lip 26 2004

Opętana chciejstwami.


Komentarze: 2

Jestem opętana chciejstwami. Chodzą za mną, są ze mną zawsze i muszę przyznać, że nie raz utrudniają życie, narażając mnie niekiedy na niebezpieczeństwo. Chciejstwa. Od niedawna mieszkańcy mojej głowy. Chciejstwa dotyczą przede wszystkim (jeśli nie wyłącznie) osoby Esia i tego, co z nią związane. Chciejstwa powodują, że gdzie nie spojrzę widzę Eśka. Smaki, zapachy, kolory, wszystko związane z Esiem. Zwariowałam zupełnie.

 

W mojej głowie chciejstwa tworzą kolejne scenariusze wieczorów, spotkań... No, poprzestańmy na tym. Wystarczy, że nastawię bardziej nastrojową płytę a chciejstwa dają o sobie znać. O, moje kochane musicie jeszcze poczekać. Razem z tymi kilkoma godzinami, które zostały do północy musicie (a ja razem z wami) wytrzymać jeszcze 32 dni. To już maksimum, great. Nieraz aż się boję tych moich chciejstw. Nie powiem, że nie wywołują przyjemnego dreszczu i skurczu żołądka, ale z drugiej strony wywołane przez nie zagapienie/zamyślenie się może spowodować wpadnięcie pod samochód, albo jakiś inny wypadek. Nie mogę pozwolić aby chciejstwa do końca mnie opanowały. Wystarczy, że już zagnieździły się na dobre i co chwilę nowe rzeczy podszeptują. Oj chciejstwa, chciejstwa...

 

Wczoraj wieczorem wróciła z weekendu w domu moja wakacyjna współlokatorka M. i wyciągnęła mnie na spacer wzdłuż Odry. Dobrze nam to zrobiło, wracając wpadłyśmy na genialny pomysł zrobienia we wrześniu grilla. Coś w rodzaju powitalnej imprezy dla Esia i chłopaka M., który też wyjechał za granicę. Przy okazji będzie pretekst żeby „zeswatać” Ł. z koleżanką M.  Po kolacji obejrzałyśmy jeszcze „Piano bar” . Film długi, utrzymany trochę w konwencji snu, z muzyką Patricii Kaas, której teraz słucham na okrągło. I tak mnie nastraja... rewelacyjnie po prostu.

Wczorajszy spacer mnie rozochocił i dzisiaj zrobiłam jakieś 10 kilometrów, już sama bo M. pojechała do pracy. Rano potuptałam na pobranie krwi (oddać krew w słusznej sprawie co 2 miesiące mogę, nie ma problemu, ale tak bez sensu to nie lubię), może w końcu dowiem się co mi jest. Ze śladem w żyle (rzuca się niestety w oczy) wróciłam do domu. Zjadłam jakieś tam śniadanie, wypiłam kubek kawy i próbowałam dodzwonić się do Polikliniki co by do jakiegoś chirurga na wizytę się umówić. Niestety, nie mogłam się połączyć. Trochę po 12 zdecydowałam się na wyjście na zakupy. W półtorej godziny doszłam do supermarketu, który od mojego osiedla znajduje się w odległości jakichś 7 kilometrów. Nie zwracałam uwagi na długość odcinka, jaki miałam przejść, po prostu szłam przed siebie. Z walkmanem w plecaku i Noviką w słuchawkach. Jakaś energia mnie rozpierała, znowu miałam ochotę wycałować każdego, kogo spotkałam. Nuciłam sobie pod nosem, obierałam coraz to nowe skróty (albo niekoniecznie), skręcałam w mniej uczęszczane uliczki. Dopiero chodząc po sklepowej hali (jakbym nie miała bliżej żadnych supermarketów) poczułam, że mam za sobą długi spacer. Ale było warto, jeszcze pewnie nie raz się tą trasą przejdę. Do domu jednak wróciłam już tramwajem, jadąc czułam się naprawdę zmęczona. Ale tyle pyszności mam w lodówce, było warto. Poza tym czekał na mnie e-mail od Esia, Moje Kochanie... W końcu włączyłam soundtrack z „Piano baru” i położyłam się z nogami do góry żeby żylaków nie prowokować. Obejrzałam „Ally McBeal”, chciejstwa znowu dały o sobie znać. Przyszła kuzynka oddać książkę, na chwilę tylko, a one podpowiadały „no mów o nim, mów, pochwal się. przecież jesteś szczęśliwa, zakochana, mów o nim, mów...”.

 

Oj Esiu, Esiu Mój Kochany...

 

I feel you in every stone In every leaf of every tree If ever grown I feel you in everything In every river that might flow In every seed you might have sown I feel you… In every vain In very beating of my heart Each breath I take I feel you anyway In every tear The time I shed In every word I’ve never said I feel you…

 

I feel him, I need him, I’m crazy about him.. Uśmiecham się do jego zdjęcia... Zwariowałam, teraz to wiem na pewno. Zwariowałam nagle, niespodziewanie, ale z sensem. Bo skoro życie jest snem to miłość jest jego śnieniem...  

 

Poza tym moja mama ma dziś imieniny, będę musiała jej jakąś e-kartkę wysłać. Postanowiłam, że nie powiem im kiedy przyjadę, zazgrzytam kluczem w zamku i zrobię niespodziankę. Ale będzie fajnie, zaskoczą się totalnie.

 

Patricia Kaas cudnie wprowadza w kołyszący nastrój, zaraz dam się porwać dźwiękom muzyki. Chciejstwa wywołują drżenie kolan i niespokojność myśli. Opętały mnie. Jestem zakładniczką moich chciejstw, których póki co nie mogę wypełnić. 

 

 

alexbluessy : :
27 lipca 2004, 13:37
chciejstw nie da sie wyrzucic,mozna je natomiast zwiazac i nie dopuscic do glosu:)pozdrawiam
eFeNE
27 lipca 2004, 13:10
dziekujem ze mnie odwiedzilas na blogu (fene)thx wielkie... zapraszam ponownie :)) thx za dobry koment :)) a CO do ciebie.. hmmm nie wpadnij pod samochod bo bedzie zle :P

Dodaj komentarz