sty 04 2004

2003-12-09 I live in the clouds and talk...


Komentarze: 1

Cześć Eljot!

Znowu nie mogłam zasnąć. Pewnie za długo siedziałam przed komputerem i się rozbudziłam. Poza tym to strasznie zaczęło dokuczać mi ucho. Ale nie mogłam nigdzie przed tym bólem uciec. Nikomu nie życzę bólu ucha. A poza tym to....... Jak zwykle. Pan K. Znowu się włączył na moje gg. Tym razem powiedział, że chyba musi mnie odwiedzić bo dawno się nie widzieliśmy. Hmmmm. Nic nie powiedziałam. Ani nie zachęcałam, ani nie zabraniałam mieć chęci do odwiedzenia mnie. Jestem okropna. Wiem. Ale co ja mam zrobić. Ja nie chcę być niewolnicą jego czasu albo co gorsza jego woli. Tylko dlaczego kiedy w prawym, dolnym rogu mojego monitora pojawia się chmurka oznajmiająca, że: „Kuba jest dostępna” to serce mi szybciej pika. A kiedy, jak wczoraj, on pisze, że „musi mnie odwiedzić (?)” to wpadam w stan dziwnej euforii. DLACZEGO???

Mój „kolega zza ściany” znowu się rządzi. Przestał sprzątać po sobie okruszki (a kto ma to robić?! Przecież ani ja ani G czy A nie będziemy jego okruszków dzień w dzień sprzątać!). No, przed chwilą zgarnął je z lady, ale tylko dlatego, że ja byłam w kuchni. Poza tym muzyka. Ł słucha muzyki. A niech słucha na zdrowie. Ale nie na cały regulator i nie o północy kiedy inni chcą spać. Ja to ja – spać i tak nie mogę więc chociaż muzyczki mogę posłuchać – ot tak, na lepszy sen. Ale nie jesteśmy tu sami. Pod nami ludzie mieszkają! Ile ja mam mu to jeszcze powtarzać? W końcu się wkurzę i go z tego mieszkania wyrzucę. Bo każda cierpliwość ma swoje granice przecież.

(zaczęła swędzieć mnie prawa strona nosa – na złość). A za oknem nie najprzyjemniej. Szaro i mokro. Standard.   Jakby tego było mało uświadomiłam sobie, że jestem trochę do tyłu z rachunkami. Ale nie moja wina. To S.M. Akademicka zawiniła bo to, co miała naliczyć w październiku naliczyła w grudniu. Moi sąsiedzi też są  wkurzeni z tego tytułu. To teraz sobie poczekają. Czasem bycie administratorem mieszkania to ciężka sprawa. A rodzice we mnie wierzą... Zostawili mi mieszkanko, ale pod warunkiem, że wszystko będzie grało. I gra. Na swoje wychodzę, ale czasem pogubić się w tym wszystkim można. Nie, może nie pogubić. Jestem dość zabiegana i czasem zdarza mi się zapomnieć o tym czy owym. Ale jak na razie „interes” się kręci. Nie jest źle. Mama tylko dzwoni i od razu, jeszcze nawet nie spyta co u mnie, pyta: „Lodówka chodzi?” – „chodzi”. „Komputer działa?” – działa. To wszystko u ciebie w porządku. Ano w porządku...

Oooo zza chmur nieśmiało słoneczko wygląda... Może jest szansa na dobry dzień? Tak, ale najpierw do pracy rodacy. Ciekawe co dziś Tomaszek będzie chciał rysować? Mam nadzieję, że nie zepsutą windę. Bo jak tu narysować windę i to zepsutą?? Ale cóż Tomek ma 3 lata i zepsuta czy nie, ważne żeby była winda...

Jak minął dzień w pracy? Spokojnie. Tomek nie szalał. Beata powiedziała, ze Kuba ma jakąś wadę klatki piersiowej i jeśli nie pomoże rehabilitacja to konieczna będzie operacja. Na razie Kuba jest jeszcze w szpitalu, ale po niedzieli ma wyjść. Podobno też pytał dlaczego go nie odwiedzamy, ale Beata stwierdziła, ze szpital jest daleko a on i tak już niedługo wychodzi. Tak więc Kuba trzymaj się i do zobaczenia w domu!

