Archiwum 30 maja 2004


maj 30 2004 O Aniołach
Komentarze: 3

Przez jakiś czas dzisiaj czułam się dziwnie niespokojna. Zupełnie jakby coś miało się stać. Zadzwoniłam do rodziców – w porządku, u S. też wszystko dobrze, więc skąd wynikał ten mój dziwny stan. Ta dziwna miękkość w nogach, zacisk na gardle i natrętne myśli, że coś się stało. Nie wiem, ale to dziwne. Co prawda mam jutro zaliczenie ze słownictwa, z całości semestru, ale przed tego typu imprezami raczej jestem spokojna. Gdyby to były wstępne, ale one dopiero za miesiąc. Hm, dziwne to. W każdym razie ta moja niespokojność utrzymywała się przez jakiś czas. Nie mogłam się na niczym skoncentrować. Szum komputera drażnił, irytował wręcz, a nie mogłam go wyłączyć bo korzystałam ze słownika. Włączyłam muzykę, ale Dido mogła równie dobrze nie śpiewać bo wcale jej nie słyszałam. A siedzenie w ciszy odpadało bo dzisiaj dźwięczała jak nigdy, a nie było to przyjemne. Mama powiedziała, że czasem to tak jest, ze takie dziwne uczucie przychodzi i żebym się nie martwiła. To samo powiedział mi S. Hm, no trochę mi pomogli.

Co dziwniejsze jednak. Mimo tego dziwnego czucia niepokoju, mimo tego, że czasem nachodzą mnie czarne myśli, między tym wszystkim pojawia się coś jeszcze. Nie wiem dokładnie „co”. Nie umiem „tego” nazwać. Ale ja „to” czuję, że „to” we mnie jest. Kiedy zaczynam się łamać, kiedy zaczynam widzieć świat w szaroburych barwach to „coś” daje o sobie znać. Jakby się we mnie coś zapalało, dawało siłę, poczucie bezpieczeństwa, ciepło. I wtedy znowu zaczyna być dobrze. Zaczynam dostrzegać kolory, Wierzyć. Może to mój Anioł macza w tym paluszki, kto to wie??? Ale One przecież od tego są, żeby pomagać, right??? I może to jest Jego pomoc??? To, co się dzieje, kiedy zaczyna mi być źle i smutno. Nigdy wcześniej czegoś podobnego nie doznałam i dlatego zadaję tyle pytań, dlatego jestem zdziwiona. Bo, jak powiedziałam dziś mojej Koleżance, nie poznaję sama siebie. Skąd we mnie nagle tyle Wiary w ludzi, w świat. Skąd we mnie tyle optymizmu, Nadziei, Siły i Wiary, ze będzie dobrze. Przecież ja taka nie byłam wcześniej. Coś tutaj musiało zaistnieć, ale chyba bez mojej wiedzy. Bo to może wydać się  śmieszne, ale ja naprawdę czuję, kiedy zaczyna mi być źle, jak coś we mnie pulsuje i nagle jakieś ciepło się rozchodzi. A może ja zwariowałam??? Ale chyba nie, czuję się całkiem dobrze poza tym, że alergia daje już o sobie znać. Czasem też wydaje mi się, że S. nie jest prawdziwy. Że albo mi się przyśnił, albo to był Mój Anioł, który przybrał na 2 miesiące ludzką postać. A teraz odszedł. Nie, jak powiedziała moja Koleżanka, One nie odchodzą. To fakt, One są zawsze tyle, ze Ich nie widać. A ja S. widziałam, czułam. Nawet bardzo. Hm, kiedy dzwoni to czasem mam wrażenie, że to jakiś głos  zza światów. Ale to tylko złudzenie. On był, jest i będzie prawdziwy. I znowu go poczuję. Bo on może i był snem, ale na jawie i ja wrócę do tego snu. Ja to WIEM. Ja to CZUJĘ. To w takim razie skoro S. jest prawdziwy to skąd to dziwne ciepło we mnie??? Skąd Siła i tak dalej. Czyżby „miłość we mnie uderzyła jak kamień wystrzelony z procy...” – jak śpiewa mój brat.? Być może. Nie, nie być może, ale raczej na pewno. Co nie zmienia faktu, że Mój Anioł przy mnie jest i na pewno nie pozwala żebym się załamała. Bo jest tak, jak myślałam. Jest gdzieś Zapis, a Anioły wybierają swoim podopiecznym los. Tych losów może być kilka, a Anioł wybiera ten, który Jego zdaniem jest najlepszy. A oprócz tego pomaga. I ja w to wierzę. I moja Koleżanka też wierzy, więc nie zwariowałam i nie jestem sama w tej swojej wierze.

