2003-12-21 u rodziców II
Komentarze: 1
Cześć Eljot!!!!!!!!!!
Niedziela upłynęła bardzo szybko. Nawet nie zauważyłam kiedy i jak w ferworze przedświątecznych przygotowań. Nie jestem zwolenniczką chodzenia w niedzielę po sklepach, ale w okresie przedświątecznym robię wyjątek. Uwielbiam tą niepowtarzalną atmosferę. Ponieważ Piotrek jest chory (nadal zresztą nie wie co chciałby dostać na Gwiazdkę), tata w pracy to chodziłyśmy same z mamą. I wiesz co, Eljot? Stała się rzecz mało przyjemna. Otóż wyobraź sobie, że w moich nowych butach, „wysokościowcach”, odpadł obcas. Mam nadzieję, że jak pójdę jutro do szewca i powiem, że przyjechałam tu na święta i nie mam nic na zmianę to mi je na wtorek zrobi.
Tata przed chwilą przyszedł z pracy. Biedak, prawie się zaharowuje. Nie tyle na uniwerku, co w tej prywatnej szkole. Dziś wykłady miał od 8 do 16. w niedzielę! Brrr... W dodatku musi czytać wiele rzeczy, które nie są ściśle związane z jego przedmiotem wiodącym. Znaczy fizyka, ale taka, którą wykorzystuje się w finansach. Nie miał mój tata pojęcia, że fizykę można w finansach wykorzystać, ale twierdzi jednocześnie, że to nawet ciekawe jest. Przynajmniej tyle. Przynajmniej nie robi czegoś co mu nie daje jakiś innych poza finansowymi korzyści. Wrócił okropnie zmachany. Nic dziwnego, jestem pełna podziwu. Nie wiem, czy dałabym radę stać 8 godzin i mówić cały ten czas z niewielkimi przerwami. Wykończyć się można przecież. A wszystko po to, żeby dało się żyć na jakimś przyzwoitym poziomie bo pensje nauczycieli akademickich są.... No, takie są. Żałosne są najprościej mówiąc. I żeby utrzymać rodzinę to ojciec musi tyle harować. Bo mama jak na razie ma problem z pracą. Owszem pracuje, ale... Dobra nie będę narzekać. Inni wcale nie mają pracy i co mają powiedzieć? A mi wcale nie żyje się najgorzej. Nie mam prawa narzekać!!!! I już nie będę więcej.
No więc, kiedy tata wykładał, a Piotrek leżał chory poszłyśmy z mamą kupić jakieś lampki na choinkę. I kupiłyśmy. 14 metrów kabla, co daje 280 światełek. Ale jakich światełek!! One robią wszystko! Mogą grać, mogą nie grać. Mogą mrugać, mogą nie mrugać. Takiego kiczu jeszcze nie mieliśmy. J bo tak o tym myślę właśnie: kicz. Ale fajny i całkiem sympatyczny. Zastanawialiśmy się, gdzie mogli go wyprodukować. Tata obstawił Chiny. Tyle, że nigdzie nie znaleźliśmy napisu: „Made in China”. Jedyny ślad, że nasze lampki powstały w tym kraju może świadczyć wysokość dźwięków odtwarzanych christmas songs. A jest ich cały repertuar. Tata określił ten dźwięk jako „chińską harmonię”. W sumie coś w tym jest. Dźwięki rzeczywiście są nienaturalnie wysokie.
Słucham teraz Boba Dylana. Przed chwilą skończył się repertuar Kenny’ego G. Słucham, piszę i od czasu do czasu zerkam za okno. Ładny mają widok za oknem. Przez duże, przeszklone balkonowe drzwi widać bezlistne drzewa (wiosną i latem zasłaniają widok, ale są cudownie zielone) i światła domów przy Wiejskiej i Pogodnej. Szkoda tylko, że nie ma śniegu. Wtedy byłoby jeszcze ładniej.
Wiesz Eljot. Ja wiem, że Ty będziesz jakimś mądrym człowiekiem „od czegoś”. Już od dawna to wiem i w wyobraźni widzę Cię pochylonego nad deska kreślarską. Fajny jesteś. Już teraz to wiem. J
Dobranoc. Śpij dobrze. Ja muszę kończyć. Piotrek chce tworzyć muzykę, a poza tym zaraz mama będzie mnie potrzebowała w kuchni. Szkoda, że te zapach do Ciebie nie dolecą. Są mmmmmm nie do opisania. Aż ślinka cieknie. Trzymaj się cieplutko Eljot. Jutro jeszcze króciutko napiszę do Ciebie. Papa
Dodaj komentarz