2003-12-17 środa spokojna i pozytywna
Komentarze: 0
Witaj Eljot!!!
Piszę do Ciebie w doskonałym nastroju. Nie wiem dlaczego, ale mam dziś bardzo pogodny nastrój. Uśmiecham się sama do siebie, śpiewam sobie i ogólnie jestem dziś bardzo pozytywnie nastawiona do świata. Może to przez to, że już pojutrze jadę?? Nie wiem. Środa minęła mi bardzo szybko i bardzo przyjemnie.
Moje dzisiejsze zajęcia na uczelni składały się z gramatyki i konwersacji. Na tych pierwszych oglądaliśmy „The full monty” („Goło i wesoło”). Film był zabawny, aczkolwiek mniej zabawnie było przed projekcją. Okazało się, że nie ma wolnej sali. Jedyna wolna jest sala w części „francuskiej”, ale tam studenci mają oglądać jakiś program w telewizji. Zrobiło się nieciekawie. Sali wolnej nie było, nikt z nas książek nie miał, a zanosiło się na normalne zajęcia. Jednak wszystko dobrze się skończyło i film ostatecznie obejrzeliśmy. Na konwersacjach też oglądaliśmy filmy. Ale B nie byłby sobą, gdyby wcześniej nie zrobił choć częściowo normalnych zajęć. Tak więc nim zaczęliśmy oglądać świąteczne kreskówki musieliśmy przebrnąć przez zabawę typu: pun. Przykład: The Sunday Service by Neil Downe. Przykro mi Eljot, ale mimo najszczerszych chęci nie jestem w stanie wytłumaczyć Ci reguł tej gry. A może potraktujesz to jako zagadkę i przez święta zastanowisz się nad odpowiedzią??? O, doskonały pomysł. Niniejszym rozpisuję konkurs. Każdy, kto ma jakąś propozycję, na czym ta gra może polegać proszony jest o zgłoszenie propozycji. (Oczywiście wyłączeni są z zabawy studenci anglistyki). Tak więc, kiedy już wszystkie części łamigłówki zostały rozwiązane przeszliśmy do głównej części zajęć czyli do oglądania wcześniej wspomnianych kreskówek. B przygotował dla nas „How Grinch stole the Christmas” i „Charlie Brown’s Christmas”. Obie bardzo fajne. Zresztą B zawsze nam wybiera bardzo fajne filmy. Tyle tylko, że dziś pierwszy raz obejrzeliśmy jakiś w całości. Pożyczyliśmy B Marry Christmas i się rozeszliśmy. Jeszcze tylko jutro czeka nas przeprawa z panią M na zajęciach z listening & reading. Ale pani M nam obiecała, że zajęcia będą utrzymane w świątecznym tonie. Miejmy nadzieję, że tak też będzie. Po zajęciach muszę pojechać jeszcze na chwilę do pracy, ale tylko na jakieś 2 godzinki. Potem do domu, gdzie będzie na mnie czekać pakowanie. Nie mam pojęcia jak ja to wszystko wezmę. No, ale tym będę martwić się tomorrow.
Po zajęciach pojechałam do miasta. Żeby w końcu jakieś prezenty zakupić. I w końcu udało mi się dostać to, co chciałam. Dla mojego kochanego braciszka wybrałam w Empiku plakat: „Beers of the world”. Do tego dorzucę mu jakieś fajne pachnidło. Dla taty wybrałam dobry (i dlatego pewnie dość drogi) zestaw kosmetyków. Mamie perfumy kupiłam już wcześniej. Tylko jeszcze nad książka myślę. Nie wiem, czy rodzice ją przeczytają. A przede wszystkim czy będą mieli ją gdzie położyć. A kupować dla samego kupowania to nie ma raczej większego sensu, prawda, Eljot? Tak więc prezenty zostały kupione. Sobie też chciałam coś kupić, ale nie mogłam wybrać między swetrem a spodniami dlatego zakupy dla siebie zostawiłam na inny czas. Tym razem skończyło się na farbie do włosów. Wybrałam „egzotyczną czerwień”. Musi być jakaś zmiana po dotychczasowej „wulkanicznej czerwieni”. W związku z tym zaraz przyjdzie N i będzie dokonywać cudów z moją głową. Bo N, od dłuższego czasu mi włosy farbuje. Nawet nieźle jej to wychodzi.... Tylko zawsze się wkurza, że farby jest średnio dużo, a moich włosów o wiele więcej. Ale zawsze jakoś jej tej farby wystarcza. A na koniec się okazuje, że nie ma nawet co z nią zrobić.
Zima zaczęła się na dobre. Widać to po „tym czymś” co zalega na chodnikach. Nie wiadomo jak chodzić żeby na siedzeniu nie wylądować. A jeszcze w takich cudownie wysokich bucikach jak moje. Ale przeczytałam gdzieś, że podobno im większa noga, tym wyższy obcas można nosić bo podobno stopa lepiej się trzyma. No, zobaczymy jak to będzie, ale jak na razie jakoś się trzymam.
Nie mogłam się powstrzymać i zadzwoniłam do mamy. Przegadałyśmy z pół godziny. Na mój koszt. Ale co tam. Odkąd założyli mi Internet nie dzwonię prawie nigdzie. Tak więc czuję się absolutnie rozgrzeszona. Dowiedziałam się, że mój wspaniały braciszek nie chce się uczyć rosyjskiego. Sam chciał to teraz ma. Tata maluje pokój, na całe dnie chodzi do pracy, a ostatnio to podobno jest w mieście „szychą”. To chyba ze względu na forum, które prowadzi. Nie wiem dokładnie. Pojadę, to się dowiem. Poza tym mama bardzo mnie ucieszyła wiadomością, że w sklepach znowu pojawiła się palcówka. Pojem sobie mojej ulubionej kiełbaski i przywiozę ze sobą, na następne pół roku co by mieć.
Włosy mam już pokolorowane. Ale czy ja wiem, czy o to właśnie mi chodziło? Chyba nie. Trochę mnie przyciemniło. Miała wyjść ładna czerwień, a wyszła dojrzała czereśnia. Nie mówię, że brzydko jest, ale mogłoby być innego odcieniu trochę. Ale nic to. Farba się zmywa przecież, a włosy odrastają. Nie martwię się więc.
Słucham teraz, Eljot, Roda Stewarda („Sometime when we touch”, “Have I told you lately”). Ta jego chrypka jest niesamowita. A piosenki nastrojowe. Tak powinno być. Tak powinno być przed świętami. Tylko z drugiej strony, za dużo jest tych wszystkich christmas songs. One są wszędzie. W sklepach, na ulicach, w radiu, telewizji. Wszędzie. Mogą się śnić po nocach. Można od nich popaść w jakieś sezonowe uzależnienie. Ale ja staram się nie dać! Nie zawsze się udaje... Ale się staram. Dlatego teraz słucham właśnie tego, czego słucham.
Obejrzałam znowu Grincha. Jest rewelacyjny!!!!!!!! Naprawdę. Może to typowa, amerykańska kreskówka o świętach, ale mi się podoba. Polecam Ci Eljot. Obejrzyj, jak będziesz miał okazję, a bez okazji też możesz obejrzeć... „Czekoladę” – okrutnie ciepły i sympatyczny film – też obejrzyj. W tym ostatnim zwróć uwagę na kreację Juliette Binoche. Świetna aktorka w świetnej roli.
Dobrze Eljot. Kończę. Kolorowych snów.
Dodaj komentarz