Oczy tej dziewczyny...
Komentarze: 0
Cześć Eljot!!! Dziś na zajęciach u pani M. mieliśmy sprawdzian. Nie poszło mi najgorzej. Prawdę mówiąc liczyłam na bardziej skomplikowane zadania. A tu „tylko” transformacje, prepositions, phrasal verbs i wypełnianie luk w zdaniach jakimś słowem. O dziwo nawet szybko ten czas minął. Zwykle w czwartki zajęcia dłużą się potwornie, a dziś miła niespodzianka. Poza tym ciężko jest się zmobilizować do jakiegokolwiek przygotowania na zajęcia z panią M. Po przyjściu do domu książka wędruje na półkę i zapomniana pozostaje tam do następnego tygodnia. Bo zajęcia z panią M. są najzwyczajniej w świecie nudne. A dziś jeszcze przyszedł do nas dyrektor, pan G., z zapytaniem co wolimy mieć w następnym semestrze. Ekonomię czy dodatkową godzinę języka. Odpowiedzieliśmy, że język oczywiście. Najlepiej z panią Cz., albo z B. Niestety w grę wchodziła tylko pani W., której nie mieliśmy okazji jeszcze poznać. Całe szczęście, że nie pani M. W takim wypadku na pewno głosowalibyśmy za ekonomią. Za ekonomią, na którą pewnie bym nie chodziła. Przedstawiłabym mój indeks z turystyki żeby mi zaliczyli co trzeba. Męczyłam się potwornie i więcej nie zamierzam. I nawet nie wiem jak to zrobiłam, ale mam z tej głupiej ekonomii (z rachunkowości też) całkiem niezłe oceny. Czasem wydaje mi się, że jestem zbyt ambitna. Z. twierdzi, że to dobrze, że to zaowocuje w przyszłości. Ale ludzie nie lubią zbyt ambitnych współpracowników... Zresztą mało mnie to obchodzi prawdę mówiąc. Zamierzam działać sama. Mieć własny biznes. A czy to będzie knajpa czy travel agency to już sprawa drugorzędna. Choć najlepiej żeby jedno i drugie... A i tak myślę, że znając moje szczęście to zostanę na uczelni. Jak tata i niedługo pewnie mama. Niech tylko zdam i skończę te pokopane studia. Trochę głupio mieć akademickie nazwisko, a ja mam (wątpliwą) przyjemność takim się legitymować. Wtedy od człowieka duuużo wymagają. A w sumie to przykre jest. Ojciec profesor, matka kończy trzecie studia, a dziecko nawet na jeden kierunek nie może się dostać. Przykre to jest. Bardzo przykre.
Za cztery dni „wbija” mój kochany brat. Przywiezie mi dużo fajnej muzyki. Dziś jest dzień premiery najnowszej płyty Grammatika. Radośnie zaraz po zajęciach popędziłam do Media Markt w celu nabycia „Reaktywacji”. A tu gucio! Płyty ani widu ani słychu. Co więcej nie było tam ani „EP+”, ani „Świateł miasta”. Co za sklep! Nabyłam za to PWRD „Pozostawić trwały ślad”. Świetna płyta. Słyszałam ją wcześniej u brata, ale zapragnęłam mieć własny egzemplarz. Słucham od kilku godzin. Rewelacja. Rewelacja z B-stoku!!! Kool! Idę dziś do B. Jak odprowadzę małego na angielski to pójdę do EMPIKu. Może tam znajdę „Reaktywację”.
