Archiwum styczeń 2004, strona 4


sty 16 2004 Trochę wspomnień...
Komentarze: 1

Witaj Eljot.... Prawie 19. Przed 17 dopiero wróciłam od B. Wracając kupiłam 3 książki. Poczułam po prostu potrzebę  kupienia czegoś nowego do czytania. Tak, wiem, że Proust ciągle czeka... Wydałam ponad 60 złotych. To skandal żeby książki tyle kosztowały! Nic dziwnego, że nasze społeczeństwo to prawie analfabeci. Teraz mam kaca, że tyle wydałam. Ale książka to książka. Uważam, że na to nie warto żałować pieniędzy. W moim koszyku znalazły się: „Wizyty Aniołów czyli moje życie kontrolowane” Anny Wrzos, „Gejsza z Gion” Mineko Iwasaki i „To jestem cały ja” - tomik wierszy K. K. Baczyńskiego. Zobaczymy czym H. się tak zachwyca... H. mówi, że wiersze Baczyńskiego działają na niego bardzo specjalnie. Chcę sprawdzić jak zadziałają na mnie... Bo jak dotąd to Tetmajer jest moim „guru”, jeśli mówimy o poezji rzecz jasna.

Dzień u B. minął bardzo szybko i nawet przyjemnie. Szczególnie na koniec. B. chciała popracować w spokoju więc wysłała mnie z chłopakami do McDonald’sa. Fajnie było.  Chłopaki zamówili po zestawie „Happy Meal”, a ja poprzestałam na czekoladowym shake’u i ciastku z leśnymi owocami. Wcześniej jednak obejrzałam z nimi dubbingowany film „Harry Potter i Kamień Filozoficzny”. Książkę przeczytałam wcześniej i muszę stwierdzić, że film mnie rozczarował.  Był bardzo skrócony. Dla kogoś, kto nie jest „w temacie” nie miałby większego sensu. Według mnie ekranizacja bestsellerowej powieści J.K. Rowling jest tylko zlepkiem nie tworzących spójnej całości epizodów. Mimo wszystko film bardzo sympatyczny.

Siedzę przed komputerem, słucham muzyki i myślę. Myślę o tym, że to już 50-ty list do Ciebie. Zastanawiam się ile jeszcze ich będzie... Jak długo będę Ci się zwierzać. Bo przecież to jest jakiś rodzaj zwierzeń – te listy, prawda? Jak długo jeszcze... Eh! Czy Ty w ogóle je czytasz? Czy już je znalazłeś??? Chyba nie. W przeciwnym razie odpisałbyś, prawda? Poza tym tak sobie myślę, natchnęła mnie do tego wczorajsza rozmowa z H. pomyślałam sobie o moich wirtualnych znajomych. O tych wirtualnych znajomych, których chciałam bez słowa wyjaśnienia zostawić. Dobrze, że tego nie zrobiłam. Z. się nie odzywa. Zresztą napisał mi, że coś postanowił. Ale nie chciał powiedzieć co. I myślę, że postanowił się przestać do mnie odzywać. Z zastrzeżeniem, że jeśli będę potrzebowała porozmawiać to on „gdzieś za rogiem będzie”. Z J. się mijam, a H.... działa na mnie uspokajająco. Taka jest prawda, nie ma co ukrywać.

