gru 21 2004

Śpiący Królewicz.


Komentarze: 8

Pewnie już nie raz to pisałam, ale napiszę kolejny (a pewnie i nie ostatni). Uwielbiam patrzeć na Mojego Śpiącego Królewicza. On nawet nie wie, że tak go sobie dzisiejszej nocy nazwałam. Nie mogłam inaczej, nic innego nie pasuje. Łzy pod powiekami czuję, kiedy patrzę na jego spokojną twarz, na małą bliznę na czole, kiedy wdycham równość jego oddechu. Jest coś roztkliwiającego mnie kiedy wyczuwszy, że na niego patrzę otwiera do połowy jedno oko, podnosi brew i wzrokiem pyta co się dzieje. Na przeczący ruch mojej głowy zamyka oko, opuszcza brew i śpi dalej. A ja patrzę... I boję się nawet najdelikatniej jak umiem dotknąć jego twarzy bo wiem, ze podczas snu on tego nie lubi. W ogóle boję się go dotknąć zeby go czasem nie obudzić, żeby nie zburzyć mu spokojnego snu.

A kiedy się obudzę i jeszcze w zaspaniu siadam na łóżku nie bardzo wiedząc co się dzieje, albo wiercić się zaczynam Mój Śpiący Królewicz obejmuje mnie ramieniem, i mruczy „śpij jeszcze misia, śpij”. Uwielbiam budzić się rano i leżeć w ciepłej pościeli otoczona takim jakimś fajnym zapachem. Niestety najczęściej nie mam wyboru i muszę wstać wraz z dzwonkiem budzika natrętnie przypominającym, że Królewicz musi wstać i iść do pracy. Zostaję wtedy sama, kładę się jeszcze na chwilę, żeby pooddychać, żeby ogrzać się w tym cieple. A potem??? Potem zaczyna się kolejny, zwykły dzień.

I znowu się boję. Jutro wyjeżdżam. Na całe 7 dni. No dobra, na 6 bo siódmy spędzę w pociągu, a wieczorem z dworca odbierze mnie Esio. Złą wiadomością jest to, że możliwe jest, że będzie musiał iść w Sylwestra do pracy i dopiero w piątek dojechać do grupy. Ja nie chcę,  on też nie, i co tu robić??? Jutro przyjedzie się pożegnać, na godzinkę, na dwie. Da mi buziaka przed odjazdem, przytuli. A jadę tak daleko... Nie wyślę smsa, ze mi źle – a nawet jak wyślę, to on nie przyjedzie. Wiem, że to szybko minie, zawsze mija. A potem będzie Nowy Rok.

...wczoraj odpłynęłam. Między jednym filmem, a drugim. Nie było mnie. Tylko jego dotyk, oddech na mojej szyi, pocałunki. Jego zapach i nasz taniec.

Czuję się bezpieczna kiedy jest blisko, kiedy mam go namacalnie. Kiedy go nie ma, irracjonalnie tracę momentami to poczucie bezpieczeństwa, wyobraźnia podsuwa wyimaginowane i trochę chore scenariusze, głupio łączy niełączliwe fakty. Czy ja zwariowałam??? Chyba nie, bo ciągle tu jestem, ale czasem boję się, tak bardzo się boję. A wiem, że nie mam powodów, że on się nie boi. A może boi tylko nie daje tego poznać po sobie??? 

Jutro chciałabym się do niego przytulić, nałapać ciepła i zapachu, zabrać je ze sobą. Dlatego spakuję się wcześniej żeby potem nic mi nie zakłócało „procesu zapamiętywania”. Hm, tak sobie myślę, że chyba trochę prawdziwe jest w moim przypadku stwierdzenie, które znalazłam kiedyś w książce Marty Fox: „Mówią: zwariowałeś przez tego, kogo kochasz. Powiedziałem: życie ma smak jedynie dla szaleńców”. O, wiem!!! Kupię Mojemu Śpiącemu Królewiczowi czekoladki, jakieś Rafaello czy Ferrero Rocher. I mu dam z Tymi Dwoma Słowami na ustach. Bo ja tak niewiele mu mogę dać, bo tak niewiele mam. Ale mogę włożyć kawałek serca w zwykłe czynności, w pamiętania, w...

