Archiwum marzec 2004, strona 2


mar 17 2004 Małe dzieci po to są aby kochać je
Komentarze: 0

Dobry wieczór Eljot!!! Wiesz, że dzisiaj nawet zmęczona nie jestem. Może to dlatego, że u B. wypiłam kawę. W każdym razie dzień minął pod znakiem słoneczka i uśmiechów. Z samego rana wysłałam kartki z życzeniami dla wszystkich Zbigniewów, których znam. Czyli wszystkich dwóch. Do jednego dotarła, drugi (czyli mój osobisty tata) nie odebrał poczty. A imię Zbigniew jest jednym z niewielu przeze mnie lubianych męskich imion. Trochę mi się smutno zrobiło, że tata kartki nie odebrał, wiesz??? Ale zadzwoniłam. Bardzo się ucieszył z mojego telefonu. Chyba nawet był zaskoczyny. Być może nawet tym, że pamiętałam. Obiecał, że jutro na pewno ją odbierze. I fajnie.

Zajęcia minęły mi szybko. Nowa lektorka od listening dała nam dzisiaj niezły wycisk. Przez trzy godziny podzieleni na dwie grupy dyskusje na różne tematy. A na środę zadała nam 10 stron tekstu na temat anoreksji i klonowania. I jeszcze trzeba się słówek nauczyć. Ale Eljot ja nie widzę żadnego sensu w beznamiętnym i bezsensownym wkuwaniu kolejnych słówek. Byle więcej, byle trudniejsze. Już mi się zwyczajnie nie chce. Ile można??? Mam wrażenie, że nie robię nic innego tylko kuję słówka, słówka, słówka... One są wszędzie. Jak tak dalej pójdzie będą mi się śniły po nocach. A muszę je umieć. Wszystkie. Muszę??? Hmmmmm...... nie, ja nic nie muszę. Czy chcę??? Tego tez nie wiem. Nowe słowa, które powinnam umieć bo w końcu ktoś ode mnie tę wiedzę wyegzekwuje, mnożą się w setki, tysiące... Już nawet liczyć przestałam. 90% z nich i tak nie pamiętam. B. na konwersacjach też ostatnio przynudza. Zupełnie jakby mu się pomysły na prowadzenie zajęć skończyły. I tak od początku tego semestru.... Tylko na gramatyce jeszcze coś się dzieje

Po zajęciach poszłam do B. Chłopaki przywitali mnie nadzwyczaj serdecznie. Aż mi się jakoś ciepło przy serduchu zrobiło. Szczególnie jak mały T. podszedł i powiedział: „Ola, chodź porysujemy, z tobą się tak fajnie rysuje”. Aż serce rośnie. Powiedzieli też, że kategorycznie mam z nimi zagrać w „Ski Jumping”. A potem się wszyscy zaśmiewaliśmy z moich rekordowych skoków. O! Widzę, że Ty też się śmiejesz... cóż Eljot skoczyć na odległość 45 metrów i przy okazji wywinąć wspaniałego fikołka to też jakiś sukces, nie??? No już nie śmiej się tak bo jeszcze się zakrztusisz. Wiesz, rzadko się zdarzają u B. takie dni, jak dziś. Ale dla nich warto się „męczyć”. Chociaż nie wiem czy „męczyć” to odpowiednie słowo. Dowiedziałam się, że B. jest bardzo zadowolona z mojej pomocy. I chłopaki też podobno powiedzieli, że albo ja, albo nikt inny. Ja się tam nie męczę Aniele. Przyznaję, że czasem mam ochotę wrzasnąć i tupnąć nogą, ale generalnie jest bardzo OK. Starszy z braci – K. – też był dziś bardzo pozytywnie nastawiony do świata. To nie są złe chłopaki tylko brakuje im ojca. Dlatego czasem są krnąbrni i nieposłuszni, B. ich trochę rozpuściła. Ale daję sobie radę i to jest najważniejsze. I że mam satysfakcję też.

