Nie jestem która wszystko zniesie.
Komentarze: 4
„NIE ZAŚPIEWAM O MIŁOŚCI KOLEJNEJ PIOSENKI, MIŁOŚĆ SAMA WE MNIE ŚPIEWA...”
Mam ochotę śpiewać od momentu obudzenia. Za oknem nie ma dziś słońca, a ja ubrana w białą powiewną sukienkę mam ochotę tańczyć. Dlaczego??? Czyżby dlatego, że pojutrze... Być może. Wszystko być może. Ale, jak słusznie długi czas temu ktoś zauważył „jest tyle może i nic na pewno”. Chociaż nie. To bzdura. Przecież ja wiem jak jest. Wiem, co czuję i co jest we mnie.
No i uśmiecham się do swoich myśli, swoich wspomnień, które już niedługo zamienią się w kolorową rzeczywistość. Ze snu przejdą w jawę. A może to nigdy nie był sen... Hm, równie dobrze to nigdy nie musiała być jawa. Ale co tam, ważne żeby było KOLOROWO i jakoś tak... tak DUSZNO od różnych rzeczy/czynników.
A wczoraj... Wczoraj nie mogłam zasnąć. Myślałam o Esiu, uśmiechałam się jak głupia do zdjęcia, które jednocześnie do siebie tuliłam i już miałam wysłać sygnał, kiedy... Kiedy na wyświetlaczu pojawił się komunikat świadczący, że to on pierwszy (nie)zadzwonił. Wiecie co mam na myśli, prawda??? Ponieważ przypadków nie uznaję, jak wszyscy doskonale wiecie, wytłumaczyłam to sobie telepatią. Bo zbieg okoliczności = przypadek, a te nie istnieją, więc... I love him do bólu.
... a potem nie mogłam zasnąć. Nawet zamówiony u E. żel do kąpieli o kojącym zmysły i odganiającym stresy dnia zapachu lawendy i wodnej lilii (AVON oczywiście) nie pomógł. Sięgnęłam więc po książkę. Wypożyczyłam sobie książkę Marty Fox „Nie jestem która wszystko zniesie”. Przeczytałam ją całą, znalazłam kilka świetnych wierszy i cytatów. Między innymi ten, Anny Achmatowej:
„ZASNĄĆ STROSKANĄ, WSTAĆ ZAKOCHANĄ, ZOBACZYĆ CZERWIEŃ MAKÓW.”
Stroskana to może nie zasnęłam. Szczerze, to nawet powodów nie miałam. Wieczorem obejrzałyśmy z dziewczynami cudowny film „Smażone zielone pomidory”. Kto nie oglądał niech koniecznie to zrobi. Jest taki ciepły, sympatyczny, rewelacyjny. Potem kilka razy powtórzyłam zdjęciu Esia, że „cieszę się, że za kilka snów będziesz znów bliżej”. A właściwie bardzo blisko. Poczytałam Martę Fox, pomyślałam o niebieskich migdałach (z Esiem jedzonych of course) i nazwałam go Odysem. Bo przecież i on, podobnie jak bohater „Iliady” do Itaki, wraca do domu. A ja to jak ta Penelopa czekałam... (Ale i tak nie jestem która wszystko zniesie).
W nocy obudził mnie przerażający sen. Nie wiem czy miał związek z wczorajszą rozmową z E. na temat horrorów (głównie „Blair Witch Project part I”). A może to mój wewnętrzny strach??? W każdym razie przyśniło mi się, że Blair Witch mnie porwała i zaczęła dusić, jakby szykowała się do zjedzenia mnie. Koszmar, jak teraz o tym piszę to mam ciarki. A przecież z E. wymieniłyśmy tylko poglądy na temat tego gatunku. No cóż, że psychikę mam ogólnie słabą to wiem nie od dziś. Jeśli o pewne filmy chodzi rzecz jasna bo z resztą jakoś sobie radzę. Póki co.
Poranek przywitał mnie nie słońcem, ale zasnutym chmurami niebem. Mimo to uśmiechnęłam się i pomyślałam, że będzie dobrze. Tylko jakiegoś Ciepła obok zabrakło... Potem odebrałam e-maile. Wśród bzdurnych reklam, których nawet nie czytam znalazł się rodzynek wysłany przez Mojego Kochanego Brata. Rozbawił mnie do łez. I wzruszył przy okazji. Kogo, jak kogo, ale Brata to zazdrościć mi można. Na pocieszenie włączyłam sobie płytę jego zespołu. Szkoda, że nie możemy porozmawiać, ale może wieczorem będzie na gg. Zawsze to coś. I nie ważne, że ma dopiero 17 lat. Podejście do życia ma poważniejsze niż niejeden dorosły nieraz.
Dzwoniła też Mama. Może wszystko się ułoży... Przecież nie może być ciągle pod górę, right??? GDY CIĘ ŻYCIE KOPIE W TYŁEK, TO MU ODDAJ – ZRÓB WYSIŁEK. To są moje afirmacje...
Przyjdzie dzisiaj też E. Pogadamy, pośmiejemy się. może zagramy w Simy. Swoją drogą to mojej parze Filmowiec rozbudowałam dom, wyposażyłam w wiele nowych sprzętów, pojawiło się też dziecko. Ale już nie mam cierpliwości. Mała Komedia ciągle płacze. No, co prawda daje mamie pograć na fortepianie, a tacie pojeździć na byku, ale już raz dostali upomnienie, że się dzieckiem nie zajmują. Niech to dzieciko szybciej rośnie.
A ja zawitam na moment do THERE. Byłam tam kiedyś. Nawet ciekawa zabawa.
A za 2 dni przyjedzie Esio.
Jeszcze nie wiem co zrobię
trzasnę drzwiami zrzucę z półki
wazon pełen kwiatów które zbierałeś
dla mnie wczoraj wykrzyczę wszystkie
brzydkie słowa jakie znam podrapię
ci twarz paznokciami powleczonymi
bezbarwnym lakierem rozpłaczę się
z wściekłości lub wyjdę cichutko
i nigdy nie wrócę
Jedno jest pewne. Nie wyjdę. Ale na pewno się rozpłaczę. Za te wszystkie noce, za te wszystkie dni.
Dodaj komentarz