Archiwum 14 marca 2004


mar 14 2004 Tamtych niedziel już nie ma...
Komentarze: 0

Godzina 10:45 ------------

Dzień dobry Eljot!!! Co powiesz na małą kawę zanim zaczniesz przepytywanie mnie z „kolorowych” idiomów??? Siadaj Aniele, mam Ci coś do powiedzenia. Tak Eljot, nie martw się, już wszystko mam przygotowane. No wiem, że od rana jeszcze nie wiele zrobiłam poza wypisaniem tego i owego. Ale wiesz, najpierw zjadłam śniadanko, poczytałam „Zwierciadło”, obejrzałam „Niebieski” – pierwszy z „Trzech kolorów” Kieślowskiego. Tuż przed Twoim przyjściem zamierzałam zorientować się czy w Internecie są jakieś testy z angielskiego na poziomie 10-latka. Ale po drodze do linku „edukacja” znalazłam link „horoskop”, nie mogłam się powstrzymać i weszłam. Co tak podejrzliwie patrzysz??? Ja wiem, że Ty w takie rzeczy nie wierzysz, przyznam, że ja też nie bardzo. Ale jakich ciekawych rzeczy się o sobie dowiedziałam!!! Coś w rodzaju całej prawdy o mnie. Wiesz, że nie przypuszczałam, że jest coś takiego jak horoskop kwiatowy??? Data urodzenia przypisana jest do danego kwiatu – dziwnym (???) zbiegiem okoliczności moim jest tulipan. Jak to przeczytałam to aż się zdziwiłam. Najlepsze jest to, Aniele, że jego charakterystyka pasuje do mnie wręcz idealnie. Posłuchaj:

[trudna o zrozumienia i zupełnie nieprzewidywalna osobowość. Często zamyka się w sobie, milczy i nie reaguje na otaczający go świat. Błądzi myślami w sobie znanym kierunku – jest nieodgadniony. Zupełnie nieoczekiwanie potrafi rozchylić swe płatki – być serdeczny, uczynny, miły i radośnie uśmiechnięty. Jego emocje także ulegają ciągłym zmianom. W chwilach uniesień, dobrego nastroju jest optymistą i wierzy w swą wspaniałą przyszłość, ale potem następuje załamanie nastroju, popada wtedy w depresję, myśląc nawet o samobójstwie. Tulipan zawsze marzy o idealnym partnerze.]

Następna była numerologia. Według jakiegoś nie bardzo skomplikowanego obliczenia jestem siódemką. Ale to, co wyszło nie odzwierciedla mojej osobowości toteż ten fragment pominę. No, może zgadzało się tylko to, że siódemki są zamknięte w sobie, nie potrafią mówić o swoich emocjach i potrzebach, z zaufaniem też mają problem. Zainteresował mnie horoskop celtycki. Może dlatego, że w kulturze Celtów jest jakaś magia i tajemnica. Według tego horoskopu jestem jabłonią. A jabłoń jest:

[osobą delikatną i zrównoważoną. Pełna powabu, wdzięku i ciepła, cieszy się dużym powodzeniem u płci przeciwnej przez długie lata. Jest kochająca i czuła, ale i sama potrzebuje dużo miłości i opieki. Jabłoń często dość powściągliwie okazuje swoje uczucia. Lubi życie uporządkowane, harmonijne i wygodne. Dom i rodzina są podstawą jej bytu. Dla dobra swych bliskich i ich bezpieczeństwa gotowa jest wiele poświęcić. Rodziny i partnera nigdy nie poświęci dla nowej znajomości, gdyż najbardziej ceni sobie stabilizację. Jest bardzo gospodarna i zaradna. Najlepiej czuje się w otoczeniu, które zna. Trudno ją wyprowadzić z równowagi, a w sytuacjach konfliktowych zawsze pójdzie na ustępstwa w imię świętego spokoju. To idealny przyjaciel, który pomoże w każdej sytuacji, oddając nawet ostatnie pieniądze. Jest sentymentalna i romantyczna – czasem przywołuje w pamięci dawne miłości i piękne miejsca.]

