Archiwum grudzień 2005, strona 1


gru 07 2005 Hm...
Komentarze: 3

I co ja mam powiedzieć???

 

Wciąż tak samo jestem zakochana, a ostatnio nawet jakoś tak inaczej. Odwiedziłam Ukochanego w sobotę, postawiłam bańki (a ile zabawy przy tym było (bo to były takie gumowe, akupunkturowe).

... jego słowa: „stęskniłem się za tobą, cieszę się, że jesteś...” I ten jego wzrok, który na sobie poczułam... Wczoraj też tak patrzył.

 

Mikołaj się spisał. Przyniósł ciepluchne, mięciuchne papucie w kształcie głowy... to chyba piesek jest, oczy ma, nosek też i rudo-brązowe pokrycie. Na drugą część prezentu muszę poczekać, bo Mikołaj przez Internet zamówił, z racji tego, że w całym mieście nie mógł dostać Anielskich Kart „Życie z Aniołami”, o których pamiętał, że chciałabym je dostać.

Mikołaj zasnął w nowej piżamie na nowej poduszce, wcześniej pokręcił tyłeczkiem przed lustrem, że jaki to on jest seksowny i jak go piżamka wyszczupla. Ano jest, a czy wyszczupla... On i tak jest szczupły.

 

Wypiliśmy grzańca, zjedliśmy mandarynki, pomarańcze, marcepana i nasze ulubione kokosowe jeżyki. Trochę posłuchaliśmy American Christmas Songs i było milusio.

A za oknem biało... I z nieba sypie. Kociątko obserwuje świat bo nigdy jeszcze śniegu nie widziało. Jeszcze muszę napisać jedno wypracowanie, poczytać trochę „Zbrodnię i karę”, pojechać na uczelnię.

Do końca tygodnia musimy dopłacić za Sylwestra, za 2 tygodnie wsiadam w pociąg i jadę do Rodziców. A potem na narty...

 

Jakieś to chyba nieskładne, ale co ja mogę napisać...

 

alexbluessy : :
gru 01 2005 Dodano 1 grudnia...
Komentarze: 3

Zapisane 30 listopada 2005

Stres bierze górę nade mną. Uwalniają się negatywne emocje, co powoduje konflikty z otoczeniem.

Koncert okazał się niewypałem, nie przez kiepski występ Krzysztofa K., ale przez moje łzy, Ukochanego chorobę, napięcie między nami spowodowane wcześniejszym niedomówieniem, nieporozumieniem i niezrozumieniem. Wynikło kilka pomyłek, powstała napięta atmosfera i w ogóle jakoś tak nieciekawie.

 

Ukochanego rozłożyła choroba, a on zamiast leżeć jeździ do pracy. Wczoraj nie poszedł na angielski, ale na koncert tak. Bo się rozpłakałam, bo się zachowałam jak kretynka. A przecież mogliśmy zostać w domu, posiedzieć, wypić herbatę i wróciłabym do domu. A tak... A jemu było przykro, powiedział mi.

O rany, jaka ja jestem głupia...

 

Tylko, co ja mam powiedzieć??? Że to niczyja wina, jedynie moich hormonów, że to PMS, że w poniedziałek będzie po wszystkim??? Nie chcę tak mówić, bo to niczego nie rozwiąże. Dalej będę mówić, że wszystko gra. A tak naprawdę będę rozstrojona.

Od jakiegoś czasu źle sypiam, nie mogę zasnąć, a rano ciężko mi wstać. Radio musi grać całą noc, żeby zagłuszyć myśli i chore sny. Jedynie przy Ukochanym sen jest lekki, choć nie zawsze kolorowy. I co??? Co ja mam mu powiedzieć??? Że tak strasznie zazdroszczę M. i R., że oni już są razem, że mają Maleństwo i że ja też tak chcę. I to coraz bardziej chcę??? Że dlatego mu dwa razy odmówiłam, bo nie wiedziałam czy żartuje czy mówi serio, bo sam musi przyznać, że czasem zdarza mu się różnie mówić. Chyba tak powinnam mu powiedzieć...

A co poza tym??? Że boję się jeść czegoś twardszego żeby zębów nie stracić, że ilekroć gryzę jakiś kawałek chleba czy bułki mam wizję ich wypadania.

