wrz 10 2005

Pod miną.


Komentarze: 4

Nie zdążyłam za bardzo osłodzić Ukochanemu życia bo niespodziewanie zadzwonił Tata. Ta rozmowa spowodowała, że odechciało mi się wszystkiego, że się rozpłakałam, że Ukochany nade mną stał i gładził przez chwilę po głowie, że łkałam w słuchawkę, że za bardzo nie wiedziałam o co Tacie chodzi, że poczułam się wyrodną córką...

Bo dowiedziałam się, że: jestem niesamodzielna, że mój Brat jest o wiele bardziej samodzielny ode mnie, że jak za rok przyjedzie tu na studia to mnie ustawi cokolwiek to miało oznaczać, że nie proszę Rodziców o pomoc i tym ich martwię, że niczego od nich nie chcę i tym też ich martwię, że boję się powiedzieć jak mi źle, ze przecież od tego są, żeby mi pomagać itd.

A przecież skoro o pomoc ich nie proszę to znaczy, że nie jest mi ona potrzebna, ze jakoś sobie radzę. Przecież jak jest już skrajnie źle to dzwonię i mówię, nie staram się im pokazać jaka to jestem dzielna. Przecież to, że od trzech lat w zasadzie jestem skazana na siebie, że radzę sobie sama, że staram się od nich nie brać niczego, jeśli nie muszę to właśnie świadczy o samodzielności i tym, że sobie radzę. Poza tym to był mój świadomy wybór.

 

Zadziwiające, że ojcowie czują przypływ rodzicielskich uczuć do swoich córek kiedy sobie wypiją trochę. Tak z Tatą też wczoraj było, dlatego łzy wyschły dość szybko. Jakiś żal został. Przykrość też. Ukochany poparł mnie w teorii o przypływach uczuć, nie wiele mówił, siedział przy mnie po prostu. Coś doradził, coś powiedział od siebie, ale słuchał.

 

Już wiem, że nie pojedziemy razem na listopadowy wolny weekend do B-stoku. Dużo wolnego, akurat świetna okazja, żebyśmy pojechali. Ale Ukochany na moją propozycję zareagował tak: że jak ja to sobie wyobrażam, co z jego rodzinnymi grobami tutaj, że jest tak nauczony, że na Wszystkich Świętych zawsze całą rodziną itd. Czyli, że co??? Że świąt też nie będziemy razem kiedyś tam w przyszłości spędzać bo on jest tak nauczony, że...

Nie tyle rokuje to nienajlepiej na przyszłość, nie tyle pojawia się wizja spięć i napięć co brakuje temu elastyczności. Bo w takich sprawach elastyczna wspólność (lub wspólna elastyczność) być musi. Bez dwóch zdań.

I jeszcze powiedział, że przecież bardzo chętnie by pojechał, ale...

Znowu to „ale”.

 

Malować zaczynamy po południu bo Ukochany pojechał wymienić w samochodzie olej, wstąpić powspółnadzorować budowę, wstąpić do domu po wałki, kuwety i coś tam jeszcze.

Zostaliśmy z kocięciem, nakarmiliśmy się pastą makrelową, teraz on buszuje w swojej ulubionej doniczce, a ja zamierzam zająć się „wyborczą”.

Może minowy nastrój mi przejdzie. Choć wątpię bo jest mi bardzo przykro, że dwaj najbliźsi mężczyźni tak się zachowali.  

 

alexbluessy : :
10 września 2005, 17:45
A nie możecie odwiedzic jego rodzinnych grobów, a potem pojechać do Białegostoku?
10 września 2005, 16:27
Najboleśniej ranią najbliżsi.
Spróbuj zrozumieć Esia, poszukajcie kompromisu- bo gdzieś na pewno jest rozwiąznie.
10 września 2005, 12:42
moim zdaniem o tym listopadowym weekendzie Twoj Esio ma racje.. to są dni kiedy się spedza z rodziną, idzie sie na groby.. moze u ciebie jest inaczej.. ale ja mam tak samo jak Esio. I to bardzo duzo dla niktorych znaczy..
Ale to tez nie przewaza o tym ze na kazde inne swieta nie bedziecie wyjezdzac..
Co do Twojego taty.. uwazam ze jestes bardzo samodzielna.. i odpowiedzialna.. a Twoj tato nie mysli pewnie tak jak powiedział.. tylko ze pewnie teskni za Tobą.. rodzicom Cie brakuje po prostu..
10 września 2005, 10:24
to sie wcale nie dziwie, ze masz taki minowy nastroj...nawet nie wiem co napisać...bo wiem ze zal zostanie mimo wszystko...przykro mi

Dodaj komentarz