Home, sweet home.
Komentarze: 2
... remont w toku. Z tęsknoty za Eśkiem i dziwnych myśli związanych z jego powrotem dostaję schizola. Chcę wracać do domu, do Wrocławia. Jest we mnie jakieś chore przypuszczenie, że tam czas mi zleci szybciej. Tutaj nie robię nic poza kawą dla robotników, pilnowaniem ich kiedy brat sobie po prostu wybędzie z domu, a rodzice pójdą wybierać farby, tapety i tym podobne. Jestem już zmęczona. Odpoczęłam, nie myślałam za dużo, to fakt, ale chcę już wracać do domu.
Bo mój dom jest we Wrocławiu, wrosłam już w ten klimat i dłuższe rozstania źle mi robią. Poza tym to tam jest moje życie... Z pewnym przerażeniem i smutkiem zauważyłam, że zachowuję się tak, jak moja mama. Ona też jedzie do swoich rodziców 2-3 razy w roku mimo, że podróż zajmuje jej jakieś 4 godziny. Ona też bywa tam okazjonalnie, ma swoje życie, swój dom.
Ja teraz też...
Nie powiem im tego, ale tak czuję. „Wizyty” u rodziców to już swego rodzaju obowiązek, który trzeba odbębnić, a po kilku dniach można wracać do swojego świata. Ja też chcę wracać do moich czterech ścian.
Chciałabym wrócić jutro, ale moja rodzinka schowała mi plecak i powiedziała, że pojadę po niedzieli. A ja chcę jutro... Nie chcę czekać. Za długo czekam...
...............................
Nie mam nawet gdzie się zaszyć żeby pobyć chwilę sama ze sobą. Moje bębenki w uszach są już nieźle naruszone przez przebywanie w ciągłym huku wiertarek, kucia ścian i tak dalej. Nie mam nawet gdzie popłakać żeby nikt nie widział. Łazienki nie można blokować bo woda potrzebna, pokoje wszystkie trzy są poligonem dla majstrów, życie tak zwane rodzinne skupia się więc w kuchni... Strych??? Gdyby nie uczulający mnie pył i kurz byłoby to jakieś wyjście, ale po wczorajszych przejściach z tynkiem i gruzem, który niesamowicie pylił, a który trzeba było sprzątnąć żeby mieszkanie powoli zaczynało przypominać mieszkanie dziękuję, ale nie skorzystam. Zaraz zacznę krzyczeć, czuję jak zaczyna się we mnie buzować, jak zaczyna się zagnieżdżać we mnie irytacja. To zły znak. Poza tym przestałam się sobie podobać. To już bardzo źle. Wydaje mi się, że jestem za gruba i wypadałoby trochę schudnąć mimo, że za szerokie ubranie sugerują coś wręcz odwrotnego. Moja cera, dotąd bez zarzutów i będąca obiektem zazdrości koleżanek, wydaje mi się matowa i bez wyrazu. Oczy smutne, kąciki ust zamiast do śmiechu składają się raczej w podkówkę. Czuję, ze gdyby.. to bulimia by wróciła, to znaczy zachowałabym się jak bulimiczka.
Jestem chodzącym kłębkiem nerwów. To dlatego ciągle coś mi się przydarza. Siniak na nodze, zadrapanie na rękach. Podobno jak człowiek jest spięty to spotykają takie różne drobnostki. Oby tylko drobnostki.
Kąpać się też nie ma gdzie bo woda zatruta i kąpieliska pozamykane. Opalać się bezczynnie nie lubię, a poza tym ktoś musi robotników pilnować. Nawet Dido w słuchawkach dziś nie uspokaja. A słońce za oknem parzy i świeci jak głupie...
Will I see the sun again??? Ale takie wewnętrzne???
To już tylko 9 dni... Qrwa mać!!! Boję się jak nie wiem. Hm, a Esio kilka dni temu napisał, że mam przegrać Simsy to pogramy razem, ale on chce z takim jednym specyficznym dodatkiem hehehe. Z nim mogę grać, może jego będą się słuchać. Bo jak na razie to moje Simy dwa – Andżelika i Konskatny Kfiotkowie nie reagują na moje polecenia i robią to, co sami uważają za słuszne, a co niekoniecznie jest dla nich właściwe. Najgorzej jest zagospodarować czasem tak, żeby na wszystko go starczyo. Eh...
A poza tym napisał Esio też, że do zobaczenia... A ja się boję. Bardzo.
Dodaj komentarz