Byłam u sąsiadki w sprawie zalewania jej mieszkania i balkonu. Z balkonem, fakt nasza wina bo nie zgarnęliśmy śniegu jak leżał. A w łazience to nie mam pojęcia co się dzieje bo już u niej wyschło. W każdym razie nic wielkiego się nie stało. Porozmawiałyśmy chwilkę. Była bardzo ciekawa co u rodziców słychać. Ucieszyła się, że mama przyjeżdża. Zapytała mnie czy wiem co się dzieje z panią E. Kolejną bliską znajomą mojej mamy mieszkającą 2 piętra niżej. Nie wiem. jakaś dziwna się ostatnio zrobiła. Może przez to, że ma trochę problemów natury zawodowej... W każdym razie pani G. stwierdziła, że pani E. zdziwaczała. A ta druga jest matką N. A N. ma dziś studniówkę. Głupio wyszło. Cały czas pamiętałam żeby iść jej pożyczyć super zabawy itd., ale za późno wróciłam do domu. A ona komórki ze sobą nie wzięła. Pewnie będzie się świetnie bawić. W Hotelu Mercure Panorama w samym centrum miasta. Wymyślili ze znajomymi, że wypożyczą limuzynę (kuzyn jednego z nich ma wypożyczalnię samochodów) i tak podjadą pod hotel... Super sprawa. Pamiętam swoją prime night... Miałam długą, czarną sukienkę na ramiączkach a do tego długie, czarne rękawiczki. Makijaż zrobiła mi przed wyjściem N. Bardzo ładnie jej wyszło. Miałam wtedy krótkie włosy więc fryzjerka je wyprostowała i fajnie wymodelowała. Zabawa była w Kinie „Oko”. Towarzyszył mi kolega chłopaka, z którym szła moja koleżanka G. Nie powiem, bawiłam się bardzo dobrze, ale... Czegoś brakowało. Pamiętam, że nasza klasa miała przygotować program artystyczny. Ponieważ wcześniej wygraliśmy (lepiej byłoby powiedzieć wygrałyśmy bo stosunek w klasie był 31:2) tzw. „English Day” w naszej szkole to nauczycie drżeli z obawy co wymyślimy. Stanęło na czymś w rodzaju plebiscytu. W kilku kategoriach było przygotowanych kilka nominacji. W każdej po jednym, ewentualnie kilku, z nauczycieli wśród „innych gwiazd”. Każdy z „wygranych” nauczycieli dostawał „srebrny krążek” – za zasługi. I każdy miał zatańczyć, a czasem i zaśpiewać. Na przykład matematyk, który nie krył, że lubi ładne kobiety tańczył do piosenki „Sexbomb”. Żeby było śmieszniej na scenę została wysłana P. (moja przyjaciółka) i miała tańczyć razem z panem Z. chyba im wyszło to najlepiej... No nie, przecież był jeszcze występ polonistki pani Ż. Ona i jej dwie koleżanki (pani P. i pani K.) występowały jako Jackson 5. Kiedy pani Ż. Weszła na scenę i odebrała krążek powiedziała: „Po pierwsze dlaczego srebrny (mając na myśli krążek) i dlaczego „Bad” (mając na myśli piosenkę)”. A musisz wiedzieć, Eljot, że była ona bardzo wymagająca. Lekcje polskiego zawsze były stresujące, ale po latach wspomina się je z sentymentem. Pani Ż. To bardzo mądra kobieta. Ona uczy z pasji uczenia. Nie musi wcale tego robić bo ma bogatego męża. Ale ona uwielbia swoją pracę. Jest trochę ekstrawagancka i czasem bardzo dosłowna w opiniach. Kiedy po tych kilku latach od opuszczenia murów naszego liceum wspominamy z P. lekcje polskiego to pamiętamy o tym, co nam kiedyś pani Ż. powiedziała. A powiedziała, że: „kobieta paląca jest aseksualna” i „inteligentna kobieta zawsze znajdzie sobie bogatego męża”. Pamiętam też pierwszą z nią lekcję. To był szok! Weszła w długich, kruczoczarnych włosach spiętych wysoko i czerwonej sukience. W miarę upływu czasu przybierała bardziej „ludzki” wygląd, ale pierwsze wrażenie się liczy... Wtedy nie przepadałam za polskim . Ale moją nauczycielkę będę wspominać miło. Znowu odbiegłam od tematu. Opowiadałam Ci przecież o mojej studniówce. Bal odbywał się w piątek. W sobotę, jak już doszłam do siebie, pojechałam z N. na Biskupin. Nie mam pojęcia dlaczego nas tam zaniosło. Chyba N. chciała odwiedzić stare śmiecie. Błądziłyśmy między uliczkami, aż nagle znalazłyśmy się prawie pod domem M. – naszego, uwielbianego przez nasze mamy, „pana” od angielskiego. Oczywiście nie zaszłyśmy do niego. Bo po co. W sobotę byłyśmy ‘na wycieczce”, a w niedzielę zachorowałam na grypę. Nie było mnie więc w szkole. A podobno się działo. Szczególnie grono pedagogiczne komentowało program artystyczny. Pani Ż. Podobno weszła do klasy i podyktowała taki temat: „jak nie urządzać programu artystycznego przed maturą”. Można by dużo mówić, pewnie nie raz jeszcze napiszę Ci coś z czasów liceum. Różnie bywało. Nie żałuję jednak wyboru szkoły. Po balu została sukienka, której już nie ubiorę bo się za duża zrobiła, kaseta video, na której mnie nie ma prawie wcale z wyjątkiem poloneza i zdjęcia. Te zdjęcia obiegły potem całą klasę. Najwięcej emocji wzbudziła A., która na fotkach, szczególnie tych z imprez, wychodzi jakby była nieźle pijana.

