Archiwum październik 2005


paź 24 2005 Poemat.
Komentarze: 5

„ŻYCIE MOJE BĘDZIE JAK POEMAT, MUSZĘ TYLKO ZNALEŹĆ DOBRY TEMAT”

 

Na razie mam umowę za dwa tygodnie, które spędziłam w firmie wpatrując się w komputer. Przynajmniej wyjdę z debetów i zaopatrzę się w coś niecoś na zimę. Jestem ciekawa jak będzie ze stażem, czy mnie zechcą. Jest ciężko, bo przy pierwszym kontakcie wydaje się, ze jest szansa na współpracę. Przy kolejnym już jej nie ma.

 

Słucham „Błędnego Rycerza”, akurat jedna z moich ulubionych piosenek – „Bar pod Zdechłym Psem”. Nasłuchuję jutrzejszego wieczoru – kąpiel w czekoladowej pianie (by AVON), waniliowa świeca i truskawkowe markizy. I Ukochany. I Kociątko na kolanach. Gorąca czekolada o smaku pomarańczy w ulubionej szklance z IKEI i „Magda M.” w TVN.

 

W sobotę wsiadam do pociągu i ruszam do B-stoku. Na przeprawę z Rodzicami. Mama wczoraj pytała czy mam jakieś życzenia co do obiadu – na poczekaniu byłam w stanie powiedzieć tylko, że wino i pepsi. O resztę niech sami zadbają. Wiedzą chyba co lubię. Kocięciem zaopiekuje się Ukochany. Odprowadzą mnie na dworzec, wsadzą w pociąg, pomachają, a we wtorek z dworca odbiorą.

 

Muszę Szanowną Rodzinkę poinformować, że zamierzam zamieszkać z Ukochanym. Że tu, gdzie teraz mieszkam, to raczej niemożliwe, bo ja już obrywam, a gdyby on był jeszcze – po co nam to, po co go narażać. Dlatego muszę mieć pracę żeby móc sobie na to pozwolić. Ale uda się, musi.

A poza tym od października czesne znowu rośnie o 600 PLN.

 

Potrzebny mi jakieś genialny plan, jak to wszystko pogodzić.

 

Tymczasem muszę wziąć się w garść i nadrobić te wykłady, które opuściłam. Jakieś notatki porobić, poczytać coś. Bo potem nie dam rady ze wszystkim, a lektury w tym roku to same kobyły prawie. Eh... Na pierwszy ogień „Bracia Karamazow”.

Dobrze, że chociaż egzaminów dużo mniej i jakoś sprawiedliwie porozkładane.

 

... ciągle wzruszam się na reklamach. Mam kilka takich, które łzawy mają na mnie wpływ. Ukochany każe robić baranka, śmieje się ze mnie, ja nic nie umiem poradzić. I Maleństwa nie mogę się doczekać... Ale to jeszcze.

...-...-...-...-...

 

 

alexbluessy : :
paź 23 2005 Moje.
Komentarze: 5

Są pytania. Na razie bez odpowiedzi. Jest pewność, miłość i chęć. Kiedyś znajdzie się też odpowiedź na pytanie o termin.

Na razie spędzamy ze sobą czwarty wieczór z rzędu. Być może niedługo przestanę je liczyć, tylko musimy znaleźć miejsce gdzie zaczniemy budować swój szczęśliwy mały świat.

 

Za dwa tygodnie idziemy na koncert. I znowu powiedziałam i mam. Pewnie się wzruszę, zresztą nie tylko ja, w końcu Bajor trochę jakby nas połączył. I już przed oczami mam ten listopadowy wieczór, który nas czeka.

A gdyby jeszcze podpisał płytę dla nas obojga... A potem może pójdziemy w jakieś fajne miejsce.

 

Jakoś tak rzewnie i waniliowo-truskawkowo się zrobiło.

 

alexbluessy : :
paź 17 2005 Ot, tak.
Komentarze: 3

... ostatnie półtorej godziny się dłużyło, poza tym nie narzekam. No, może na to, że jakoś nikt nie chce współpracować. Potem spacerkiem do domu, a na wałach jest tak pięknie... Będę musiała wyciągnąć Ukochanego na spacer w weekend. Może do Ogrodu Botanicznego, a potem na kawę w jakiejś przytulnej kawiarence...