Mam mu powiedzieć, że już chcę z nim mieszkać, chcę żeby był, nawet, jeśli miałby być chory i mnie zarażać to chcę żeby był, że nie chcę dłużej czekać, ze każdy dzień bez niego to odliczanie godzin, to pocieszanie się, że już niedługo???

Mam mu powiedzieć, że już nie chcę dłużej budzić się w nocy czując przy sobie czyjąś obecność, i żeby się okazywało, że to Fiodor??? Że już nie chcę być witana tylko przez Kociątko i je przytulać po wejściu do domu, przy oglądaniu ulubionego serialu, czy tak po prostu, bez okazji???

 

Powiem mu to, kiedy tylko przyjedzie to mu powiem. Nie wiem, kiedy to będzie – w piątek, sobotę (trochę dziwna wizja, spędzanie weekendu bez Ukochanego), ma przyjechać, kiedy tylko stanie na nogi. Chcę mu w tym pomóc i zawiozłam mu do pracy sok malinowy, dwa Fervexy i jego ulubiony jogurt. Ucieszył się. A ja przynajmniej wiem już, jak do jego pracy dojechać i kiedyś wpadnę bez zapowiedzi. Z pączkami, jak to sobie kiedyś jeszcze wymyśliłam.

I będę teraz czekać, i liczyć godziny. To znaczy, raczej je zabijać. Chciałabym się tak mocno, mocno przytulić.

 

... mam już dość, jak Magda M. pogryzania chipsów przed telewizorem (choć może spróbuję lodów z popcornem), zagłaskiwania kota i zapłakiwania się. Co mi to da??? Łzy dają ulgę... zagłuszam ciszę. Na wszelkie możliwe sposoby. Zabijam puste godziny. Wydaje mi się, ze tylko Ukochany nadać im może sens, kolor, dźwięk.

Poświęcenie??? Nie, na pewno nie. Jestem typem kobiety, która dla rodziny zrobi dużo. Bardzo.

 

Najgorsze jest też to, że nie mam przed kim się wygadać. Tak jakoś się ułożyło, że większa część moich znajomych to poznani przez Ukochanego. Na uczelni nie mam jak wychlipać się przy B., a potem ona jedzie do domu, do Ś., E. Na smsy nie odpisuje, powoli zaczynam się martwić. Kilka razy pisałam, proponowałam pogaduchy, ale albo brak czasu, albo bez odzewu. Szkoda. Jest jeszcze D., ale on ostatnio sam nie ma nastroju. Jacyś wszyscy podminowani ostatnio.

Przykro mi tylko, że się tak układa. A raczej, ze się nie układa.

Cóż, zostaje pisanie.

 

Cieszę się, że już grudzień. Zaraz będą święta, potem Sylwester, a zaraz potem wiosna. Ale wcześniej Mikołaj będzie przynosić prezenty. Do mnie chyba przyjdzie później, bo mówi, że od dwóch tygodni chodzi i dopytuje o prezent, ale każą mu czekać. To ja też poczekam, choć ciekawość mnie zżera.

 

...wczoraj wieczorem wysłał smsa: „kocham cię, nie zapominaj o tym”. Odpowiedziałam: „ja ciebie też, nawet wtedy, kiedy zachowuję się jak skończona kretynka”.

 

Rozmowa z B. bardzo mi pomogła, wydawało mi się, że będę płakać. Nie płakałam. Zobaczyłam też pewne rozwiązania...

 

Dodane 1 grudnia 2005

Herbata pachnie jabłkowo-cynamonowo, Kociątko szaleje, za oknem zero śniegu, przede mną „Ojcowie i dzieci” Turgieniewa. Zabawne, zawzięłam się i od ósmej przeczytałam połowę. Dzisiaj skończę, jeszcze przed wyjściem na filfaka.

Zasypiałam ze zdjęciem pod poduszką, łzami na policzku i Kocięciem przy głowie. Nie budziłam się w nocy, ale rano zauważyłam Czyjś brak i zaczęło się na nowo.

Postanowiłam, że w razie czego zrobię cebulowego syropu, kupię pomarańczy i coś słodkiego i zawiozę to wszystko na *******. Niech Ukochany śpi, ja poczytam. Niech ogląda telewizję, ja zrobię jakieś zadania. Ale będę z nim. Bo Tęsknię, już tęsknię.

Mam mu tyle do powiedzenia...

 

alexbluessy : :