lip 07 2004

Boli...


Komentarze: 0

Poranek był cudowny. O 7:30 obudził mnie Esio. Co prawda wolałabym żeby obudził mnie pocałunkiem albo jakimkolwiek innym gestem poświadczającym jego przy mnie obecność, ale niestety, jak na razie musiałam zadowolić się wyśpiewanym przez moją śliczną komórkę (już takich modeli nie produkują, ale ja ją uwielbiam) fragmentem „Deszczowej piosenki”. Dobre i to. No oczywiście nie mogę nie wspomnieć o tym, że obudził mnie też swoim ze zdjęcia uśmiechem. Jak ja za tym uśmiechem cudownym i pełnym ciepła tęsknię. Aż mnie coś rozrywa. Ci, którzy to czytają i trochę mnie znają pomyślą, że coś się ze mną stać musiało bo byczyłam się w łóżeczku do 10 prawie. Zaraz po sygnale od Esia odsłoniłam żaluzje, słońce mi pomachało zza okna a ja leżałam i uśmiechałam się nie wiadomo do czego i z czego. Jakieś poczucie we mnie pojawiło się, że wszystko będzie dobrze. Zrobiłam sobie pysznej kawy, do tego bułeczka z masełkiem i czekoladowe wafelki. Co sobie będę przyjemności od rana odmawiać, prawda??? Wróciłam do kolorowej i jeszcze ciepłej pościeli, usiadłam wygodnie. Poduszka pod plecy, kawa i bułeczka z wafelkami pod ręką i obowiązkowo książka. Wczoraj w końcu odwiedziłam bibliotekę i wypożyczyłam sobie coś lekkiego, ale jednocześnie na znośnym poziomie żeby poczytać coś innego niż słowniki, wyjaśnienia struktur gramatycznych i artykuły na temat anoreksji, klonowania czy eutanazji. Książki Marty Fox już kiedyś czytałam, a ponieważ lubię nieraz wrócić do lektur przed kilku lat z przyjemnością zatopiłam się w problemach głównej bohaterki, Magdy. („Magda.doc” i „Paulina.doc” – jakby ktoś chciał poczytać). Hm, i wiecie co??? Czytając zastanawiałam się jakby to było gdybym ja miała dziecko. Już wczoraj powiedziałam mojej Koleżance, że instynkty się we mnie chyba budzą. A mam wrażenie, że im Esia dłużej nie ma tym dotkliwiej one o sobie znać dają. Taki brzdąc malutki, kochany, tyci tyci... Aż człowiekowi gęba sama się śmieje na samą myśl. W wyobraźni widzę już urządzone jak trzeba mieszkanko, sypialnia, pokoik dla dzieciątka i tak zwany salon... Aż się rozmarzyłam. STOP. Wróć Ola do Rzeczywistości!!! Tak nie można przecież!!! Eh, pomarzyć zawsze można, prawda??? Słucham „Pozytywnych wibracji vol2”, które dostałam od Esia, słońce się do mnie uśmiecha zza okna, kawa rozbudza, książka czeka. Chyba jeszcze na chwilę, mimo, że prawie południe jest, wskoczę do łóżka. Chociaż pół godziny, cały rok wstawałam o 6, góra o 7, coś mi się w końcu należy, right??? Potem wstanę i z radością, dla czystego relaksu, posprzątam kuchnię i łazienkę. Umyję szafki, kafelki, zlewy, toalety. Będzie lśniło wszystko, tak, jak balkon. A potem, jak będzie jeszcze ciepło usiądę na balkonie z ciasteczkiem, herbatą i książką. A jutro zabiorę się za czyszczenie podłóg w całym mieszkaniu., to znaczy paneli i fug dokładnie. Ale będzie ładnie. Kurcze, szkoda, że nie jestem jeszcze na tyle samowystarczalna, żebym nie musiała już wynajmować mieszkania tylko sama w nim mieszkać. No, może nie tak do końca sama hihihi.

..........................................................

„(...)już zapomniałam jak to jest gdy przy mnie jesteś ty i tylko ciebie brak gdy z oczu płyną łzy. Na zdjęciu twoja twarz to wszystko, co dziś mam, wciąż przypomina mi najlepsze w życiu dni(...)”.

