Archiwum luty 2004, strona 3


lut 14 2004 Walenty nie daje mi spać spokojnie
Komentarze: 4

Prawie północ. Za kilka minut rozpocznie się nowy dzień. Mrok się rozproszy, wstanie słońce...  I będą Walentynki. Rozpocznie się dzień, który raczej do moich ulubionych nie należy. Nie żebym była zwolenniczką celebrowania tego słodko różowo-czerwonego święta, ale jest jakiś żal. Jakiś niedosyt. Wszyscy naokoło mówią „kocham cię”, a mi nie mówi nikt. Nikt nigdy nie powiedział. Mama mówi, ale ona się nie liczy.. W takie dni, jak za chwilę się rozpocznie, mam ochotę zaszyć się w najciemniejszym kącie, przykryć kocem i czekać na jego koniec. Może robię źle, może właśnie powinnam stawić czoła temu wszystkiemu. Nie umiem – nie jestem na tyle silna. 14 lutego moje tęsknoty stają się bardziej wyraziste. Bardziej dokuczają, trudniej je zagłuszyć. 14 lutego to one są górą. A najzabawniejsze jest to, że mi ten cały cukierkowy cyrk nie bardzo odpowiada. Śmieszy, bawi, drażni. Może dlatego, że jestem obserwatorem, nie uczestniczę w przedstawieniu. Jestem tylko widzem...

Włączyłam ballady Leonarda Cohena. Jego ciepły, zachrypnięty głos jest ukojeniem dla zmysłów... (???). W chwili obecnej jestem w takim stanie, że mózg powoli się wyłącza i nie mogę skupić się na czytaniu czy oglądaniu czegokolwiek, a z drugiej strony jeszcze nie chcę spać. Oczy uparcie pozostają otarte, a po głowie kołaczą się różne myśli. Te chciane, i te nie chciane. Dlatego włączyłam Cohena, dlatego uruchomiłam komputer, i dlatego teraz piszę. Bo mam taką potrzebę. Właśnie dziś i właśnie o tej porze.

Moje tęsknoty, małe tęsknoty... Czemu chodzicie za mną nie dając wytchnienia. Dlaczego na ten jeden dzień nie możecie zasnąć??? Tylko kłujecie mocniej i mocniej. „Tęsknota” to bardzo osobliwy stan. „Czekanie” też. 

„(...)tęsknota to nie tylko przebieranie ziarenek maku. Nie tylko nasłuchiwanie jego kroków za drzwiami. Czekanie na dzwonek lub zgrzyt klucza w zamku. Bo „tęsknić” i „czekać” to prawie to samo. Pod warunkiem, że czekając się tęskni, a tęskniąc czeka. Z tęsknoty można przestać jeść. Można też umyć podłogę w całym domu szczoteczką do zębów. Można wytapetować mieszkanie. Umrzeć można.” [J. L. Wiśniewski „Martyna”]

Za czym ja tęsknię??? Za motylkami w brzuchu. Za ciepłem dłoni, za troskliwym pytaniem, za odrobiną zainteresowania i czułości chociaż. [W tym momencie wybiła północ] możecie wierzyć, lub nie, ale nie raz mam wrażenie, że rozerwę się, że to czekanie, te moje tęsknoty, że to przybierze na sile i coś się ze mną stanie. Umrę??? Może... Głupoty gadam. Z. zaraz by powiedział, że mam uważać bo dotrzyma obietnicy.... Jakiej to już mniej istotne. Tylko, że to tylko gadanie. Bo ja będę przez cały dzień smętna, a on i tak nic nie zrobi. I dobrze. Tak chyba będzie lepiej. Do czasu... Mam ochotę poczytać poezję, ale jak tylko wezmę do ręki jakiś tomik to ochota mi zaraz przechodzi. A jeszcze dzisiaj tańczyłam przez cały dzień. Dosłownie odwaliłam „taniec z puszką tuńczyka”. A teraz??? Kicha. Jedna, wielka kicha. Smutek przez cały dzień i oczekiwanie na koniec soboty.

