Money, money, money.
Komentarze: 8
Ech, znowu ta kasa.
Bo wszystko o kasę się rozbija.
Teraz mam lekkie wyrzuty, ze pojechałam do tej Sławy i straciłam pieniądze. A przecież muszę zapłacić za wizytę u Pana Doktora i kolejne opakowanie Witaminek. Dobrze, że Mama przyjechała...
A Ukochanego lepszego nie mogłam sobie wymarzyć. Powiedział, że kupi Fiodorowi klatkę na wyjazd, już taką profesjonalną do przewożenia go. I że jak nie mam pieniędzy to mam się nie martwić bo przecież on ma. I że za gaz też mam mu nie zwracać bo mój udział w kosztach transportu wliczył sobie w koszty. A ja się popłakałam. Bo trochę się czuję nie fair. Za klatkę mu mam zwrócić jak już będę miała z czego i że mam się nie martwić bo to nie powód do łez.
Wyjazd udał się genialnie. Kotek się wyszalał, my pogrillowaliśmy, odpoczęliśmy, zdjęć nacykaliśmy. Wczoraj nawet trafiliśmy na dancing pod chmurką – na piosenkę Anny Jantar „Moje największe marzenie”.
„Przetańczyć z tobą chcę całą noc, i nie opuszczę cię już na krok...” – i się kołysałam przy ciepłym policzku Eśka. Zaraz po tej piosence wróciliśmy do namiotu bo senność nas ogarnęła. Zasnęliśmy przytuleni z kotkiem w dole śpiwora.
I przecież nawet jak trochę na siebie poburkaliśmy to ja tym bardziej zrozumiałam, że Kocham. A on się spytał gdzie ja się tak długo podziewałam, mając na myśli to, że spotkaliśmy się półtora roku temu.
...ale i tak money, money sen z mi z powiek spędzać będzie aż do października przynajmniej.
Może zacznę Miłością się karmić...
Ech...
Mimo wszystko nie zapominaj o usmiechu:*
to juz milosc na zawsze..
zazdroszcze :)
A pieniadze zawsze klopotu dodaja..:. tak to juz jest:/
Wiesz... przy takim Eśku...mogłabym i się o money martwić...
Dodaj komentarz