Prysło.
Komentarze: 10
Przyszedł, zrobił śliczną tapetę na kompikowy pulpit i wyszliśmy. Wszystko było okej do czasu, kiedy mimo chodem napomknęłam, że to dziwne, że jeszcze galeria Dominikańska nie jest do mdłości czerwona. E: a bo to Walentynki są, ale ten czas leci... Ja: nom E: a co będziemy robić? Bo razem to nie wiem czy gdzieś wyjdziemy bo O. ma urodziny czternastego i pewnie pojedziemy do niego... Ja: ... <w domyśle wrrr...> E: ... choć trzeba będzie zadzwonić bo może on będzie do miasta chciał wyjść... Ja: ....
Nie muszę chyba mówić, ze cała radość jaką snując romantyczne pachnące ylang ylangiem i smakujące czerwonym winem plany, uleciała. O. – przyjaciel Mojego Chłopaka, może nie zły facet, ale ja jakoś mogę go jedynie tolerować. Póki co nic więcej. Jakoś działa mi na nerwy, już przegiął mówiąc w Sylwestra Eśkowi, żeby ten poszukał sobie lepiej dziewczyny, która jeździ na nartach. Ukochany powiedział „nie wk****** mnie!”. I koniec rozmowy. A teraz mam zrezygnować z pierwszych Walentynek z Ukochanym dla O.??? NEVER!!! Jedyne, na co jestem w stanie pójść, to przyobiecanie, że albo przed albo po urodzinach kumpla zrealizujemy to, co mam w Menu.
... w klubie było całkiem miło. Z tym wyjątkiem, że była tam tylko nasza grupka i było bardzo zimno. Dlatego po dwóch piwach zdecydowaliśmy się na zmianę lokalu. Właśnie – piwach. Ostatnio zwykły Żywiec, Tyskie czy jakiekolwiek inne (nawet z sokiem, bez którego piwa nie tknę) nie wchodzi mi po prostu, albo siedzę godzinę nad jednym. Dlatego postawiłam na Karmi (nie śmiać mi się tylko!!!) co chyba nie bardzo pasuje znajomym. Ukochanemu chyba też, czy on się wstydzi, że kiedy każdy pije Tyskie ja sączę karmelowe??? Wrrr... W poszukiwaniu innej knajpy pokrążyliśmy po Rynku i w końcu standardowo trafiliśmy „Za szybę”. Tylko, że nie miałam już ochoty na imprezowanie w zadymionym i ciasnym miejscu – wiedziałam z drugiej strony, że to wieczór pożegnalny M. i wypada jeszcze zostać. Esio chyba nie dosłyszał mojego „nie mam ochoty tańczyć) co nie było jednoznaczne z „chcę już iść”. Po prostu założył czapkę na głowę, pożegnał przyjaciół i wyszedł. Stałam i było mi głupio, co miałam robić, pożegnałam się i poszłam. Nie chciał ze mną rozmawiać, w zasadzie wymieniliśmy kilka zdawkowych uwag na temat kebabu na który się skusiliśmy w drodze na przystanek. Nie przytulił mnie, ani siebie do mnie. A rano wstał jakby nigdy nic, zjadł dwa wieprzowe serdelki, wypił kawę i pojechał do pracy. A ja zostałam. Może Koziorożce to jednak rzeczywiście najtrudniejsze charaktery??
... I sobie chlipam. Wiem, że za dużo chlipam, ale jakoś tak dziwnie się dzieje, że jak uśmiechnę się planu narodzonego w mojej głowie, jak mi z nim błogo i dobrze i jak się do tych myśli przyzwyczaję to zaraz coś tą błogość burzy. Zapytałam się wczoraj kiedy pójdziemy na łyżwy, odpowiedział, że pójdziemy. Ja mu na to, że fajnie, pytanie tylko kiedy bo jakoś o wyjściu do ZOO ja pomyślałam, o koncercie gitarowym, na który idziemy w przyszłym tygodniu ja pomyślałam, a on... Może ja go za bardzo rozpieściłam, za bardzo przyzwyczaiłam, że ja...
A co do walentynkowego planu to się nie poddam i będę o niego walczyć!!! CHLIP!
Dodaj komentarz