Ł. nadal podpatruje na moje tulipanki. Normalnie jeszcze trochę i wzrok straci. Albo ja zacznę pobierać opłaty za zwiedzanie... Ależ Z. zrobił atrakcję moim zapracowanym przy projektach współlokatorom. Mam wrażenie, że oni specjalnie szukają okazji żeby iść do łazienki i przejść obok mojego pokoju i popatrzeć na nie. Może kwiatkom ładności nie ubędzie, ale trochę mnie to zaczyna wkurzać. Dzisiejszej nocy, ale wczoraj, włączył mi się na gg pan K. bo zaciekawił go mój opis: „teraz piszę i wylewam na kartkę moje łzy”. [Grammatik]. Akurat byłam w trakcie pisania, ale stwierdziłam, że od biedy mogę z nim chwilkę pogadać. W pewnym momencie on zapytał czy ja na jakiś grzybkach jadę. A co mu nie pasuje??? Że niby jakoś dziwnie mówię i w ogóle. Jestem dziwna, jestem inna, ale jemu to nic do rzeczy. Zajrzałam w głąb siebie, jeszcze nie do końca, ale robię postępy. Zajrzałam i dostrzegłam pewne rzeczy, ale o tym innym razem. Zainteresowałam się psychologią i mistycznymi aniołami. Jest w tym coś złego??? Według mnie nie, a rozmawiałam z nim normalnie. Więc czemu on o tych grzybach zaczął??? Zresztą jeden z drugoplanowych, ale odgrywający olbrzymią rolę w życiu Jakuba, bohaterów „Samotności...” stwierdził, że „(...)Bóg też był na grzybach kiedy majstrował przy wszechświecie.”

Jak zwykle odbiegłam od głównego wątku...

Już zaczynają się pojawiać życzenia od znajomych. Wirtualne życzenia. Miłe, że ktoś pamięta... Bo wiecie, ja mogę pisać, że jest mi źle, że tęskno i tak dalej. Bo jest. Nawet bardzo. Może bardziej niż bardzo. Ale to, że mi tęskno, że źle to nie znaczy, że podoba mi się cała ta otoczka Święta Zakochanych.  Jest to słodka, aż mdło się robi od tej słodyczy, lukrowanka. Kicz. Mami cukierkowymi kolorami, jest wszędzie... A może tylko ja tak myślę??? Może kiedy nadejdzie „mój czas” to zmieni mi się myślenie. A może kiedy będzie już ten czas to będę za stara już na takie słodkości??? Ciężko mi powiedzieć. O! I widzicie??? W radiu „zakochane” piosenki, w telewizji „zakochane” filmy. A pośrodku tego ja zatopiona we własnych, nie za wesołych, myślach. Dzisiaj nie słucham radia, nie włączam telewizji – nawet na wiadomości. Z domu też nie wyjdę.... Aż do niedzieli. Byle do niedzieli!!! Wraz z nią wszystko wróci do normy. Świat będzie się toczył swoim zwykłym rytmem, a nie podskakiwał w rytm bijących szybciej serc. Eh!!!!!

Idę spać. Uciekam w sen. Może coś ładnego się przyśni. Oby!!! Czarodziej może o to zadba... Do jutra... Albo do niedzieli.

alexbluessy : :
lut 13 2004 W piątek trzymastego byłam w dobrym humorze!!!...
Komentarze: 1

Śpię codziennie po 10-12 godzin nie budząc się. A potem muszę się zmuszać żeby wstać. Może to jakiś rodzaj ucieczki. Albo obrony. Obrony przed nudą. Bo co można robić kiedy tyle jest wolnego czasu??? Do pracy nie chodzę, uczyć nie za bardzo mam ochotę – chociaż powinnam, przed komputerem siedzieć cały dzień??? Po co??? Dzisiaj wstałam radosna o godzinie 10. Obudziłam się po jakimś dziwnym śnie. Nie pamiętam go dokładnie. Wiem tylko, że rozmawiałam z Z. na gg. I on coś o kawie mówił. Że zapomniał Jacobsa kupić. Ale fajny sen – widziałam wszystko: wyskakujące komunikaty, kolory w oknie rozmowy... Potem nie bardzo wiedziałam czy to był sen, czy my naprawdę o jakiejś kawie rozmawialiśmy.

