Modelka.
Komentarze: 2
Manuela Gretkowska pisała o Polce. Ja napiszę o modelce ze mną w roli głównej (koń by się uśmiał haha). To był dziwny dzień. W zasadzie rano nic nie wskazywało, ze będzie jakoś szczególnie różnił się od pozostałych. A jednak...Stałam właśnie na przystanku tramwajowym przy placu Kromera, kiedy wśród ulicznego szumu wychwyciłam dźwięki „Deszczowej piosenki” radośnie wygrywane przez moją komórkę. Zadzwoniła szefowa agencji, gdzie jakiś czas temu zgłosiłyśmy się z E. z chęcią pracowania w wakacje (a może i nie tylko) w charakterze hostess w supermarketach (być może też nie tylko). Szefowa firmy zaprosiła mnie na spotkanie, na którym miała mi przedstawić ofertę pracy. na 14 byłam na miejscu. I delikatnie mówiąc przeżyłam szok. Bo spodziewałam się usłyszeć, ze mam wybór między promowaniem pampersów, proszku do prania albo serków homogenizowanych. Już nawet zaczęłam myśleć po ile godzin mogłabym stać żeby się opłacało w miarę. Ale czekała na mnie niespodzianka. Zaproponowano mi sesję zdjęciową do katalogu letniej odzieży. Zdębiałam. Ja i modeling, to jakiś żart??? Ale zostałam zapewniona, że to nie żart i że w najbliższą sobotę mam przyjść do siedziby firmy z jakimiś swoimi ubraniami, żeby w miarę różne były i zrobią mi profesjonalne zdjęcia do portfolio, a w następny weekend sesja będzie trwała cały dzień, bo będą fryzjerki, makijażystki, garderobiane i tak dalej. No i zarobię też nie mało jak na moje potrzeby. Kiedy mi to wszystko powiedziała szefowa agencji to nie uwierzyłam, za różowe się wydawało. Ale potem... dowody wpłaty mam, umowę też podpisaną, firma działa od kilku dobrych lat. Wygląda okej.. Nie ma nic ten, kto nie ryzykuje. No i zgodziłam się, ale powiem Wam, że kiedy stamtąd wyszłam to kompletnie nie wiedziałam co mam robić. Śmiać się, płakać, dzwonić... ale do kogo??? Kurcze... Ale muszę Wam powiedzieć, że ogarnęły mnie też wątpliwości. Co będzie jak to jakiś przekręt??? Mało to nieuczciwych ludzi żeruje na naiwności innych??? Ciekawe co Esio by powiedział... Hm, no właśnie brakuje mi kogoś z kim mogłabym skonsultować decyzję. Rodzice odpadają bo mama zaraz zaczęłaby doszukiwać się jakiś kruczków i wpędziłaby mnie w jeszcze większe rozterki. Dla wszystkiego w sobotę idzie ze mną E. Bo ja mam cykora, sama się boję.
Esio... Znowu wpadam w paranoję. Znowu to wszystko co było wydaje mi się snem, jakby go nie było. Był nagle i było mi dobrze, nawet bardzo dobrze mi było. Potem wyjechał i ja musiałam zaakceptować ten fakt, znaleźć się w nowej sytuacji. Tęsknię cholernie, z każdym dniem bardziej, płaczę z bezsilności i kochania. Bo kocham... Wiem to i czuję. I to jest piękne, tylko że oprócz tego to ja się boję. Jak to będzie, co będzie jak on wróci. Czekam na Ten dzień, aż nogi mi się trzęsą na samą myśl, że już niedługo Ten autobus wjedzie na wrocławski Dworzec PKS. Chcę mieć Esia blisko, tak bardzo blisko, i żeby było tak Ciepło i Dobrze, ze już bardziej być nie może. Czekam, a jednocześnie Boję się. Wpędzam sama siebie w paranoję. Do głowy przychodzą takie głupie myśli, że aż śmieszne, można ubolewać z politowania. Ale im dłużej go nie ma, a paradoksalnie im bliżej do jego powrotu, tym bardziej potrzebuję zapewnienia, że będzie dobrze. Że będzie tak dobrze, jak było, albo nawet lepiej. Bo skoro wytrzymaliśmy oboje tak długo, jeśli ta odległość nie zniszczyła nas, to chyba będzie dobrze, prawda??? Patrzę na zdjęcia Esia, na to, które stoi na biurku i na to, które mam przy łóżku. Z obu uśmiecha się do mnie Esio... a ja mam wrażenie, że jego nie ma, ze go sobie wymyśliłam, ze to był tylko sen. Kiedyś ktoś mi powie: „to był sen...”. Ale ja nie chcę żeby to był sen!!! Z całego serca nie chcę!!! A jeśli dla niego to już Przeszłość...??? Bredzę, potwornie bredzę a przecież nie mam gorączki. Kocham... A jak się kogoś kocha to nawet wyobrażenie tej osoby z inną lub myśl, ze coś może być nie tak może złamać ci serce. Moje jest jeszcze całe na szczęście. Chociaż kto wie...
Wczoraj zadzwoniła do mnie moja mama. Streszczając naszą półgodzinną (międzymiastową, ale na szczęście na jej koszt) rozmowę powiedziała, ze mam się nie martwić bo będzie dobrze i wszystko się jakoś ułoży. Z miasta też nie będę musiała wyjeżdżać, a tak w ogóle to ona wcale by się nie zdziwiła gdybym w listopadzie pojawiła się w B-stoku z Esiem pod rękę i zakomunikowała: „mamo, tato wychodzę za mąż”. Według mamy jestem już wieku, ze w każdym monecie mogę rodzinę założyć i za mąż wyjść. Tylko w pojedynkę to będzie raczej ciężko. Choć nie powiem, kiedy razu pewnego z Eśkiem skończyliśmy oglądać „Nigdy w życiu” on rzucił pytanie: „a ty wyjdziesz za mnie?”. To miały być oświadczyny???!!! Innym razem stwierdził, że może przed jego wyjazdem powinniśmy się zaręczyć, a jeszcze kiedy indziej zapytał czy już chciałabym wychodzić za mąż. Na ile Esia znam to on kwestię związków damsko-męskich traktuje poważnie. Według mojej Koleżanki to dobrze świadczy i znaczy, że on traktuje mnie poważnie. W każdym razie wracając jeszcze do rozmowy z mamą popłakałam się w słuchawkę, powiedziałam, że mają nie myśleć, ze ja się tutaj nie martwię bo się martwię. Mama odpowiedziała, że wie, ale wszystko się ułoży bo musi.
Tylko Esia brak... Dwa razy pod obojczyk. Dwa razy w kierunku rozmówcy. To takie proste. Potrzebuję go, wiem, ze tak jest. Całą sobą to czuję, jak nigdy przedtem względem nikogo. Zakochałam się po uszy, tylko dlaczego to czekanie jest takie męczące???!!! Już nie mogę. Im dłużej czekam, im dłużej go nie ma tym bardziej mam wrażenie, że to nie prawda jest/była. A przecież odbieram od niego sygnały mówiące „u mnie wszystko w porządku”, słyszę jego głos w słuchawce. Wobec tego dlaczego to tak boli??? Dlaczego coraz mniej realne mi się to wszystko wydaje???
Dodaj komentarz