Będąc szczerą to byłam na dwóch studniówkach. Na swojej i pana D. Zaprosił mnie, mimo, że prawie mnie nie znał. A ja jechałam na tę jego studniówkę pawie cały dzień. Bo on daleko mieszkał. No, a teraz mieszka jeszcze dalej, ale mniejsza z tym. Bal był w sobotę ja pojechałam w piątek. Pamiętam, jak się cieszyłam na ten wyjazd. Liczyłam dni, czekałam... Ale chyba się przeliczyłam. Wyjechałam lekko zniesmaczona zachowaniem pana D.  Może ja mam jakieś przestarzałe poglądy, może nie ma się czego czepiać, ale prawda jest taka, że dobrze się nie bawiłam. A zaczęło się już pierwszego wieczoru, zaraz po moim przyjeździe. Miała być próba generalna poloneza. Poszliśmy. Nie szło mi na początku. Z czasem szło coraz lepiej, ale... Pan D nie wziął pod uwagę tego, że jestem zmęczona, że tańczę pierwszy raz (bo nie wiedziałam nawet jaka jest kolejność figur – na żywioł prawie poszłam), że jestem w obcym mieście, wśród zupełnie obcych ludzi. W każdym razie kiedy wracaliśmy z tej próby robił wymówki, że nie tańczę tak, jak powinnam. Zapytałam czy się wstydził. Nic nie odpowiedział. W dzień „imprezy” siostra pana D ułożyła mi fajną fryzurę (włosy zdążyły odrosnąć bo to było rok później). Poszliśmy na bal. Polonez poszedł bez zakłóceń. Za to potem się działo. Miałam wrażenie, że częściej tańczę z kolegami pana D niż z nim samym. On sprawiał wrażenie jakby nieobecnego... Nie wiem z czego to wynikało. W każdym razie nie bawiłam się dobrze. Bo (i tu właśnie pojawiają się moje zapatrywania na pewne sprawy) uważam, że jeśli się kogoś zaprasza na jakąkolwiek imprezę ze świadomością, że będzie to środowisko zupełnie tej osobie obce to wypada się nią trochę zaopiekować. Ja właściwie zostałam zostawiona sama sobie... I dlatego mam mieszane uczucia, kiedy po latach wspominam ten wyjazd do pana D. Mam tylko kilka zdjęć... Mimo, że to moja przeszłość, jakiś wycinek mojego życia celowo je omijam. Nie umiem nawet powiedzieć dlaczego tak się dzieje.

Dzień zbliża się ku końcowi. Generalnie mogę go zaliczyć na „plus”. Jutro też jadę do B. A jak wrócę to muszę posprzątać. A potem będę się przygotowywać na poniedziałkowe zajęcia. Nie ma tego dużo, ale chciałabym mieć wolną niedzielę. Tak więc na dziś mówię Ci dobranoc. Śpij kolorowo. Trzymaj się ciepło.

alexbluessy : :
sty 15 2004 Dekalog przypadkiem odnaleziony....
Komentarze: 1

Witaj w czwartek Eljot!!! Dzisiaj przypadkiem natknęłam się na coś, co sporządziłam jakiś czas temu. Według mojego programu Word dokument ten powstał dokładnie 2 miesiące temu – 14 listopada 2003 roku. Musiałam być wtedy w wyjątkowo pozytywnym nastroju, że byłam w stanie coś takiego napisać... J To „coś” to mój DEKALOG. 10 prostych zasad, według których miałam zamiar (począwszy od wspomnianego już 14 listopada) postępować... Chyba coś nie bardzo wyszło... J

Oto one:

JAK NAJCZĘŚCIEJ SIĘ  UŚMIECHAJ ZE ŚPIEWEM NA USTACH WITAJ KAŻDY NOWY DZIEŃ NIGDY NIE TRAĆ NADZIEI PAMIĘTAJ, ŻE JESTEŚ WARTOŚCIOWĄ OSOBĄ. KTO TEGO NIE WIDZI – JEGO PROBLEM PAMIĘTAJ, ŻE NIE JESTEŚ GORSZA OD INNYCH PAMIĘTAJ, ŻE MASZ INNYM WIELE DO ZAOFEROWANIA CODZIENNIE WYZNACZAJ SOBIE NOWE CELE (ZADANIA) I SUKCESYWNIE DO NICH DĄŻ NIE ZAPOMINAJ O ZNAJOMYCH – ONI CIĘ POTRZEBUJĄ (NAWET, JEŚLI CZASEM TEGO NIE CZUJESZ) KIEDY JEST CI SMUTNO I ŹLE POMYŚL, ŻE INNI MAJĄ JESZCZE GORZEJ ALBO, ŻE ZAWSZE JEST JAKIEŚ WYJŚCIE – NAWET Z NAJGORSZEJ SYTUACJI NIE ZAMYKAJ SIĘ, NIE UCIEKAJ DO SWOJEGO ŚWIATA KIEDY KTOŚ CHCE SIĘ DO CIEBIE ZBLIŻYĆ

