lis 22 2004

Piernikowo.


Komentarze: 4

Moje banki, były i obecny, zasypują mnie korespondencją – przynajmniej one o mnie pamiętają. Szczególnie jeden przysyła mi kolejny sekretny kod pin. Ciekawe do czego mi ich tyle??? Już nawet ulotek reklamowych nie dostaję, ale nie narzekam, nie czekam też na żadną specjalną przesyłkę. Poza tym brak wiadomości to dobra wiadomość, nie???

Od rana siedzę z nosem w łacinie. Zadzwoniła koło południa koleżanka z grupy i zdecydowałyśmy, że jutro idziemy pisać zeszłotygodniową kartkówkę na której nas nie było i oprócz tego oczywiście jutrzejszą, na której już będziemy. Gramatykę nawet łapię, najgorszy jest ten ogrom słówek. Koszmar.

Poza tym pogoda. Wcale nauce nie sprzyja, a wręcz przeciwnie. Śnieg pada, i jak pada sam indywidualnie w swojej białej postaci to jest dobrze, nawet przyjemnie patrzeć przez okno. Gorzej jak zaczyna się topić z kolegą deszczem. Doprowadzili do tego, że musiałam z szafy wyciągnąć moje zimowo-górskie buty. No. Najchętniej to ubrałabym już moją małą, domową choinkę, upiekła pierniki, włączyła christmas songs i nic nie robiła. Niestety, jeszcze miesiąc.

Prezent dla Eśka wymyśliłam. W internetowym sklepie z tunningowymi akcesoriami znalazłam czerwone nakładki na pasy bezpieczeństwa i takąż samą nakładkę na kierownicę. Będą w sam raz do czerwonego zewnętrza esiowej fiesty, nie??? Mam nadzieję, że się ucieszy... Do tego dostanie pysznego piernika – całego dla siebie bo to łasuch z Eśka jest, i coś bardziej osobistego. Pomyślę jeszcze coś.

Rozmawiałam z Mamą wczoraj na temat mojego sylwestrowego wyjazdu. Okazało się, że gdzieś tam jest u nich mój czerwony kombinezon, czyli ekwipunek mam. Tylko zaniepokoiła się jak usłyszała, że autkiem do tych Głuchołaz zamierzamy śmignąć. Ale ją uspokoiłam i nawet się zdziwiłam, że tak łatwo mi to poszło.

Miałam dziś iść po wyniki cytologii do Pana Doktora, ale była straszna kolejka i nikogo w rejestracji, że wyszłam bez niczego. Na wizytę i tak jestem umówiona dopiero na początku grudnia i prawdopodobnie od razu zabieg się odbędzie. Chciałam tylko mieć te badania jak będę szła na konsultację do innego Pana Doktora. Pojadę po wyniki jutro, zarejestruję się, mam nadzieję, że w ciągu tygodnia uda mi się wszystko załatwić. Na pewno się uda, choć dziś trochę nos swędział mnie nie po tej stronie, po której powinien. No, przyznam, że kilka minut musiałam poświęcić jego lewemu płatkowi. Dobry znak.

... dobrze to będzie jak jutro Esio odbierze mnie z uczelni i szybciutko znajdziemy się w ciepłym domku i z kubkami gorącego mocnego kakao będziemy oglądać „Między słowami”. I jak tylko pomyślę, że jutro go zobaczę, że się przytulę i ciepło jego z zapachem nowego Adidasa poczuję to jakieś „coś się po mnie rozchodzi. I mam chciejstwo na pomarańcze od razu. (???)

Kiedy jechałam wczesnym popołudniem przez Wrocław jakieś dziewczyny (wracające najwidoczniej ze szkoły) rozprawiały dość głośno o swoich i swoich koleżanek kłopotach serduchowych. Uśmiechnęłam się lekko, bo w ich wieku ja nie miałam takich problemów, ale ja byłam inna. Nadal jestem. I zaraz przed oczami stanęła mi moja polonistka z liceum wzbudzająca w uczniach coś w rodzaju niepokoju, strachu prawie. Widziałam przed oczami wyraźnie jak na początku lekcji przesuwa długopisem wzdłuż listy, raz w dół raz  w górę, szukając ofiary „na ochotnika”. Ten specyficzny ruch jej długopisu przyprawiał mnie prawie o palpitacje serca. Na szczęście to już za mną. Teraz o palpitacje przyprawia mnie łacina. Wrrr...

Niedługo potem wracałam do domu. Stałam na przystanku i myślałam bardzo intensywnie o zbliżających się świętach, zapachu pierników i grającej wszędzie radosnej muzyce. Kiczowate, ale mi się podoba – szczególnie american christmas songs. I pomyślałam, że na weekend upiekę pierniki właśnie. Tak, żeby były na przedświąteczne próbowanie. Bo potem upiekę jeszcze raz. Jeden dla Esia do prezentu, drugi dla jego rodziców – coś na kształt prezentu, i jeden na naszą małą przed wigilijną Wigilię. Aż łza w oku mi się zakręciła, to będą dobre Święta. Śnieżne, spokojne i pachnące. Tylko, że Esio będzie ode mnie 600 kilometrów, a raczej ja od niego. Ale Sylwester wynagrodzi mam nadzieję. Będą pyszne te pierniki. Z miodem, orzechami i polewą czekoladową. Mmm...

alexbluessy : :
kobieta zamężna
23 listopada 2004, 09:44
słyszałaś tą plotkę o 20 stopniowej wigilii? ;)
22 listopada 2004, 21:33
tez uwielbiam pierniki, szczególnie te z Torunia ;-) I to, co kojarzy mi się z świętami to tez ich zapach, szczególnie cynamony i imbiru i pomarańcze z gożdzikami :) Aż się cieplej na duszy robi :)
22 listopada 2004, 19:12
Nooo... prezent świetny:) Ja bym na to nie wpadła, hehe:) Piernik, choinka, pomarańcze... to wszystko wskazuje mi na święta... echhh...:)
22 listopada 2004, 17:35
Olus.Ja mam skierowanie tez na cytologie.jakos mi sie nie spieszy:/mam nadzieje,ze zabieg nie bedzie konieczny.Swietnie ze Esio ma samochod.Jednak to duza wygoda i komfort zamiast tych wszystkich autobusow,tramwajow i pociagow.Puszczacvie muzy na full,wystawiacie lokcie,zakladacie ciemne okulary i sie wozicie;))jak na teledyskach raperow:)yeah babe:)a nie zgadniesz kto zaraz do mnie przyjedzie. M.nma wyrzuty sumienia przez tego bloga,boi sie ze przestalam mu ufac.zaluje tego bardzo.przyjedzie zaraz do mnie i powiedzial ze chce mnie przytulic i pocalowac.boshe...jaka chora sytuacja. U ciebie przynajmniej jest wsztystko ok:)milosc kwitnie:)pozdrawiam i caluje

Dodaj komentarz