Hm, hm, hm.
Komentarze: 2
Najadłam się strachu, ale zachowanie kocięcia okazało się reakcją na zastrzyk. Dostał jakiś przeciwbółowo-przeciwzakaźny, rwał się jak oszalały, ale najwidoczniej mu się polepszyło. Już w domu wyszedł z klatki i pomaszerował do kuwety, a potem się wypiął i zaczął jeść. Jaką ja ulgę poczułam!!! Mój kotek do mnie wrócił.
I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie telefon Ukochanego. Miałam, nikłą bo nikłą, ale miałam, nadzieję, że może wpadnie chociaż na moment. Ale nie. Dopiero w piątek, albo w sobotę nawet. A mi jest tak smutno. Szyja mnie boli, nie mogę głową za bardzo kręcić – nawet sprzątanie jest nieprzyjemne. Poza tym tego strachu się dziś najadłam i teraz to ze mnie schodzi, a ja nie mam komu się wypłakać.
Rozmowy telefoniczne z Eśkiem są dla mnie strasznie wyczerpujące. On nie lubi rozmawiać przez telefon, ja lubię. Poza tym to przecież on jest po drugiej stronie... Mam wrażenie, że rozmawiamy krótko, zwięźle, bez tematu. Że dzwoni po coś, a tak naprawdę to po nic.
Argument jest taki: „wkurza mnie, że nie ma cię przy mnie bo wolałbym z tobą porozmawiać żebyś obok była...” W sumie racja, ale...
Zawsze jest jakieś „ale”.
Gotuje się we mnie. Jestem zła, jestem wściekła. Postanowiłam, że się obrażam. Że nic nie piszę, że nic nie mówię. To, cholera, dlaczego coś we mnie krzyczy: „kocham Cię, kocham Cię tak bardzo...”
Poza tym pożyczył wszystkie moje płyty RW i teraz nie mam na czym dziewczynom zawieźć zdjęć. A nie będę specjalnie kupować. O nie!!! Może mam tylko PMSa, nie wiem co mi jest, ale muszę się wypłakać, a najchętniej wykrzyczeć na kogoś. Jedno jest lekarstwo, niedostępne w tej chwili niestety.
Tak sobie myślę, że ja mu chyba powiem wszystko. Że ja dłużej tak nie mogę, żebyśmy poszli już tą jedną drogą. Może ja mu się „oświadczę” i zobaczę co się stanie, co??? Tylko, że nie mogę tak powiedzieć i to kolejny problem. Z drugiej strony widać co się ze mną dzieje...
Na razie siadłam do literatury, a to już dobry znak, ze w końcu się za nią wezmę na dobre. No tak, tylko jutro odpada bo jadę. W piątek tak gdzieś do 15 bo potem muszę pokój szykować do sobotniego malowania. W niedzielę przyjeżdża Tata, pewnie w środku tygodnia pojedzie.
Moje Maleństwo buszuje teraz na balkonie i sprawdza czy jest w stanie zmieścić się do doniczki z draceną. Ze zdumieniem musze przyznać, że prawie mu się udało. Rozśmieszyć mnie też.
Facet, od którego kupiłam pikanteryjną grę napisał maila, że mu się tusz w drukarce skończył i nie może mi jej wysłać w takiej wersji, jak chciałam. Ale przesłał ja zzipowaną i muszę ją sobie sama wydrukować. Kasę też zwrócił. Przynajmniej zachował się w porządku. Czyli, że już tylko na autko czekam.
Oczy mi wyschły, ale nie dlatego, że Ukochany myśli, że słowo „kocham” wszystko załatwi. Co z tego, że wiem, że on mnie. Ja jego też, a jednak...
I bądź tu człowieku zdrowy na zmysłach.
Dodaj komentarz