wczoraj = dzisiaj.
Komentarze: 6
Miałam chandrę wczoraj.
No bo tak: kołki rozporowe kupiłam takie, ze Ukochany przebiłby się do sąsiedniego pokoju. Ale co ja poradzę, nie wiedziałam co mam kupić, panowie w sklepie mimo najszczerszych chęci nie mogli mi pomóc bo nie wiedziałam z czego ściana jest i jakiś innych danych też nie umiałam za bardzo im podać. W rezultacie ani półki, ani van Gogha nie powiesiliśmy.
Kitekata w promocji też nie kupiłam bo towar nie dojechał. Czyli, że do E. Leclerca jechałam po nic. Kupiłam tylko Fiodorowi trawę, pasztecik, dla siebie parę skarpetek i 3 waniliowe mordoklejki.
Potem w domu okazało się, że sama nie jestem w stanie skręcić półki i się zdołowałam – najpierw chciałam spać, potem próbowałam poczytać „Śmieszne miłości” Kundery. W końcu stwierdziłam, że muszę się wyładować i upiekłam szarlotkę.
Przyszedł Ukochany, powiedział co mam kupić i w jakiej ilości, zamówił nam pizzę, zjadł pół blachy ciasta, a potem...
... Po maratonie z ofertą programową TVN na wtorkowy wieczór okazało się, że kot nasikał na pościel. Ukochany się wkurzył i wsadził mu nos w jego własną kałużę. Potem Fiodor został wsadzony do klatki i tam cicho siedział, może czuł że narozrabiał. Klęłam pod nosem, ale wyczyściłam kołdrę, materac, pościel zaniosłam do prania, wymieniłam piasek w kuwecie choć to nie był jeszcze czas na to.
Winowajca dał nam zasnąć całe szczęście i polowanie zaczął dopiero po 7. Znalazł gdzieś wczoraj swój kłębek wełny i teraz gania za nim po całym mieszkaniu. I dobrze, niech na wełnę poluje.
Zrobiłam sobie śniadanie po włosku, czyli na słodko – szarlotka i herbata o smaku mango z cynamonem, jakiś nowy wymysł Liptona. Herbata pachnie i smakuje rewelacyjnie, od razu mi się humor poprawił. Poza tym prognozy pogody na weekend są optymistyczne, więc Sobótka się przybliża.
Pogoda nie sprzyja, a ja będę musiała wyjść. I jeszcze ten egzamin wciąż mam w głowie, książki potrzebnej dostać nigdzie nie mogę.
A Kundera i Gretkwoska kuszą o wiele bardziej...
Dodaj komentarz