To się Miłość nazywa, prawda???

Czasem nie wierzę, że mi się nie śni. A w moim śnie, cudownym śnie tylko kocham, kocham, kocham i kochać chcę!!!

 

„...Promise me, you’ll wait for me cause I’ll be saving all my love for you And I will be home soon, Promise me…”

alexbluessy : :
*linka*
24 grudnia 2004, 23:27
Miałam chwilkę czasu i zajrzałam właśnie na Twojego bloga... I jakoś tak się stało, że przeczytałam tę notkę... Przypadek? Może tak, ale może to co innego... W każdym razie w Twojej notce widzę odzwierciedlenie swoich własnych lęków i obaw... Dzień po dniu staram się z tym walczyć i zapanować nad tym, ale nie potrafię. Ten irracjonalny lęk potrafi mnie dopaść w najmniej oczekiwanym momencie - nawet kiedy jestem z nim i patrzę w jego piękne oczy... Ni z tego ni z owego łzy stają mi w oczach, a przez głowę przelatuje tysiąc strasznych myśli i scenariuszy... Tak bardzo go Kocham, że to momentami aż boli. I cały czas towarzyszy mi lęk, że to wszystko może się skończyć... Że któregoś dnia jego zabraknie, a ja nie będę potrafiła bez niego żyć. Nieszczęścia, wypadki, całe zło... Gdybym tak mogła go przed tym wszystkim obronić... Boże, nie wiem, co bym zrobiła, gdyby jemu się coś stało. Albo gdybym to ja miała odejść z tego świata... Nawet w tej chwil
paulita
21 grudnia 2004, 23:08
nie chce sie wtracac, ale mi to tez cos miłościa pachnie:)
deity
21 grudnia 2004, 21:47
no tak, rzeczywiście nasze nastroje są nieco odmienne... ale obie jesteśmy szczęliwe!!:) ja wiem kim chce być, ale żeby stać się taką jak chce musze wiedzieć jaka jestem, by wiedzieć co musze zmienić i poprawić... wiesz, to jest MIŁOŚĆ przez wielgachne M! i życze Ci by to tak trwało, bo jeśli coś sprawia tyle radości, to musi być dobre i powinno wiecznie trwać... PS.uwielbiam tą piosenkę:)
kurtek
21 grudnia 2004, 21:05
Bridget! Idź znajdź sobie jakieś zajęcie. <-- to cytat, ech, jakże trudno uwieżyć w swoje szczęście ;)
21 grudnia 2004, 20:49
To napewno milosc....zresztą..mowilam ze bedzie dobrze... buziaczki i Wesolych swiąt ;)
21 grudnia 2004, 18:10
Tak...to chyba milosc:)
>>CzEbeRka<<
21 grudnia 2004, 13:38
Normalnie dziewczyno dacie rade...wierze w Was...tydzień to bardzooo dużo..ale ja z moim Słońcem też czasami musimy sie rozstać na tak długi okres...i zawsze ratunkiem są telefony...a potem minusem gigantyczne rachunki;)ale cóż czego się dla miłośći i ukochanego faceta nie robi:) no a tak pozatym to masz zajebiście, że możesz się budzić kolo swojego Esia...u mnie nie mozliwe jest zeby na noc u mnie zostal...3maj sie milej podrózy i WEsołych Świąt już ma wszelki wypadek bo nie wiem kidy tutaj zajrze:*
http://www.blogi.pl/blog.php?blo
21 grudnia 2004, 13:11
po zwyklym dniu niezwykla noc:) buziaam:*

Dodaj komentarz