Archiwum styczeń 2004, strona 12


sty 04 2004 2003-12-08 you can do what you want
Komentarze: 0

Witaj znowu!

Już popołudnie więc wypada zabrać się do wieczornego zapisu przeżyć dnia dzisiejszego. Jeszcze zanim zacznę powiem Ci, że wciągnęło mnie to pisanie. Sprawia mi ono olbrzymią frajdę. Naprawdę. Kiedy zaczynam pisać to wpadam w trans. Hm, zupełnie jak chłopaki z tego zespołu, na którego koncercie byłam wczoraj. Grali spójnie, ale miny mieli nieziemskie. Szczególnie basista. Ten sprawiał wrażenie, jakby jakąś ekstazę przeżywał. Niesamowity widok! Saksofonista też bardzo się wczuwał. Stosunkowo najbardziej „przy ziemi” grał perkusista. Ale on też się zapomniał i przez chwilę „pojechał” Led Zeppelin. Oni przeżywali swoją muzykę, czuli ją każdą częścią ciała – to było widać! I to było niesamowite!

Mam wrażenie, że kiedy ja siadam do klawiatury to tez zapadam w swoisty trans. Kiedy piszę to nic nie jest w stanie mnie oderwać od tego. Takie moje momenty zapomnienia..........

Nadal słucham Kenny’ego G. W połączeniu z Natalie Cole...... Mmmmmm. Klimacik supcio! Tylko coś za oknem pogoda nie sprzyja takiej muzyce. Śnieg powinien padać! Biały śnieg! Podobno u moich rodziców już troszkę leży. Ech jeszcze tylko kilka dni i pojadę.

Dzwoniła Beata (ta, u której pracuję). Powiedziała, że jest bardzo zadowolona z mojej pracy i mam absolutnie się nie przejmować, jeśli chłopaki powiedzą, że nie chcą ze mną zostać. To wynika z tego, że coraz mniej widują ją. Beatę, własną matkę. W sumie to się im nie dziwię. No, ale nie mnie o tym sądzić. W każdym razie Kuba kategorycznie powiedział, że mam nadal przychodzić. A musisz wiedzieć, Eljot, że aby usłyszeć takie słowa z ust tego dziecka to  trzeba sobie naprawdę zapracować.. (nie schlebiając sobie zbytnio, tak tylko mówię). Bo Tomek, jak to trzylatek. Raz jest tak, kiedy indziej w zupełnie inną stronę. Ja to rozumiem i nie powiem, praca daje mi dużą satysfakcję. No, ale już niedługo. W końcu zdam na tą swoją wymarzoną etnologię albo niderlandystykę. Ola będzie miała mniej czasu dla Kuby i Tomaszka. Ale na razie jeszcze mam. I dobrze.

Dzwonił mój białostocki Mikołaj. Tam w księgarniach podobno nie ma antologii Tetmajera! Jak może nie być? Taki poeta! Takie wiersze! Cudowne, nastrojowe, a tu co? Nie ma ich?! Niemożliwe. A jednak. Cóż po naradzie z Mikołajem doszłam do wniosku, ze sama sobie kupię ta antologię. We Wrocławiu. Zawiozę Mikołajowi, a on mi ją tylko opakuje ładnie.

Tak sobie myślę. Chyba prezenty i cała otoczka świąt nie jest w tym wszystkim najważniejsza. Ważne jest żeby spotkać się z ludźmi, których dawno nie widzieliśmy, żeby znaleźć czas na normalną ludzką rozmowę. Na nią zwykle, w ciągu dni, tygodni w pracy, brakuje nam czasu. Takie mam wrażenie. Tymczasem spece od marketingu mniej więcej zaraz po tym, jak dopalą się na cmentarzach znicze (ślad po naszej tam obecności) , zaczynają przygotowywać nas na nadejście świąt. A przygotowują stopniowo, acz skutecznie. Najpierw pojawiają się na sklepowych wystawach choinki i mikołaje. Potem dochodzą rozmaite promocje cenowe, często idące w parze z  dodatkowymi korzyściami w postaci „gratisów”. Po angielsku to się ładnie nazywa „free sample”. A czy naprawdę o to w tym wszystkim chodzi? Chyba nie...