Obudziłam się i poszłam do sklepu po bułeczki – z nikłą nadzieją na świeże. Spodnie coraz bardziej na mnie wiszą więc postanowiłam odżywiać się tylko bułkami i czekoladą.  Wyszłam przed dom. Puste uliczki osiedla przykryte były cienką warstwą śniegu. Nigdzie żywego ducha. Pomyślałam, że to moje osiedle to takie jakby małe getto. Zabudowane ze wszystkich stron. Odgrodzone od głównej ulicy. Jakby się ktoś uparł to nie musi się poza jego ramy ruszać. „W środku” dostanie wszystko, co potrzebne do przeżycia. Są sklepy spożywcze, warzywny, jest fryzjer i gabinet kosmetyczny, apteka, optyk i sklep papierniczy. Mamy też pizzerię, bank, sklep komputerowy, gabinety lekarskie i pocztę. Trochę to taka zamknięta społeczność. Komuna S.M. „Akademicka”. Bo to osiedle, na którym mieszkam było budowane z myślą o pracownikach naukowych Uniwersytetu i Politechniki. Stąd taka, a nie inna nazwa spółdzielni. W pozostałych domach jest nieco lepiej, ale mój w bardzo dużej części zamieszkany jest przez ludzi nauki – „mózgi narodu”. Są biolodzy, matematycy, fizycy, ekonomiści, poloniści, architekci, chemicy...

........................................

Kochani nie mogę wyjść z podziwu nad swoją babską logiką. W ogóle nie jestem oszczędna. Fakt, że pieniądze są po to żeby je wydawać, ale trzeba też mieć trochę umiaru, prawda??? A ja lubię sobie dogadzać. Nie ciuchami, nie kosmetykami, ale książkami i jedzonkiem. Dzisiaj znowu kupiłam książkę. Tytuł mnie zachwycił, urzekł. „Książka o tęsknocie” Anselma Grna – niemieckiego teologa. Podobno bardzo koi duszę i czyta się ją jednym tchem. To coś dla mnie. Nie mogłam się powstrzymać od kupienia jej. Ale musi zaczekać na swoją kolej na półce. 35 złotych za książkę to średnio dużo. Ale ja mam 1100 zł. na miesiąc. Z tego jakieś 800 zł. zabierają przeróżne opłaty. Czyli na przeżycie miesiąca zostaje mi 300 - 350 zł. Dla mnie jednej to wystarcza. Na pomoc ze strony rodziców nie mam co liczyć, oni mają swoje wydatki. Muszę sama się rządzić tym, co mam. Nie narzekam, ale czasem nie jest lekko. I mimo, że te kilkaset zł. to stosunkowo niewiele (nie liczę tu pieniędzy od B. – one są moje i odkładam je na szczytny cel – drukarkę ze skanerem i Wakacyjną Szkołę Turystyki w Puszczy Knyszyńskiej), ale daję jakoś radę. Tylko czasem, w takie dni jak dziś, kiedy uległam pokusie-rozpuście i kupiłam kolejną książkę, „zbierającą zabójczy dla mnie kurz” – jak mówi moja mama, mam pozakupowego kaca. Ale czasem nie warto sobie odmawiać. A szczególnie książek nie warto. One pozwalają zobaczyć inny świat, zobaczyć kolory, zwiedzić inne światy, w tym ogólnym brudzie i szarzyźnie rzeczywistości są odskocznią, pocieszeniem, pozwalają znaleźć odpowiedzi na dręczące pytania, zatrzymać się na chwilę...

A co jeszcze dzisiaj mnie spotkało??? Nic szczególnego – i może dobrze – wszak dzisiaj jest piątek trzynastego. J W tramwaju jakiś chłopak poprosił o wytłumaczenie jak ma trafić na ulicę Reja. Zwykle nie lubię tłumaczyć ludziom jak, gdzieś mają dojść bo nie umiem tego dobrze zrobić. Ale są wyjątki...  I dziś taki wyjątek się zdarzył. Tak mu wytłumaczyłam, że tylko się uśmiechnął i powiedział, że jeszcze nikt mu nigdy z podobną dokładnością nie wytłumaczył jak ma gdzieś dojść. Bo ja mu powiedziałam, oprócz tego na którym przystanku ma wysiąść to jeszcze między jakimi sklepami ta ulica się znajduje. Między drogerią i czymś co się nazywa Świat Wody. Fajna nazwa...

