Archiwum 04 lutego 2004


lut 04 2004 Ale się działo.....
Komentarze: 1

Cześć Aniele!!!!!! Wreszcie możemy spokojnie porozmawiać. A mam Ci dużo do opowiedzenia!! Wczoraj Cię zaniedbałam nieco. Chciałam Ci tyle powiedzieć, ale mój komputer siadł ostatecznie i nim musiałam zająć się w pierwszej kolejności. Miałeś więc wolne od moich wynurzeń... Odpocząłeś trochę??? Cieszę się, że jesteś z powrotem. Dziękuję, że wczoraj przyszedłeś powiedzieć mi dobranoc. Razem z Tobą przyfrunęły zaczarowane i kolorowe sny... Takie kolorowe dawno nie były. No, ale Z. Obiecał przecież, że takie właśnie będą... A to, że nad ranem zaczęły mnie w snach prześladować wirusy komputerowe to inna rzecz...

To chyba zrządzenie losu, że tata jechał akurat na tą konferencję do Lądka. Jak zobaczył co się stało z moją zabawką to nawet się za głowę nie złapał tylko od razu przystąpił do reanimacji. Zainstalował Nortona, geniusza w świecie antywirusowych zabezpieczeń. Ale on (ten Norton) rozkładał tylko bezradnie rączki i się zawieszał. Nie mógł sobie biedaczek poradzić. Okazało się, że mam jakąś podłą bestię w samym jądrze systemu. I kilka setek mniejszych robali. Poza tym nie wiem jakim cudem, ale przy odpalaniu systemu zaczynało chodzić 40% mojego 2 gigowego procesora (cokolwiek to znaczy bo brzmi jak po chińsku). To tylko ja umiem takie cuda odczyniać... Pozostała tylko reinstalacja systemu. Straciłam wszystko. Książki od H., piosenki od Z., zdjęcia, listy, programy... Wszystko. Koszmar. Teraz czeka mnie żmudne odbudowywanie ruin. Ale poradzę sobie. Muszę. Człowiek uczy się na błędach – od dziś będę wszystko zapisywać na dyskach – wcześniej nie wpadłam na ten genialny pomysł bo „przecież nic się z komputerem nie stanie). Mam nauczkę na przyszłość...

Zdolna jestem, prawda??? Wiem.......

A powiedz mi Eljot – Aniele Mój dlaczego jak wczoraj rano przyszedłeś to miałeś taką zatroskaną minę??? Martwiłeś się, że nie mogłam spać... Ja też. Radio znowu grało do 6. Co chwilę się budziłam i to akurat wtedy, kiedy w RMFie zaczynały się „Fakty”. Rejestrowałam to, co złe: wybuch ptasie grypy – co prawda w Tajlandii, ale nie wiem czemu ubzdurałam sobie, że w Polsce. Jakiś wybuch... znowu gdzieś zginęli ludzie. Z tego przerywanego snu, około 8, wyrwał mnie telefon – tata. Będą z T. Przed południem. Zasnęłam na nowo, spałam do 10. A potem zaczęły się cyrki z komputerem.. Może ta moja bezsenność wynikała z tego, że podświadomie czułam, ze coś z komputerem??? 