 

alexbluessy : :
maj 30 2004 Więc to jest tak, jak myślałam...
Komentarze: 0

... jak sobie ułożyłam w głowie, jak sobie wyobraziłam. Czyli, że miałam rację jednym słowem. Bo Anioły istnieją. One są, każdy ma swojego Anioła. Każdy bez wyjątku. Właśnie skończyłam czytać książkę Doroty Terakowskiej „Tam, gdzie spadają Anioły”. Niesamowita!!! Polecam gorąco każdemu. Muszę przyznać, ze sama, choć przyzwyczaiłam się do obecności Eljota, czasem w Niego wątpiłam. Ale On jest. I teraz już to wiem na pewno. Bo Anioły są wśród nas... Muszę koniecznie o tej książce powiedzieć mojej Mamie bo wydaje mi się, że ona trochę w Nie nie wierzy. Nawet trochę bardziej niż trochę. A szkoda... Ta książka pochłonęła mnie niesamowicie. Jakieś ciepło z niej emanowało, jakaś dziwna siła i energia. I poczułam, znowu poczułam, że nie jestem sama i że wszystko będzie dobrze. Ale wracając do książki. Zupełnie oderwałam się od rzeczywistości, zapomniałam, że jutro mam zaliczenie ze słownictwa z całości semestru i że muszę materiał powtórzyć. Liczyło się tylko to, co czytałam. Naprawdę dziwne. Uwielbiam czytać, ale muszę przyznać, że dość rzadko zdarza mi się aż tak zapaść w treść tego, co czytam. (Ostatnim razem coś takiego czułam przy „Hipnotyzerze” Lecha Majewskiego i „Samotności w Sieci” J. L. Wiśniewskiego oczywiście”). I w tym momencie patrzę przez okno na niebieskie niebo, po którym płyną białe, podobne do waty cukrowej, chmurki i czuję, że Mój Anioł gdzieś tam jest. I robi mi się ciepło i bezpiecznie. Nie jestem sama... I może niektórym wydawać to się dziwne, ale ja naprawdę w to wierzę.