 

Eśko przywiezie mi „Pracę” z GW, zawsze warto poszukać czegoś jeszcze, nie??? Przywiezie też aparat... Będziemy robić zdjęcia. Mi w piżamie.

Bo wczoraj myślałam, myślałam i wymyśliłam prezent mikołajkowy dla Ukochanego. Tym razem dostanie ręcznie malowaną poduszkę – na jednej stronie zwierzątko, a na drugiej dam do wprasowania mu moje piżamowe zdjęcie. W moim przekonaniu prezent niekoniecznie musi być praktyczny, ważne żeby kojarzył się z osobą, która go dała, nie???

 

A na dodatek koleżanka z liceum wydobyła skądś mój numer telefonu i chce mnie naciągnąć na spotkanie. Wszystko byłoby w porządku, gdyby ona nie była z wampirów energetycznych, chcących chwalić się sobą. No i w którymś z kolei smsie napisała o jedno zdanie za dużo – że może się poświęcić i nie przyjechać samochodem. Do jasnej, ciasnej, jak ja się z kimś umawiam to nie ma mowy o poświęceniu. Druga z kolei licealna koleżanka nie odzywa się do mnie odkąd odmówiłam jej spotkania – akurat byłam w Bułgarii.

Trochę boleję nad brakiem znajomych, ale w końcu chyba lepiej nie mieć żadnego niż zadawać się z fałszywkami... Chyba mogę tak powiedzieć???

A swoją drogą ciekawe, co tam u sis...

 

Zapowiada się, ciepły jesienny wieczór. O, Ukochany przyszedł...

 

 

alexbluessy : :
paź 16 2005 W skrócie.
Komentarze: 5

Wczoraj było tak błogo.

Wstaliśmy rano, On pojechał na uczelnię, ja do dziekanatu. Książki nie kupiłam bo nigdzie nie ma, dziekan nie podpisał jeszcze dokumentów i nie mogę zaświadczenia do banku zanieść. A Czas leci...

 

Potem obiad, sjesta i dzikość, zachłanność. Siebie. Wieczorem pyszne, czerwone Palacio De Anglona. Cudnie szumiało w głowie, „Apartament” nas wciągnął. Nawet się nie spodziewaliśmy, że to taki fajny, zakręcony film. Ukochany obiecał, że w tym tygodniu pójdziemy na „Plan lotu”.

Wcześniej znowu mi wypomniał, że dwa razy już powiedziałam, że za niego nie wyjdę, że nie będę jego żoną. Czekam na ten trzeci raz. Wolę sobie nie wyobrażać, ale czekam. I zastanawiam się, kiedy nadejdzie dzień, że zamieszkamy razem. Jakiś tydzień temu Ukochany powiedział, że nie będzie ukrywał, że zamierza się wprowadzić.

Jednocześnie zażartował, że wprowadzi się, kiedy mieszkanie będzie zapisane na mnie. Ono nigdy nie będzie moje. A stosunki z Rodzicami są bardzo napięte.

 

Od kilku dni gryzę się z myślami, co mam robić. Ukochany mówi, że nie potrafi się tak do końca i bardzo cieszyć, że mam szansę na ten staż. Bo osiem godzin dziennie, pięć razy w tygodniu, czyli czterdzieści godzin tygodniowo plus zawalone wykłady i angielski za 450 złotych. Zastanawia się czy to warte. Wie, że będę zaharowana, z drugiej strony wie, że potrzebuję pieniędzy choćby żeby odłożyć na przyszłoroczną podwyżkę czesnego.

Przecież od Taty usłyszałam, że to mój problem, moje zmartwienie i mam się sama o to zatroszczyć. Więc się zatroszczę. Potrzebuję kasy na podstawowe rzeczy – buty zimowe i książki. Od Mamy wczoraj usłyszałam, że przecież nie muszę dorabiać czy brać sobie stażu na głowę, bo sobie radzę. Powtórzyłam to Ukochanemu, zdenerwował się. Bo przecież właśnie jest odwrotnie. Na pomoc Rodziców przestałam już liczyć. Temat uważam za skończony.

