Co to jest miłość i gdzie ona mieszka???...
Komentarze: 2
.....a już myślałam, że to będzie dzień abstynencji Internetowej. Nic z tego. Ł. załatwił kolegę, który przyszedł i przełożył nam karty sieciowe. I teraz to ja jestem uzależniona od mojego flatmate. Może i dobrze??? Ale zanim kolega przyszedł to mieliśmy w mieszkaniu mały Sajgon. Bo trzeba było poprowadzić kabelek od komputera Ł. do mojego. Potrzebowaliśmy wiertarki. Skąd ją wziąć??? Nikt z sąsiadów nie miał, a jak miał to nie miał czasu szukać. W końcu Ł. pojechał do swojej firmy i dali mu taki sprzęt, jakby miał całe mieszkanie przerabiać. Naczekałam się. Miał wrócić w ciągu godziny, wrócił po trzech. Ale wrócił z wiertarką i mamy Internet!!! Juppi!!! Żebyście jednak nie myśleli, że to wszystko tak składnie poszło. Żeby poprowadzić kabelek ja musiałam odsunąć regał z książkami. Ale najpierw musiałam je wszystkie z niego zdjąć. Tulipanki czekały w kuchni – nie było dla nich miejsca... I Ł. pojechał do firmy, a ja czekałam w tym bałaganie. I ani uczyć się nie mogłam, ani skorzystać z Sieci. Siedziałam i miałam ochotę ryczeć. Z bezsilności, z bezradności... z Walentynek. A potem te wszystkie moje książki musiałam z powrotem władować na półkę. Eh!!! No, ale w końcu wszystko działa jak należy.
Wcale nie celowo unikam tematu przewodniego dnia dzisiejszego. Nie unikam. Tylko nie chcę żebyście pomyśleli, że się skarżę. A co ja robię??? Oczywiście, że się skarżę. bo chciałabym usłyszeć, pukanie, zatopić się w cieple ramion, usłyszeć czyjś ciepły głos. Ale nie jest dane mi tego przeżyć. Przynajmniej na razie. To nie dla mnie!!! Od rana siedzę sama jak palec. Nawet nie mam ochoty włączyć radia. Po co??? Po to, żeby usłyszeć te wszystkie słodziutko-milutkie pioseneczki??? Dedykacje??? Wyznania??? Nie chcę, nie chcę, nie chcę. Jestem ZAZDROSNA!!! I nie będę nawet tego ukrywać. Jestem zazdrosna, zgorzkniała i smutna. Bo nie mam do kogo otworzyć ust. Przemawia przeze mnie żal i gorycz. Bo mnie nikt dziś nie przytuli, nie ukołysze, nie usłyszę miłych słów. Nie usłyszę: Ola, Olcia, Oleńka... Nie rozkwitnę jak te tulipany... Bo jeszcze śnię. Śnię swój sen. We właściwym momencie się obudzę i rozkwitnę...
Już dość dawno temu rozmawiałam z P. Moja przyjaciółka powiedziała mi wtedy coś, co wywołało trochę łez, jakieś wzruszenie. Otóż ona powiedziała, że kiedy rozmawiała ze swoim chłopakiem – K. – powiedziała mu: „chciałabym żeby Ola spotkała kogoś, kto będzie dla niej dobry. Kogoś, z kim będzie mogła pośmiać się i pogadać – ona to uwielbia. Kogoś, kto ją zrozumie i zaopiekuje się nią. Kogoś, kto jej nie skrzywdzi. A jeśli ktoś kiedykolwiek ją skrzywdzi to będzie miał ze mną do czynienia.” Nie wierzyłam, że są przyjaciele. Nie wierzyłam, że ja ich mam. Ale może.... Może się myliłam. Może... Jak to pięknie powiedział Z. „jest tyle może i nic na pewno”. Ale na P. to chyba najbardziej mogę polegać. Trochę razem przeszłyśmy, raz blisko było „końca”, ale pokonałyśmy trudności. I na razie jest dobrze. Tylko czasu brakuje.
