sty 13 2004

!!!!!!!SZOK!!!!!!!!


Komentarze: 1

Dzień zaczął się jak co dzień.  Wstałam równo z budzikiem. Jak zwykle wypiłam kawę, zjadłam grzankę i pojechałam do pracy. Tak, ale najpierw musiałam przedrzeć się przez to coś, co zalega chodniki. Koszmar! Chodzenie przypomina wyprawę na lodowiec. Przy czym lodowiec jest raczej tworem stałym, a to coś... Brrr.... Szkoda gadać. W radiu słyszałam, że w Białymstoku jest ślisko i było kilka stłuczek. Ale przynajmniej wiadomo, że jest ślisko, bo we Wrocławiu to nie wiadomo jak jest.

Godziny z chłopakami minęły szybko. Do domu wróciłam na 16. Siadłam przed komputerem. A przecież miałam tego nie robić! Przecież najpierw obowiązki, potem przyjemności! A jednak była we mnie nieodparta chęć sprawdzenie poczty... Wiedziałam co prawda, że marne szanse na otrzymanie czegokolwiek od kogokolwiek (i nie mam tu na myśli spamów). Ale czasem pomarzyć można... Żadnego sms-a też nie dostałam. Smutne to trochę... Kiedy znalazłam się w domu ogarnęło mnie dziwne przygnębienie. Czy warto??? Czy to ma sens??? Czy to nie jest gra...???

Wszak: „Świat jest teatrem, aktorami ludzie...” Tylko kto wyznacza nam role...??? Dlaczego to znowu ja???

Smutno mi było.... I biedny H. się ze mną męczył. Chociaż on twierdzi, że było (jest) inaczej. Kiedy tylko dla upewnienia się, że na gg też nie ma żadnych nowych wiadomości okazało się coś wręcz przeciwnego. Dostałam dużo słoneczek... Miłe to było. Nawet się uśmiechnęłam. Więc jednak ktoś pamięta... A może ja to sobie tak tłumaczę... Jednak po chwili byłam w nastroju iście dekadenckim... Był to nastrój podobny do niedzielnego. Wtedy też się czułam jakbym miała depresję, pytałam o sens... Nawet podczas rozmowy z H. nie potrafiłam się uśmiechnąć... Czasem mam wrażenie, że mam oddalonego o setki kilometrów brata bliźniaka. Podobne myśli, podobne gusta, czasem nawet myśli te same w tym samym czasie... Ale cicho sza o tym....

Kiedy tak sobie gawędziłam z H. niezapowiedziana przyszła A. Czyżby znowu urwała się z wykładu??? Nie miałam okazji jej o to zapytać bo jak tylko wpadła poprosiła o herbatę. Kiedy już stał przed nią parujący kubek pół żartem, pół serio powiedziała, że możliwe, że jest w ciąży. SZOK!!!!!!! Wszystkich bym podejrzewała, ale nie A. Pocieszałam ją, że jest za wcześnie, ze niech o tym nie myśli... Łatwo mi mówić... Biedaczka! Pierwszy raz w życiu ją widziałam naprawdę przerażoną. Najlepsze jest to, że ona z ewentualnym (bo przecież nic nie wiadomo jeszcze) tatusiem nie ma zamiaru w przyszłości zakładać rodziny. Zresztą ten ich związek jest, a tak jakby go nie było... Poza tym A. nie chce tego dziecka... Cholera, co ja gadam??? Jakiego dziecka??? Przecież nie ma jeszcze żadnego dziecka!!!! Ale gdyby było to A. go nie chce. Nawet mówi o nim, jak o jakimś przedmiocie. Jak można tak mówić o dziecku...??? Bo A. nie jest typem matki tak na marginesie. Z naszej trójki (P., A., i ja) to chyba tylko ja....

Nieważne... A. chodzi zestrachana. Też bym się bała na jej miejscu... No, ale nie wyprzedzajmy faktów. Wszak jeszcze nic nie wiadomo. Życzę jej żeby wszystko było po jej myśli... Oj, Eljot, musi tak być... Będzie tak, prawda? Powiedz, że tak będzie. 

SZOK!!!!!! Pozostaję w ciężkim szoku do tej chwili, (ale chyba się nie dziwisz – po A. najmniej się spodziewałam...) choć już jest sporo czasu odkąd zamknęły się za nią drzwi.

Myślę sobie, Eljot... Czy Ty istniejesz naprawdę. Czy kiedyś Cię znajdę....??? I wiesz, co? Nie umiem odpowiedzieć na te pytania. Aha i jeszcze coś. Wczoraj zapomniałam. Z. udało się wysłać mi tą piosenkę. Wykonawca Dżem. Tytuł „Alex”. Podoba mi się. Zresztą ja lubię Dżem. Ale smutna. Nawet bardzo. Nie chcę tego, ale jak ją słyszę to łzy mi lecą... A podobno nie była ona wysłana z zamiarem wywołania u mnie płaczu. Cóż, parafrazując H., u różnych ludzi, różne rzeczy, wywołują różne emocje.

Prawie 21. kończ. Muszę jeszcze się pouczyć na jutro troszkę. Trzymaj się ciepło. Kolorowych snów.

P.S. Na zakończenie cytat wyciągnięty z „Rozmów z Francisem Baconem. Brutalność faktu.” Nie, nie kupiłam jeszcze tej książki, ale jak dawno, bardzo dawno pisałam, znalazłam w „Przekroju” artykuł o nim.

Jeśli kochasz życie to śmierć pojawia się w nim na zasadzie przeciwieństwa. Jest jak cień i także bywa ekscytująca. (...) Każdy poranek, kiedy budzę się żywy, jest dla mnie niespodzianką. Można być optymistą pozbawionym nadziei. (...) Nie zmienia to wcale mojej świadomości ulotności chwili między narodzinami, a śmiercią. Kiedy przechodzę przez jezdnię, patrzę w obie strony. To moja żądza życia!

alexbluessy : :
13 stycznia 2004, 21:29
to my sami wyznaczamy sobie role... piekny ten cytat ostanini...

Dodaj komentarz