Euforyczny stan!!!
Komentarze: 0
W końcu zadzwoniłam do Esia. Wykręciłam najpierw jakiś numer warszawski, potem podałam pin mojej karty, a na koniec numer londyński. Ponieważ ostatnio jak dzwoniłam odebrał P., Polak z którym Esio dzieli pokój, a ja zaczęłam mówić po angielsku czym chłopaka zestresowałam tym razem przedstawiłam się po polsku. I trafiłam... na Koreańczyka. Nie dał mi powtórzyć wszystkiego in English bo już wołał Esia. Imię wszystko powiedziało. A Esio się zdziwił. „Kochanie przecież rozmawialiśmy niedawno.” – „mogę się rozłączyć...” „skarbie coś ty, cieszę się, że dzwonisz. Nie spodziewałem się zupełnie” – „wiem, ze dzwoniłeś, ale mi się wydawało, ze nie byłam zbyt miła, to znaczy wiesz podły nastrój i tak dalej” „Misiulek no coś ty, bardzo się cieszyłem, że mogłem cię usłyszeć, wcale nie czułem niczego nieprzyjemnego”. Nie muszę chyba mówić, że od tego „Misiulka” się rozpłynęłam cała. Gadaliśmy prawie 15 minut, ale co tam. Za cenę 10 złotych mam 28 minut rozmów, mogę szaleć. Nie za często, ale... Esio powiedział tylko, żebym za bardzo nie zaszalała podczas urodzin, ale życzył udanej zabawy. Nie wiem tylko czemu już teraz, do przyszłego tygodnia zdążymy pogadać jeszcze kilka razy. No, a kiedy odłożyłam słuchawkę to... nie, nie płakałam. Miałam ochotę skakać. Śmiać się, mogłabym roznieść całe mieszkanie. ZAKOCHANA JESTEM!!! Poza tym mam prawo podejrzewać, że na poprawę mojego humoru lekki wpływ miało poczytanie notek z marca i kwietnia, kiedy pisałam o tym, jak mi dobrze, jaka jestem szczęśliwa. I jestem szczęśliwa. I kurcze BĘDĘ SZCZĘŚLIWA!!!
Esio... to tak ładnie brzmi, prawda???
Dodaj komentarz