Trzymam się tych słów. Chociaż nie, to raczej one trzymają się mnie. Jest w nich sporo prawdy. Już prawie zapomniałam jak to jest, kiedy Esio jest blisko, brakuje mi go bardzo kiedy jest mi źle. Wtedy powinien być tuż obok i mnie sobą przykryć, prawie cała bym się zmieściła w jego ramionach. Ale jego nie ma!!! Qrwa mać od 3 miesięcy prawie go nie ma!!! I mimo, że obudziłam się w rewelacyjnym nastroju, mimo, że tak wysprzątałam kuchnię z łazienką, że lśnią to mam ochotę kląć. Na siebie, na niego, na wszystko dookoła. Im bardziej zagłębiam się w książkę, im bardziej staram się skupić na, prawdopodobnie powtórkach, jakiegoś polskiego serialu, tym bardziej do głowy przychodzi mi S. Patrzę na pokój i przypominam sobie moje ostatnie z nim godziny, patrzę na zasuszoną różę na mojej ścianie i widzę nieśmiałość w jego oczach, kiedy mi ją dał przed odjazdem, słucham muzyki i wracam do tego popołudnia, kiedy w domu było tak cicho i pusto, z głośników sączyła się delikatna muzyka, w kieliszkach czerwieniło się wino, i nie potrzeba było słów... I kiedy po wypucowaniu kuchni z łazienką położyłam się z książką i kubkiem pysznego, zimnego kefiru spojrzałam za okno i poczułam łzy. Bo wszystko wydało mi się snem. Nagle, w jednej chwili, poczułam, że jego nie było, nie ma i być może nie będzie. Poczułam, że już nie wystarczają mi sygnały wysyłane kilka razy dziennie, że one mnie irytują (w takim razie dlaczego po każdym dzwonku płaczę i przyciskam do siebie telefon???!!!), coraz bardziej mam ochotę wysłać smsa: „albo wracasz, albo koniec. Ja już dłużej tak nie mogę). Ale to nie jest rozwiązanie. Chyba nie jest. I cholera jasna ja CORAZ BARDZIEJ CHCĘ ŻEBY ON WRÓCIŁ. Coraz bardziej... W dodatku coraz bardziej czuję się jakaś niespokojna, jakby coś się miało wydarzyć. I nos mnie swędzi. Najchętniej znowu położyłabym się i zaczęła śnić kolorowy sen. Dobry sen, w który jestem ja, jest on i jest dobrze. Nie mogę, zwyczajnie nie mogłam, skupić się na takich czynnościach, jak szorowanie kafelków itp. Włączyłam Simple Minds na cały regulator. Tak więc słuchałam Simple Minds, szorowałam kafelki, ale tak naprawdę jedyne na co miałam ochotę to było spanie. A dzień się zaczął tak przyjemnie...

...............................................

A może ja wpadam w paranoje bo mam za dużo wolnego czasu??? Jeszcze nie dawno uczyłam się, pracowałam, myślałam o nadchodzących egzaminach, miałam czym zająć myśli jednym słowem. A teraz??? Siedzę w domu, sprzątam, czytam, oglądam zaległe filmy, ale przecież nie mogę tego robić cały czas. To może stąd biorą się moje wymysły??? Inna rzecz, że Czekanie i Tęsknienie za Esiem już mnie męczy. Już chcę żeby się skończyło. Najlepiej teraz, zaraz. Ale chyba sobie jeszcze poczekam... Cóż, dzisiaj wszystko mnie denerwuje. Denerwują mnie milczące telefony (nawet tata nie zadzwonił chociaż obiecał, no ale to pora obrony prac magisterskich, może ma dużo pracy), denerwuje mnie muzyka dolatująca zza ściany chociaż Ł. słucha jej dziś wyjątkowo cicho, denerwuje mnie kosiarka warcząca kilka pięter niżej (czy akurat dzisiaj musi być dzień dbania o osiedlowe trawniki???), w końcu denerwuje mnie to, że czuję głód a nie mogę jeść bo żołądek i gardło mam zaciśnięte (jak zawsze, kiedy się czymś denerwuję). Jakoś zmusiłam się do spaceru w kierunku kuchni, jedyne co wymyśliłam to wariacja makaronowo-pomidorowo-tuńczykowa (pomidory i tuńczyk z puszki) z jakimiś przyprawami. Dodatkowo chyba wydaje mi się, że mogę się upić sokiem marchwiowo-jabłkowo-malinowym bo piję już jego drugi litr. No i swędzi mnie nos po „dobrej” stronie, co mnie powinno raczej cieszyć niż martwić, ale jestem podejrzliwa. Bardzo podejrzliwa. Ponadto przeanalizowałam swoją wczorajszą rozmowę z szefową agencji i uprzytomniłam sobie co ta miła pani powiedziała, że od tej pory (umowa obowiązuje przez pół roku, ale potem mogę ją oczywiście przedłużyć) mam z nimi konsultować zmianę fryzury, koloru włosów i tak dalej. A co to ja jakaś profesjonalistka jestem czy co??? Ja mam 22 lata i żadne modelowanie nie chodzi mi po głowie. Jeden raz, why not, może być zabawnie, ale jakoś nie uśmiecha mi się zabawa w to na dłużej. Dobrze, że nie mówiła nic o jedzeniu, chociaż ja i tak ostatnio nic nie jem więc problem sam się rozwiązał. Bo nawet teraz nagotowałam sobie makaronu, przyrządziłam, sporo tego wyszło, ale to dobrze, będzie na jutro ewentualnie, ale nic nie mogę jeść. Dłubię widelcem w talerzu i czuję coraz większy zacisk na gardle, nie jestem w stanie nic przełknąć. Koszmar. Dobrze, że żołądek chociaż trochę mogę oszukać marchwiowym sokiem. I tylko marzy mi się usłyszeć dzwonek domofonu i... No, sami najlepiej wiecie co. Ale on milczy jak zaklęty, już nawet listonosz i roznosiciele ulotek nie dzwonią bo zrobili nam zewnętrzne skrzynki, żeby nikt oprócz mieszkańców do klatki nie wchodził. I już prawie 17. Zaraz obejrzę „Ally McBeal”, potem wrócę do książki, potem „Fakty”, prysznic i pod kołdrę. Z książką oczywiście. A jutro kolejny dzień. I tak dzień, za dniem. I tylko boli cisza... Tęsknota i Czekanie też.

 

alexbluessy : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz