gru 08 2004

Stan (pod)irytacji.


Komentarze: 1

Wróciłam z zajęć i czuję się lekko podirytowana. Może to zmęczenie, może głód, może nie wiem co jeszcze. W każdym razie stałam na przystanku Arkady skąd autobus A miał mnie zawieźć pod sam dom, patrzyłam na sunące we własnych kierunkach samochody, bożonarodzeniowe neony i sklepowe wystawy zaopatrzone w choinki i właśnie ”to coś” mnie dopadło.

Bo oto żadnej wiadomości od Guciora nie dostałam. Ani pół zdania, co ja gadam – nawet pół wyrazu nie wysłał. Wrrr... Ja zrozumiem wszystko, wyjście z kolegami na piwo, oglądanie meczu czy inne podobne rozrywki natury męskiej. Nie zrozumiem natomiast jednego – jak można do Ukochanej, którą się kocha, za którą się tęskni itp. nic nie wysłać (już nie mówię nawet o telefonie, wystarczyłby sms choćby króciutki) tym bardziej, że się wie, ze ów dama serca będzie wracała sama późną wieczorno-zimową porą z uczelni. A mając na względzie wypadki minionego weekendu tym bardziej tego nie rozumiem. Dlatego czuję się poirytowana, dlatego sama nic nie napiszę – wiem, ze jestem wredna i w ogóle, ale jest mi przykro po prostu.

... już nie wymagam żeby czekał na mnie w domu z ciepłą herbatą, żeby czytał bajki przed snem i nazywał gwiazdy moim imieniem – wystarczy jedna wiadomość zawierająca 160 znaków. A może jestem za bardzo wymagająca???

W każdym razie stałam na tym przystanku pod Arkadami, autobus miał przyjechać za jakieś 10 minut wobec czego miałam trochę czasu na myślenie. Może ono nie zawsze mi na dobre wychodzi, ale... Bardzo dotkliwie i boleśnie zdałam sobie sprawę, że jakiś zastój ogarnął mój i Esia związek. Uwielbiam go, uwielbiam na niego patrzeć, jego ciepło, zapach, swój nos w zagłębieniu jego szyi, kocham go a jednak czegoś brakuje. Nie mówię tu o wielkich uniesieniach bo ani nie jestem ich zwolenniczką ani nie wymagam nic podobnego. Ale chyba oczekuję czegoś więcej niż oglądania filmów na komputerze, czy wyjścia 2 razy w tygodniu do knajpy. Mam ochotę na kino, teatr, spacer, łyżwy. On chyba nie ma takich potrzeb, ale mógłby wziąć mnie pod uwagę, nie??? A mam wrażenie, że ja aranżuję wyjścia, on sam nie wykazuje woli czy inicjatywy. Wrrr...

Oczywiście daje mi ciepło, ociera łzy, przytula, daje poczucie bezpieczeństwa i poczucie, ze jestem ważna dla niego, dystansuje i uczy się śmiać... Kiedyś w jakiejś bzdurnej babskiej gazecie natknęłam się na list napisany przez jakąś dziewczynę do rubryki typu „Kunegunda radzi” czy „Poczta Hermenegildy”. Dziewczyna skarżyła się, że nie może znaleźć faceta, że nie wie jak zatrzymać Miłość przy sobie itd. W odpowiedzi kazano jej zastanowić się czy jej partner ma dać jej poczucie bezpieczeństwa czy być przystojny do bólu, tak żeby koleżanki jej zazdrościły. Miała się zastanowić czy ten facet ma być dobrym ojcem czy świetnym tancerzem. I tego typu sprawy. Niuanse... a może nie??? Zależy co, kto lubi. Ja nie chcę żeby Esio był przystojny do bólu (choć jest), żeby świetnie tańczył (hmmm) – przecież ogólnie wiadomo, że to kobieta jest ozdobą mężczyzny, on ma być dumny „że idziesz właśnie ze mną”. Jestem z Guciem Moim Ukochanym cholernie szczęśliwa, ale czegoś brakuje... Inności, spontaniczności. Żeby wyjść o 23 wieczorem na łyżwy do Rynku... ale on nie chce, nawet postać przy bandzie.

Nie wierzę w astrologiczne pary (ja Rak, on Koziorożec), gdyby coś takiego istniało małżeństwo moich Rodziców nie miałoby prawa bytu (ona Baran, on Ryby). To ja jestem bardziej romantyczną połową, myślicie, z epowinnam go jakoś ukierunkować??? Nie dostaję od Eśka kwiatów (poza jedną różą – którą de facto mam do dziś – daną mi przed wyjazdem do Anglii), nie jestem zapraszana na kolacje. Wcale na to nie czekam, nie oczekuję. Ale...

A może to moja wina??? Może za bardzo go przyzwyczaiłam, że inicjatywa leży po mojej stronie, że wymyślam, organizuję??? Nie zawsze oczywiście, ale działania inne niż wyjście do knajpy czy oglądanie filmu. On załatwił, zaproponował i „ustawił” Sylwestra.

„Czego wciąż mi brak, przecież wszystko mam...” Wrrr...

Nie wiem czemu piszę to wszystko. On tego nie przeczyta, albo dowie się tego ode mnie albo wcale się nie dowie. Wrrr... Przecież faceci w ogóle nie są domyślni, jak im nie wytłumaczysz to za Chiny się nie domyśli. Wrrr... Do cholery przecież ja nie chcę żeby ktoś mi czytał w myślach zanim zdążę coś powiedzieć czy mrugnąć powieką. Z takim to ja bym się zamęczyła...

Czego wciąż mi brak, przecież wszystko mam??? No kocham, kocham, kocham tego wariata. A jednak żal... i brak...

 

alexbluessy : :
09 grudnia 2004, 00:13
zazdrosze ale rozumiem.. im wiecej masz tym wiecej chcesz, tym wiecej wymagasz.. w miare głodu apetyt rosnie.. czy cos takiego.. wiec moze jakos sklon go do tego zeby sie Tobą zajął.. zastosuj haczyk.. a moze jednak sie domysli :P.. pozdrawiam

Dodaj komentarz