Taki był dziś ładny dzień, że przeprosiłam się z wiosenną kurtką i butami. Bardzo wiosennie i kobieco się dziś czułam. W jasnych płóciennych spodniach, czerwonej bluzeczce w krateczkę i jeansowej kurteczce. Nawet włosy jakoś dały się wyjątkowo poskromić i nie udawały „króla lwa”. Szłam przez miasto w jakimś pogodnym nastroju. Myślałam też o tym, co mi wczoraj powiedziała P. A to było coś, co ma szansę się sprawdzić jeśli nie zmienię czegoś w swoim życiu. Powiedziała mi, że na pewno spotkam  kiedyś fantastycznego faceta. Tylko mam uważać, żebym go nie przegapiła w pogoni za swoimi sprawami. Ma rację – w szarości nie wiele się zauważa. Kazała mi uważać żebym nie przegapiła swojej szansy, swojego czasu. I jej słowa pomogły mi coś zrozumieć. Otóż ja, Aniele, robię krok do przodu i dwa w tył – typowy Rak. Uciekam, boję się, chowam... Dlatego potrzebuję kogoś, kto pomoże mi się otworzyć. Kogoś, kto krok po kroku będzie udowadniał, że warto wierzyć, ufać, mieć nadzieję. Kogoś, z kim nauczę się abecadła. Bo we mnie, Eljot, jest ogromne ciepło i masa pozytywnej energii, ale to jest jeszcze nie odkryte. Dlatego mam nadzieję, że ten, na kogo czekam powoli będzie to odkrywał, i mam nadzieję, że podoła wyzwaniu.

Co teraz Eljot??? Nie oglądaliśmy jeszcze „Czerwonego” – ostatniego z Trzech Kolorów. Ale prawdę mówiąc to nie czuję się na siłach oglądać jakiś ambitny film. Może coś lżejszego??? Niech to będzie nawet jakaś bezsensowna komedia, ale żeby dało się oglądać...

 

alexbluessy : :
mar 17 2004 Wyczerpana...
Komentarze: 0

Cześć Eljot!!! Co Ty tu robisz tak wcześnie??? Czekasz na mnie??? Czułeś/wiedziałeś, ze wrócę od P. podminowana??? Domyślny z Ciebie Anioł... No tak – Wy wiecie wszystko o swoich podopiecznych. To pewnie już wiesz co wczoraj zaszło. Mam Ci jeszcze raz wszystko opowiedzieć? Powoli i po kolei??? Dobrze.

Nie jestem dumna z tego, jaka się stałam. Jaka się staję. Wcale nie jestem. A ona mi wczoraj uświadomiła coś, co ja sama dobrze wiem, tylko nie chcę tego do siebie dopuścić. A staję się egoistką. Potworną. Boję się, że któregoś dnia i przywita mnie PUSTKA i CISZA. Tak Eljot, tak może się stać. Poza tym ostatnio jestem tak skupiona na swoich sprawach, że zapominam o tym, co mnie bezpośrednio nie dotyczy. P. powiedziała, że boi się jednego. Boi się, że pewnego dnia moje życie stanie się tak monotonne, że zacznę zmieniać facetów jak rękawiczki. Ot tak, dla urozmaicenia, żeby coś się działo.

P. powiedziała mi coś jeszcze. Coś, co nie dawało mi spokoju. Wczoraj po jje słowach poczułam się podle. Może to kara...??? Chodzi mi o to, co się zdarzyło 9 grudnia 2003 roku. Nie było Cię wtedy jeszcze ze mną, ale jestem pewna, ze wiesz o czym mówię. Obiecałam, że więcej do tej sprawy nie wrócę. Ale nie mogę. Muszę Ci o tym powiedzieć. 9 grudnia kiedy zdecydowałam się powiedzieć prawdę zrobiłam to pod wpływem mojej własnej decyzji. Nie powiedziałam nic ani P., ani jej siostrze K. Zrobiłam to, co wydało mi się w tamtym momencie najlepsze. Wczorajsze słowa P zabolały, ale ma rację. Powinnam uprzedzić K. o swoim zamiarze. A tak skrzywdziłam ją tylko. Całą ta komedia, w którą zostałam wciągnięta, i którą ciągnęłam po części wbrew sobie przed jakieś 2 miesiące dnia K. dużo znaczyła. Wreszcie coś zaczęło się dziać w jej życiu, wreszcie kogoś poznała. Nie ważne, ze poznawała go przez słowa wystukiwane moimi palcami. Ale pojawiła się w niej nadzieja. A ja ją zabiłam. To pewnie dlatego kilka tygodni temu tak szybko skończyła rozmowę, miała żal. P. mówi, że jej siostra bardzo przeżyła to, co jej powiedziałam. Pewnie nawet płakała. A wczoraj... wczoraj tak smutno patrzyła. A ja??? Co mam Ci powiedzieć Eljot??? Mam Ci powiedzieć, że poczułam się podle??? Tak się poczułam. Podle wobec P., wobec jej siostry, wobec tamtej dziewczyny. Tyle osób skrzywdziłam. „Jestem częścią tej siły, która wiecznie dobra pragnąc, wiecznie czyni zło”. Nie wiem co teraz zrobię. Jedno jest pewne, ja już nie umiem z P. rozmawiać tak, jak dawniej. Coś pękło. A teraz, kiedy ona wyjedzie pewnie się skończy...

