Asking why...
Komentarze: 7
Jedno pytanie. Dlaczego. Dlaczego kobiety muszą się tak męczyć. Nigdy wcześniej tak źle się czułam. Bilans??? Trzy pabialginy na uśmierzenie bólu, zjedzone dwa marsy i jeden Grzesiek w czekoladzie na rozładowanie napięcia i rozkurczenie mięśni. Mężczyźni tego nigdy nie zrozumieją... Dobrze, że Esia dziś nie ma bo by fruwał po mieszkaniu, a do soboty powinno wszystko wrócić do mniej lub większej normy. Ciągle jest mi słabo – zaczęło się już na zajęciach. Teraz też, w głowie się kręci, mięśnie bolą. Koszmar.
Z powodu comiesięcznej kobiecej przypadłości opóźni mi się wizyta u Pana Doktora, ale po skonsultowaniu wyników cytologii z Mamą nie ma zagrożenia. Być może obejdzie się też bez zabiegu. I dobrze, zaoszczędzę na rachunki. Ale i tak będę chciała się skonsultować z innym Panem Doktorem. Będzie dobrze, tak myślę.
Co na uczelni??? Wczoraj z łaciną mi się upiekło, znaczy z tą poprawkową. Facet stwierdził, że nie zdążymy z koleżanką napisać i kazał nam przyjść za tydzień. Jak za tydzień, to za tydzień – nam to odpowiada jak najbardziej. I jeszcze jedna niespodzianka, nie będzie kartkówki ze słówek, ale z łacińskich sentencji. Można się cieszyć – to lepsze niż bezmyślne kucie słówek, których i tak się nie zapamięta. Bo na łacinie każdy stosuje zasadę „trzech zet” – tak jest łatwiej i przyjemniej. Dzisiaj na leksyce i pracy z tekstem mieliśmy sprawdzian bo ciężko nazwać to kolokwium. Nie wiem jak mi poszło, chyba zaliczyłam. W każdym razie za tydzień mamy następne dwa, ale u tej babki to ja mogę na każdych zajęciach pisać byle czuć, ze czegoś się uczę... Bo przyznam, że jak słyszę opowiadania ludzi z innych grup to włos mi się jeży, oni właściwie nic nie robią. Dobrze zrobiłam, że w odpowiednim czasie podjęłam decyzję, a i ludzi mam lepszych w nowej grupie.
... z kilkoma dziewczynami idziemy nawet w piątek w nocy na maraton filmów Emira Kusturicy. Nie wiem jak ja to wytrzymam. Najpierw dwa wykłady pod rząd, potem jadę na urodziny do siostry E., wracam do Centrum na maraton w Heliosie, a rano jadę na kurs. Potem, już w domku, idę odsypiać. Wcześniej mam zamiar napisać Esiowi smsa żeby coś na kolację przywiózł, ma samochód to teraz dla niego żaden problem wstąpić do sklepu, nie??? I on przyjedzie, wykąpie się, zrobi kolację i dopiero potem może mnie obudzić. A jak już będę „do życia”, to już wczoraj ustaliliśmy, idziemy do miasta. Ciekawe co z tego wyjdzie, on wykończony po całym dniu na uczelni i kolokwium z prawa budowlanego (podobno 64 strony przepisów prawnych), a ja nie śpiąca od 24 godzin. Ale chyba wyjdziemy, najwyższy czas iść się gdzieś pobawić, a nie siedzieć w domu, konwersować i filmy oglądać. Tak więc pójdziemy się bawić w sobotę, tańczyć, pić, a potem...
... zaraz, zaraz. Skoro tak mi się weekend zapowiada to wszystkie zadnia na następny tydzień muszę zrobić jutro do wyjścia z domu, po powrocie i w piątek do południa. O rany, jak to mało czasu!!! Ale spokojnie, zdążę. Byle nie dać się zwariować. Najgorzej będzie z fonetyką, bo facet zadał zadań od cholery. Mam nadzieję, że Tata przywiezie mi w niedzielę książkę. Bo Tata do mnie przyjeżdża. Mógłby przy okazji przywieźć mi kombinezon na narty bo nie wiem czy z niego nie wyrosłam przez lata. Jeśli tak to miałabym jeszcze czas na skombinowanie jakiegoś innego, a potem na ostatnią chwilę może być ciężko. Tylko czy będzie mu się chciało jeśli będzie jechał z jakiejś konferencji fizyków w Poznaniu które się odbywa??? Może jak bardzo poproszę to się zgodzi...
... coraz gorzej się czuję. Idę zaraz spać. Zapadnę w twardy i spokojny mam nadzieję sen. Posłucham jeszcze chwile Morcheeby, zespołu którego nazwa nie wiedzieć czemu kojarzy mi się z marka kawy. Chyba uzależnienie wychodzi... Ale takie rytmy mnie uspokajają, kołyszące, jakieś takie w moim guście.
Zaczepiła mnie E. na gg dzisiaj. Chyba się zakochała – to jej właśnie słowa. W chłopaku, który zahaczył ją przez gadulca pewnego dnia. Podobno dzwoni codziennie, rozmawiają długo i o wszystkim. Jest jeden szkopuł, on mieszka dość daleko. Ma zamiar przyjechać i przywitać z E. Nowy Rok. How’s romantic... Jak tu nie wierzyć w Internetowe związki i przeznaczenie, przecież ja z Esiem też znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu i czasie. I to trwa już kawał czasu, wiele przeszło, wiele musiało czekać, ale wytrwało i to się liczy, prawda??? Jestem zakochana, już teraz nie pamiętam, nie istotny wydaje mi się fakt, ze Esio jest Internetowym Chłopakiem. Teraz jest prawdziwy, najprawdziwszy i co najważniejsze – Mój. I niczyj inny. Życzę E. szczęścia, zasługuje na nie. Nie może teraz uwierzyć w to, co ją spotyka. Powiedziałam jej, że to w jakimś stopniu jesteś magia internetowej anonimowości, ona zdaje sobie z tego sprawę, ale unosi się. Nie może uwierzyć, myśli ze to sen. Skąd ja to znam... Nawet teraz, czasem wydaje mi się, że to sen. I wtedy zaczynam się bać...
E. zaskoczyła mnie jak najbardziej pozytywnie, natomiast koleżanka z grupy nie wiem jak – czy pozytywnie czy w innym sposób. Wysłałam jej smsa z zapytaniem jak powtórki do dzisiejszego sprawdzianu idą, a ona że nie idą bo biega od telewizora do radia i śledzi wydarzenia na Ukrainie. Że walka o niepodległość jest ważniejsza dla niej niż sprawdzian u dr Z. i mam nie przesadzać mówiąc, że powinna chociaż przeczytać notatki. Gdyby ona tam była to by walczyła, nasz kraj tez był w takiej sytuacji i są sprawy ważniejsze niż jakiś sprawdzian – tak napisała. Okej, niech ma swoje przekonania. Tylko jednego nie rozumiem, przecież ona tym ludziom nie pomoże, nie pojedzie na Ukrainę, może być z nimi myślami jedynie. Przecież dziewczyna ma studia... Ale to jej sprawa, może nie jestem w stanie zrozumieć jej przesłanek, nie wiem...
Najwyższa pora kłaść się spać. Zasiedziałam się, a tak źle się czuję... Dobranoc.
Dodaj komentarz