W ogóle ostatnio zastanawiam się nad podejściem człowieka do spraw religii. Ja swojego nie umiem sprecyzować. Wyrosłam w rodzinie, w jakiej wyrosłam. Mam wpojone pewne wartości. Ale myślę, że nadal poszukuję swojej drogi. Mam okresy kiedy po prostu nie mogę nie być w Kościele, a mam też takie, kiedy nie odczuwam potrzeby chodzenia tam (Bóg jest przecież wszędzie). Może to głupie, ale wydaje mi się, że każdy chyba musi przez taki okres przejść. Zresztą nawet nie  tak dawno rozmawiałam o tym z Beatą. Ona też miała taki okres, w końcu znalazła własną drogę. Chodzi teraz regularnie do Kościoła i taki nawyk wyrabia też u swoich dzieci. Ja mam trochę trudniej. Mama chodzi na mszę mniej więcej regularnie, brat... (nie ma mnie tam, więc nie wiem, nie będę się wypowiadać), a tata? Tata... Zawsze wydawało mi się, że naukowcy wierzą tylko w to, co wyjdzie im z tych wszystkich mądrych wzorów. I z niepokojem muszę przyznać, że mój tata należy chyba do tej kategorii ludzi. Ale mogę się mylić albowiem jest on dość skrytym człowiekiem. W każdym razie do Kościoła chodzi od święta. Ale może on tak, jak i  ja szuka... Żeby już skończyć ten wywód. Czasem, kiedy patrzę na to, co się dzieje dookoła zastanawiam się „Boże, widzisz to i nie grzmisz?!”. Tyle zła, cierpienia... Ostatnio kupiłam sobie felietony Krystyny Jandy „Różowe tabletki na uspokojenie”. Ona pisze tam o Krzysztofie Kieślowskim. Na koniec przypomina jego odpowiedź na pytanie jednego z dziennikarzy podczas wywiadu, tak na marginesie przeprowadzonego na rok przed jego śmiercią. Pytanie brzmiało: „Gdyby pan, twórca „Dekalogu”, umarł i po śmierci trafił do nieba, jak pan myśli, co by powiedział panu Bóg?”. Kieślowski odpowiedział: „Gdybym tam trafił musiałbym go najpierw obudzić. Bo jeżeli tam jest, to śpi. Powiedziałbym mu, OBUDŹ SIĘ! ZOBACZ CO SIĘ DZIEJE!”. Musisz przyznać, Eljot, że coś w tym jest...

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
sty 04 2004 2003-12-08 I'll be waiting in the shadows...
Komentarze: 0

Drogi Eljocie!!!

Wczoraj już nie zdążyłam się podzielić z Tobą wrażeniami z hawdalowego koncertu we wrocławskiej Synagodze Pod Białym Bocianem. A było bardzo przyjemnie. Występował młody zespół z Izraela. Chłopaki grali muzykę klezmersko-jazzową. Bardzo porywająco grali. Aż chciało się tańczyć. Ciekawie też wyglądali. Dwóch miało włosy ciemne (jak to Żydzi), do ramion lekko kręcone. Trzeci (lider) wyglądał jak żywcem wyjęty ze „Sklepów Cynamonowych” Schultza. Niewysoki, szczupły, z brodą (prawie jak rabin) i kapeluszu. Typowy Żyd. A jak genialnie „zapodawał” na saksofonie!!! Eljot, żałuj, że tego nie mogłeś posłuchać. Na koncercie byłam z moją koleżanką N i jej mamą. Muszę Ci powiedzieć Eljot, że dawno już tak się nie śmiałam. Śmiałam się szczerze i nie wymuszenie. Obie panie są moimi sąsiadkami, mieszkają dwa piętra niżej, i są rewelacyjne! Co prawda N jest młodsza ode mnie, ale ma wpływ odstresowujący. I bardzo dobrze!

Do domu wróciłam ok. 21. postanowiłyśmy z N zrobić sobie babski wieczór. Zamówiłyśmy pizzę, która okazała się nie najlepsza, i włączyłyśmy film. Wybrałyśmy film nie wymagający zbytniego wysiłku myślowego „Poznaj mojego tatę” z Robertem de Niro w roli głównej. Fajna komedia. Tylko jak dla mnie akcja trochę rozciągnęła się, przez co zakończenie zostały jakby (możliwe, że z braku czasu) spłaszczone. Ale i tak było fajnie. 