Jakiś obiad przydałoby się zjeść ale jakoś na samą myśl o jedzeniu mdli mnie. Dziwne bo przecież ja uwielbiam jeść. Śnieg za oknem sypie, ogólnie nie najprzyjemniej się zrobiło, a mnie czeka jeszcze wyprawa na pocztę po awizo na jakiś przekaz pocztowy dostałam.

..................................................

Mam nadzieję, że nie zaszkodzi mi to, co zjadłam na obiad. Nie miałam żadnego konkretnego pomysłu więc improwizowałam. W dosłownym sensie. Wyszło mi coś dziwnego, ale nawet było jadalne. Makaron muszelki z pomidorami, tuńczykiem, parmezanem i dużą ilością bazylii i oregano. A awizo? Dziadkowie grosz przysłali. Drukarka się przybliża... Ciekawe tylko jeszcze czy tata zapisał mnie na ten wyjazd do Puszczy Knyszyńskiej. Miał to zrobić, ale P. powiedział, ze jakieś seminarium miał dzisiaj. Ale mam nadzieję, że nie zapomniał. Kończę Kochani bo w końcu trzeba się zacząć uczyć. Do poniedziałku tak mało czasu... Zresztą to bezsensu. Ja teraz wkuję te kilkaset słówek, a zaraz po teście je zapomnę.  Życzę WAM kolorowych i spokojnych snów. Pożegnam się piosenką S. Krajewskiego „Wolni”, która za mną od jakiegoś czasu chodzi:

Wolni, zmęczeni, ale wolni, natchnieni, lecz spokojni patrzymy na świat. Wolni, choć czasem z jednym skrzydłem, choć myśli nie tak śmigłe, a w sercach już piach.

Uwierz, że to jest możliwe, naprawdę uwierz, zetrzyj tylko fałsz wokół nas.

Żagle, łapiemy wiatr jak żagle, jak dzieci w deszczu pragnień  chłodzimy swą twarz. Wolni, choć ślady pod koszulą, choć blizny aż pod skórą odporne na czas.

Uwierz, że to jest możliwe, naprawdę uwierz, cóż jest więcej wart ponad to?

Wolni, swobodni, lecz oporni, powolni, ale wolni tęsknimy do gwiazd. Wolni, szczęśliwi jak kloszardzi, naiwni, ale twardzi chowamy swój skarb.

Uwierzcie i WY i śnijcie swoje sny... Trzymajcie się ciepło. Do jutra. Pa.

alexbluessy : :
lut 12 2004 bezsenny sen mnie kołysze...
Komentarze: 3

... źle się czuję. Coś mi ściska gardło. Nie pomogła nawet gorąca, parująca kąpiel z mikroelementami. Zrobiłam sobie melisy to może trochę mi przejdzie. W skrzynce znalazłam dzisiaj ulotkę z Ośrodka Edukacji Psychologicznej. Moja mama kiedyś była tam na jakimś treningu i teraz kilka razy w roku przysyłają nam informacje o organizowanych treningach terapeutycznych. Pomyślałam sobie, że może to coś dla mnie. Że może przydałaby mi się rozmowa z psychologiem. Może znalazłabym odpowiedzi na moje pytania, może bym znalazła rozwiązanie moich problemów. Tylko, że taki 5-dniowy wyjazd kosztuje 850 zł. Nie stać mnie. A te treningi prowadzone są przez mistrzów. Uczyli się u Wojciecha Eichelbergera – świetnego psychologa (razem z Tomaszem Jastrunem piszą do „Zwierciadła” świetne artykuły). Bo znowu zaczynam czuć, że nie jest dobrze. Znikły uśmiechy, słońce i radości.

