Na dobry dzień pan Leon...
Komentarze: 0
Po raz kolejny stwierdzam, że Czas swoją prędkością mnie zadziwia. Dopiero, co wstałam, dopiero co w porannym słońcu szłam do B., a już popołudnie. A do poniedziałku coraz mniej czasu – trzeba brać się do roboty. Wczoraj zdołowała mnie mama swoim telefonem. Stwierdziła, że mnie nic nie obchodzi. To znaczy sprawy rodziny itd., że się nie przejmuję, żyję w nieświadomości itede itepe. A czy ja się nie przejmuję Eljot??? Przecież gdyby tak w istocie było to bym nie dzwoniła do nich, nie myślała co u nich słychać. Tacie zaproponowali objęcie stanowiska rektora w jakiejś prywatnej szkole w Sopocie. No, zobacz co za zbieg okoliczności... No, ale to dopiero za 2 lata. Tyle, że zobacz jak to wszystko się ładnie układa. Za 2 lata P. zdaje maturę i wyjeżdża na studia więc rodziców w B-stoku nic już nie będzie trzymało. A w ogóle to ja tak coś myślałam, że oni długo na tym Podlasiu nie wytrzymają i jeszcze się gdzieś wyprowadzą. A, że do Sopotu to tym lepiej, prawda??? No a poza tym to mama jest zdołowana bo za miesiąc ma egzamin dyplomowy na swoich studiach, a nie wie co ma napisać i tak dalej. Poza tym martwi się stale o pieniądze i moje egzaminy. Powiedziałam jej żeby za dużo nie myślała bo od tego boli głowa, a ona mi na to, że jestem bezczelna, że nic mnie nie obchodzi i w ogóle. Powiedziałam jej, żeby nie przelewała swoich frustracji na mnie bo ja mam swoje problemy i nie chcę jeszcze przejmować się bliżej (nie)określoną przyszłością. Mama coś tam jeszcze powiedziała, ale mało jej słuchałam. Byłam akurat w trakcie oglądania filmu dość smutnego („Meet Joe Black”), pogrążona w tęsknocie, która wczoraj bardzo się nasiliła, a myślami byłam gdzieś w Londynie. Zapatrzona w zdjęcie S. w pewnym momencie zgubiłam wątek filmu. W sumie obraz ciekawy, tyle że smutny dość. Oczywiście, jako że wrażliwiec do potęgi jestem, to się popłakałam. I utwierdziłam w przekonaniu, że lalusie w rodzaju Brada Pitta nie są w moim typie i wręcz działają mi na nerwy. Natomiast mężczyźni tacy, jak Anthony Hopkins to zupełnie co innego.. Mmm aż się rozmarzyłam. No, ale pora na ziemię wracać. Skończyłam rozmawiać z mamą, wróciłam do przerwanego filmu, kiedy zadzwonił telefon, którego oczywiście nikt nie zamierzał odebrać. Nikt poza mną. Swoją drogą co to ma być??? Czy ja jestem sekretarką czy jak??? Hm, do mnie był telefon. S. dzwonił. Porozmawialiśmy chwilkę, jemu bardziej niż wysłać smsa opłaca się zadzwonić bo podobno taniej. A to i lepiej – bo ma taki głos, że... Kiedy skończyliśmy rozmawiać to jeszcze bardziej się zamyśliłam i rozkleiłam i nie mogłam sobie miejsca znaleźć. Patrzyłam na zdjęcie i łzy w oczach miałam. Bo wczoraj to on mi wysyłał sygnały dzień prawie cały, ja mu z opóźnieniem je odsyłałam, a w końcu wysłałam smsa, na odpowiedź czekałam, ale zamiast niej to otrzymałam możliwość rozmowy głosowej. Niespodziewanej. A po fakcie nogi miałam jak z waty zupełnie nie wiem czemu. A w ogóle to przez całe wczoraj (no, prawie całe) dziwna myśl mi się kołatała po głowie, ale na razie cicho sza. Spać poszłam około północy i nawet szybko usnęłam, a może to nie było wczoraj tylko przedwczoraj??? Powiem Ci Aniele, że trochę tracę poczucie Czasu. Za szybko biegnie. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej...