Zbieramy się Aniele. Kolejny pracowity dzień się zaczął.

alexbluessy : :
mar 14 2004 Tamtych niedziel już nie ma...
Komentarze: 0

Godzina 10:45 ------------

Dzień dobry Eljot!!! Co powiesz na małą kawę zanim zaczniesz przepytywanie mnie z „kolorowych” idiomów??? Siadaj Aniele, mam Ci coś do powiedzenia. Tak Eljot, nie martw się, już wszystko mam przygotowane. No wiem, że od rana jeszcze nie wiele zrobiłam poza wypisaniem tego i owego. Ale wiesz, najpierw zjadłam śniadanko, poczytałam „Zwierciadło”, obejrzałam „Niebieski” – pierwszy z „Trzech kolorów” Kieślowskiego. Tuż przed Twoim przyjściem zamierzałam zorientować się czy w Internecie są jakieś testy z angielskiego na poziomie 10-latka. Ale po drodze do linku „edukacja” znalazłam link „horoskop”, nie mogłam się powstrzymać i weszłam. Co tak podejrzliwie patrzysz??? Ja wiem, że Ty w takie rzeczy nie wierzysz, przyznam, że ja też nie bardzo. Ale jakich ciekawych rzeczy się o sobie dowiedziałam!!! Coś w rodzaju całej prawdy o mnie. Wiesz, że nie przypuszczałam, że jest coś takiego jak horoskop kwiatowy??? Data urodzenia przypisana jest do danego kwiatu – dziwnym (???) zbiegiem okoliczności moim jest tulipan. Jak to przeczytałam to aż się zdziwiłam. Najlepsze jest to, Aniele, że jego charakterystyka pasuje do mnie wręcz idealnie. Posłuchaj:

[trudna o zrozumienia i zupełnie nieprzewidywalna osobowość. Często zamyka się w sobie, milczy i nie reaguje na otaczający go świat. Błądzi myślami w sobie znanym kierunku – jest nieodgadniony. Zupełnie nieoczekiwanie potrafi rozchylić swe płatki – być serdeczny, uczynny, miły i radośnie uśmiechnięty. Jego emocje także ulegają ciągłym zmianom. W chwilach uniesień, dobrego nastroju jest optymistą i wierzy w swą wspaniałą przyszłość, ale potem następuje załamanie nastroju, popada wtedy w depresję, myśląc nawet o samobójstwie. Tulipan zawsze marzy o idealnym partnerze.]

Następna była numerologia. Według jakiegoś nie bardzo skomplikowanego obliczenia jestem siódemką. Ale to, co wyszło nie odzwierciedla mojej osobowości toteż ten fragment pominę. No, może zgadzało się tylko to, że siódemki są zamknięte w sobie, nie potrafią mówić o swoich emocjach i potrzebach, z zaufaniem też mają problem. Zainteresował mnie horoskop celtycki. Może dlatego, że w kulturze Celtów jest jakaś magia i tajemnica. Według tego horoskopu jestem jabłonią. A jabłoń jest:

[osobą delikatną i zrównoważoną. Pełna powabu, wdzięku i ciepła, cieszy się dużym powodzeniem u płci przeciwnej przez długie lata. Jest kochająca i czuła, ale i sama potrzebuje dużo miłości i opieki. Jabłoń często dość powściągliwie okazuje swoje uczucia. Lubi życie uporządkowane, harmonijne i wygodne. Dom i rodzina są podstawą jej bytu. Dla dobra swych bliskich i ich bezpieczeństwa gotowa jest wiele poświęcić. Rodziny i partnera nigdy nie poświęci dla nowej znajomości, gdyż najbardziej ceni sobie stabilizację. Jest bardzo gospodarna i zaradna. Najlepiej czuje się w otoczeniu, które zna. Trudno ją wyprowadzić z równowagi, a w sytuacjach konfliktowych zawsze pójdzie na ustępstwa w imię świętego spokoju. To idealny przyjaciel, który pomoże w każdej sytuacji, oddając nawet ostatnie pieniądze. Jest sentymentalna i romantyczna – czasem przywołuje w pamięci dawne miłości i piękne miejsca.]

Godzina 12:30 ------------

Spójrz za okno Aniele!!! Jaka piękna pogoda!!! Zupełnie jak wiosna, w miarę ciepło, przyjemnie i rześko. Idziemy dzisiaj na długi spacer. A potem do kina. W Lalce grają „Tajemnicę Aleksandry”, wiesz jak bardzo chciałam ten film obejrzeć. I dziś mam okazję. Seans jest o 18 to wyjdziemy wcześniej żeby pospacerować – nabrać rumieńców, zrelaksować się i wchłonąć trochę świeżego powietrza, ono będzie musiało wystarczyć na nadchodzący tydzień. Wiesz, w takie dni, jak dziś wpadam w nostalgiczny nastrój. W takie dni, jak dziś, bardziej odczuwam brak rodziny, dzielącą nas odległość. Pamiętam nasze niedziele. Tata wstawał najwcześniej (zresztą nadal tak jest). Siadał na balkonie, rozkładał papiery  i pochylony nad wykładem zaczynał dzień od kawy i papierosa. Potem wstawałam ja, mój brat, a mama na końcu. Jedliśmy śniadanie, oglądaliśmy coś w telewizji. To były leniwe niedziele. Na 11:30 szliśmy do kościoła. Tata zazwyczaj zostawał w domu – pisał wykłady, coś liczył. Po naszym powrocie mama zabierała się do przygotowywania obiadu, tata pisał dalej, P. uruchamiał komputer, ja razem z nim. Ale pomagałam też mamie. Pamiętam, że zawsze mówiła, że nikt jej nie pomaga... W całym domu pachniało. Buraczkami, kotletem schabowym, pyszną surówką. Siadaliśmy wszyscy razem. W kuchni, albo w dużym pokoju – w zależności czy było coś ciekawego w telewizji. Jedliśmy, śmialiśmy, rozmawialiśmy. 

Potem każdy szedł do swoich zajęć. Ja zmywałam. Uwielbiałam to. Włączałam radio i zabierałam się do roboty. W tym czasie rodzice odpoczywali, brat też coś robił u siebie. Taka fajna cisza była w domu. A teraz już tego nie ma. Nie ma atmosfery tamtych niedziel, tamtych zapachów, nie ma śmiechów, rozmów. Tylko Oczami Pamięci mogę wrócić do tamtych czasów. Zobaczyć krzątającą się mamę, drzemiącego albo pracującego tatę (chociaż u niego jedno nie wyklucza drugiego, zapewne śpiąc również rozwiązuje fizyczne łamigłówki), grającego na komputerze P. Dzisiaj są jak Duchy Przeszłości. Mimo, że mieszkają jakieś 600 kilometrów na północny wschód od Wrocławia, mimo, że to „tylko” prawie 9 godzin jazdy pociągiem należą do Przeszłości. Od ponad roku moje niedziele nie pachną smakowitym obiadem, nie rozbrzmiewają śmiechem, nie grzeją rodzinnym ciepłem. To już minęło, to już było. Ale w takie dni, jak dziś, ciepłe i prawie wiosenne, brakuje mi tego. Bardzo. Nawet łza się nie raz stoczy po policzku. Bo dla mnie, Eljot – Mój Aniele, tak wygląda DOM. A raczej tak pachnie i rozbrzmiewa – domowymi potrawami i głosami domowników. Bez tego jest tylko PUSTKA, bez tego nie ma domu.