Chciałam zadzwonić i porozmawiać z kimś. Zadzwoniłam do A. Wyszła z chłopakiem. Zadzwoniłam do P.  Na aerobiku. Odebrała jej siostra. Może tylko zmęczona była... Może źle ją zrozumiałam... Nie mniej odniosła wrażenie jakby jak najszybciej chciała rozmowę skończyć. I jeszcze się o Z. pytała. To jej powiedziałam wszystko. Niby nic. Powiedziała, że fajnie i tak dalej, ale to właśnie po tym zakończyła rozmowę. A przecież według zasad savoir vivre’u kończy ten, kto dzwonił. Zadzwoniłam do mojego brata. Też go nie ma. Ma wrócić za pół godziny i do mnie oddzwonić. Eh!!! Ja już chyba kiedyś mówiłam, ze jak ktoś mnie potrzebuje to zawsze jestem. Ale w drugą stronę to już tak wesoło nie jest. A może ja po prostu mam takiego pecha... Eh!!!

Co to się dzisiaj porobiło... Ł. Na przykład stanął nad moimi tulipankami ślicznymi, podparł się pod boki, i powiedział: „No to się teraz przyznaj od kogo to dostałaś”. Ja mu na to, że od KOLEGI. A on mi rzecze: „Ładny kolega...Takie kwiaty...”. Zazdrosny jaki czy co??? Prawdę mówiąc mało mnie to obchodzi. Kwiatki są śliczne, moje i tyle!!! Kto chce mogę dać popatrzeć. J  Aha! Mało tego. Ł. Jeszcze zapytał: „Słuchaj, a co z tym gościem co tu przychodził? Dawno go nie było. Jak on miał na imię?” Ja: „K***”. On: „Ale co wy jesteście razem czy jak?”. W tym monecie mnie siekło. Ja: „Nie, nie jesteśmy”. On: „Aha. Ale taki bukiet. Niezły ten gość musi być. A ty droga.” Siekło mnie jeszcze bardziej bo zabrzmiało to tak jakbym była do kupienia.

Posłuchałam trochę Seweryna Krajewskiego i Marka Grechuty i trochę mi się poprawiło.

Ale za to ząb trochę zaczął boleć... Dziwne, nie??? Po wizycie u dentysty powinno być odwrotnie. Lekarka na siłę chciała mnie znieczulać. To jej powiedziałam, że: „trzeba swoje wycierpieć”. A ona mi pogratulowała takiej postawy i dawaj borować. Nie było najprzyjemniej, ale dało się wytrzymać.

Mój brat zadzwonił. Być może dostanę darmową wejściówkę na koncert. To jeszcze nic pewnego, ale szanse są. A niech by nie było!!! Muszę tylko w kiosku wyczaić tą gazetę z artykułem o jego składzie. Ale dumna... dumna z niego jestem bardzo.

Normalnie Grechuta zaczął przynosić efekty... Cud Moi Drodzy. Cud!!! Nie chcę zapeszać ale chyba zaczynam się lekko uśmiechać...

W pogoni spraw, w szarości dnia

Odnaleźć chcę dłoni twej czuły gest

Wśród ludzi złych, na przekór im

Nie zgubmy drogi swej

Raz szczęścia blask, raz smutku łza

Pociąga nas życia gra, walki smak

Nie liczmy strat, ten świat jest wart

Naprawdę jest ich wart (czy aby na pewno???)

Nieprawda, że za późno - wiem, tak trudno uwierzyć

Ktoś szansę dał, pozwolił nam odnaleźć się pośród stu krętych dróg

Spróbujmy znów zaufać snom niech spełnia się nasz los [S. Krajewski „Zaufać snom”]

I tym optymistycznym akcentem życzę WAM kolorowych snów. Do jutra. Trzymajcie się. Pa.