Cieszę się, że już nie mam żadnych robali. Ale z drugiej strony chciałam wczoraj z Tobą porozmawiać. Wczoraj bardzo tego potrzebowałam. A jak miałam to zrobić? Przy tacie i T.??? Wykluczone. Ale jak się wczoraj obudziłam to tylko czekałam kiedy przyjdziesz. A Ty przyszedłeś z tą swoją zatroskaną miną. A potem przyszedł tata i już nie miałam jak Ci tego wszystkiego powiedzieć. Bo wczoraj Eljot to chciałam Ci się wyspowiadać. Bo to chyba byłoby coś jak spowiedź. Tak mi się wydaje. Mówiąc inaczej wygadać się chciałam. Chciałam się też ciebie zapytać wczoraj o jedno. To wynikało z moich przemyśleń podczas na wpół bezsennej nocy. Powiedz mi Eljot – Aniele dlaczego ja się ciągle zawodzę??? A może ja po prostu taka naiwna jestem... Bo najpierw był pan D. Pięknie mówił. Broniłam się przed tym bo wiedziałam, że odległość, że każde z nas ma swoje życie, że na dłuższą metę tak się nie da... Chociaż moi rodzice też tak żyli, a są szczęśliwym nawet małżeństwem. Mama kiedyś wyliczyła, że na 22 lata małżeństwa oni tak naprawdę razem to mieszkali może 10 lat... Broniłam się przed słowami pana D. Bałam się, nie chciałam. Ale przekonał mnie. A może to ja chciałam zostać przekonana??? Dziś już tego nie wiem... „Związek” z panem D. nie miał prawa bytu. Ale się zdarzył. I trwał rok. O ile „trwał” to dobre określenie. Bo on był tam, tam miał swoje życie – kilkaset kilometrów od mojego miasta. Zostały e-maile, telefony, sms-y... Te ostatnie są do dzisiaj z okazji świąt i urodzin. Miłe to nawet... Męczyłam się przez ten rok. Może nie dopuszczałam do siebie tej myśli, ale się męczyłam. „Cierpiałam”... Nie, ja o prawdziwym cierpieniu nie mam pojęcia. Dobrze, że bezsensowność tego „związku” w miarę szybko do mnie dotarła i nawet bezboleśnie to przeżyłam. Może dlatego, że to ja powiedziałam: „Dość.  Nie chcę żyć tak, jak moi rodzice”. Choć ich uczucie niewątpliwie musiało być naprawdę silne jeśli mimo przeszkód i odległości nadal są razem.

Po kilku latach po panu D. zaistniał w moim życiu pan K. On też pięknie mówił. Pewnie nawet jeszcze ładniej – choć wierszy nie pisał. I znowu byłam naiwna. Znowu głupio uwierzyłam. I mimo, że się obawiałam to się z panem K. spotkałam. Ten jeden raz. Ten pierwszy raz. Bo pan K – jak wiesz Eljot – był Wirtualny. Potrafił mówić, czarować... A ja w swej delikatnej duszy, w swojej naiwności uwierzyłam w te jego frazesy. Bo chyba tak można to nazwać. Bałam się tego spotkania, nie chciałam, ale pomyślałam: „Kto nie ryzykuje, ten nie ma. Może ten jeden raz warto zaryzykować?”. I poszła. W zasadzie moje podejrzenia powinny wzbudzić jego pierwsze słowa. Powiedział: „Ale ty ładna jesteś”. Tak od razu, zaraz po przywitaniu. A wiesz co jest najgorsze??? Że nie dało mi to do myślenia. Wcale. Dopiero teraz dociera do mnie, jak czasem o „tym wszystkim” myślę, że on chyba najbardziej był zainteresowany moim wyglądem. Trochę traktował mnie jak przedmiot. Jak pustą lalkę. To takie uprzedmiotawiające... Pewnego dnia było pisane Ogólnopolskie Dyktando. Pan K mi o tym powiedział, w jakich okolicznościach to nie istotne. Włączyłam telewizor i pomyślałam, dlaczego nie napisać. Zrobiłam 9 błędów. Kiedy powiedziałam panu K o tym powiedział żebym czasem nie popadła w samozachwyt. A jeszcze wcześniej zdziwił się, że w ogóle porwałam się na pisanie tego dyktanda. Teraz, jak patrzę na to z pewnej perspektywy to wiem, że byłam naiwna. Bardzo naiwna. Tak naiwna, że aż śmieszna. W pewnym sensie pan K siebie wykreował. Był przecież Wirtualny. Opisał siebie takim, jakim chciał żebym go widziała. Na tym chyba polega zgubność Wirtualności. Na kreowaniu siebie i wyobrażeniach tej drugiej osoby. A rzeczywistość przynosi rozczarowanie... Choć oczywiście nie w każdym przypadku musi tak być.... Głupia i naiwna byłam... Przecież on właściwie cały czas nawiązywał do mojego wyglądu. Do tego co nosić powinnam, czego nie powinnam, jak obciąć włosy. Nie lubię jak ktoś chce mnie zmieniać. Oczywiście kiedy pojawi się ten Ktoś to będę polegać na Jego opinii, ale zachowam „siebie”. Bo bardziej zależy mi na tym żeby ludzie widzieli we mnie coś więcej niż twarz...

