Efekty.
Komentarze: 1
Efekt wyszedł całkiem, całkiem. Ściany mają kolor limetkowej mięty. Wyciągnęłam Eśka do IKEI i szarpnęłam się na jasnoniebieski stolik, turkusową lampkę i waniliowe świece. Teraz brakuje już tylko kanapy. Niegrzeczne myśli pytają kiedy będzie można ją wypróbować, być może zagrać też w pewną grę...
Od rana wertuję „wyborczą”, szykuje się kolejne wysyłanie cevałek. Zadzwonili z Commercial Union, w środę mam rozmowę. Trochę to na końcu świata, ale praca może być fajna.
Bo pracować bym chciała. Wstawałabym wcześnie rano, jadła śniadanie – zielona herbata, bułeczka z bułgarskim miodem albo owsianka – karmiłabym Fiodora, szybki makijaż i do pracy. Potem na uczelnię, a wieczorem oglądałabym z Ukochanym jakiś film przy grzanym piwie albo gorącej czekoladzie, koniecznie z kocięciem na kolanach. Tak mi się marzy, i w końcu się uda. Musi.
Mama Ukochanego zrobiła kocięciu niespodziankę piłeczką i jakimś kocim smakołykiem. Za to kociątko jakieś markotne jest, pomiaukuje od czasu do czasu. Niby szaleje jak zwykle, ale jednak jakoś inaczej.
Gadam do niego, czasem sama się z siebie śmieję. Wczoraj M. zauważył, że brakuje mi jednego – dziecka. Ameryki nie odkrył, sama o tym wiem. Tylko, że jeszcze powiedział, że Maleństwo miałoby, brzydko mówiąc, przesrane bo cały czas bym do niego gadała. Nie wiem czy to takie złe... A poza tym między Dziecięciem a kocięciem jest różnica, i to znaczna.
... a może by tak Ukochanego do teatru wyciągnąć??? Fajne przedstawienia grają we Współczesnym, a przynajmniej zapowiadają się ciekawie. Ostatnio doszliśmy do wniosku, że fajnie byłoby pójść do kina bo dawno nie byliśmy. No tak, ale wczoraj patrząc na nasze dzieło – bardziej dzieło Ukochanego niż moje – w postaci limetkowo-miętowych ścian stwierdziliśmy, że teraz to tylko zostawać w domu i oglądać... Szczególnie jak niedługo kanapę przywiozą...
A po spektaklu kawka w jakiejś przytulnej kawiarence, a w domu lampka wina na dobry sen, a potem jeszcze...
Kociątko zasnęło mi na kolanach, śniadanie się zjadło, trzeba zabrać się za cevałki...
Dodaj komentarz