 

 

alexbluessy : :
lut 12 2004 chciałabym popłynąć białym latawcem......
Komentarze: 1

...czuję się tak, jakbym żyła na pograniczu SNU i JAWY.  A może jakbym śniła jakiś SEN...??? Nawet nie umiem ubrać w słowa tego, jak się czuję, co czuję. Nie mogę uwierzyć w to, co się wczoraj zdarzyło. Patrzę na te piękne tulipanki i czuję się jakbym śniła. Czasem mam wrażenie, że ich nie ma. Że to tylko moja wyobraźnia... Obudziłam się i nie mogłam uwierzyć. Zastanawiałam się czy to dalszy ciąg snu, czy zaczął się już nowy dzień. Aż przetarłam oczy ze zdziwienia. Dopiero kiedy dotknęłam ich delikatnych płatków powoli, bardzo powoli zaczęłam wierzyć, że to już nie jest SEN. Chociaż i tak, kiedy zerkam na nie to mam wrażenie, że są z INNEGO ŚWIATA. Że nie są rzeczywiste. Że się zaraz rozpłyną jak poranna mgła albo noc. Wirtualny bukiet dla Wirtualnej dziewczyny??? Kiedy wczoraj moja współlokatorka G. zobaczyła ten bukiet doznała nie mniejszego szoku ode mnie i powiedziała tylko: „No to ładnie. No to ładnie narozrabiałaś. Musiałaś komuś nieźle w głowie zawrócić...”. Ma trochę racji. Właśnie takie mam wrażenie, że potrafię tylko zawracać w głowie. Robić bałagan, zamieszanie i uciekać... Bo ja trochę uciekam. Tak Kochani, UCIEKAM. Tylko jeszcze nie doszłam do tego przed czym tak naprawdę. Jakiś czas temu Z. powiedział, że nie jestem podobna do dziewczyn, które on zna. Oczywiście, że nie jestem. Podstawową rzeczą, która mnie od nich odróżnia to moja Wirtualność. I to, że w pewnym sensie jestem NieRzeczywista, a więc nie ma mnie tak naprawdę. Może różni nas jeszcze to, że żyję we Własnym Świecie mało oglądając się na innych (nie ma to wiele wspólnego z samolubstwem, próżnością czy czymś podobnym), zdarza mi się też pływać na różowych chmurkach. A poza tym to jestem nieśmiałą dziewczyną z kilkoma kompleksami, które staram się tuszować w taki czy inny sposób. Chyba znowu trochę przeczę sama sobie....

Dzisiaj śledził mnie kominiarz. Nie wierzę w takie rzeczy, ale dziwnie się czułam. Ledwie wyszłam od dentysty on zaczął iść za mną. Ja skręcam w uliczkę – on też. Ja idę w stronę bankomatu – on też. Potem na chwilkę straciłam go z oczu. Tylko na chwilę. Kilkanaście minut tak za mną szedł. Aż się zaczęłam nieswojo czuć. Podobno kominiarz przynosi szczęście. Ale trzeba się złapać za guzik (nie miałam jak) i potem zobaczyć mężczyznę w okularach – nie zobaczyłam. Czyli co??? Po SZCZĘŚCIU, tak???

Dziwnie się czuję Kochani. Jakoś mi mdło i niedobrze jest. Cały czas słucham piosenki o białym latawcu... Ze skupieniem też mam trudności. Idę się położyć. Do jutra. Papa.

 

alexbluessy : :
lut 11 2004 TEGO się nie spodziewałam!!!!!!!
Komentarze: 1

Spałam 10 godzin bez przerwy!!! Sukces. Może teraz znowu za długo, ale czuję się jak nowo narodzona. Sen też miałam kolorowy...

Rozmawiałam z H. Dziwna pod koniec zrobiła się nasza rozmowa. Czasem nie wiem co jest na serio, a co nie. Podałam mu link do strony ze zdjęciami mojego miasta.... Powiedział, że wiedział, że jest piękne ale chciałby zobaczyć je na żywo. I dziewczynę mieszkającą tam też. Pierwsze na pewno mu się spełni. Co do drugiego to mam wątpliwości. Bo ta dziewczyna jest Wirtualna. I nawet jeśli ona może by i chciała to... To w tym cały jest ambaras żeby dwoje chciało na raz. Zostanie tak, jak jest. FOREVER. Tak mi się wydaje. Za dużo niedomówień, sprzeczności, może... To Wirtualny Świat czyni pewne rzeczy niemożliwymi...