Nie patrz takim zatroskanym wzrokiem Aniele. Wygadam się i od razu poczuję się lepiej, zobaczysz. Jeszcze chwilka. I wiesz co Ci jeszcze powiem, że żałuję jednego. Jest mi smutno kiedy rozmawiam z A., P., i K. – siostrą P. One już coś przeżyły. Każda na swój sposób. Każda inaczej na to patrzyła, ale jednak... Są o pewne doświadczenia bogatsze. A ja??? Mogę ich tylko słuchać. Każda z nich jest inna. Każda szuka(ła) czegoś innego... Chyba najwięcej przeszła K. Wykorzystywała sytuacje... Bawiła się... Korzystała z życia ile się dało... Jej siostra P. do pewnych spraw podchodziła inaczej, ale też korzystała z tego i owego. Bawiła się facetami... I nagle zobaczyła co jest ważne. Teraz przeżywa coś pięknego i oby to trwało jak najdłużej. Życzę im szczęścia. Choć nie powiem, kłuje mnie coś w środku... A.... To oddzielna sprawa. Ona „jest” z kimś bo jest jej ta osoba potrzeba żeby np. gdzieś wyjść. Albo może uważa, że to nie wypada w tym wieku nie mieć faceta...  A . chyba tak naprawdę nie wie czego szuka, czego chce. Liczy się tu i teraz. Może i słusznie.... Tylko ja chyba nie potrafiłabym być z kimś bo „tak wypada”. To nie ja. Nie potrafiłabym tak. Bo to, można powiedzieć, jest krzywdzenie drugiego człowieka. Co Ty o tym myślisz Eljot???

Dobra kończę ze smutami bo zaraz się rozpłaczę. A tego nie chcę...

Byłam na zakupach, odzyskałam część książek. Część piosenek już wczoraj. I TULIPANKI!!! Ale niewiele. Zakupy się udały. Mięciutki sweterek, niebieściutki jak chmurki i taki przyjemny w dotyku, że chciałoby się w niego zapaść. Spódnica też niczego sobie. Taka, jak chciałam. Tylko gdzie ja ją nosić będę. Zresztą sam widziałeś, Eljkot, że jak tylko przyszłam z Galerii i ją przymierzyłam to mi się tańczyć zachciało... Tango... Zaraz chyba włączę sobie jakieś tańce latynoamerykańskie... I odpłynę... szkoda, że w samotnym tańcu... Aż zawiruje świat... Ehhh!!! Rozmarzam się. Nie patrz tak. Wiem, ze znowu poszłam kupować. I oczywiście kupiłam nie to, po co poszłam. Ale musiałam się uspokoić. Bo mój komputer chyba lepiej i szybciej z robalami chodził. JA CHCĘ MOJE ROBALE!!! Dobra Aniele, wygadałam się. Dzięki, że cierpliwie słuchałeś – ale Ty zawsze jesteś cierpliwy... I chwała Ci za to. A teraz chodź zagramy w „Bitwę Morską” – może uda mi się wygrać. Chociaż raz mógłbyś dać mi fory... Nie??? Ale uparty jesteś. Zupełnie jak ja.......

alexbluessy : :