Archiwum 12 czerwca 2004


cze 12 2004 Najlepiej w domu!!!
Komentarze: 0

Pobyt u rodziców wprowadził ją w stan przygnębienia. Zdawała sobie sprawę, że w jakiś sposób nie pasuje już do tego świata, ale nie myślała, że aż tak. Czuła się tu obco, niewiele ją cieszyło. W  zasadzie przez pierwsze dni pobytu była wszędzie gdzie być powinna lub chciała. Odzwyczaiła się od obcowania z rodzicami i bratem. Wiedziała, że nie ma prawa za bardzo ingerować w ich sprawy, równocześnie nie chciała też (wiedziała, że nie może) pozwolić sobie na taką swobodę jaką miała we Wrocławiu. W pewien sposób czuła się skrępowana i w jakiś sposób ograniczona. Poza tym już sama nie wiedziała co jest gorsze. Czy to jak jej rodzice się kłócą, czy to jak się do siebie nie odzywają. A szczególnie tata... pił coraz więcej. Może nie codziennie, ale pił. I to było widać najbardziej w sposobie w jaki mówił. Nie przeklinał, nie krzyczał, ale widać było, że pił. „Popis” dał w niedzielę, kiedy miała przyjechać. Mieli zjeść rodzinny obiad, a było zupełnie inaczej. Na rodzinnego grilla wprosili się koledzy jej taty, a ten nie umiał im „wyjaśnić” sytuacji. W rezultacie ona, jej mama i brat zjedli w domu, a tata z kolegami na świeżym powietrzu. Była zmęczona 9-godzinną podróżą, upałem i napiętą atmosferą w domu. Jej irytację pogłębiał tata, który co chwilę przychodził i namawiał ją i mamę do zejścia na dół i dołączenie do towarzystwa. Przy okazji dowiedziała się, że T. (kolega taty) bardzo ją lubi i chciałby z nią porozmawiać i ona powinna zejść na dół właśnie ze względu na T. A ona myślała: „A czy to jest mój kolega??? Mogę z T. pogadać, ale nie wtedy, kiedy mam za sobą długą podróż, nie śpię od 16 godzin i kiedy plany były zupełnie inne.” Tata nie widział nic złego w całej sytuacji i jeszcze się obraził, że ani ona, ani mama nie zeszły.

Pocieszyły ją wiadomości od S.: e-mail i rozmowa on-line spowodowały, że cieplej jej się zrobiło. Paradoksalnie poczuła się gorzej bo B-stok leży jakieś 600 kilometrów od Wrocławia, co oznaczało 600 kilometrów dalej od S. Przy tej odległości, która teraz ich dzieli te dodatkowe 600 kilometrów było w zasadzie bez znaczenia. A ona zdała sobie sprawę, że coraz bardziej tęskni, że chce żeby on już wrócił. Płakała z tej tęsknoty, ale chyba tak naprawdę tylko jej brat wiedział co się dzieje. hm, zdecydowanie pobyt u rodziców ją przygnębił. Pogoda, atmosfera w domu, brak S. i zbliżające się egzaminy sprawiły, że stała się zamknięta w sobie, niedostępna i trochę opryskliwa. Czas leciał. Wiedziała, że już w sobotę wróci „do siebie”. Czas przeleci tak, że nawet go nie zauważy. Tam zajmie się nauką, pracą, remontem. A tutaj??? Rodzice szli do pracy, brat do szkoły, a ona zostawała sama. Bezsensownie włóczyła się po mieście. Wszędzie na nogach, wracała i padała ze zmęczenia. I cały czas tęskniła, a tęsknotę zajadała. W końcu pomyślała, że jak tak dalej pójdzie to w nic się nie zmieści. Nie była gruba, przeciwnie, mimo to patrzyła na siebie bardzo krytycznie. W czwartek miała ochotę tylko jeść. Nic nie robić poza zapychaniem się kolejnymi porcjami jedzenia. Jakiegokolwiek. Toczyła walkę z sobą bo wiedziała jak to się mogłoby skończyć. Najpierw by się najadła, a potem poszłaby do toalety i... A to nie mogło się znowu powtórzyć, nie mogła do tego dopuścić. I pomimo, że spodnie na niej wisiały, bluzeczki eksponowały to, co miały wyeksponować, i nie jedna dziewczyna mogłaby jej pozazdrościć ona myślała: „jestem gruba”. Czuła się oprócz tego jak między młotem a kowadłem. Miotała się między tym co czuła, a tym, co powinna robić. A właściwie między tym, co czuła, a tym co inny mówili jej, że (nie)powinna robić. Bo kiedy było jej tak potwornie źle, kiedy tak bardzo tęskniła chciała napisać do S. Nic wielkiego, zwykłe „miss you” albo uśmiechnięty emotikonek. Ale nie robiła tego. Nie robiła bo mama, koleżanki, nawet babcia powtarzały, że facetowi nie można pokazać, że nam na nim zależy. Więc dusiła wszystko  w sobie i czekała na cotygodniowe rozmowy on-line, telefon, e-mail. Nie wiedziała czy postępuje do końca właściwie, może powinna zrobić „coś więcej”, ale trwała w takiej „postawie”. Tęskniła, bała się, płakała, ale Wierzyła.

