo chlipam, ale jakoś tak dziwnie się dzieje, że jak uśmiechnę się planu narodzonego w mojej głowie, jak mi z nim błogo i dobrze i jak się do tych myśli przyzwyczaję to zaraz coś tą błogość burzy. Zapytałam się wczoraj kiedy pójdziemy na łyżwy, odpowiedział, że pójdziemy. Ja mu na to, że fajnie, pytanie tylko kiedy bo jakoś o wyjściu do ZOO ja pomyślałam, o koncercie gitarowym, na który idziemy w przyszłym tygodniu ja pomyślałam, a on... Może ja go za bardzo rozpieściłam, za bardzo przyzwyczaiłam, że ja...

A co do walentynkowego planu to się nie poddam i będę o niego walczyć!!! CHLIP!

alexbluessy : :
lut 07 2005 Menu z afrodyzjakiem.
Komentarze: 10

Czy baba przechodząca PMS musi ciągle jeść, względnie o jedzeniu myśleć??? Patrząc na siebie mogę odpowiedzieć, że TAK. I przy okazji wymyślam walentynkowe Menu dla Ukochanego.

Dobrze, że spodnie wciąż się dopinają, a Ukochany czułe całuski na brzuszku składa. Hmmm...

Co do Menu to proponowałabym: na przystawkę sałatkę owocową, na danie główne dużo czerwonego wina, świece, gorącą, pachnącą ylang ylangiem wodę w wannie, a na zakąskę makaronową zapiekankę... Hm, tylko gdzie tu wcisnąć ambrę, która podobno jest największym afrodyzjakiem???

 

Eh, wracam do Jesenika bo na 19 zapowiedział swój po mnie przyjazd Ukochany.

alexbluessy : :
lut 06 2005 Hogata.
Komentarze: 8

Ja: gotujemy krupnik miodowo-spirytusowy? E: dzisiaj? Ja: niekoniecznie bo nie mam spirytusu... Kochanie, a masz kociołek? E: ??? Ja: no wiesz, taki, jaki miała Hogata w „Smerfach”, taki czarny co się wiesza nad paleniskiem. Bo wiesz, możemy też zrobić gulasz kartoflany z kociołka... E: nie mam, a ty masz? Ja: nie, nie mam, ale ja sama jestem Hogata... E: ty??? Ty jesteś kochana a nie Hogata Ja: :]

I tak trwała ta nasza krótka rozmowa.

Obejrzeliśmy „Skarb Narodów” – muszę przyznać, że choć momentami naciągany i to sporo, to całkiem przyjemnie się oglądało. Następna w kolejce była „Dziwka” – jeśli to ma być kontrowersyjny film to kurcze, z nami chyba coś nie tak bo według nas spokojnie można to puścić w telewizji publicznej jako dokument po 20. :] Chyba niewiele straciliśmy „wyłączając” się na czas jakiś i sobą się zajmując. No.

 

Kurcze, w końcu muszę się zabrać za mój odcinek wycieczkowej trasy bo jeszcze nic nie zrobiłam. I koleżanka mi dziś przypomniała o wypracowaniu dla dr. Z. – no, ale to się zrobi po powrocie z Czech. Tymczasem jutro szykuje się imprezka. A ja chciałabym, żeby się trochę podziało. Szczególnie po niej...

alexbluessy : :
lut 06 2005 Tak chyba trzeba.
Komentarze: 9

E: Misia, czemu nie odbierasz? Ja: bo byłam w łazience i nie słyszałam... E: Misia,  mam film, który chciałaś obejrzeć. Już jadę do ciebie. Ja : dobrze...

I przywiózł mi „Ekspres Polarny”. Nawet interesujący film, choć oboje spodziewaliśmy się czegoś więcej. Gdybyśmy poszli do kina to wyszlibyśmy poirytowani, już ja nas znam... W międzyczasie Ukochany zgłodniał i zaproponował zamówienie pizzy – on lubi bardzo ostre, ja umiarkowanie. Wybór padł na bardzo ostrą, z której oddałam mu swoje papryczki pepperoni. Jeszcze raz powiedział, że jak tylko poczuł się nie najlepiej to wolał iść niż zostać i odburkiwać. Hm, ale chyba bycie razem polega też na wspólnym burkaniu na siebie... W każdym razie poprosiłam go, że jakby zauważył, że stan mój zbliża się niebezpiecznie do stanu „foch” czy „foszek” to niech interweniuje. Zgodził się, ale jakąś taką poważną miał minę. :o)

