Again and again.
Komentarze: 3
Słucham Dido, oglądam od godziny te same zdjęcia. Te z Kłodzka i te ze spaceru, na który poszliśmy przy okazji jakiejś mojej wizyty u Esia.
I co z tego do jasnej cholery, że to tylko 13 dni???!!!
Siedziałam przed komputerem i segregowałam fotki, kiedy zadzwonił Esio, że jest już pod bramą, ale domofon nie działa i czy mu otworzę. Jak szalona zbiegałam na dół. A potem było dobrze.
Włączyliśmy „Epokę lodowcową”. Udało nam się obejrzeć 30 pierwszych minut bo potem zrobiło się jeszcze cieplej. Dopiero dzwonek do drzwi podziałał jak klimatyzator. To M. nie mogła otworzyć drzwi. Eh...
Na dalszy ciąg będziemy musieli z Esiulkiem poczekać do jego powrotu.
Tyle dziś dostałam ciepła, tyle czułości. Każde jego słowo dźwięczy mi w uszach, zdjęcie przede mną stoi, a oczy się pocą. Again and again!!!
Powiedział, że wieczorem jeszcze zadzwoni. Może lepiej niech tego nie robi??? Skoro miałam ochotę biec za nim po schodach żeby go zatrzymać, to przez telefon się rozpłaczę na 100%. Już za nim tęsknię???
A myślałam, że „dojrzałam”. Powiedział, że będzie pisał smski. Nie codziennie, ale będzie piał na pewno. I mam o nim myśleć i mam za nim tęsknić. A jak wróci to... (zachowam dla siebie)
„Kochanie ja będę tęsknił. Ale swoją drogą niedługo wrócę. Nie martw się. niedługo znowu będziemy razem. „
I’LL SEE THE SUN AGAIN!!!
To Esio jest moim słońcem. Uwielbiam jak się śmieje, jak opowiada, uwielbiam go słuchać. Uwielbiam na niego patrzeć. Uwielbiam mieć poczucie, że jest obok. Nawet nie musi nic mówić, byle tylko był.
Nie wziął „Samotności...”. Po raz kolejny mnie rozczulił.
Ja: Esiu książeczkę ci przygotowałam
E.: Minia, ja jej chyba nie wezmę. Jak wrócę...
Ja: A dlaczego???
E.: Bo ja się boję, ze ją zepsuję albo coś.
Ja.: Esiu jak można zepsuć książkę???
E.: Kochanie przecież to twoja ulubiona książka. Nie chciałbym żeby coś się z nią stało w podróży. (całusek)
Ja.: Oki Esiu... (całusek)
Ugotowaliśmy kukurydzę, pyszna była z masełkiem i solą. Do tego pomarańczowy „Konradek” (Esio) i chemią naładowana oranżada, którą lubią w Chicago (ja). a potem był czekoladowy budyń z wisienkami i „Bruce Wszechmogący” na monitorze. O dziwo dotrwaliśmy do końca.
A teraz Esia już nie ma. Już pojechał się pakować. Wiem, że porównaniu z tymi 4 miesiącami, te 2 tygodnie to nic. Ale co racja, to racja, że jak się kogoś kocha to każda godzina bez tej osoby to wieczność.
Kolejna próba czasu. Ta pierwsza, trudna i długa, udała się. jest lepiej niż było. Teraz też tak będzie, ja w to wierzę.
... i tylko ciągle czuję jego dłonie na swojej szyi. „Kochana moja misia, moje złotko...”... On by mnie skrzywdził, nie zrobiłby nic wbrew mnie. Nawet jeśli jest „tylko” facetem.
MISS YOU SO...
Dobrze, że weekend spędzę u A. Szybko zleci. Bo weekendy są najgorsze. Nie dość, ze bez rodziny...
Kiedy, pamiętam, mówiłam Esiowi, ze za nimi tęsknię, ze czasem czuję się potwornie sama. Powiedział wtedy, że on wie, że to nie to samo, że na razie to tylko wyjazd do Anglii pozwolił mu poznać czym jest dłuższa rozłąka z rodziną, ale że przecież on jest.
Wiem Esiu, wiem, że jesteś...
Dzisiaj wszystko we mnie krzyczało. „Kocham, kocham, kocham”. Niech tak zostanie, nie chcę tego zmieniać.
Ledwie zamknęłam drzwi, już chciałam wysyłać smsa „Kocham cię...”. Nie wysłała,. Poczekam, aż te słowa pojawią się w rzeczywistości najpierw powinny być usłyszane...
Hm, i znowu będą tęskne notki. Podobne do tych z ostatnich czterech miesięcy...
Dodaj komentarz