Postaram się teraz do nich ustosunkować. Uśmiechać się staram. Czasem wręcz wyję ze śmiechu, aż moi flatmates patrzą  na mnie dziwnie... Co do śpiewu to bardzo często śpiewam przy porannej toalecie lub przygotowywaniu śniadania. Jeśli chodzi o nadzieję, to z tym różnie bywa... Podobno jest ona matką głupich, ale w końcu każda matka kocha swoje dzieci, prawda? Swoją wartość znam. Zdarzają się dni gorsze (tak, jak ostatnio) kiedy nie bardzo w to wierzę, ale na ogół nie jest chyba źle. Już nie myślę, że jestem gorsza od  innych. To znaczy może staram się tak nie myśleć. Czasem (tak, jak ostatnio) jednak często o tym myślę. Bo mam prawie 22 lata i wydaje mi się, że nic nie osiągnęłam. Nie dostałam się na studia... Pracę mam taką, że czasem mam ochotę tupać albo wyć ze złości i zmęczenia. Uczę się w szkołach, w których uczyć się nie chcę (z drugiej strony uczę się tego, co lubię i w przyszłości da mi to jakieś pieniądze – ale to nie są studia!!!!!!). Tak, to mi chyba najbardziej leży na duszy. To właśnie... To, że nie studiuję. Mój ból z tego powodu pogłębiany jest przez fakt, że mieszkam z trójką studentów... Poza tym dziewczyny w moim wieku wychodzą za mąż, rodzą dzieci. A ja??? Nie mówię, że chciałabym już teraz zakładać rodzinę. Przecież na dobrą sprawę ja jeszcze nigdy nie byłam tak naprawdę zakochana.... Ale fajnie byłoby kogoś koło siebie mieć... Wiem, że mam innym wiele innym do zaoferowania, ale czasem wydaje mi się, że oni albo tego nie widzą, albo nie chcą widzieć, albo celowo udają, że nie widzą. Jeśli chodzi o cele. To owszem, codziennie dopisuję kolejną pozycję na mojej „liście celów”... Na pierwszym miejscu jest oczywiście dostanie się w końcu na ten popieprzony (exuse my French) uniwersytet... Dalej następują te ważniejsze i mniej ważne. Te poważne i te błahe. Ale każdy w jakimś sensie jest istotny. O znajomych pamiętam. To ja proponuję spotkania i tak dalej. I czasem, powiem Ci Eljot, że jestem tym zmęczona. Bo mam wrażenie, że to ode mnie wychodzi inicjatywa, a oni mogą ewentualnie łaskawie się zgodzić lub nie... Przy punkcie 9 sparafrazuję Gombrowicza, który mawiał, że „zawsze jest jakieś trzecie wyjście”. Ja też tak myślę bo coś w tym w istocie jest. Ciekawa jestem co Ty o tym sądzisz. Powiesz mi??? Z ostatnią „zasadą” mam chyba największy problem. Wyrażanie uczuć zawsze szło mi jak po grudzie. Nie umiem o nich mówić, nie potrafię słownie wyrazić co czuję, co mi w duszy gra. Dlatego też składanie życzeń z przeróżnych okazji jest dla mnie męczarnią. Poza tym (jak to zodiakalny rak) chowam się w skorupie, kiedy czuję, że ktoś za bardzo się do mnie zbliżył. Albo chce wejść za bardzo w głąb mojego terytorium. Pamiętam, że kiedyś byłam na treningu asertywności. Robiliśmy tam ćwiczenie na określenie wielkości swojego terytorium. Grupa stawała w kółku. Jedna osoba z kręgu wchodziła do środka i zamykała oczy. Reszta zaczynała powoli się posuwać do przodu. Kiedy osoba stojąca w środku poczuła się zagrożona mówiła „stop”. Nie dałam podejść blisko siebie. Szybko poczułam się zagrożona... Pracuję żeby to zmienić...

Miałam dziś problem ze wstaniem. Nawet pomyślałam żeby nie iść dziś na zajęcia. Strasznie źle się czułam. Nie tyle byłam niewyspana (wczoraj napiłam się herbatki z melissy) co obolała.  Postanowiłam jednak zawlec się do szkoły. W sumie zajęcia z panią M. minęły wyjątkowo szybko. Może dlatego, że robiliśmy rzeczy dość ciekawe. Dziś pisaliśmy artykuły prasowe... Potem pojechałam do Urzędu Wojewódzkiego żeby złożyć mamy wniosek o wymianę paszportu. Okazało się, że nie mogę tego zrobić bez dowodu osobistego mamy. A skąd ja wezmę teraz jej dowód??? Mogę jedynie tenże wniosek wysłać pocztą. I tak zrobię. Przyszłam do domu i posiliłam się jarzynową zupką z torebki. Nadal źle się czuję i nie chciało mi się przygotowywać nic bardziej pożywnego. W dodatku Ł. powiedział, że była u nas sąsiadka z dołu i mówiła, że jakiś miesiąc temu zalaliśmy jej łazienkę. Kiedy jej akurat nie było w domu. A przepraszam bardzo, to czemu wtedy nie przyszła??? Chciała rozmawiać ze mną (bo ona się przyjaźni z moją mamą), mnie nie było, a jak przyjdzie po 16 to też mnie nie będzie bo będę u B. Ja ją bardzo lubię, tą sąsiadkę, ale niech nie przychodzi i nie gada jak czegoś nie sprawdziła. U nas nic nie było widać, żeby cokolwiek ciekło.