Tylko przykro mi, że przy tych rozmowach jest Ukochany. Pomaga mi, owszem, stoi nade mną i gładzi po głowie, kiedy dzwonią. On się cieszy, że przy tych rozmowach jest. Tylko, że to go trochę negatywnie do Rodziców może nastawić.

A mi bardzo jego obecność pomaga. Tak w ogóle. Zawsze, na co dzień. To jest właśnie ON.

 

Szkoda, że wino już się skończyło. Chciałabym żeby mi jeszcze zaszumiało, żebym nie musiała myśleć, co zrobić. Wykłady w języku profilu – szkoda tracić, po angielsku ostatecznie mogę z Eśkiem rozmawiać, co by z wprawy nie wyjść. Trzymam się kurczowo artykułu z GW, że studenci nawet kosztem studiów podejmują pracę. Od Brata usłyszałam, że oni prawdopodobnie nie mają takich cieplarnianych warunków, jak ja. No tak, ja mam się cieszyć, że mogę tu w ogóle mieszkać (Tata). Może ja im zacznę za tą możliwość płacić...

Ja pierdolę, to jakaś paranoja!!!

 

Za radą Ukochanego postanowiłam, że jeśli będą mnie w tej kancelarii chcieli to się zdecyduję, ale będę też na boku szukać czegoś innego. Tylko, że tu odpowiada mi lokalizacja – jakieś 20 minut marszu od domu, dojazd na uczelnię też nie zły. Drugiej podobnej mogę nie znaleźć...

Ostatnie dwa dni wstawałam o 6:45, o 7:30 wychodziłam z domu, przed ósmą byłam w „firmie”. O 16:15 wychodziłam, wsiadałam w autobus, potem tramwaj i jechałam na uczelnię. Z rozpędu. Wracałam zmęczona, miałam ochotę tylko siedzieć z kotem na kolanach i gapić się w telewizor.

 

Kiedyś kupię sobie Main Coona i nazwę go Lermontow. Tymczasem słucham białostockiej AKADERY, jestem jeszcze w piżamie, Fiodor śpi na kanapie. Jest błogo, mam ochotę tak zostać.

 

Ale trzeba napisać biografię Achmatowej i historię jakiejś rodziny, nadrobić zaległości z wykładu z realioznawstwa, przygotować zagadnienia na teorię przekładu, doprowadzić się do porządku.

 

Wątpliwościami podzielę się jutro z Ukochanym, dzisiaj trzymam kciuki za jego egzamin.

 

alexbluessy : :
paź 12 2005 Всё равно....
Komentarze: 8

Prosiłam – nie mogą, albo nie chcą pomóc. Всё равно. Wzięłam sprawy w swoje ręce i jutro zaczynam tydzień próbny w kancelarii adwokackiej. Będę pozyskiwać klientów i być może zagrzeję tam dłużej miejsca. Każdy grosz się przyda, każdy dodatkowy wpis w CV. Kosztem dwóch wykładów i angielskiego, ale nie moja wina, że taki plan. Zresztą nie tylko ja...

Muszę się skłonić mojej sis, która uświadomiła mi, że taka firma istnieje.

 

Poza tym jestem zachrypnięta i dzisiaj odpuściłam sobie zajęcia. Tylko na szkolenie pojechała, ale o mało sobie oskrzeli nie wyprułam. Muszę się wyleżeć i wygrzać, mam nadzieję, że Ukochany się o mnie zatroszczy troszkę jak przyjedzie. A dziś jest jakiś fajny thriller w TVN.

 

Tak naprawdę nie chce już mi się chodzić na uczelnię. Za stara już chyba jestem. Mogłabym do pracy i do domu, do rodziny, do Ukochanego. A tu nie ma, jeszcze cztery lata przede mną. Mam nadzieję, że z roczną przerwą na wyjazd w celu zarobkowym. Ale, jak już z Ukochanym uzgodniliśmy, tylko wtedy, jeśli on znajdzie pracę w zawodzie.

 

Idę pod koc poczytać o podziale administracyjnym Rosji, zrobić jakieś badziewne zadania z morfologii i zapoznać się z materiałami szkoleniowymi. A kto mi zrobi herbatkę z malinowym sokiem???

 

 

alexbluessy : :