Wczoraj pisałam Ci o pewnej piosence. Tam była mowa o tym żeby pogoda opromieniła każdą moją myśl. Bardzo bym chciała powrócić do dawnego stanu. Kiedy byłam sobą. Kiedy często się śmiałam. Kiedy człowieka wręcz potrafiłam zagadać. Teraz przycichłam. I to bardzo. Może wizyta brata coś zmieni... Liczę bardzo na to... Opowiadałam Ci jakiś czas temu, że byłam kiedyś byłam na treningu asertywności. Spotkałam tam kobietę. Twarz wydała mi się znajoma, ale w tym momencie to nie istotne. (Na ten trening poszłam rozbita, bo odbywał się w weekend, kiedy moja rodzina na zawsze miała opuścić Wrocław). Podczas jednego z ćwiczeń trzeba było usiąść w parze naprzeciwko siebie. Prowadząca terapeutka mówiła: „Patrzcie głęboko w oczy partnerowi. Pomyślcie, że on też ma problemy, że też się boi, że czuje się mały i nieważny. Pomyślcie, że jesteście tak różni, a tak podobni. Pomyślcie, że przeżywacie te same uczucia, że czujecie ten sam ból...”. To ćwiczenie trwało kilka minut. Traf chciał, że usiadłam naprzeciwko tej kobiety ze znajomą (nieznajomą) twarzą. Kiedy siedziałyśmy naprzeciwko siebie ona miała w oczach łzy! Prawdziwe łzy! Na koniec ćwiczenia terapeutka zapytała o nasze uczucia po tym ćwiczeniu. Ta kobieta coś powiedziała, ale nie pamiętam w tej chwili co. Po tym ćwiczeniu mieliśmy przerwę. Kiedy wyszłam z sali zaczepiła mnie na korytarzu i powiedziała słowa, które zostały mi w pamięci do dziś (nawet nie wiem czemu je zapamiętałam, może Ty mi powiesz???). Powiedziała: „Oleńka, uśmiechaj się jak najczęściej. Twój uśmiech potrafi roztopić lód. Zarażasz uśmiechem. Uśmiechaj się jak najczęściej. Kiedy się uśmiechasz w twoich oczach zapalają się ogniki. Wtedy znikają problemy...”. Po południu wróciłam do pustego domu. Przeszłam się po pustych pokojach. W oczach zakręciły się łzy. „A więc oni naprawdę wyjechali. Już ich nie ma...”. Wieczorem, kiedy leżałam w łóżku przypomniałam sobie słowa pani Ani (tej od (nie)znajomej twarzy). Obiecałam sobie, że będę się uśmiechać. Że z uśmiechem pokonam przeciwności, które napotkam na swojej drodze, że ona ma rację. Że kiedy się śmieję to zapalają mi się w oczach ogniki, chochliki – jak zwał, tak zwał, wiadomo o co chodzi. To samo dzieje się z moimi oczami kiedy zaczynam rozmawiać o podróżach. Nie , nie rozmawiać. Mówić. Bo to ja głównie mówię. Jak zacznę opowiadać o krajach, które chciałabym odwiedzić, o tym, co warto tam zobaczyć to też coś się dzieje z oczami. Zapalają się. Wpadam w trans – tak twierdzi P. Ona również twierdzi, że po oczach poznaje, że się wkręcam i szybko nawijać nie skończę. Tylko, że jej to nie interesuje. Podróże jej nie interesują. A przynajmniej nie tam, gdzie ja proponuję. O Rumunii, Louisianie, Danii, Północnej Norwegii, Lofotach, Finlandii, Belgii i Holandii mogłabym opowiadać cały czas. Tylko żeby ktoś chciał mnie słuchać. I zobaczyć te ogniki. Oczy są zwierciadłem duszy. Kiedy moje oczy się świecą jestem szczęśliwa, zadowolona, jest mi dobrze....
Ostatnio są matowe...
Przypomniałam sobie jeszcze coś. Tegorocznego Sylwestra, a dokładniej noworoczne życzenia. Kiedy T. składał mi życzenia powiedział tak: „Ola, uwierz, że marzenia się spełniają. Naprawdę tak jest, więc w to uwierz. Jestem człowiekiem, któremu spełniły się wszystkie marzenia.”. (Kiedy T. to mówił miał łzy w oczach i łamał mu się głos...). Może się spełniły... Obronił doktorat, ożenił się, urodziła mu się śliczna córeczka. Tylko, że żona od niego odeszła, zabrała dziecko, a T. ma teraz same problemy z tego tytułu. W dodatku zarabia tak, jak pracownicy naukowi zarabiają. Szczególnie ci dopiero po doktoracie. Ale marzenia mu się spełniły. Może ja też powinnam uwierzyć, że marzenie się spełniają. Tylko jeśli miałyby się spełnić tak, jak w przypadku T. to ja się z tego interesu wypisuję.
Dodaj komentarz