Mój Wrocław. Kocham go i nienawidzę. Bardziej to pierwsze niż to drugie. Czasem mam go dość, ale to moje miasto. Przynajmniej na razie. Za co je kocham??? Za:

-          gołębie na Rynku

-          fontannę Źródło na Rynku, która nijak nie pasuje do jego zabudowy

-          za kwiaciarnie na Placu Solnym, gdzie o każdej porze roku można kupić tulipany i słoneczniki

-          mojego tatę

-          jego setkę mostów

-          olbrzymie korki- codziennie w tych samych miejscach

-          wiecznie śpieszących się ludzi

-          PRL, Siedem Kotów (K7), Piwnicę Stańczyka i Piramidę

-          Radio KOLOR i jego Złote Przeboje (mogliby tylko więcej polskich, a mniej zagranicznych – szczególnie ABBY – puszczać)

-          Bastion Sakwowy (Wzgórze Partyzantów) z jego romantycznymi alejkami

-          Ogród Japoński – piękny szczególnie w maju i czerwcu („moich” miesiącach)

-          Parki – pięknie ośnieżone zimą, cudnie zielone wiosną i latem, kolorowe jesienią

-          Targi Zdrowia i Niezwykłości

-          to, że mogę tu mieszkać

-          kurz i brud na ulicach

-          zapchane i brudne autobusy i tramwaje

Od rana mam bardzo dobry nastrój. Co prawda pod koniec rozmowy z H. trochę opadł, ale... Ale podczas smażenia naleśników wrócił. Włączyłam sobie głośno radio (KOLOR) i smażyłam naleśniki. Przy „YMCA” nie wytrzymałam i zaczęłam tańczyć z patelnią po kuchni. Ludzie z domu naprzeciwko musieli mieć niezły ubaw. Jeśli ktoś widział... A jest to dość prawdopodobne bo z kuchni mam wyjście na balkon co równa się dużym, przeszklonym drzwiom i jeszcze oknu – też dość sporemu. Taniec z patelnią odprawiłam razy kilka. Wesoło było. I pewnie jeszcze będzie. Naleśniki wyszły super! Chrupiące i rumiane. Mam swoją własną recepturę na ich przygotowanie. Cukier i cynamon robią swoje. Mniam mniam. Zjem je z nieco cierpkim dżemem z aronii produkcji maminej albo z podsmażonymi jabłuszkami... PYSZNY będzie obiadek. Do picia mleko pełne laktozy, która mi szkodzi. Ale co tam. Raz na jakiś czas można. Nawet za cenę cierpienia zaraz „po”. A przy okazji stwierdziłam rzecz straszną.  Okropnie schudłam. Nawet nie wiem jak to się stało. Spodnie, które strasznie lubię, kiedy kupowałam je w zeszłym roku były nieco luźne.  Dziś je założyłam i się przeraziłam. Wiszą na mnie! Takie luźne to nigdy nie były. Jem dużo, a chudnę. Ciekawe, bardzo ciekawe... Może mi się przemiana materii naprawiła...

...............................................................

W najbliższy poniedziałek  mam egzamin ze słownictwa. Powinnam ostro zabrać się do roboty bo jest tego od cholery albo i więcej. Ale przerwa należy się każdemu. Ja swoją postanowiłam wykorzystać na przejrzenie skrzyneczki ze skarbami. Innymi słowy z listami, pocztówkami i wierszami również. Tak, tak, dostałam w swoim życiu kilka wierszy. kilka:1- taki jest stosunek. Tych kilka popełnił (albo gdzieś znalazł) pan D. Jednego dostałam już kilka dobrych lat temu, byłam wtedy w klasie maturalnej, od wirtualnego znajomego. Poznaliśmy się on-line przez zupełny przypadek. Potem znaliśmy się już normalnie jako że stał się chłopakiem mojej licealnej koleżanki. Poznali się przez Internet (częściowo za moim pośrednictwem) i byli ze sobą dość długo. Nie chcę nikogo obrażać, ale G. (ta moja koleżanka) zniszczyła to przez swoją zawiść, i zachowanie jakieś takie, nie na miejscu trochę. A Ł. (tak miał na imię) to był naprawdę fajny facet. Zanim jednak stał się facetem G. napisał dla mnie wierszyk, który rozbawia mnie do dziś. Po prostu wyję ze śmiechu jak go czytam. I dziś właśnie chcę WAM go pokazać. 