Wstałam wypoczęta, słońce świeciło na niebie i zapowiadał się ładny dzień. Ale przekonałam się, że nie można chwalić dnia przed zachodem słońca. Ubrałam się wiosennie, do B. postanowiłam iść pieszo dlatego ograniczyłam ilość ubraniowych warstw. Pierwszy raz od wyjazdu S. przeszłam przez Ostrów Tumski. Powróciły wspomnienia, ale było dobrze. W słuchawkach miałam Novikę i Grammatika, którego na nowo odkryłam i dobrze mi się szło. Jeszcze zanim wyruszyłam musiałam iść do sklepu. Do osiedlowego sklepiku weszłam ze słuchawkami na uszach, trochę się spieszyłam więc poszłam po to, co miałam kupić i szybko wróciłam do kasy. Nagle przez muzykę usłyszałam „ma słuchawki na uszach to nie słyszy”. Obejrzałam się w i zobaczyłam uśmiechniętego pana Leona – osiedlowego konserwatora, który jakąś półkę naprawiał. – „Ojej, przepraszam, nie zauważyłam pana. Dzień dobry!”. – „Dzień dobry. Ja tu mówię: „dzień dobry Oleńce”, a ona nie słyszy”. Uśmiechnęłam się do niego, bo pan Leon to bardzo fajny człowiek jest. A on mi na to: „No, jak Oleńka się uśmiecha to od razu słońce zza chmur wygląda”. Wobec takiego komplementu stanęłam jak wryta, co mogłam zrobić – podziękowałam, uśmiechnęłam się i pożyczyłam mu miłego dnia. On mi odpowiedział tym samym, uśmiechnął się i wrócił do przerwanej pracy. A ja szłam potem do B. i myślałam, że jak to jest, że poranne spotkanie z panem Leonem może tak cię pozytywnie nastroić. Widocznie coś w tym jest...
Ale musisz wiedzieć, że kiedy T. się skaleczył to się przestraszyłam. A on wrzeszczał potwornie. Ja wiem, że rana cięta to strasznie boli, piecze i tak dalej, szczególnie dla małych dzieci ból jest okropny. Hm, tylko nie wiem jak on się tą nakrętką mógł tak urządzić. W każdym razie sytuacja została opanowana, nie obyłoby się bez pomocy K., który bardzo dzielnie się zachował i rozśmieszał T. groźnie to wyglądało, ale na szczęście nic poważnego się nie stało. Tyle, że mały darł się w niebogłosy. Hm, film biograficzny o van Goghu był bardzo ciekawy. To znaczy wszystko już wcześniej przeczytałam, ale dobrze było zobaczyć, ze deszcz przez niego namalowany rzeczywiście pada. I to jeszcze jak!!! To był naprawdę geniusz Aniele.
Tylko dlaczego ten deszcz tak pada, co??? Przecież mamy maj, piękny wiosenny miesiąc. To nie idzie w parze – nazwa i ogólnie przyjęta słoneczna bardzo pogoda z tym, co widać za oknem. Przecież to tylko zachęta dla samobójców. No, nie dla mnie oczywiście bo ja jeszcze mam dużo do zrobienia na tym świecie i życie też mi miłe. Znowu przyszły do mnie pozytywne myśli, to znaczy gdzieś poza tej tęsknoty mojej wyjrzały. To chyba dobrze, prawda??? Ojej, zobacz pożarłam całą paczkę likierkowych cukierków. Może dlatego tak chce mi się spać – alkohol działa usypiająco przecież. Ale likier w cukierkach... coś nie chce mi się wierzyć.
.....................................
Kurcze ja się tak nie bawię. Taka okropna pogoda. Przecież teraz to powinien przyjść S. i od razu zrobiłoby się lepiej. Powinno być dobrze. Jak on by przytulił to... Dzisiaj u B. bardzo chciałam żeby przytulił. Nawet nie wiesz jak bardzo Eljot. Siedziałam, radio cicho grało, chłopaki bawili się w pokoju obok, a ja nie mogłam skupić się na czytanej gazecie. Moje myśli ulatywały w zupełnie innym kierunku. Wiesz dobrze jakim. A właściwie czyim. I wiesz, tak siedziałam i myślałam i znowu przypominałam sobie różne szczegóły, które gdzieś mi wcześniej uleciały. Widziałam je bardzo wyraźnie, uświadamiałam sobie różne rzeczy. I to było fajne, i pomocne.. Tylko do tanga trzeba dwojga Aniele... Słyszałam jego głos, widziałam sylwetkę, miny, i miałam wrażenie jakby siedział naprzeciwko. Czy ze mną wszystko jest w porządku Eljot??? Bo skoro ja słyszę głosy i zwidy mam to może chora jestem, co???
Dodaj komentarz