Czwartek (Boże ciało) to był dzień „przełomowy”. Dopadł ją stan depresyjny, nie miała ochoty wstać z łóżka i prawie cały dzień przeleżała i przepłakała też. Wstała tylko po to żeby iść do sklepu po najsłodszą czekoladę. Tak się fatalnie (psychicznie) czuła, że zjadła ją całą sama. Siedziała gdzieś między budynkami Politechniki, płakała, jadła tą czekoladę i prowadziła wewnętrzny monolog. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, nikogo widzieć. Kiedy wróciła rodzice (szczególnie mama) mieli pretensje, że tak sobie wyszła, kupiła czekoladę i nawet po kawałku im nie zostawiła. Nie miała siły tłumaczyć dlaczego tak zrobiła. Zwinęła się w kołdrę i zmęczona płaczem poszła spać.

W piątek obudziło ją słońce. To miał być dobry dzień. Mieli pójść, ona, mama i tata, na zakupy bo rodzice w sobotę szli na wesele i musieli jakiś prezent kupić. Miało być inaczej, miało być rodzinnie, wesoło, bez kłótni – jak kiedyś. I tak było przez pierwszych kilka minut, potem rodzice znowu zaczęli się kłócić. Miała dość. Ucieszyła się, że następnego dnia wyjeżdża. Była zmęczona nerwówką i napięciem w domu. Potrzebowała psychicznie odpocząć, a tylko nasłuchała się, że cały pobyt przespała zamknięta w pokoju. ..

W sobotę spakowała się i przed 12 wyszła z domu. Pożegnała się z mamą i rozpłakała się. Jak zawsze, kiedy wyjeżdżała od rodziców. Brat pojechał z nią na dworzec, tata odprowadził na przystanek do autobusu. Po 13 siedziała już w pociągu. W przedziale była sama, wagon tez był prawie pusty. Pewnie powinna się niepokoić, w końcu samotnie podróżująca dziewczyna to łakomy kąsek dla złodziei, ale nic się nie stało. Usiadła wygodnie i zapatrzyła się w okno. Małkinia, Warszawa, Koluszki, Łódź... Jechała przez pola, łąki i lasy... Od czasu do czasu popadał deszcz. A ona płakała od czasu do czasu. I tak bardzo chciała, żeby on wrócił. Tak bardzo chciała poczuć znowu to ciepło. Nie ciepło głosu, nie ciepło płynące z wysłanego z potrzeby serca smsa, ale fizyczne ciepło, jakie czuje się od drugiego człowieka. Wzięła telefon i oprócz „opisu” przebiegu podróży dopisała: „tęsknię za tobą, wiesz???” I zaraz dostała odpowiedź: „wiem, ja też za tobą bardzo...” Rozpłakała się, przycisnęła telefon do siebie... Dobrze jej się tak samej jechało, myślała o S., o sytuacji u rodziców, o tym, co ją czeka ?(egzaminy). W swoim mieszkaniu była po 22. Wykąpała się i jak najszybciej weszła do ciepłego łóżka. Nie odpoczęła długo bo zaraz odezwał się telefon. S.: „cześć kochanie, cieszę się, że już dojechałaś. Jak podróż??? Jak było u rodziców???....” A kiedy znowu znalazła się w pościeli uśmiechnęła się, łza zakręciła jej się w oku i pomyślała: „myśli o mnie, (chyba) tęskni skoro dzwoni...”.

I znowu poczuła, że BĘDZIE DOBRZE. Bo znowu była u siebie i poczuła w sobie POWER!!! Tylko żeby jeszcze S. wrócił...  (od wczoraj żywi się nadzieją, że może zobaczyć go wcześniej niż myśli... sam jej to powiedział)

alexbluessy : :