Olciu ma kochana kiedy budzę się zawsze z rana nie widzę koło mnie twego cudnego ciała przeżywam ja wtedy okropne katusze, myślę sobie: jakoś sobie radzić muszę. Wciąż szukam twego nicka lecz wciąż słyszę „Olcia ma już za kim innym kompletnego bzika”. Moje serce zapłakało, moje ciało załamało, nad przepaścią sobie stało i nad sobą tak dumało. Wnet co widzę? Tak to ona, ino moja wymarzona, idzie sobie w moją stronę, o mój Boże już nie mogę. Będzie moja, tylko moja.  Lecz co widzę? Ciągnie za sobą jakiegoś kowboja. Krzyczy do mnie „Cześć kochanie” a ten bencwał macha mi ręką na powitanie. Wnet mi piana cieknie z pyska, „o mój drogi obiję ja ci teraz ładnie pyska!”. Patrzę, a ten gach ucieka!, biegnę, krzyczę, lecę, już dobiegam. Nagle słyszę „mój głuptasie to jest mój kolega. Siedzimy razem w ławce w klasie.”. O ma zazdrość jest przeklęta, zdolna jest doprowadzić do nieszczęścia...

I jak się WAM podoba??? J

...........................................................

Mniej więcej o 18 zaczęłam się lekko denerwować. W końcu miała nadejść niespodzianka od Z. Moje zdenerwowanie objawiło się ściśniętym żołądkiem, zaciśniętym gardłem i... uśmiechem. Wynikało z tego, że nie miałam pojęcia czego się spodziewać. Włączyłam ballady Gary’ego Moore’a i wytworzyła się taka fajna, przyćmiona atmosfera. Słuchałam i czekałam bardzo zaintrygowana. Już niedługo, jeszcze parę chwil... Jeszcze gg wzięło się i siadło i nawet nie mogłam przed tą nerwowością uciec w rozmowę. Z. twierdzi, że nie muszę się obawiać, ale przecież niecodziennie dostaje się niespodzianki od Znajomych-Nieznajomych, prawda?? Gary Moore grał, śpiewał, a czas się dłużył. Bardzo chciałam żeby było już „po”. Jak te wskazówki wolno się przesuwają...

...........................................................

Boże!!! Nie wiem co mam powiedzieć, co zrobić. Nie wiem, nie wiem, nie wiem. W życiu się czegoś podobnego nie spodziewałam. Nawet płakać nie mogę. Tak jakby nagle zabrakło mi łez. Raz się śmieję, raz chcę płakać... Mętlik mam w głowie. Bo wyobraźcie sobie, że osoba, którą znacie tylko z Chata i Telefonicznych Rozmów „od czasu do czasu” daje Wam OLBRZYMI kosz Waszych ulubionych kwiatów. Ja właśnie taki kosz dostałam. Kosz PIĘKNYCH, CZERWONYCH TULIPANÓW. Zamarłam, kiedy go zobaczyłam. Jest tak ciężki, że ledwo mogę go podnieść. Kwiaty są cudownie czerwone, gładkie, delikatne – tak, że strach ich dotknąć. Po prostu brakuje mi słów. Owszem marzyłam o tym, że może kiedyś dostanę bukiecik tulipanów. Ale mały bukiecik – kilka kwiatków. O całym KOSZU nawet nie śmiałam myśleć. I to tylko za to, że jestem „po drugiej stronie”. „Że nie odeszłam i nadal jestem”. Na pewno NIGDY nie zapomnę „Z., który dał mi BUKIET tulipanów”....

W pokoju mi teraz tak cudnie pachnie...

Spijcie dobrze Kochani. Ja nie wiem czy dzisiaj usnę... 

alexbluessy : :