Rozłożona.
Komentarze: 7
Coś czuję, że choróbsko zaczyna mnie rozkładać na łopatki. Ból głowy, katar (zaraz zacznie się sezonowe krwawienia z nosa) i ogólne niezbyt dobre samopoczucie każą mi przypuszczać, że Esio przyjedzie robić mi rozgrzewające i stawiające na nogi mleko z miodem (молоко с мёдам) szybciej niż obojgu nam się zdaje. Może to i dobrze... Bo mam z nim do pogadania w kwestii Sylwestra, który, nie będę już dłużej ukrywać, że trochę sen z oczu spędza. Z braku kasy głównie.
Piję kolejną herbatkę z miodem i cytrynką (чай с мёдам и лимонам), plecy bolą od pochylania się nad książkami i słownikami. A jeszcze sporo roboty przede mną dzisiaj. Głównie za sprawą czekającej mnie jutro kolejnej kartkówki z mojej ulubionej łaciny. Wrrr... I jeszcze ta rozmowa z Eśkiem do tego wszystkiego. Ale lepiej mieć już za sobą to, co najtrudniejsze żeby potem mogło być lepiej.
... bo czasem mam wrażenie, że dla niego to ja mam zawsze pieniążki i nie muszę martwić się o nic. Prawda jest troszkę inna. Ja po prostu nie wychylam się z tym, że ciężko mi i muszę czasem się nakombinować żeby miesiąc przeżyć. On ma tylko na swoje potrzeby ponad trzy razy tyle, ile ja na miesięczne utrzymanie. Mamusia z tatusiem kupuje jedzonko i nie wymaga dokładania do mieszkania. A przynajmniej ja nic o tym nie słyszałam. Tak więc Moje Kochanie może sobie jak królewicz żyć. Tylko jego królewna trochę zubożała. A przecież nie pieniądze się najbardziej w życiu liczą.
Hm, a skoro się nie najbardziej liczą to czemu mnie ich brak czasem rozkłada na łopatki bardziej niż jakieś choróbsko??? Nadzieja w kredycie, o ile mi go przyznają – na początku grudnia będę znała wytyczne. Ale nawet jeśli go dostanę to nie wiem kiedy dostałabym wyrównanie za te wszystkie miesiące. Eh... A na początku przyszłego miesiąca czeka mnie zabieg kosztujący ze trzy stówki, jeszcze nawet nie zaczęłam nic robić w sprawie mojej podwójnej koronki za którą trzeba się w końcu zabrać. W styczniu czeka mnie rozliczenie wody... – to zawsze doprowadza mnie do konwulsji prawie na równi z rachunkami za prąd. A do czerwca muszę mieć cztery stówy na czynsz, bo kasy od chłopaków (zaliczki) już nie mam bo musiałam za coś żyć. I jak tu można spokojnie myśleć o sylwestrowych hulankach???
.... wysłałam mężowi smsa do pracy z życzeniami miłego dnia i buziakami. Zapytałam czy chcemy iść w środę na koncert do Gumowej Róży. Odpisał, że chcemy i że na Sylwestra jedziemy i że noclegi wyniosą 160 złotych. Same noclegi tyle miałyby kosztować??? Rany boskie, on chce w hotelu trzy czy czterogwiazdkowym nocować czy jak??? A do tego jeszcze trzeba by doliczyć jedzenie, karnety na wyciągi i tym podobne imprezy. Skąd ja na to wezmę??? A jeszcze prezenty gwiazdkowe, w styczniu Esio i jego siostra mają urodziny... Chyba musiałabym obrabować bank. Jak zapytałam czy te 160 złotych to za same tylko noclegi miałoby być odpisał, ze zadzwoni jak wróci z pracy i pogadamy. Tylko mam obawy czy to jest rozmowa na telefon. Może powinnam mu napisać, że raczej nie jest??? Póki co to się rozbiłam bo serce rwie się do wyjazdu, zresztą moje zmęczenie psychiczne też by chętnie odpoczęło, a brak kasy pokrywa wszystko ciemnymi chmurami. Wrrr...
... a wczoraj byłam bliska kupienia karty telefonicznej tylko po to żeby wysłać mu jedną jedyną wiadomość – „kocham cię”. Ale nie kupiłam bo do końca miesiąca jeszcze dwa tygodnie, a środki na koncie się uszczuplają. I chciałabym Eśka gdzieś zaprosić, dlatego pomyślałam o tym koncercie. I zaraz będę dzwonić i bukować bilety, a jutro przed zajęciami je odbiorę. 7 złotych za bilet (z piwem w cenie) to malutko, można iść. Tym bardziej, że miejsce i muzyka z klimatem. I mimo, że dziś mnie tym swoim niespodziewanym smsem wkurzył i rozłożył na kawałek dnia to i tak chciałabym się przytulić do niego, i już czuję Kosmatki. I lubię je, te moje Kosmatki.
A jak on chce jechać na narty to niech jedzie. Ja zostanę w domu i wychylę ze dwie butelki wina czerwonego w samotności. Upoję się jego smakiem i zapachem świeczek z kadzidełkami. Złożymy sobie smsowe życzenia noworoczne, a potem on wróci i będzie jak było. Na nartach i tak nie jeżdżę a co za tym idzie ekwipunku własnego też nie posiadam, choć Mój Mężczyzna zapiera się, ze mnie nauczy i ekwipunek podaruje swój stary. I chyba nby mnie pogiąć musiało nieźle żeby zrezygnować ze spędzenia noworocznej imprezy bez Mojego Kochanego Chłopaka. Tylko po kiego grzyba to musi tyle kosztować. W dodatku bez dojazdu i balu w cenie. Czyli wydać mam kasę na noclegi w luksusach??? Hehehe, jeszcze nie zwariowałam.
Obejrzałabym chętnie „Ally M”. Taki pozytywny, kolorowy serial akurat na mój dzisiejszy nastrój i tą badziewną pogodę za oknem. Ale niestety, nie będzie Ally bo nie posiadam jej „przygód” na żadnym nośniku, a telewizja też nie za bardzo dba o rozrywkę dla widowni. Po co, przecież można Wojewódzkiego kretyna pokazać – żenujące do prawdy. Mogę tylko posłuchać muzyki z ulubionego serialu, zacząć gapić się w wyłączone czarne pudło i udawać/wyobrażać sobie, że właśnie oglądam perypetie Ally M. Wrrr...
Niech mnie ktoś przytuli!!!
Dodaj komentarz