sty 26 2004

Kiedy budzę się rano...


Komentarze: 0

Dzień dobry Eljot, Mój Aniele!!! Jesteś przy mnie, ale pojawiasz się dopiero od pewnej godziny. Kiedyś musisz mi opowiedzieć jak wyglądają Twoje poranki... Bo dla mnie na przykład to właśnie poranek jest najbardziej niezwykłą porą dnia. Porą tonącą w spokoju, ciszy, tajemnicy i oczekiwaniu. Przecież rano nie wiemy co nas spotka... Bo Ty, Eljot, „przejmujesz nade mną kontrolę” w momencie kiedy wyjdę z domu. Potem już pozostajesz przy mnie dopóki nie zasnę, ale nie wiesz jak wyglądają moje poranki. Może Anioły wiedzą dużo, ale jestem pewna, że Ty o moich porankach nie wiesz nic. A jesteś zbyt taktowny żeby mnie o to zapytać... I ja chcę Ci o tych moich porankach powiedzieć. Może wtedy będziesz przychodził „po mnie” nieco wcześniej... ???

„Kiedy budzę się rano i wyglądam przez okno, ten sam wiatr wieje i te same drzewa mokną(...)”

Prawdę powiedziawszy kiedy budzę się rano to nic nie widzę bo najczęściej jest jeszcze ciemno. Ale ja uwielbiam rano wstawać. Tylko w pojedynczych oknach domu naprzeciwko palą się światła i lampki na „osiedlowej” choince. Wstaję. Z jeszcze potarganymi włosami i w piżamie idę do kuchni. Wstawiam wodę na kawę. Jest cicho. Flatmates jeszcze śpią... Czuję się jakbym była sama. Sama we własnym domu. Rewelacja! W czasie, kiedy woda się gotuje idę do łazienki – czas na poranną toaletę. Ścielę łóżko. Jeszcze w piżamie piję kawę i włączam radio. Poranne wiadomości codziennie brzmią podobnie. Ktoś podał się do dymisji, ktoś inny strajkuje, znowu zginęli żołnierze. Małysz skoczył x metrów dalej niż ostatnio, a Ajax Amsterdam przegrał z Valencia y:z. Gorąca, aromatyczna Jacobs Cronat Gold stawia mnie na nogi. Czas się ubrać. Nie spędzam godziny przed szafą. Ten problem mnie nie dotyczy. Ważne, żeby wyglądać czysto i schludnie. W takim, jak lubię najbardziej, sportowo-eleganckim stylu. Już ubrana zjadam śniadanie – zwykle dwie grzanki z miodem i jakiś owoc. Do tego czerwona lub owocowa herbata. Do torby pakuję skoroszyt, książki (lub gazetę jeśli idę do B.), telefon i walkmana. Jeszcze tylko makijaż i włosy. Ten pierwszy idzie szybko. Nie mam problemów z cerą więc nie używam żadnych fluidów ani podkładów. Ograniczam się do ochronnego kremu, którego równorzędnym zadaniem jest poprawienie kolorytu mojej, i tak ciemnej, karnacji. Skupiam się na kresce zrobionej na dolnej powiece, cieniach – zazwyczaj w odcieniu zbliżonym do koloru bluzki lub swetra i tuszu do rzęs. Na usta nakładam odrobinę błyszczyku lub szminki. Zakładam kolczyki. W zależności od stroju małe łezki, które brat przywiózł mi z Włoch; bardziej eleganckie, których kształtu nie umiem nazwać albo wiszące koła. Zawsze jednak srebrne. Zapinam zegarek. Swoich włosów i tak nie poskromię więc ograniczam się do „trochę” pianki i lakieru. Jestem gotowa do wyjścia. W dużym lustrze widzę ładną dziewczynę. Jest zadowolona ze swojej figury i wyglądu w ogóle. Długo dochodziłam do tego stanu, ale lubię siebie!!! Spogląda na mnie szczupła dziewczyna, z twarzą okoloną przez sięgające ramion „kręciołki”. Oczy koloru orzecha albo ciemnego piwa  podkreślone eyelinerem dostają jakiegoś tajemniczego wyrazu. Mały, delikatny nos i takie same uszy. Usta... Mają ładny kształt, kolor nawet też. Mama powiedziała mi kiedyś, że usta mam słodziutkie i jakby stworzone do całowania... Ta dziewczyna wie, że może się podobać. Więc czemu jest smutna??? Czemu się nie uśmiecha??? Znalazła swojego Anioła „Opiekuna” więc dlaczego???

Wyłączam radio... Zakładam buty i płaszcz. Gaszę światła, zamykam drzwi. Wychodzę... Po drodze wstępuję do sklepu po  „Kubusia” – najlepiej z malinami. Zaczął się kolejny dzień...

alexbluessy : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz