(Nie)zdecydowanie.
Komentarze: 14
Jeśli jeszcze kiedyś ktoś powie, że to kobiety są niezdecydowane to chyba się zaśmieję. Przykład? Z życia wzięty – Szczęście Moje, czyli Esio we własnej osobie.
Bo już się wychlipałam, pogodziłam z perspektywą wieczoru spędzonego z łaciną, gramatyką opisową, szlakiem najciekawszych polskich sanktuariów i telewizorem gadającym za plecami głosem Najsztuba, Wrony czy Wojewódzkiego, kiedy odebrałam smsa. Krótkiego – „a może przyjechać... :o)”.
I przyjechał. Zostałam zrzucona z własnego łóżka na materac, ale nie narzekałam. Ukochany sobie powtarzał teorię sprężystości a ja zgłębiałam łacińskie sentencje. Kiedy telewizor zaczął gadać głosami Najsztuba i Tuska esiowa nauka się skończyła. Moja zresztą też. YKHM...
Ale nie powiem, że nie było to przyjemne. I zaskakujące. Nawet bardzo. YKHM...
A potem ja sobie coś tam jeszcze oglądałam i czytałam, a Ukochany leżał przytulony. I zobaczyłam coś nowego, czego dotąd nie widziałam choć czułam. Dotarło do mnie, że on potrzebuje ciepła, światła, przygarnięcia, przytulenia, poczucia że ktoś jest obok. Pod tą jego całą męskością, zobaczyłam pragnienie i potrzebę Ciepła.
I mnie to roztkliwiło. I chciałam żeby już tak został przytulony. Żeby został w ogóle bym chciała...
... choć jak wychodzi to już nie płaczę, jestem spokojna bo wiem, że wróci. I czekam, i tęsknię, ale z większym już spokojem.
Znowu miałam sen, a że był dziwnie realistyczny to się nad nim zastanowiłam. Śniło mi się, że w ciąży jestem. Dobrze, że sny na odwrót się tłumaczy. Choć jak mam być szczera to chyba się przez sen do tego mojego snu uśmiechnęłam.
A jak się obudziłam to sobie popatrzyłam na śpiącego Esia i przestałam o śnie myśleć. I dobrze.
Mama Ukochanego przywiozła nam z nad morza słonika na szczęście. Tylko jak go podzielić...
Dodaj komentarz