Mam nadzieję, że smutny, dekadencki nastrój będzie się oddalał ode mnie. Mógł on wynikać z czegoś co się nazywa PMS-em. A te ostatnie mi dość dokuczają. Ale to jest wpisane w „bycie kobietą” i nic się na to nie poradzi... Trzeba się przemęczyć i przeczekać. Tylko dla otoczenia jest to trochę uciążliwe...

Wróciłam przed chwilą od B. Jeszcze nie czuję się najlepiej. W dodatku chyba się zatrułam. Nawet wiem czym. Kiedy K. był na angielskim ja poszłam na zakupy. I zgłodniałam więc kupiłam obrzydliwą zapiekankę... Bleeee. Więcej takiego świństwa jeść nie będę!!! A swoją drogą to ciekawe jak niewielkie zakupy mogą kobiecie humor poprawić. Ja zawsze myślałam, że nie jestem taka. Że mi zakupy nie pomagają. A jednak... wystarczyło kupić odżywkę i mleczko do ujarzmienia moich niesfornych włosów, cudownie pachnące mydełko i krem do twarzy poprawiający koloryt cery. I od razu lepiej!!!! Szkoda tylko, że nie kupiłam żadnej książki tak jak zamierzałam. Niestety, te zamówię przez Internet. W księgarniach są one towarem zdecydowanie luksusowym. A tak być nie powinno....

      Trzymaj się ciepło. kolorowych snów. Do usłyszenia...

alexbluessy : :
sty 14 2004 różowa tabletka na uspokojenie
Komentarze: 0

Witaj ponownie! Zrobiłam zadania, nauczyłam się czego trzeba. Ciężko mi było się skupić, ale się udało. Nawet udało mi się poczytać. Wiersze Ewy Sonnenberg i Anne Sexton...

...świeca się dopala... Anita Lipnicka śpiewa o ostatnim liście... A ja najchętniej zwinęłabym się w kłębek i usnęła na jakiś czas. Najlepiej dopóki wiosna nie zawita albo na świecie, albo w mojej duszy. Dziś znów czułam ten ból. Potworny ból. Nie wiem skąd się wydobywał, ale był nie do zniesienia. Czułam się tak, jakby za chwilę miało mnie rozerwać.  Ostatnio on  często przychodzi – ten ból... Wtedy najlepiej chwyciłabym się czegoś, żeby czasem nie odlecieć, nie rozerwać się na małe kawałeczki. Ostatnio jest we mnie częstym gościem. A kiedy przychodzi, tak nagle nieproszony to czuję go każdą, najmniejszą nawet, cząstką swojego ciała. Rozchodzi się do najciemniejszych zakamarków, jest wszędzie. Pulsuje i rozsiewa coś... Pewnie to jakiś rodzaj trucizny... Gorącej trucizny. Inaczej nie umiem Ci go opisać. Ostatnio mnie odwiedzał „w czasach Darka...” A czas jak rzeka, jak rzeka płynie... Jak to było dawno... Ciekawe swoją drogą co u niego teraz słychać....

A może byłoby mi łatwiej gdybym bardziej wierzyła, że nie jestem sama w tłumie... Że nade mną Ktoś czuwa, że w razie czego mnie ochroni, że trzyma swoją rękę nad moją głową... Ale ciężko mi uwierzyć. Chcę wierzyć, ale ciężko mi to ogarnąć. Z jednej strony człowiek musi czuć, że nie jest sam, że nad nim jest Ktoś (Coś) jeszcze. Z drugiej strony to jest tak Wielkie, tak Niepojęte, że ciężkie do ogarnięcia. Może ja jestem jak naukowcy. Bez dowodu nie wierzę w nic... Chociaż kiedyś, ktoś mi powiedział o Einsteinie. Wielki naukowiec w pewnym momencie zatrzymał się w swoich badaniach i nie mógł zrozumieć o co chodzi, nie mógł ruszyć z nimi dalej i wtedy stwierdził, że musi być jakaś siła wyższa bo żadne wzory tego nie wyliczą. Coś w tym jest. Ale i tak ciężko mi pojąć, że Tam, na górze Ktoś jest i Tym wszystkim kieruje...

Jutro idę do B. Jak odprowadzę małego na angielski to pójdę do mojej ulubionej księgarni i jestem pewna, że nie wyjdę z pustymi rękoma. Brakuje mi nowych książek. Lubię je widzieć na półce. Kiedyś Ci tą półkę opiszę... Nawet jeśli ich od razu nie przeczytam, a dopiero za jakiś czas to lubię widzieć, że one tam są... Że w każdej chwili będę mogła do którejś z nich zajrzeć. Przecież jak mawiał Edi z filmu Piotra Trzaskalskiego „słowo jest wieczne. Jeśli czegoś nie rozumiem mogę przeczytać to jeszcze raz. Słowa nie znikają...”.