Do łóżeczka poszłam ok. 23. położyłam się i nie mogłam zasnąć. Na pewno wiesz, Eljot, jak to jest leżeć i nie móc zasnąć. Przewracasz się z boku na bok a w głowie masz same kretyńskie myśli. Myślisz wtedy o rzeczach, o których najmniej chcesz w tym momencie myśleć. Zresztą ja ostatnio mam trochę problemów zarówno z zasypianiem jak i wstawaniem. Wczorajszego ranka na przykład obudziłam się ok. 8. Nie wstałam od razu, ale jeszcze postanowiłam poczytać. I wiesz co Eljot? Nie mogłam się skupić zupełnie na tym co czytam. Fakt, że „Zwierciadło” jest poważną gazetą i troszkę trzeba poważniej podejść do niej, ale ja nie byłam wyjątkowo w stanie. Najchętniej leżałabym cały dzień i patrzyła w sufit... Najchętniej w ogóle bym o niczym nie myślała. Przestraszyłam się trochę bo takie stany to depresji towarzyszą. Ale przecież ja nie mam depresji. Chociaż, tu zacytuję „Wprost” (jeden z ubiegłorocznych numerów), depresja to podobno „rak duszy”. A z moją duszą ostatnio nie najlepiej... Mam jednak nadzieję, a może tylko chcę ją mieć, że już wkrótce wszystko się zmieni. Na lepsze się zmieni. Tak jeszcze na koniec Ci powiem, że ja już i tak nie mam spokojnych nocy a jeszcze w snach zaczął mnie prześladować Ł. Mój współlokator. Lub, jak wolisz, „kolega zza ściany”. Otóż śniło mi się, ze jestem w łazience, biorę prysznic, a ten stoi pod drzwiami i mnie bez przerwy pyta kiedy wyjdę. Nawet nie podaje konkretnego powodu dla którego musi tam wejść. Tylko stoi i marudzi... Brrr.

Wróciłam z badania słuchu. Koleżanka mamy, pani Agnieszka, wpisała mnie na listę pacjentów jako „Oleńka” i pani Jadzia (sekretarka) z panią Mariolą (audiolog – osoba, która bada słuch) nie bardzo wiedziały o kogo chodzi. Dopiero jak weszłam do Poradni to wszystko stało się jasne. „Cała Agnieszka” – jak podsumowała moja mama, kiedy do niej zadzwoniłam. Ale kobieta ma serce na dłoni. Zawsze chętnie pomoże. Dlatego kiedy zostałam sama, bez rodziny, to wiedziałam, ze zawsze mogę na nią liczyć. W każdym razie z uchem wszystko w porządku. Ubytku na słuchu też nie mam. Laryngolog tylko przepisał mi leki za kwotę 60 złotych. Kurcze w dzisiejszych czasach nie opłaca się chorować. A przecież mi właściwie nic nie dolega. Normalnie szok! 60 złotych na leki! Syropek, jakiś specyfik do picia musujący i kropelki do nosa. Z mojego studenckiego budżetu? Straszne!

 

 

 

alexbluessy : :
sty 04 2004 2003-12-07 "(...) jest tyle cieni i chmur...
Komentarze: 0

Witaj ponownie Eljot,

Niedzielne popołudnie mija mi nawet w sympatycznym nastroju. Nie wiem czym sobie zasłużyłam na to, ale „kolega zza ściany” uśmiechnął się do mnie. I nawet powiedział „cześć Ola”. Postanowiłam wprowadzić trochę świątecznego nastroju do mojego mieszkanka toteż ubrałam malutką choinkę i postawiłam ją na kuchennym parapecie. Od razu się cieplej w kuchni zrobiło. Poza tym włączyłam też świąteczne piosenki from America. George Michael i jego nieśmiertelne chyba „Last Christmas”, Chris Rea i inne. Fajnie. Tylko na dłuższą metę to smętnie się robi. Pomyślałam sobie, że niedługo trzeba będzie po prezenty jakieś się wybrać. Mojemu kochanemu Piotrusiowi kupię krawat z Tweety’m. On tego ptaszka bardzo lubi. I całkiem prawidłowo. Świrek to jedna z ulubionych postaci mojego dzieciństwa, poza Gumisiami i smerfem Osiłkiem. J