Godzina 20:10 ------------

I jak Ci się podobał film Eljot??? Nie będę ukrywać, że mnie wzburzył, poruszył...”Tajemnica Aleksandry” to mroczny, ale prawdziwy dramat psychologiczny. Widziałam, że niektórzy ludzie nie wytrzymywali – tylko nie wiem czy napięcia, czy pewnej bezkompromisowej brutalności filmu – i wychodzili w trakcie projekcji. Prawdziwie go ocenił Wojciech Eichelberger w recenzji dla „Wysokich Obcasów”. Napisał: [Film ten wzburzy i poruszy zarówno mężczyzn, jak i kobiety, bo dotyka najtrudniejszych i najboleśniejszych spraw, jakie dzieją się w naszych wzajemnych relacjach. (...) Aż włos się jeży na myśl, że ten film mógłby być filmem proroczym. Ale żeby nim się nie stał wszyscy, zarówno mężczyźni jak i kobiety powinniśmy chyba wziąć sobie głęboko do serca dramatyczną diagnozę jaką stawia.] Moja kuzynka A. powiedziała, że „Tajemnica...” to film dziwny. Nie ma racji. On jest po prostu prawdziwy. A przedkinowy spacer dobrze mi zrobił, a Tobie Aniele??? Bardzo przyjemnie szło się nad Odrą i patrzyło jak trawa budzi się nieśmiało ze snu, prawda??? A jak było ciepło – prawdę mówiąc przed wyjściem nie liczyłam na taką ładną pogodę.

Dobrze, teraz trzeba brać się do roboty. Dokończyć pranie i powtórzyć jeszcze kilka razy angielski. Aha! Eljot!!! Byśmy zapomnieli!!! Otóż ja i Mój Anioł (który potakuje mi głową nad ramieniem na znak potwierdzenia moich słów) mamy apel do tajemniczego Ktosia, który od czasu do czasu zostawia komentarz do naszych (moich i Eljota) rozmów.  Czy mógłbyś Ktosiu drogi powiedzieć nam coś więcej o liczbie PI???

 

alexbluessy : :
mar 12 2004 Magiczna liczba 273...
Komentarze: 2

Nie krzycz na mnie Eljot. Przecież wiesz, że ja wolę kupić książkę zamiast jakiegoś ciucha. Może to nie jest typowe dla dziewczyny, ale cóż, nie jestem zwykłą dziewczyną. A to, że to moja druga książka w ciągu dwóch dni??? Co z tego??? Sam ją przeczytasz. „Zwierciadło” – moja ulubiona i jedyna zresztą, jaką czytam, gazeta kobieca (choć nie tylko) – poleca naprawdę świetne książki. Jedną z nich jest właśnie „Hipnotyzer” Lecha Majewskiego. Reżyser, pisarz, kompozytor, poeta, malarz. A także fanatyk matematyki i fizyki. Zaciekawiło Cię??? A widzisz... To opowiem Ci coś więcej, dobrze??? To słuchaj Aniele.

Pierwszy raz przeczytałam o Lechu Majewskim w lutowym numerze „Zwierciadła” [ www.zwierciadlo.pl ]. Zainteresowało mnie to, jak mówił o liczbach. Chociaż nie. Bardziej zainteresowało mnie to, CO o nich mówił. To było fascynujące. Momentami przerażające. Nawet dla mnie – córki profesora fizyki teoretycznej. Kiedy tylko mam okazję to przysłuchuję się temu, co mówi mój ojciec i jego koledzy kiedy się spotykają. W nich jest PASJA. Mimo, że nic nie rozumiem z ich wywodów to jest to niesamowite. Uwielbiam się przysłuchiwać ich rozmowom. I podobnie mówi Majewski. Z PASJĄ. Alina Gutek rozmawiała z nim „(...)o niezwykłych liczbach, które tańczą, czwartym wymiarze, inteligencji(...)”. Ja Ci przytoczę fragment tego wywiadu. To naprawdę fascynujące – nawet dla takiego laika, jak ja.

 

„- Nie przesadzasz? Co takiego fascynującego może być w liczbach?

