Bez zmian w zasadzie.
Komentarze: 5
Od wczoraj zmieniło się tylko tyle, że o 23:28 obudziła mnie moja śliczna bordowa komóreczka bardzo dobitnie dająca do zrozumienia, że otrzymałam krótką wiadomość tekstową. Znaków nie liczyłam bo nie miałam na to siły, a i treść samej wiadomości dotarła do mnie po chwili dopiero.
Życzył spokojnej nocy, kolorowych snów i przesyłał buziaki.
Wstałam niewyspana, głodna i bez chęci na cokolwiek. Z uczuciem ciężkości w głowie, poczuciem ogarniającej beznadziei i obojętności zeszłam do sklepu po chleb, wypiłam kawę, zjadłam dwie grzanki i jabłko, zabrałam się za zadania z fonetyki. Męczyłam je ponad godzinę. Ale zrobiłam, jeszcze wypracowanie na poniedziałek, powtórka łaciny i będzie spokój.
Mój stan (pod)irytacji trzymający od wczoraj uparcie pogłębiła pani dzwoniąca jak zwykle do firmy InSERT, a na moje „to pomyłka”, powiedziała „o Boże, a czy to numer 787****?”. „Nie, to numer 787*^**.”, „O Boże, przepraszam, strasznie panią przepraszam”. Myślałam, ze się wścieknę. Nawet pranie nie pomogło, toteż je przerwałam i wysmarowałam e-maila do DIALOG-u z zapytaniem co w mojej sprawie można zrobić bo telefony do wiadomej firmy przed godziną (uwierzcie, bywa i tak) 8 rano nie są rzeczą przyjemną. Ciekawe co odpiszą, zaznaczyłam oczywiście, że żadna zmiana numeru nie wchodzi w grę. Grrr...
Teraz mam czas na zjedzenie chińskiej zupki wyprodukowanej w nadwiślańskim kraju, wypicie kawy i wyjście na zajęcia. Resztkami nadziei mam nadzieję, ze coś się wydarzy, coś innego – na co czekam uparcie i w tej chwili już nie skrycie. Już nawet do fryzjera nie zdążę pójść... Wrrr.
A moi kochani współlokatorzy swoje trzy grosze też dorzucili do mojej (pod)irytacji. W mieszkaniu mamy nadmiar wszelakich torebek i torebeczek foliowych toteż zamiast kupować worki na śmiecie używamy tychże, ale któryś z nich (nawet chyba wiem który) nie zwraca na to uwagi i wsypuje wszystko do kosza. Wrrr... I tak znalazłam tam dziś zgniłe liście i takież same jajko. Blech!!! Pominę już milczeniem fakt, że któryś następny używa mojego ulubionego kubka z którego wyjątkowo lubię pić kawę. Esiowy kubek też jest w nagminnym użyciu. chyba jakąś blokadę na nie zalożę... Żeby chociaż rano staly umyte, nie bo po co, prawda??? Wrrr.
Ciągle czekam, że może coś się wydarzy, a nic się nie wydarza. Wrrr... Jutro piątek, nie idę na wykłady bo mam szkolenie na lotnisku. Na dzisiejszy angielski idę nieprzygotowana o nawet nie zajrzałam do niego od ubiegłego tygodnia. Nos mnie zaczął swędzieć (o dziwo po właściwej stronie), ale nawet nie śmiem marzyć, że może coś, może KTOŚ... Eh.
Poza tym połowa grudnia, śniegu jak na lekarstwo, zapachu świąt nie czuć ani trochę, jakoś tak bardziej paździerkowo-listopadowo jest niż zimowo. Grrr.
I jeszcze to Mazowsze cholerne musze na plac Grunwaldzki dostarczyć do jutra. Mam dość. Dobrze, że przynajmniej na uczelni nie jest nudno, stale coś nowego interesującego odkrywam i upewniam się, że to był dobry wybór tak chyba miało być – Ola rusycystka, hehe. Nawet wczorajszy wykład z językoznawstwa był porywający... homonimy, synonimy, antonimy, polisemia i takie sprawy.
PRZYTUL MNIE ŻYCIE, PLIZ PRZYTUL MNIE W UKRYCIU. Albo nawet w odkryciu, ale przytul.
Dodaj komentarz