Mama dostanie perfumy a tata... Właśnie co można kupić mojemu ukochanemu tatusiowi? Może książkę? Nie, książkę dostanie wspólną z mamą. Kupię im „Microcosmos” Normana Davisa. Książkę o historii Wrocławia. Tata uwielbia książki historyczne, mama strasznie tęskni za Wrocławiem, toteż myślę, że prezent będzie trafiony. Jeszcze tylko jakąś ciekawą dedykację wymyślę...

Ojej już prawie ta godzina! Musze się pośpieszyć i jakiś obiadek sobie przygotować. Powiem Ci Eljot, że ostatnimi czasy jadam bardzo nieregularnie. Co więcej jadam absolutnie, i w pełnej tego świadomości, niezdrowo. Jakoś tak mi się czas układa, że zapominam o zjedzeniu obiadu. Albo obiad miesza mi się z kolacją... W lodówce jak zwykle prawie same jogurty i kilka twarożków. Ale co tam! Pojadę na święta to mnie mama odkarmi. Już nie mogę się doczekać! Tych świątecznych smakołyków oczywiście, hahaha! Dobra, jak na razie koniec gadania. Muszę coś zjeść i przygotować się do wyjścia. Co prawda nie wiem czy dobrze robię bo zimno jest a moje ucho w coraz gorszym stanie. Ale niech tam! Idę do tej Synagogi! Doszłam do wniosku, że życie można przesiedzieć w domu. A ja tak nie chcę! Życie jest na zewnątrz, a nie w czterech ścianach mojego pokoju! I dlatego wyjdę! Na zewnątrz można oddychać – a w „zamknięciu” się udusić! Na zewnątrz może się wiele wydarzyć ciekawego – można spotkać nowych ludzi, dowiedzieć się czegoś nowego. Wiele można. Tylko trzeba wyjść życiu naprzeciw...

Powiedz Eljot. Nie mam racji? Chyba mam...

A mały Kuba już czuje się lepiej. Ale musi zostać jeszcze w szpitalu przez kilka dni. W przyszłym tygodniu już chyba wyjdzie. Dziś na obiadek mam makaron z sosem słodko-kwaśnym i parmezanem. Na deser ciasto i kawa. (A Kenny G wygrywa te wspaniałe melodie na swoim saksofonie...)

Nie wiem co mu się dzisiaj stało. „Koledze zza ściany” oczywiście. Przyczepił się do mojego ciasta i nie mógł się nachwalić. Chory jakiś czy co? Chociaż nie! On się chyba zakochał... A może się mylę? Nie wiem, w każdym razie dziwny jest. Jak nie on zupełnie.

 Nie doceniam tego jakich kool ludzi mam wokół siebie. Ludzi, którzy zawsze powiedzą miłe słowo. Teraz, nagle doszłam do takich wniosków. Kilka dni temu kolega z roku dał mi malutką świeczkę – złotego aniołka. Powiedział, że mam ładny uśmiech i mam się częściej uśmiechać. Miłe to było tym bardziej, że niezbyt dobrze się znamy.

Człowiek musi stać się samotnym, albowiem dopiero wtedy spostrzeże, że nie jest sam, że nigdy nie był sam” (Franklin) [Jasiu! Nawet nie wiesz ile się naszukałam w archiwach naszego gg tego cytatu! J. Wiedziałam, że gdzieś musi być.. Ale w końcu się udało. Ufff.]

Za kilka minut wychodzę. Na pewno będzie ciekawie...

Ale o tym następnym razem ;-)

 

 

 

alexbluessy : :
sty 04 2004 2003-12-07 "tak to ja i samotność tuż...
Komentarze: 1

No i stało się Eljot. Teraz to wiem na pewno. Zakochałam się. Czekając na Ciebie się zakochałam. Zakochałam się zakochaniem najgłupszym, ślepym i bez większego sensu. Eljot czemu się nie pojawiłeś przed panem K? Dlaczego???!!!