Godzina 12:30 ------------

Spójrz za okno Aniele!!! Jaka piękna pogoda!!! Zupełnie jak wiosna, w miarę ciepło, przyjemnie i rześko. Idziemy dzisiaj na długi spacer. A potem do kina. W Lalce grają „Tajemnicę Aleksandry”, wiesz jak bardzo chciałam ten film obejrzeć. I dziś mam okazję. Seans jest o 18 to wyjdziemy wcześniej żeby pospacerować – nabrać rumieńców, zrelaksować się i wchłonąć trochę świeżego powietrza, ono będzie musiało wystarczyć na nadchodzący tydzień. Wiesz, w takie dni, jak dziś wpadam w nostalgiczny nastrój. W takie dni, jak dziś, bardziej odczuwam brak rodziny, dzielącą nas odległość. Pamiętam nasze niedziele. Tata wstawał najwcześniej (zresztą nadal tak jest). Siadał na balkonie, rozkładał papiery  i pochylony nad wykładem zaczynał dzień od kawy i papierosa. Potem wstawałam ja, mój brat, a mama na końcu. Jedliśmy śniadanie, oglądaliśmy coś w telewizji. To były leniwe niedziele. Na 11:30 szliśmy do kościoła. Tata zazwyczaj zostawał w domu – pisał wykłady, coś liczył. Po naszym powrocie mama zabierała się do przygotowywania obiadu, tata pisał dalej, P. uruchamiał komputer, ja razem z nim. Ale pomagałam też mamie. Pamiętam, że zawsze mówiła, że nikt jej nie pomaga... W całym domu pachniało. Buraczkami, kotletem schabowym, pyszną surówką. Siadaliśmy wszyscy razem. W kuchni, albo w dużym pokoju – w zależności czy było coś ciekawego w telewizji. Jedliśmy, śmialiśmy, rozmawialiśmy. 

Potem każdy szedł do swoich zajęć. Ja zmywałam. Uwielbiałam to. Włączałam radio i zabierałam się do roboty. W tym czasie rodzice odpoczywali, brat też coś robił u siebie. Taka fajna cisza była w domu. A teraz już tego nie ma. Nie ma atmosfery tamtych niedziel, tamtych zapachów, nie ma śmiechów, rozmów. Tylko Oczami Pamięci mogę wrócić do tamtych czasów. Zobaczyć krzątającą się mamę, drzemiącego albo pracującego tatę (chociaż u niego jedno nie wyklucza drugiego, zapewne śpiąc również rozwiązuje fizyczne łamigłówki), grającego na komputerze P. Dzisiaj są jak Duchy Przeszłości. Mimo, że mieszkają jakieś 600 kilometrów na północny wschód od Wrocławia, mimo, że to „tylko” prawie 9 godzin jazdy pociągiem należą do Przeszłości. Od ponad roku moje niedziele nie pachną smakowitym obiadem, nie rozbrzmiewają śmiechem, nie grzeją rodzinnym ciepłem. To już minęło, to już było. Ale w takie dni, jak dziś, ciepłe i prawie wiosenne, brakuje mi tego. Bardzo. Nawet łza się nie raz stoczy po policzku. Bo dla mnie, Eljot – Mój Aniele, tak wygląda DOM. A raczej tak pachnie i rozbrzmiewa – domowymi potrawami i głosami domowników. Bez tego jest tylko PUSTKA, bez tego nie ma domu.

Godzina 20:10 ------------

I jak Ci się podobał film Eljot??? Nie będę ukrywać, że mnie wzburzył, poruszył...”Tajemnica Aleksandry” to mroczny, ale prawdziwy dramat psychologiczny. Widziałam, że niektórzy ludzie nie wytrzymywali – tylko nie wiem czy napięcia, czy pewnej bezkompromisowej brutalności filmu – i wychodzili w trakcie projekcji. Prawdziwie go ocenił Wojciech Eichelberger w recenzji dla „Wysokich Obcasów”. Napisał: [Film ten wzburzy i poruszy zarówno mężczyzn, jak i kobiety, bo dotyka najtrudniejszych i najboleśniejszych spraw, jakie dzieją się w naszych wzajemnych relacjach. (...) Aż włos się jeży na myśl, że ten film mógłby być filmem proroczym. Ale żeby nim się nie stał wszyscy, zarówno mężczyźni jak i kobiety powinniśmy chyba wziąć sobie głęboko do serca dramatyczną diagnozę jaką stawia.] Moja kuzynka A. powiedziała, że „Tajemnica...” to film dziwny. Nie ma racji. On jest po prostu prawdziwy. A przedkinowy spacer dobrze mi zrobił, a Tobie Aniele??? Bardzo przyjemnie szło się nad Odrą i patrzyło jak trawa budzi się nieśmiało ze snu, prawda??? A jak było ciepło – prawdę mówiąc przed wyjściem nie liczyłam na taką ładną pogodę.

Dobrze, teraz trzeba brać się do roboty. Dokończyć pranie i powtórzyć jeszcze kilka razy angielski. Aha! Eljot!!! Byśmy zapomnieli!!! Otóż ja i Mój Anioł (który potakuje mi głową nad ramieniem na znak potwierdzenia moich słów) mamy apel do tajemniczego Ktosia, który od czasu do czasu zostawia komentarz do naszych (moich i Eljota) rozmów.  Czy mógłbyś Ktosiu drogi powiedzieć nam coś więcej o liczbie PI???

 

alexbluessy : :