Dzwonił mój brat. Raz na jakiś czas dzwoni. Szkoda, że tylko on... Powiedział, że przyjeżdża na ferie. To znaczy jego drugi tydzień ferii a więc około 3 lutego. Będzie przez tydzień. Już nie mogę się doczekać. Wiem, że to okropne, ale jego brakuje mi najbardziej. I gdybym miała zamieszkać w B-stoku to ze względu na niego. Bo rodziców kocham, ale odkąd zaczęłam życie na własny rachunek nie umiem się z nimi dogadać. A w B-stoku nawet mogłabym mieszkać, czasem, kiedy przechodzę koło dworca mam ochotę kupić bilet i tam pojechać... Dlaczego tam? Podobno w takich wypadkach jedzie się gdziekolwiek. Dokądkolwiek odjeżdża najbliższy pociąg. Chociaż ostatnio czuję, że najchętniej pojechałabym do (mojego) Sopotu. Pokluczyłabym między starymi, o tej porze roku pogrążonymi w głębokim śnie, willami. Odwiedziłabym „moje sopockie miejsca”. Chciałabym pochodzić po pustej plaży, dojść aż do końca mola i poczuć chłodny, orzeźwiający wiatr na twarzy. Może on zabrałby moje smutki... Może tam odnalazłabym różowe chmurki...???

Dostałam e-maila od Z. Bardzo smutnego e-maila. Jak pierwszy raz go czytałam to nie bardzo rozumiałam o co chodzi. Za drugim razem poczułam łzy pod powiekami, a potem to już nic nie widziałam bo obraz mi się całkowicie rozmazywał.... Z. napisał, że martwi go to, jaka ostatnio się stałam. Smutna i bez wiary. Że chce żebym znowu się śmiała, miała marzenia.... Z. czuje się winny mojego stanu. Przecież to nie jego wina!!!!!! To we mnie się pogmatwało. To ja muszę się poukładać... Znaleźć siebie... Odnaleźć się na nowo. Czekam na moją „KATHARSIS”. Ona w końcu nadejdzie. Ja wciąż w to wierzę.  

(...)rośnie w siłę, zabija spokój boję się

on zabiera wszystko mi

wszystko czym mogłam żyć(...)

a tkwi gdzieś we mnie

dławi oddech przenika moje wnętrze

ból jest dzisiaj mym kochankiem

On jest niebem On jest piekłem

Dlatego daje by zabrać dużo więcej(...)

Kto mnie podtrzyma gdy zabraknie sił?

Kto poda rękę w zamian nie chcąc nic?

Kto powie mi gdzie mam iść dalej?

Kto może mi to dać? (...)

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
sty 14 2004 dekadencja. c.d.
Komentarze: 0

Cześć, siedzę sobie w ciepłym pokoju. Przede mną monitor, nad nim wiszą zreprodukowane „Słoneczniki” van Gogha. W głośnikach „StereoTyp” Kayah. A dokładniej jeden z moich ulubionych utworów: „Teren Zaminowany”.  Do domu wróciłam około 15... Usiadłam przed komputerem bo podjęłam się zrobienia pewnego tłumaczenia... Na gg czekała na mnie wiadomość. To H. przesłał mi tekst piosenki. Nie wiem czyja to piosenka, ale treść mnie zaciekawiła toteż odłożyłam słowniki techniczne i zajęłam się tłumaczeniem piosenki. Nie wiem jak mi poszło bo nie mogłam tego skonfrontować z oryginałem, a i specjalistą od tłumaczeń też nie jestem. H. pyta czy mi się podoba. A ja nie wiem... I just don’t know...

Myślę o wczorajszym wieczorze. Dziwny był... Dziwny nastrój mu towarzyszył. Miałam (od kilku dni mam) aurę refleksyjno-nostalgiczną. Pogasiłam światło, wyłączyłam monitor, zapaliłam świeczkę i tak leżałam w mroku. Na ścianie widziałam nienaturalnie duży cień draceny stojącej na biurku. Leżałam i myślałam... Jestem na siebie zła bo ostatnio nie czytam niczego, co nie byłoby listami do Ciebie Eljot albo tekstami, które muszę przygotować na zajęcia. Bardzo mnie to martwi. Ale nie mam siły, czuję dziwne  zmęczenie Może to ta pogoda...??? J. wczoraj też miał nastrój z gatunku tych gorszych. Też zwątpił w sens Wirtualnego Świata. Pytał o sens „tego wszystkiego”. Mówił, że E. się nie odzywa. Może ona też zwątpiła...

Bo w Wirtualnym Świecie przecież w jakiś sposób kreujemy samych siebie . Decydujemy jacy chcemy być dla drugiej osoby. Na pewno tak jest i nikt nie wmówi mi, że jest inaczej...