Co ja teraz powinnam zrobić??? Nie wiem... Gubię się już. Nie chcę być niewolnicą czasu pana K. Nie chcę czekać aż on łaskawie zechce poświęcić mi swój czas. NIE CHCĘ!!!

A czekam...

Eljot dlaczego to nie Ty byłeś pierwszy???!!! Po stokroć pytam dlaczego???

Zakochałam się beznadziejnie głupio i bez większego sensu... Nie wiem jak to się mogło stać. Nie wiem. Może wystarczyło jedno muśnięcie warg, może wystarczyła jedna rozmowa żebym odpłynęła? Nie chcę tego uczucia, a ono we mnie siedzi, niszczy mnie od środka i nie chce się poddać. Jak mam się go pozbyć? Jak???

Zaczynam być trochę monotematyczna. Zdaję sobie sprawę z tego bardzo dobrze. Jestem samotną, monotematyczną dziewczyną. Nie jest mi z tym dobrze........ Może już niedługo...

Dzisiejszej nocy prawie nie spałam. Najpierw coś działo się z moim komputerem. Nie chciał otwierać stron, cały czas się zawieszał.  Potem wrócił mój współlokator i zaczął robić awantury (rzucać przekleństwami, że ktoś mu ręcznik przewiesił), na koniec, kiedy już komputer został ujarzmiony, wparował mi do pokoju, że niby dlaczego go wyłączam jak on chce siedzieć w Sieci. A ja mam do w... Niech załatwi tego switcha w końcu i swój zdefiniuje jako centralny. Kiedy już Łukasz wściekły zamknął się w pokoju dziewczyny zaczęły się chichrać.. Stały w przedpokoju i śmiały się jak głupie. Również z naszego kolegi – księcia się śmiały. Nawet miałam ochotę do nich dołączyć, ale ucho zaczęło mi potwornie dokuczać. Zakryłam głowę kołdrą, ale nie wiele pomogło. Nie zakryłam bólu... Jeśli dziś się nic nie zmieni nie wiem jak wytrzymam do jutrzejszej wizyty.

Tak więc miałam spore problemy z zaśnięciem. Z jednej strony ucho. Z drugiej dla spokojności duszy poczytałam sobie kilka wierszy. Tetmajer, Bartoszewicz, ks. Twardowski. Tak się zaczytałam, zamyśliłam, że nie zauważyłam jak szybko minął czas. A potem... Potem, kiedy już naprawdę postanowiłam zasnąć okazało się to niemożliwe. Przyszły natrętne myśli, przyszły natrętne obrazy. Nie chciały odejść. Dopiero nad ranem...

Wczoraj ktoś ze znajomych powiedział, że powinnam napisać książkę o mojej Samotności. Przyznam się, że myślę nad tym od jakiegoś czasu. Jest tylko jeden problem. Książki o Samotności już powstały. Najpiękniejsze dwie, jakie przeczytałam to wielbiona przeze mnie „Samotność w Sieci” Janusza L. Wiśniewskiego, a druga to „Moulin Rouge” Pierra La Mre’a. Traktują o tym samym, a jednak są tak bardzo różne. W „Samotności...” Sieć, nazywana też przez autora Internetem jest tu tylko przykrywką. Tak naprawdę Wiśniewski skupia się na emocjach. Emocjach, które rządzą człowiekiem Samotnym. Pokazał jak bardzo człowiek może być Samotny, do czego jest zdolny, jak się wtedy zachowuje, co myśli. Bardzo pięknie opisał Wiśniewski Samotność dwojga ludzi. Jego i Jej. Oboje młodzi, z pełnym kontem bankowy. A jednak Samotni. On nawet bardziej. Podczas czytania Jego Samotność boli czytelnika... Kiedy Los stawia na ich na swojej drodze oboje myślą, że to już koniec ich Samotności. Ale Los bywa przewrotny. Daje im czas na nacieszenie się sobą, na jedno, jedyne spotkanie. A potem... Potem ich rozdziela. To Ona odchodzi... On znowu zostaje Sam. Najpierw Natalia, teraz Ona – „(...)dlaczego wszyscy mnie zostawiają(...)”. Piękna jest ta Jego Samotność, choć smutna..