 „-Spróbuję wyjaśnić ci to na przykładzie ciągu Fibonacciego. To ciąg matematyczny (od nazwiska średniowiecznego wybitnego matematyka Leonarda z Pizy), który polega na dodawaniu liczb w następujący sposób: 1 + 1 = 2, 1 + 2 = 3, 2 + 3 = 5, 3 + 5 = 8, itd. Okazuje się, że ten ciąg organizuje także liczbę płatków w kwiatach. To znaczy, kwiat ma jeden płatek albo dwa, trzy, pięć płatków, i tak dalej. Jeżeli jest inaczej to tylko w roślinach trujących! Łodyga, rosnąc, kręci się ruchem spiralnym, jak gdyby wwierca się w przestrzeń i rozkłada płatki w ciągu Fibonacciego. Ten algorytmiczny wzrost jest właściwy także dla płodu człowieka. Jeżeli uświadomimy sobie, że te wspaniałe twory powielają pewne wzory matematyczne, to tylko powoduje zachwyt!”

„- W książce („Hipnotyzer” – przyp. mój) próbujesz zgłębić liczbę 273. Dlaczego właśnie ją?

„-Bo to dziwna liczba, wielokrotnie pojawiająca się w naturze i w kosmosie. 27,3 doby ma miesiąc księżycowy, 273 dni trwa ludzka ciąża, 2,73 stopnia Celsjusza powyżej zera absolutnego wynosi temperatura wszechświata, a minus 273 to jest zero absolutne, poza którym nie może już nic istnieć. Stosunek średnicy Księżyca do średnicy Ziemi wynosi 0,273. I tak dalej. Liczba 273 połączona jest z liczbą 366. bo jeżeli podzielimy 1 przez 273 to będzie 0,366, a 366 z kolei to liczba dni w roku. Temperatura ciała ludzkiego wynosi 36,6 stopnia. Te dwie liczby tańczą wokół siebie w różnych formach, na przykład jako Księżyc i Ziemia. I to są dla mnie zachwycające zależności!”

 

Tak więc widzisz Aniele, coś w liczbach jest. Może magia, może tajemnica.... coś nieokiełznanego. Rozmawiałam dziś z B. Ona już „Hipnotyzera” przeczytała. Powiedziała, że książka jest napisana przystępnie i nawet zawarte w niej wykłady matematyczno-fizyczne są zrozumiałe. Tyle tylko, że trzeba je odczytywać przy użyciu lusterka. Tak są napisane – pismem lustrzanym. Jedyną rzeczą, której nie jest pewna i o której nie może wiele powiedzieć to czy zawarto tam fikcję literacką czy prawdę naukową. Ale o tym to już tylko mój tata mógłby się wypowiedzieć. Dlatego ja „Hipnotyzera” przeczytam do Wielkanocy. Zawiozę tacie – powinien uporać się z nim w ciągu dnia, góra dwóch. A potem niech mi powie co jest prawdą, a co nie. Zaintrygowało mnie to. A  „Hipnotyzer” to „dziejąca się w Wenecji niezwykła opowieść, pełna grozy i tajemnicy, utrzymana w duchu literatury masońskiej i osiemnastowiecznych traktatów symbolicznych” – tak go podsumowano. Trochę dzisiaj z B. pogadałam sobie. Ona też, tak jak i ja, jest humanistką. Żadna z nas nigdy by nie pomyślała, że będzie czytać takie książki. To znaczy B. może jeszcze, ale ja??? W życiu bym się nie spodziewała. A tu proszę niespodzianka. Ola zainteresowała się metafizyką i tym podobnymi sprawami. Tatuś byłby ze mnie dumny. B. twierdzi, że do pewnych rzeczy się dorasta. Może ja właśnie dorosłam. Już myślałam o tym nie raz, wiesz Eljot? No bo patrząc wstecz to lekcje polskiego były dla mnie koszmarem. Dłużyły się w nieskończoność. A teraz kupuję książki niemalże w ilościach hurtowych. Czytam poezję i literaturę ambitną. No racja, że mury liceum opuściłam 3 lata temu, ale wiesz, wydawało mi się, że ja to raczej nie będę czytać nic, co w jakikolwiek, nawet minimalny, sposób związane jest z naukami ścisłymi. Jakiś czas temu próbowałam przebrnąć przez „Krótką historię czasu” Stephena Hawkinga, ale poddałam się. Za dużo wzorów, niewiele rozumiałam. Ale kto wie, może znowu się pokuszę... Janusz L. Wiśniewski w „Samotności w Sieci” też często nawiązuje do spraw nauki. I też bardzo zrozumiale. Naukowe teorie wplata w fabułę i uzyskuje wspaniały efekt! [ www.wisniewski.net ]. Czyżby nastał czas literatury beletrystyczno-naukowej??? Ale dość. Teraz zbieram pieniądze na „Wielką Księgę Aniołów”. Chcę o Was wiedzieć jak najwięcej. Ty jesteś ze mną Eljot już tak długo, a nic nie chcesz mi powiedzieć. A dlaczego??? To jakaś tajemnica??? Aha! Taki jesteś??? Jak jestem ciekawa to mam sama się dowiedzieć??? A żebyś wiedział, że się dowiem! A wiesz co??? Jeszcze na chwilkę wracając do liczby 273. Kiedy czytałam, co mówi o niej Lech Majewski poczułam strach. Jakiś irracjonalny, ale bardzo bliski. Poczułam się tak, jakby od tej LICZBY wszystko zależało. A może tak jest w istocie???