Leżałam wczoraj i patrzyłam na te wyolbrzymione liście na ścianie. W tle śpiewała Anna Maria Jopek... Wysłałam e-maila do H. Nie wiem czy dobrze zrobiłam, może nie powinnam, ale czułam, że muszę.... I jak już się stało, kiedy już nie było odwrotu, kiedy zobaczyłam komunikat: „Wiadomość została wysłana i zapisana w folderze: Wysłane” zwątpiłam. Ogarnęły mnie wątpliwości. Ale cóż, co się stało to się nieodstanie. Może nie będzie źle... To się okaże, wszak wszystko się może zdarzyć. Kiedy już miałam dość głupich i niepotrzebnych myśli tłukących się po mojej głowie wstałam i napisałam e-maila do rodziców. Kiedy wiadomość się wysyłała huknęło i błysnęło. Komputer i światło zgasło. Przestraszyłam się co się stało. Okazało się, że stało się podobnie w pokoju Ł. U dziewczyn nic się nie zadziało. Ł. od razu stwierdził, że to moja wina bo majstrowałam coś przy komputerze. Jak on mógł! Ja z nim nie wytrzymam! Stałam w odległości 20 metrów od komputera i to moja wina, że dane mu skasowało! Kiedyś mu coś powiem... A przestraszyłam się tym bardziej, że nie miałam czegoś, co nazywa się listwą przepięciową. Toteż dzisiaj zaraz po zajęciach poszłam więc do salonu Media Markt i dokonałam pierwszego w moim życiu „elektrycznego” zakupu. Nie mogę przecież stracić mojego komputerka... Czuję się teraz spokojniejsza o jego los. J

Za każdym razem, kiedy na outlooku pojawia się komunikat: „odbieranie poczty” coś się dziwnego dzieje we mnie. Niestety, najczęściej dostaję informację o promocji w księgarni albo o zmianie repertuaru w Teatrze Polskim.

Panowie, którzy kładą kafelki na klatce schodowej nadal wiercą i robią straszny hałas. Myśli nie słychać. A może to dobrze z drugiej strony??? Swoją drogą też są nieźli. Siedzą przy tych kaflach od grudnia. Widzą przecież kto, gdzie mieszka, kiedy wychodzi i kiedy wraca.... I mogą to wykorzystać...

Źle mi jest Eljot... Smutno... Pierwszy raz taki stan utrzymuje się we mnie przez taki długi czas. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Nie mam ochoty oglądać filmów. Nie mam ochoty czytać... Depresja??? Pewnie coś w tym rodzaju. Teraz z H. zamieniliśmy się rolami. Teraz to ja mam doła. No tak, ale jemu to bardzo szybko przeszło. A ja mam wrażenie, że jest coraz gorzej. I nie wiem dlaczego... To znaczy nie do końca nie wiem.

Ostatnio zauważyłam dziwną rzecz. Im więcej o tym myślę, tym bardzie się upewniam. Upewniam się, że się boję. Boję się H. Boję się tej Wirtualności... Czasem jestem tym wręcz przerażona. A tak naprawdę to nie chodzi tylko o H. Przecież nie tylko on z listy wirtualnych znajomych na gg czyta mojego bloga. Robi to jeszcze kilka osób. Przecież ja właściwie nic o nich nie wiem, podczas gdy oni znają mnie bardzo dobrze. Wiedzą jaka jestem, co lubię, a czego nie. Na dobrą sprawę mogą to wykorzystać przeciwko mnie... Teraz mogą być tacy, jacy ja bym chciała, żeby byli. W każdej chwili mogą pokazać swoją drugą twarz... Boję się, Eljot. Najzwyczajniej w świecie się boję... I chyba nie jest to tak do końca nieuzasadnione, prawda??? Zresztą nie tylko tego się boję. Boję się tego, co się ze mną dzieje od jakiegoś czasu... Ale o tym kiedy indziej, dobrze???

I wiesz co? Zauważyłam, że ta moja niechęć do rozmów on-line zaczęła się jakiś czas po rozpoczęciu pisania listów do Ciebie...

Kończę na tę chwilę. Może się jeszcze dzisiaj odezwę... Nie wiem. teraz będę się uczyć... Trzymaj się kolorowo...

 

 

 

alexbluessy : :
sty 13 2004 !!!!!!!SZOK!!!!!!!!
Komentarze: 1

Dzień zaczął się jak co dzień.  Wstałam równo z budzikiem. Jak zwykle wypiłam kawę, zjadłam grzankę i pojechałam do pracy. Tak, ale najpierw musiałam przedrzeć się przez to coś, co zalega chodniki. Koszmar! Chodzenie przypomina wyprawę na lodowiec. Przy czym lodowiec jest raczej tworem stałym, a to coś... Brrr.... Szkoda gadać. W radiu słyszałam, że w Białymstoku jest ślisko i było kilka stłuczek. Ale przynajmniej wiadomo, że jest ślisko, bo we Wrocławiu to nie wiadomo jak jest.