La Mre opisał inną Samotność. Samotność człowieka schorowanego, oszpeconego i wyklętego przez otoczenie. Opisał życie malarza impresjonisty Henri’ego de Toulouse – Lautreca. Oszpecony w dzieciństwie ciężką chorobą nie mógł znaleźć swojego miejsca. Ojciec się do niego nie przyznawał, nie miał przyjaciół. Jego najbliższe otoczenie to domy publiczne oraz miejsca spotkań „wyklętych” impresjonistów – paryski Montmartre i Montparnasse. Pił, eksperymentował z używkami, żył w obleśnej kamienicy zupełnie Sam. Czasem tylko odwiedzała go schorowana matka. To trochę inny rodzaj Samotności. Ale też ważny. Chociaż tutaj raczej mamy do czynienia z niezrozumieniem i nietolerancją. To był XIX wiek, jego schyłek. Ale czy teraz jest lepiej...? Można by z tym polemizować. Tak więc ten wielki impresjonista zbliżył się do dziwek i zamieszkał razem z nimi. Ale nie można powiedzieć, że osiągnął dno. Co to, to zdecydowanie nie. Znalazł wśród nich przyjaciół (oczywiście z braku innych). W końcu po długiej chorobie umarł... W przeciwieństwie do bohatera książki Wiśniewskiego, który co prawda chciał popełnić samobójstwo, ale w ostatniej chwili ten przewrotny Los postawił na jego drodze odpowiednią osobę... Ale o tym przeczytaj sam Eljot.

Dlatego nie napiszę książki o Samotności. O czekaniu, o czymkolwiek innym owszem mogę się pokusić o spróbowanie (kto wie, może z tego bloga w przyszłości coś powstanie), ale nie o Samotności.

Zadzwoniła sąsiadka zapraszając mnie na koncert hawdalowy do Synagogi. Mogę kogoś zabrać ze sobą. Dlaczego od razu pomyślałam o panu K? Nie! Z panem K nie pójdę. Wezmę koleżankę. Tak będzie najlepiej. Wieczór zapowiada się więc interesująco.

 

Spójrz na mnie spojrzeniem

nazwij słowem prostym

i dotknij jak najczulej

struną mgnienia dźwięku

Sfotografuj mnie teraz

póki słońce w górze

i obdarz imieniem

pierwszym lepszym – Ewa

Niech zastygną na moment

niespójne Madonny

i niech ból już nie boli

gdy patrzą na syna

Razem połączone w zacierpieniu

zwiędły

Pokochaj mnie proszę

i spróbuj zatrzymać

(Ewa Bartoszewicz)

 

P.S. Okazało się, ze jaśnie panu Ł. nikt ręcznika nie przewiesił – on go po prostu z torby nie wyjął.

 

alexbluessy : :
sty 04 2004 2003-12-06 "(...)idę bez celu - nic mię...
Komentarze: 0

Cześć,

Ta Natalie Cole wprowadza mnie w genialny nastrój. Jeśli do tego dodać  lampkę (w samotności wypijam tylko jedną) czerwonego wina to jest po prostu genialnie. Siedzę, sączę wino i zamyślam się... Świeca się dopala. Najczęściej myślę o tym, co może mnie spotkać. Albo mam inne przyjemne myśli.

Właściwie Natalie Cole odkryłam dzięki „Samotności w Sieci”. Książka jest absolutnie genialna. Tam są wszystkie emocje. One muszą się ujawnić. Nawet w najbardziej twardym człowieku (jak mój tata chociażby – poważny profesor uniwersytetu, wykładowca fizyki teoretycznej i analizy matematycznej) muszą się pojawić. Tam jest radość, smutek, miłość, nienawiść, przyjaźń, zazdrość... Tam jest wszystko. Ciekawa  jestem jak temu facetowi to się udało. Zgromadzić tyle emocji w jednej książce. Czytałam ją już trzy razy. Właśnie zaczynam czwarty. Możecie mówić, że jestem trzepnięta (a kto nie jest???), zwariowana (pewnie!!!)... Możecie mówić co chcecie... Dla mnie ta książka jest relikwią. Choć nie powiem bym była zwolenniczką poznawania ludzi przez Internet...