Spotkałam dziś zupełnym przypadkiem w autobusie P. Obie się zdziwiłyśmy, ale ucieszyłyśmy. Umówiłyśmy się na wtorek na pogaduchy. W końcu jakby nie było nie widziałyśmy się (o rany!!!) 3 miesiące!!! Wow!!! Ciekawe co u A. Będę musiała do niej zadzwonić. Szkoda, że nie przyjedzie jutro, ale z drugiej strony w jej sytuacji też chyba wolałabym myśleć co robić. Ale powiem Ci Aniele, tak między nami, że ja uważam, że w jej przypadku to jest bardziej mówienie „co by było gdyby...”. Obym się nie myliła. Chociaż jak patrzę na chłopaków B. to coś we mnie się śmieje. Coś się budzi... Ale nie. Jeszcze nie czas. A w temacie B. jutro idziemy na pieszo do niej. Poranny spacer dobrze nam zrobi, oboje potrzebujemy ruchu – tak mi się zdaje. Będzie ciepło, rześko i przyjemnie. Tak, oczywiście, ze jak zwykle przejdziemy przez Ostrów Tumski. O tej porze jest taki cichy i jakby uśpiony. Dostojne wieże Katedry i sąsiednich kościołów, budynki archidiecezji... Jakiś senny duch się snuje kamienistymi uliczkami. Będzie fajnie, zobaczysz.

Jestem przerażona tym, co się wczoraj stało w Madrycie. Jestem przerażona tym, że znowu zginęli górnicy. Dlaczego??? Co oni zawinili??? Jak słyszę takie newsy to wiem dlaczego nie oglądam telewizji i nie słucham radia. Żeby mieć spokój, nie myśleć za dużo. A za ofiary tej bezsensownej „polityki” zapalę świeczkę... Na zabicie podłych myśli obejrzymy sobie film. Zupełnie „normalny”, nawet nie przebój kinowy. Obejrzymy „Na ostrzu” (ang. tytuł „The cutting edge”). Sympatyczny, nie wymagający skupienia. To co??? Oglądamy??? No to chodź...

alexbluessy : :
mar 11 2004 Z czerwieni nadzieje wróżą...
Komentarze: 0

Nie czuję się zbyt dobrze Eljot. Tak, mierzyłam temperaturę – osłabienie. I to spore. Zresztą się nie dziwię. Niekiedy mam wrażenie, że nie pamiętam, jak się nazywam. Nie rób takiej miny – naprawdę momentami tak się czuję. Dobrze, że chociaż czwartki mam wolne. No, teoretycznie wolne. Zawsze znajdzie się przecież coś do roboty. A sam wiesz najlepiej, ze nie lubię bezczynności. Tak więc zawsze jest coś do posprzątania, do przeczytania, nauczenia, itp. I dziś było podobnie. Zamiast przykładnie położyć się i nawet przespać cały dzień (a co tam!) to ja od samego rana działam. Sprzątanie, tłumaczenie, nauka... Wkurzyłam się na Ł. znowu narobił syfu w kuchni i nie posprzątał. Wrrrrrrr........ Ok. pomyślałam – ostatni raz. Jakiś czas potem poszłam znowu do kuchni, a tam nowy bałagan. Ja nie wiem, czy do tego faceta nic nie dociera??? W końcu mu powiem, żeby się wyprowadził.

