Help me.
Komentarze: 3
... wyszłam od Pana Doktora przerażona. Jeśli tabletki nie zadziałają czeka mnie kriochirurgia. A pewnie nie zadziałają bo moje schorzenie jest tak zaawansowane jakbym urodziła piętnastkę dzieci – tak Pan Doktor powiedział. W tej sytuacji chyba jasne, że nie w głowie mi Witaminki. Znam trochę swoje ciało z organizmem i wiem, że pewnie skończy się na zabiegu. A ten kosztuje. Znowu trzeba będzie sięgnąć do kieszeni Rodziców. Znowu...
... Bo kredytu pewnie nie dostanę. Mam wszelkie szanse spóźnić się z dokumentami jako że US Wrocław Śródmieście robi straszne problemy z zaświadczeniem dla Mojego Brata. Mój Tata wkurzył się do tego stopnia, że zaangażował w tą sprawę radcę prawnego, który ma powiedzieć jak to jest i co ma być. Jakaś odrobinka nadziei jeszcze we mnie jest, ale coraz bardziej gaśnie. Pierdolona biurokracja!!! Urzędasy myślący, że wszystko wiedzą najlepiej, że szary człowiek zwykły musi się podstosować i wszystkie ich porypane przepisy i wymyślenia zrozumie. W dupie to mam, protestuję i już!!!
U Pana Doktora dowiedziałam się, że prawdopodobnie zabiegiem się skończy. Ale rewelacyjny jest i jeśli tylko on mi pomoże to się poddam. Hm, innego wyboru pewnie nie będę miała. Lek mi zmienił na tańszy (1/10 ceny poprzedniego), ale silniejszy. Na odchodne dał ulotkę z „Informacją dla Pacjentek”, powiedział, że różnie będą mówić. Że niby boli czy coś, ale to nie prawda. Boli w portfelu – lekką rączką wypływ trzech stówek. Kurwa co to jest, przecież to żaden pieniądz, nie??? Ale podoba mi się jego podejście. Naprawdę po człowieczemu kobietę i jej problemy traktuje. Poza tym do każdej mówi po imieniu w zdrobniałej formie (ja np. jestem Ola albo Oleńka), pyta jak studia/praca etc. Mnie wypytał o Esia. Pytał co i na którym roku studiuje. Jak powiedziałam, że na pierwszym magisterskim budownictwa to usłyszałam, że to bardzo dobry wybór i że ma nadzieję, że Esio też jest dla mnie dobry. Oj jest. Wspaniały jest po prostu!!!
Za serce mnie chwycił wczoraj, kiedy wieczorkiem włączył mi się na gg i zapytał co mnie. Odpowiedziałam jednym słowem – „łzy”. On na to, że u niego też. Zapytałam co się stało, czy może coś z samochodem bo są problemy ze znalezieniem odpowiedniego w odpowiedniej cenie. Przeczytałam, że „auto to pierdoła”, a Esiowi „jakoś smutno jest”. Rozczuliłam się. Tak bardzo chciałam się do niego w tym momencie przytulić, pocałować w czółko, ukołysać. A dzieliła nas godzina jazdy dwoma autobusami (z okazji niedzieli czas by się wydłużył) albo, jeśli ktoś woli, około trzech dzielnic i ze dwie poddzielnice. Powiedziałam, że tęsknię za Rodzicami, za bratem. Napisałam o bańce mydlanej, Esio się rozpłakał. Zapytałam co się stało, czy to przeze mnie mu smutno. Zakazał mi tak myśleć, a ja mu na to, ze ostatnio jakiś tragiczny nastrój mam, że wiem, ze zachowuję się strasznie, ze wredna jestem ,a nie chcę taka być. Wirtualnie mnie przytulił, pocałował i powiedział, ze to nie jest absolutnie moja wina, ze tylko jakoś mu smutno. Żeśmy się dobrali w smutku wczoraj... Kochany Mój... Kiedy kładłam się spać oczy miałam wypłakane i piekące od zmęczenia płaczem, ale przynajmniej szybko zasnęłam. I bezboleśnie, mimo że sama.
A dziś??? Wstałam wcześnie, pojechałam do koleżanki, potem w US ręce znowu mi poniżej kolan opadły, u babci chwilę posiedziałam, a potem dowiedziałam się o prawdopodobnym zabiegu. Później stałam na przystanku przy Kruczej i chciało mi się płakać. Znowu miałam wrócić do pustego, obcego mieszkania. Niby moje, a jakby nie moje. A chciałam żeby ktoś tam na mnie czekał, żebym mogła wypłakać, wykrzyczeć, wyrzucić z siebie cały ból dnia dzisiejszego. Jedynie Klementyna, moja ukochana maskotka- pingwinopodobna kaczka (posądzana też o bycie dziobakiem Klemensem) miała na mnie wiernie czekać. Eh... Po drodze do apteki. Okazało się, ze za lek zapłacę rzeczywiście śmiesznie małe pieniądze. Chciałam zapłacić kartą więc dobijałam do 10 złotych jak mogłam. Dodatkowo kupiłam Rutovit C bo zaraz krwawienia z nosa mi się zaczną na okoliczność bardzo sprzyjającej temu pogody, Pabialginę w razie bolącej głowy, brzucha, zęba i saszetkę Fervex-u gdybym poczuła nadchodzące przeziębienie. Tak bardzo chciałabym żeby Esio na mnie czekał, żebym mogła poczuć się bezpiecznie, żeby powiedział, że będzie dobrze. A tu tylko zegar kuchenny znajomo tyka (tak samo niezmiennie od 10 lat), w głośnikach odgrzebana płyta – składanka: Michał Żebrowski, Urszula i Krzysztof Krawczyk. Jutro posłucham jej z Esiem... Przytulę się, zatopię nos w cieplutkiej jego bluzie i powiem.
W końcu...
... wróciłam do naszej wczorajszej rozmowy i znowu mi się źle zrobiło. Czeka mnie trochę roboty na jutro – głównie łacina. Tata dzwonił i powiedział, ze książek szuka, ale na razie bez skutku. To czemu oni wymagają czegoś, czego już się nie drukuje, czego nawet w antykwariatach nie ma??? Jutro mam do odebrania z instytutowego punktu ksero tematyczno – leksykalne repetytorium, może chociaż czytanie poćwiczę. W czwartek na 100% przyjeżdża Mama, bardzo się cieszę. Naprawdę.
Esiu... ja na Ciebie czekam, czemu nie ma Cię...???!!!
Dodaj komentarz