Dlaczego?? W radiu usłyszałam piosenkę... I od razu stanął mi przed oczami pan K. Och ten pan K niedobry (niedobry, ale...). Cały czas mnie prześladuje. Hmmmm. Już myślałam, że jest lepiej. Nic z tego. Wiem, ze wystarczyłoby jedno jego słowo, jeden gest a znowu bym odpłynęła. Z pełną świadomością zdaję sobie z tego sprawę. A na dźwięk jego imienia... Kurcze. Absolutnie wspaniałe i bardzo melodyjne ma imię. Piękne jest po prostu. Bohater książko Wiśniewskiego też się tak nazywał, ale ja polubiłam je na długo przed przeczytaniem „Samotności...”. A teraz lubię je jeszcze bardziej. No, ale nie będę rozpisywać się nad brzmieniem imienia pana K. Nie o to tu chodzi.

Dotarło właśnie do mnie, że nie mam żadnych planów na Sylwestra. A to już niedługo. Jeśli moja sytuacja się nie wyklaruje to pewnie będzie jak rok temu. „Last minute u Mariana”. Ale fajnie było. Trzeba przyznać. D. Bardzo żałował, że nie był z nami. Ale cóż. Albo Sylwester z UOPem i BORem albo u Mariana. Fuksiarz jeden ten D. Ale stracha miał. Myślał, że będą go przeszukiwać czy coś takiego. D ma włoskie nazwisko (jego ojciec jest Włochem), włoskie obywatelstwo to się nie dziwię, że się bał J. Miałyśmy z M ubaw z jego „strachu”. Ale bawił się podobno bardzo dobrze. Czyli na pewno nie stracił. Śmiejemy się teraz wszyscy, że w tym roku to wyląduje u samego prezydenta. Jeśli nic innego mi się nie trafi mogę znowu iść z tymi wariatami (którzy albo chcą naświetlać Kropka albo iść na Plac Defilad) na Plac Defilad. Towarzycho fajne i to najważniejsze jest. Ale nie powiem, chętnie na jakiś bal bym poszła. Zatańczyła walca albo salsę, w naukę której nawet pana K wciągnęłam. Nie, wróć. To pan K mnie wciągnął, ale ja sprzedałam mu pomysł. Tak to było. Nie mieliśmy jeszcze okazji zaprezentować nigdzie naszych popisów. Nieśmiało liczę, że kiedyś taka okazja nadejdzie.

Ja nie rozumiem tego. Ja się rozpisuję o panu K podczas gdy jakieś pół roku temu K, moja kuzynka na miesiąc przed ustalonym już ślubem powiedziała swojemu narzeczonemu M, że za niego nie wyjdzie. Po 10 latach związku mu to powiedziała. I chyba mądrze zrobiła bo w ich przypadku ten ślub to byłby jak rozwód. Ale miała odwagę. Wszyscy już się cieszyli, że po tylu latach wreszcie wezmą ślub. Ale K nie. Miała rację. Ona jest energiczna, a jego cały czas trzeba pchać do działania. Tak podobno było. Nie mogłam się  przekonać naocznie bo nigdy M nie poznałam.  Teraz K pozostały wspomnienia wspólnych podróży (pół świata chyba razem zjechali) i zdjęcia. Więc co jest z tymi facetami. Ja się rozczulam, że on nie pisze, nie dzwoni i tak dalej, a K mówi na miesiąc przed ślubem: „sorry stary, ale nie wyjdę za ciebie”. A K ma już 28 lat... Ale poradzi sobie. Jestem tego pewna. Znajdzie swojego księcia. Każda z nas znajdzie...

Mama mi kiedyś wysłała fajny tekst esemeskiem. Nie wiem skąd go wytrzasnęła. Zapewne w „Zwierciadle” przeczytała.

„Idę i idę przed siebie, a gwiazda świeci na niebie, drogę mi pokazuje, ale ja tego nie czuję”

Bardzo ciekawy jest. Bo przecież my też czasem nie dostrzegamy różnych rzeczy. Najczęściej nie widzimy najprostszych rozwiązań problemów. Nie widzimy ich pomimo kierunkowskazów pokazujących nam solution. Pędzimy gdzieś zaślepieni mijając po drodze wszystko, pędząc  ku mrzonkom... ideałom... A nie widzimy tego, „co skacze do oczu aby być zobaczone”. Okej. Kończę bo zaczynam wpadać o moralizatorski ton.

Miłego wieczoru Eljot. Trzymaj się ciepło. Noś też szaliczek i czapeczkę! I... uważaj na siebie.

alexbluessy : :
niedostępny
27 lutego 2004, 00:24
Rozbawil mnie tekst o "zepsutej windzie", badz tu mądry i narysuj "zepsutą winde", dzieci to maja fantazje. Naprawdę słodkie a jakie niewinne.

Dodaj komentarz