Po południu przyszła A. tak, Aniele, ta sama co we wtorek. Będzie do nas wpadać dwa razy w tygodniu żeby nie czekać na pociąg na dworcu. I tym razem sprawa wygląda poważnie. Być może nie będzie imprezki w sobotę. Dlaczego??? Bo być może A. będzie przeprowadzać poważną rozmowę ze swoim chłopakiem. Biedna dziewczyna. Żal mi jej Eljot, wiesz. Choć z drugiej strony ma, czego chciała... A może nie chciała??? Kurcze dlaczego to tak jest, że wina za niespodziewaną ciążę spada zawsze na dziewczynę??? Ja tego nie rozumiem...

Aniele! Czemu tak się krzywisz??? Stało się coś??? Muzyka Ci nie odpowiada??? Teksty zbyt brutalne??? Nie przesadzaj. Raz na jakiś czas włączę tą płytę, kiedy mi się przypomni, że ją w ogóle mam. Sama nie wiem dlaczego akurat dziś, o tej porze, naszło mnie na słuchanie „Ballad Morderców” Nicka Cave’a w wykonaniu Kingi Preis i Mariusza Drężka. Będę musiała się znowu wybrać na przedstawienie do K2. już dawno nie byłam w teatrze. N. już też nie pracuje na Dużej Scenie Teatru Polskiego. No wiesz, też wolałabym dobrze być przygotowana do matury niż wieszać kurtki widzów i robić tym podobne rzeczy. A „Ballady Morderców” w K2: genialnie klimatyczne, świetnie zaśpiewane, w samych superlatywach mogłabym o tym spektaklu mówić. „(...)z czerwieni nadzieje wróżą, z barwy zórz, z barwy róż i krwi. Nazywają mnie tu dziką różą, Liza Day czy to ja czy ty(...)”.

Nie wymagaj ode mnie myślenia Eljot. Jestem tak zmęczona, że marzę tylko o pójściu spać. Skończę pisać i zaraz idę się położyć. Nawet chyba nie będę czytać... A taką fajną mam książkę. Wczoraj znowu to zrobiłam Aniele. A przecież mogłam tylko niepotrzebnie wydać pieniądze. Ale na szczęście moja intuicja mnie nie zawiodła. Kolejny raz jej zaufałam. Tak, wczoraj, kiedy kupowałam książkę. Znowu urzekł mnie tytuł i okładka. Co prawda nie ocenia się książki po okładce, ale w tych sprawach mam do siebie zaufanie. Kupiłam „Kamyk” Agaty Miklaszewskiej. Zapowiada się bardzo sympatycznie, metafizycznie, klimatycznie, nastrojowo.. (???).

A jutro na ¾ dnia do B. Mam nadzieję, że nie będzie ciężko. Choć nie mogę być tego taka bardzo pewna bo jutro mam też angielski z K. A on coś nie bardzo jest chętny do współpracy. A przecież ja nie mogę cały czas dawać mu do rozwiązywania krzyżówek i tym podobnych. Musi też coś z gramatyki zrobić.

Eh! Idziemy spać Aniele.

Już dobrze już dobrze

możesz odpocząć

spróbuj zasnąć

niech myśli co cię okrążają

rozpłyną się szeroko

niech pozamieniają się w kropelki

i jak mgła osiądą nad łąkami

Już dobrze pozwól się wyciszyć

a ja przypilnuję

żaden smok zły sen

nad twą głową i ciałem zmęczonym

rozłożę płaszcz włochaty

co samą miękkością ukoi

A jeszcze znaki tajemne uczynię

samą dobrą białą białą magię

bo różne znam sposoby

i słowa-klucze i gesty-bramy(...) [E. Bartoszewicz „Ukojenie”]

 

alexbluessy : :