Z bardziej przyziemnych rzeczy to wczorajsze urodziny babci minęły nawet bezproblemowo. Hm, utwierdziłam się w przekonaniu, że mojego kuzyna należy albo zamknąć w izolatce albo powiesić. Ja nie wiem, czy ciocia nie widzi co to za dzieciak??? Straszny!!! Przemądrzały, hałaśliwy... Ja lubię dzieci, ale czy mój kuzyn jest dzieckiem??? Abstrahuję od tego, że ma 7 lat i patrząc na wiek do dzieci się zalicza, ale czy nim jest.... Bo on osobiście twierdzi, że jest zwierzęciem. A wczoraj powiedział, ze chciałby być iguaną czy czymś podobnym. Porozmawiałam trochę z wujkiem, z całej rodziny to z nim lubię rozmawiać najbardziej. Babci kupiłam ślicznego niecierpka nowogwinejskiego. Mama poradziła, żebym jakąś książkę wybrała, ale pomyślałam, że to trochę bez sensu bo babcia to nie ja, że książki po kilka razy czyta. Przeczyta raz i na półkę. A kwiatek  będzie oko cieszył. Porządny obiad zjadłam, posiedziałam trochę z rodziną (i chłopakiem kuzynki, który do rodziny jeszcze się nie zalicza. A babcia się zastanawia jak to się między nimi skończy. Hm, jeśli mam być szczera to „czegoś” mi między nimi brakuje) i pojechałam do domu. A zanim obiad się zaczął to porozmawiałam na gg z S., który akurat odwiedził londyńską kafejkę. Dzięki uprzejmości i wyrozumiałości (???) mojej kuzynki mogłam godzinę z nim porozmawiać. Dał mi już adres i telefon to mogę pisać (zdjęcia wyślę pod koniec czerwca, ale S. powiedział, że będzie czekał i że bardzo się cieszy na te zdjęcia). Hm, nie wiem jak ja to robię, ale wiem, kiedy on zadzwoni. Coś w środku mi to mówi. Ale jakim cudem tego nie umiem wytłumaczyć. Fluidy, telepatia czy jak??? W każdym razie wczoraj wieczorem zadzwonił, ale nas rozłączyło więc ja oddzwoniłam. Jak Moje Kochanie dowiedziało się, że płacę 96 groszy za minutę z nim rozmowy to powiedziało, że nie będziemy długo rozmawiać bo nie chce mnie naciągać. Ja mu na to, że płacę pół abonamentu i mogę trochę zaszaleć, a poza tym to i tak następnym razem będę już dzwonić ze specjalnej karty, gdzie minuta kosztuje 65 groszy około. A on mi na to, że chciał być dobrym mężem. Zaśmiałam się: „niech mąż nie zapomina, że ja jestem kobieta pracująca, sama płacę swoje rachunki i dzwonię kiedy i gdzie chcę. A poza tym co się dzieje, że wszyscy dbają o moje wydatki na telefon. Wczoraj tata powiedział, że kończymy rozmowę bo za dużo zapłacę, dzisiaj ty...  Czy ja jestem taka zła, że nikt ze mną rozmawiać nie chce???” A S. na to: „oj Misia, Misia... hihihi”.  Tylko swoją drogą teraz jakoś dziwnie się czuję. Bo czy on naprawdę dba o moje rachunki telefoniczne, czy może nie chce żebym dzwoniła... Chociaż z drugiej strony ucieszył się, że jak nas rozłączyło to zadzwoniłam i podziękował też. To może chce żeby dzwonić... Potem zapytał czy do niego przyjadę. Powiedział, że byłoby bardzo fajnie i że on bardzo by się ucieszył. A ja mu mogłam tylko powiedzieć, że pojadę do rodziców i problem przedyskutuję. Bo co mogę więcej zrobić, hm??? S. zaoferował się, że mieszkałabym u niego, że on by zapłacił za mieszkanie. I co ja mam robić??? Żebym miała trochę więcej pieniędzy, a tak??? Hm, Czas szybko leci – zobaczymy. Teraz to on ma pracę, ja mam egzaminy. Jezu!!! Już za miesiąc – koszmar!!! wczoraj jeszcze powiedział, że łapie doły i że gdyby nie praca to by wrócił. A na koniec powiedział, że tęskni – pierwszy raz od wyjazdu powiedział to przez telefon, tak, że mogłam usłyszeć, a nie tylko w wyobraźni odebrać ton jego głosu czytając e-maila czy to, co na gg napisał. A ja mu odpowiedziałam, że też tęsknię. I naprawdę tak czułam. A on odpowiedział: „no, ja mam nadzieję, że tęsknisz”. A niby dlaczego miałoby być inaczej??? Czy on myśli, że ja nie tęsknię za nim, że mi go nie brakuje??? Ja wiem, że mam problem z wyrażaniem swoich uczuć w stosunku do drugiej osoby. Szczególnie tych jak najbardziej pozytywnych uczuć. Wiem, że nie umiem mu pokazać, może raczej przekazać, że tęsknię, że czasami to mam ochotę wyć i tak dalej – chyba liczę, że on to znajdzie między wierszami e-maila. Ale wczoraj chciałam mu to powiedzieć, nawet więcej, ale tą resztę zachowałam na razie w sobie. I z każdym nowym dniem uświadamiam sobie, że chcę żeby on już wrócił, że mi go brakuje, że go potrzebuję. I jego obecności fizycznej i świadomości, ze jest. Bo co z tego, ze ja go, jakoś irracjonalnie zupełnie, przez skórę czuję skoro zaraz uświadamiam sobie, że on jest daleko. 

Ciągle słucham Dido. Już nie tylko w domu, ale i walkmanie. Dobrze na mnie wpływa – szczególnie piosenka „See the sun” taka jakaś optymistyczna jest. I mam ochotę przy niej skakać i śpiewać i wtedy jeszcze bardziej wiem, czuję, że wszystko będzie dobrze. Bo BĘDZIE DOBRZE. Ja w to Wierzę, ja to Wiem, ja to Czuję!!! Bo ja mam w sobie i Siłę, i Wiarę, i Nadzieję...

 

 

alexbluessy : :