Przed 6 obudził mnie senny koszmar, który czasem mnie odwiedza. Odwiedza mnie od roku mniej wiecej kiedy to z Moim Bratem i jego kolegą obejrzałam „Drogę bez powrotu”. Brrr... Piwnicy staram się unikać do tej pory. Pofilmowe obrazy zagłuszyłam radiem i najnowszym „Zwierciadłem”. I jakaś niewyspana jestem... Kawa jedna, druga, krojenie cebuli i śliwek z octu – wszystko jakoś automatycznie.

Teraz herbata pachnie mi ładnie dziką różą, Hanna Banaszak śpiewa o pogodzie ducha, słońce świeci za oknem, i, co najważniejsze, o 11:20 zaczyna się na Polsacie „Ania z Zielonego Wzgórza” – mój ukochany, najpozytywniejszy film!!! Jupi jupi jup!!! Jeszcze przed wyjazdem do Esia zdążę obejrzeć, super!!!

 

Bo to chyba trzeba mimo wszystko uśmiechać się przez łzy, nie???

alexbluessy : :
lut 05 2005 Szkoda.
Komentarze: 4

„chcę tu zostać i razem z tobą być nawet kiedy będzie źle...” – szkoda, że Ty nie...

Po tym jak Ukochany wyszedł prawie bez słowa wyszłam z domu. Musiałam nabrać powietrza w płuca, odetchnąć pełną piersią, dokądś pójść – byle przed siebie. I pojechałam – najpierw do Marino, gdzie moją uwagę przykuł super tapczan. Rewelacja, tylko cena trochę wysoka i mimo kredytu nie skuszę na ten wyjątkowy mebel, chyba że znajdę gdzieś tańszy. Kupiłam też czerwoną aksamitkę do przewiązania włosów i nabrałam ochoty na zakup tęczowych skarpetek z wydzielonymi paluszkami. Tylko nigdzie takich nie mogłam znaleźć, no ale jutro też jest dzień... Z Marino pojechałam do Leclerca, apetyt na skarpetki zaspokojony nie został bo tam też takich nie było niestety :o(. Zaopatrzyłam się więc w Kubusiowy zestaw (2 x sok i trójwymiarowy kubek). Do tego kilka matjasów i śliwki w occie. Chcę rodzicom Esia zawieźć trochę śledzi ze śliwkami.

W domu panował zapach obiadu – Ł. (współlokator) z dziewczyną coś gotowali. Mój kolega zza ściany wyraźnie się zakochał... I dobrze, bo fajny chłopak jest. Przygotowałam śledzie, zrobiłam pranie. W czasie pogawędki z Wirtualną Koleżanką włączył się Ukochany. Twierdził, ze wszystko w porządku, że odkąd wstał to coś go dopadło i wolał iść niż... No właśnie, niż co – nie powiedział tego. Zaprosił na obiad być jutro o 14, potem jeszcze kilka razy zapewnił, że ja nie mam nic wspólnego z jego samopoczuciem. To w takim razie dlaczego czuje się jakiś przygnębiony i niespełniony??? Ja mam PMSa, a on??? Faceci przecież tego nie mają, mają za ot jaskinie w których się chowają. Ja to rozumiem i szanuję, ale chciałabym wiedzieć czemu jest mu źle... Ostatni raz stwierdziwszy, że „nie ma o czym gadać” powiedział „papa” i poszedł. To w takim razie do zobaczenia jutro Kochanie u Twoich rodziców na obiedzie. I znowu zostałam sama, taki widocznie los.

Na Walentynki kupiłam mu perfumy. Już się nie mogę doczekać żeby się przekonać jak na jego ciele pachnie Chrome the Azurro. Na pewno zniewalająco... Do tego zabawna karteczka z napisem „MiŁOŚnie nam razem...” i serduszko z czekoladkami. Jeszcze życzenia jakieś na karteczkę powinnam wymyślić, tylko żeby za poważne nie były a trafiały w sedno. I Esia serce oczywiście.

Chciałabym być dla niego „lekiem na całe zło...”. Szkoda, ze nie jestem.

alexbluessy : :