Jednak w dzisiejszych czasach... Jest to chyba tak normalne, jak poznanie kogoś w knajpie, na przystanku autobusowym, w bibliotece czy  kolejce po chleb. Trzeba tylko wpisać odpowiednie wytyczne w wyszukiwarkę. Można podać imię, wiek, miasto... Komputer sam nam znajdzie odpowiednią (czasem mniej odpowiednią) osobę. I już można się poznawać...

(Chyba trochę za dużo wina... J)

„Kiedy budzę się rano i wyglądam przez okno ten sam wiatr wieje i te same drzewa mokną...” jak śpiewa Grammatik. Sobota przywitała mnie deszczem, gradem, wyciem wiatru... Czego potrzeba więcej żeby się zdołować??? I to od samego rana! Ale jak mówiłam, upiekę ciasto i będzie mi ładnie pachniało. Tylko szkoda, że nie mam z kim go zjeść...

Obudziłam się wcześnie. Nie miałam spokojnego snu. Wszystko przez niego. Nie wiem czy powinnam pisać o nim, czekając jednocześnie na Ciebie Eljot... A jednak napiszę. Bo widzisz Eljot to jest tak. Z nim i ze mną. Ja czekam... Hmmm może lepiej byłoby napisać czekałam. Chociaż prawdę mówiąc to już sama nie wiem. Przyzwyczaiłam się do myśli, że jego mało interesuje co się ze mną dzieje. (A może tylko tak mi się wydaje?) Ale kilka dni temu dostałam wiadomość: „Cześć Olusiu! Ostatnio jestem zabiegany i chyba trochę Cię zaniedbałem. Postaram się to zmienić. Może w weekend zabierzemy się za Twojego cudownego kompika? Całusy”. I co ja mam o tym myśleć? Mój ład został zburzony. Nie wiem, czy to Ty nim jesteś Eljot... Raczej chyba nie. Nie mniej po przeczytaniu tej krótkiej notatki dostałam strasznego powera. Raz cieszyłam się jak głupia, a zaraz potem płakałam wyrzucając sobie naiwność.

Moja koleżanka twierdzi, że jeśli swędzi lewa strona nosa (ta od serca) to znak, że spotka się miłość. Jeśli to prawda to ja bym chciała aby mnie swędziało cały czas. Ale wracając do niego. Nie wiem z czego to wynikało, ale nocy spokojnej nie miałam. Nad ranem zaczęły mnie męczyć dziwne sny. Wszystkie dwa o nim. W pierwszym o ile dobrze pamiętam miał przyjść, a nie przyszedł. Obudziłam się z dziwnym uczuciem strachu i smutku. Kiedy uświadomiłam sobie, że  to był tylko sen poczułam się uspokojona i usnęłam. Ale nie na długo. Nadszedł kolejny, niespokojny i dziwny sen. Tym razem chyba zbliżały się wakacje. Nie zdążyliśmy się pożegnać ze sobą przed wyjazdem. Ja pojechałam w swoją stronę, on został jeszcze we Wrocławiu. W pewnym momencie dostałam wiadomość, że może byśmy się spotkali. Byłam przerażona! Co robić? Jechać spod Warszawy do Wrocławia żeby się z nim spotkać? To głupie. Najgłupsze co mogło mi przyjść do głowy. Został tylko komputer z podłączeniem do Internetu... Została tylko rozmowa na gg. A to coś zupełnie innego niż poczucie zapachu jego włosów czy poczucie na swojej twarzy jego jednodniowego (uroczego!) zarostu. To nie to samo!

Według tej samej koleżanki sny tłumaczy się na zasadzie przeciwieństw. Czyżbym w takim przypadku miała szansę na spotkanie z nim? Eljot znajdź mnie w końcu i uratuj!

Dlaczego ciągle pada??? Uwielbiam słuchać deszczu, ale wieczorem. Wtedy mogę nawet powiedzieć, że uwielbiam słuchać jak krople spadają na szybę. Eljot! Jak mnie już znajdziesz to Cię namaluję kroplą deszczu...

 

 

 

 

 

alexbluessy : :