Ojej!!! Co to się dzieje. Dostałam dwie Wirtualne kartki. Wow!!! Wirtualne kartki dla Wirtualnej dziewczyny... A więc ktoś pamiętał. Tylko ciekawe kto się kryje pod pseudonimem. Mogę się tylko domyślać. Ale milusie są. Ojej!!! Jestem w jeszcze większym szoku! Pan K. mi wysłał na gg kilka czerwonych serduszek. Mam nadzieję, że on niczego ode mnie nie chce, a to tylko tak wysłał. O rany, ale ten typ się całuśny zrobił. A niech się trzyma z dala ode mnie. Nie powiem, żeby to miłe nie było, ale... Kurcze – czy ten człowiek nie da mi spokoju??? Eh!!! Czepiam się. Wiem. Najpierw narzekam, a jak już coś dostanę to kręcę nosem. Bo tak między nami mówiąc to pan K... on nie jest tą osobą, od której bym chciała dostać... Ehhh!!!!! Dobra koniec tematu. Pana K. Bo z Walentynkami jeszcze nie skończyłam. Bo muszę WAM się do czegoś, Kochani, przyznać. Ja nie jestem przebojową dziewczyną, której mówienie wszystkiego wprost łatwo przychodzi. Jest wręcz odwrotnie. Brak odwagi tuszuję w jakimś stopniu może erudycją, może oczytaniem... Może marzeniami, pragnieniami. Choć tak do końca nie wierzę, że spotka mnie coś dobrego, że warto mieć marzenia. Łatwiej mi napisać co czuję niż powiedzieć to wprost. Boję się zaufać, uwierzyć... Po prostu się boję. Nie umiem rozpychać się łokciami, dążyć po trupach do celu, udawać kogoś, kim nie jestem. Może dlatego nie umiem znaleźć się w tym Świecie, może dlatego uciekam we Własny Świat, może dlatego jest mi trudniej pewne rzeczy osiągnąć. Nie mniej staram się UŚMIECHAĆ!!! Tak właśnie – uśmiechać. I tak chciałabym przejść przez życie – z uśmiechem. W chwilach zwątpienia uciekam w MUZYKĘ. Albo w POEZJĘ. Albo w jakikolwiek INNY ŚWIAT – byle dalej od tego brudu, niesprawiedliwości i zła. Ostatnio w jakiejś „kolorowej gazecie” typu brukowiec wyczytałam horoskop miłosny dla siebie. Nie wierzę w takie rzeczy, co zresztą niejednokrotnie już mówiłam, ale jeśli chodzi o znaki zodiaku to coś w nich jest. Mam prawie wszystkie cechy Raka Księżycowego. Bo tak się akurat stało, że Rak jest Księżycowy i Jowiszowy. A ja urodziłam się „na samym początku znaku”. 26 czerwca. Imię dostałam Aleksandra Anna. Pierwsze po bohaterce „Potopu”, drugie po mamie. Nazwisko noszę ojca. Urodziłam się w czerwcu, miesiącu, w którym rodzą się najładniejsze dzieci i zawierane są najszczęśliwsze małżeństwa. Tak przynajmniej mówi pan L. – osiedlowy konserwator. A on jest bardzo mądrym człowiekiem to pewnie ma rację. Znowu odeszłam od tematu. O horoskopie miałam przecież mówić. Cytuję: :”Miłość Raka jest romantyczna i zaborcza. To marzyciel podporządkowany rodzinie. Ale dąży do bezwzględnej dominacji. Pani Rak podoba się panom spod znaku Byka, Bliźniąt, Wodnika i Ryb. Na jej męża jednak nadaje się mężczyzna spod znaku Koziorożca, Wagi, Byka, Strzelca, Skorpiona i Ryb(...)”. Dalej następuje notka o Panu Raku – także nie będę zagłębiać się w szczegóły. Zgadza się. taka jestem. Nie wiem tylko na ile te informacje są prawdziwe bo nie miałam okazji tego sprawdzić. I nie do końca musi być tak, że znaki albo pasują, albo nie. Astrologia nie odgrywa w uczuciu najważniejszej roli. Moi rodzice na przykład pod tym względem są absolutnie nie dobrani. Ona Baran, On Ryby. A są ze sobą już 22 lata i chyba są szczęśliwi. Choć nieraz jest ciężko. Ale są raczej zdrowym małżeństwem. Myślicie sobie: „po co ona to wszystko pisze???”. To jest mój Pamiętnik. Piszę tu o sobie, o swoich bolączkach, radościach, małych i dużych marzeniach. Jest mi lżej kiedy sobie popiszę. Moja Dusza się Oczyszcza. I teraz też czuję się trochę Oczyszczona. I trochę mi lepiej. Spać tylko nie daje to, że nie poznałam smaku miłości... Może jeszcze dane mi będzie jej spróbować...
Co to jest miłość
nie wiem, ty pytasz mnie
ja pytam ciebie
może to jest miłość
Gdzie mieszka miłość
nie wiem, w zakamarkach
w splotach ulic, nie wiem
pytaj dalej
Co to jest miłość
powiedz
albo nic nie mów
i nie wiem... nie wiem
nie wiem
Gdzie mieszka miłość
nie wiem, w zakamarkach
w splotach ulic, nie wiem
pytaj dalej [Jonasz Kofta/Paweł Deląg]
Dodaj komentarz