lut 18 2005

Usłyszałam.


Komentarze: 6

Nie ma idealnych bajek, nie ma też idealnych związków. Mój i Esia może wydawać się nieskalany niczym, żadną kłótnią, ostrzejszą wymianą zdań, cichymi dniami. Przez 7 miesięcy (nie liczę jego wyjazdu) coś takiego nigdy nie zaistniało. Do dzisiaj.

 

Po powrocie z lodowiska usłyszałam, że „coś jest nie tak”. Czułam to od dawna. On najwyraźniej też, według niego zaczęło się w tamten poniedziałek, kiedy żegnać mieliśmy wyjeżdżającą M. Powiedział, że coś w nim drgnęło, że coś się zablokowało, ze nie wie co to jest. Spytałam czy to moja wina, czy to z mojego powodu, czy zrobiłam coś nie tak, czy jest mu ze mną źle. Usłyszałam, że przyczyny nie mam szukać w sobie, ale w nim raczej. Że się boi, że jego była też miała fochy, że boi się, że będzie mnie krzywdził takim swoim zachowaniem  strachem (???).

 

Płakałam, wizje wszelakie też się pojawiły. Zostały zaraz zagłuszone i przyciszone przez Słowa Dwa, przez zapewnienia, że nikogo jeszcze takim uczuciem nie darzył, że zależy mu, że mam się nie martwić, ze będzie wszystko dobrze. Ale jednocześnie, że musimy przystopować, że na razie na noc zostawać nie będzie – co nie znaczy, że nie lubi koło mnie zasypiać/budzić się, czy przytulać. Zapytałam wobec tego w czym rzecz. Usłyszałam, że przestraszył się mojej reakcji w czwartek, kiedy płaczem go przywitałam i tego, że czuję więcej niż on. A co ja mam zrobić z tym, że się zakochałam i pokochałam, co??? Przecież nie ochłodzę nagle swoich uczuć, przecież...

 

Bo ja wiem, że też jestem winna. Bo zazdrość zazdrością, ale moja przechodzi czasem w zaborczość a to już nie jest zdrowe. Przy czym poznać tego po sobie nie daję. No, może tyle, że mina mi rzednie i tracę dobry nastrój. Przecież nie mam go na wyłączność, przecież muszę się nim dzielić z jego rodziną czy przyjaciółmi. Hm, zdaję sobie z tego sprawę doskonale – po fakcie niestety, kiedy jego już nie ma, a ja zostałam z załzawionymi oczami.

 

Usłyszałam, że on się boi. Że może wstać, że może mieć dobry nastrój, a w ciągu dnia nagle ten pozytyw cały mu spada i zaczynają go nawiedzać różne myśli. Łącznie z takimi, że kiedy będziemy ze sobą długo, albo dłużej niż długo, a do niego przyjdzie strach to może mnie skrzywdzić mówiąc, że nie możemy razem dalej być. Że jeśli kiedyś będziemy chcieli stworzyć rodzinę to on nie będzie umiał jej stworzyć. Cały czas jednocześnie zapewniał, że będzie dobrze, ze to mu przejdzie, że mu zależy, że kocha...I ze ja nie mam chcieć w to wierzyć, ale mam w to wierzyć i to wiedzieć. A ja ufam, że tak będzie...

 

Wiecie, w gruncie rzeczy czułam jakieś napięcie, jakąś nie taką energię, ale odganiałam to od siebie, nie mówiłam bo po co??? Przecież wszystko jest okej. I na tym polega błąd, na tłamszeniu w sobie i nie mówieniu. Wiem, że nie chcę żeby było źle, chcę żeby było dobrze. Może za długo było dobrze, może w końcu coś musiało wybuchnąć... Choć ciężko to nazwać wybuchem, chyba że mojego płaczu.

 

Usłyszałam... Potem przeczytałam... Poczekam do niedzieli...

 

Przecież ja chcę tak mało, malusieńko. A może nawet mniej... Ale może za bardzo...

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
Dotyk_Anioła
19 lutego 2005, 16:53
Nikt nie jest doskonały w tym niedoskonałym świecie... Gdyby było zawsze dobrze było by źle...
19 lutego 2005, 11:51
Ech... trochę z twojej notki i w moim życiu było. Tak poprostu musi być. Zgadzam się... tłamszenie w sobie to bardzo zła rzecz... Ale pomimo strachu on Cię przecież.. kocha, prawda? A jeśli dwoje ludzi się kocha to wszystko się układa... I się ułoży, zobaczysz:). Każdy ma jakieś wątpliwości w związku- jego wynikają tylko z tego potężnego uczucia- gdyż nie chce cię skrzywidzic... przynajmniej ja tak to rozumiem
moje_antidotum
19 lutego 2005, 11:47
Nigdy nie obwiniaj ani siebie, ani jego. Rozmawiajcie o tym, co czujecie, nazywajcie uczucia i nie wstydzcie sie ich. Pomaga.
19 lutego 2005, 11:24
Hmm każdy w nas skrywa pewne lęki.. ja mam ich w sobie wiele... widocznie mu tak bardzo zalezy na Tobie ze nie radzi sobie z tym, może boi się że kiedyś to się skonczy.. ale powinnas rozwiac jego watpliwosci.. powiedz żeby o tym nie myslal.. zeby to wszystko trwalo tak jak trwa i ma trwac.. to co ma się stać stanie się.. ale jak się kochacie to po co to wszystko roztrzasac.. dobrze ze powiedzial.. dobrze ze uslyszalas.. ale porozmawiajcie o tym razem a nie uciekajcie od tego.. nie przemilczajcie.. nie odsuwajcie się od siebie.. wlasnie o to chodzi by wspierac się na zwajem.. by razem to przetrwac! napewno będzie wszytko dobrze.. w koncu milosc przetrwa wszystko co nie? :*:*
paulita
19 lutego 2005, 10:38
dokladnie wiem jak sie czujesz... nie raz oduczuwalam to samo... dokladnie tak samo plakalam, kiedy on mowił, ze kocha a jednak cos było nie tak... stralam sie to za wszelka cene zmienic, wine widzialm tylko w sobie, bo przeciez on mnie kocha... nie dopuszczalam do siebie mysli, ze to z nim cos nie jest tak... i te moje starania doprowadzily do tego do czego doprowadzily... dlatego teraz juz wiem, ze nie mozna siebie obwiniac, nie mozna sobie mowic, ze to tylko ja jestem zazdrosna, itp... trzeba pozwolic jemu wyjsc z inicjatywa...mam nadzieje ze zrozumialas o co mi chodzi :) :* zdaje sobie sprawe, ze przejrzyscie napisane to to nie jest :P
*~~Sweetheart~~*
19 lutego 2005, 00:48
Może to marne pociesznie ale..uwierz będzie dobrze...taki sam...dokładnie taki sam schemat przerabiałąm w moim związku w listopadzie ubiegłego roku..jego kryzys trwał niecały tydzień...ja przez ten czas wypłakałam wszystko co można wypłakać...mówił, że coś do mnie czuje ale nie wie czy to miłość..że to nie na maxa...ułożyło się...i jest jeszcze lepiej niż było wcześniej...wierze, że kryzys Twojego Ukochanego zakończy się tak pozytywnie jak mojego..będę 3mała kciuki...bądź silna...przetrwacie te ciężkie chwile...

Dodaj komentarz