Godziny z chłopakami minęły szybko. Do domu wróciłam na 16. Siadłam przed komputerem. A przecież miałam tego nie robić! Przecież najpierw obowiązki, potem przyjemności! A jednak była we mnie nieodparta chęć sprawdzenie poczty... Wiedziałam co prawda, że marne szanse na otrzymanie czegokolwiek od kogokolwiek (i nie mam tu na myśli spamów). Ale czasem pomarzyć można... Żadnego sms-a też nie dostałam. Smutne to trochę... Kiedy znalazłam się w domu ogarnęło mnie dziwne przygnębienie. Czy warto??? Czy to ma sens??? Czy to nie jest gra...???

Wszak: „Świat jest teatrem, aktorami ludzie...” Tylko kto wyznacza nam role...??? Dlaczego to znowu ja???

Smutno mi było.... I biedny H. się ze mną męczył. Chociaż on twierdzi, że było (jest) inaczej. Kiedy tylko dla upewnienia się, że na gg też nie ma żadnych nowych wiadomości okazało się coś wręcz przeciwnego. Dostałam dużo słoneczek... Miłe to było. Nawet się uśmiechnęłam. Więc jednak ktoś pamięta... A może ja to sobie tak tłumaczę... Jednak po chwili byłam w nastroju iście dekadenckim... Był to nastrój podobny do niedzielnego. Wtedy też się czułam jakbym miała depresję, pytałam o sens... Nawet podczas rozmowy z H. nie potrafiłam się uśmiechnąć... Czasem mam wrażenie, że mam oddalonego o setki kilometrów brata bliźniaka. Podobne myśli, podobne gusta, czasem nawet myśli te same w tym samym czasie... Ale cicho sza o tym....

Kiedy tak sobie gawędziłam z H. niezapowiedziana przyszła A. Czyżby znowu urwała się z wykładu??? Nie miałam okazji jej o to zapytać bo jak tylko wpadła poprosiła o herbatę. Kiedy już stał przed nią parujący kubek pół żartem, pół serio powiedziała, że możliwe, że jest w ciąży. SZOK!!!!!!! Wszystkich bym podejrzewała, ale nie A. Pocieszałam ją, że jest za wcześnie, ze niech o tym nie myśli... Łatwo mi mówić... Biedaczka! Pierwszy raz w życiu ją widziałam naprawdę przerażoną. Najlepsze jest to, że ona z ewentualnym (bo przecież nic nie wiadomo jeszcze) tatusiem nie ma zamiaru w przyszłości zakładać rodziny. Zresztą ten ich związek jest, a tak jakby go nie było... Poza tym A. nie chce tego dziecka... Cholera, co ja gadam??? Jakiego dziecka??? Przecież nie ma jeszcze żadnego dziecka!!!! Ale gdyby było to A. go nie chce. Nawet mówi o nim, jak o jakimś przedmiocie. Jak można tak mówić o dziecku...??? Bo A. nie jest typem matki tak na marginesie. Z naszej trójki (P., A., i ja) to chyba tylko ja....

Nieważne... A. chodzi zestrachana. Też bym się bała na jej miejscu... No, ale nie wyprzedzajmy faktów. Wszak jeszcze nic nie wiadomo. Życzę jej żeby wszystko było po jej myśli... Oj, Eljot, musi tak być... Będzie tak, prawda? Powiedz, że tak będzie. 

SZOK!!!!!! Pozostaję w ciężkim szoku do tej chwili, (ale chyba się nie dziwisz – po A. najmniej się spodziewałam...) choć już jest sporo czasu odkąd zamknęły się za nią drzwi.

Myślę sobie, Eljot... Czy Ty istniejesz naprawdę. Czy kiedyś Cię znajdę....??? I wiesz, co? Nie umiem odpowiedzieć na te pytania. Aha i jeszcze coś. Wczoraj zapomniałam. Z. udało się wysłać mi tą piosenkę. Wykonawca Dżem. Tytuł „Alex”. Podoba mi się. Zresztą ja lubię Dżem. Ale smutna. Nawet bardzo. Nie chcę tego, ale jak ją słyszę to łzy mi lecą... A podobno nie była ona wysłana z zamiarem wywołania u mnie płaczu. Cóż, parafrazując H., u różnych ludzi, różne rzeczy, wywołują różne emocje.

Prawie 21. kończ. Muszę jeszcze się pouczyć na jutro troszkę. Trzymaj się ciepło. Kolorowych snów.

P.S. Na zakończenie cytat wyciągnięty z „Rozmów z Francisem Baconem. Brutalność faktu.” Nie, nie kupiłam jeszcze tej książki, ale jak dawno, bardzo dawno pisałam, znalazłam w „Przekroju” artykuł o nim.

Jeśli kochasz życie to śmierć pojawia się w nim na zasadzie przeciwieństwa. Jest jak cień i także bywa ekscytująca. (...) Każdy poranek, kiedy budzę się żywy, jest dla mnie niespodzianką. Można być optymistą pozbawionym nadziei. (...) Nie zmienia to wcale mojej świadomości ulotności chwili między narodzinami, a śmiercią. Kiedy przechodzę przez jezdnię, patrzę w obie strony. To moja żądza życia!

alexbluessy : :