Archiwum 21 lipca 2004


lip 21 2004 Boli dusza.
Komentarze: 1

(godz. 10:00)

Powinnam zaśpiewać, że po złej nocy przyjdzie nowy dzień, że przede mną kolejnych kilkanaście godzin podczas których wszystko może się zdarzyć i tylko ode mnie zależy czy będzie to czas stracony, czy nie.

 

„czas jest cudem każdego dnia, czymś zadziwiającym. Budzimy się rano i oto mamy przed sobą dwadzieścia cztery godziny do dyspozycji. Należą one do Ciebie. Jest to Twój najcenniejszy skarb. Nikt nie może go Tobie odebrać. I nikt nie otrzymał go ani mniej, ani więcej niż Ty.” (Og Mandino „Największa Tajemnica Świata”)

 

Wszystko fajnie tylko, że w nocy nie mogłam spać. Znowu. Przewracałam się z boku na bok, myślałam. Kolejny raz dotarło do mnie, że podświadomie karzę Eśka, że się na niego wściekam, że mam ochotę zadzwonić i powiedzieć. Coś. Znowu.  Leżałam, patrzyłam jak niebo przerywane jest przez coraz to nowe błyskawice, słyszałam uspokajający szum deszczu. Gdzieś daleko odezwały się grzmoty. „Fajnie, że pada. Przynajmniej powietrze się oczyści.”. Poirytowana swoimi myślami niepokojącymi wkurzałam się na Eśka i postanowiłam, że jak wróci to wygarnę mu wszystko za wszystkich. Zadecydowałam tak wiedząc jednocześnie, że tego nie zrobię. Bo po co??? Co mi to da??? Raczej nic, a przynajmniej niewiele. A ryzykować mogę sporo. A tego nie chcę. Ale z drugiej strony tłumić w sobie nagromadzone emocje, żal, rozterki, tęsknotę i wszystko co z nią związane??? Też bez sensu bo supeł w gardle będzie się zacieśniał. Ostatecznie mam jeszcze jakieś 37 dni. Jeszcze tylko 37 dni... Już mi się coś skręca w środku, a na twarzy pojawia szeroki uśmiech na samą myśl. No i czekam, cieszę się, tęsknię. A jednak Eśka karzę. Czy ja jestem normalna??? Chyba nie do końca. Hh...

 

W nocy budziłam się kilkakrotnie. W końcu zrezygnowana wstałam, o ludzkiej porze, o 8. Zrobiłam mocnej kawy, zjadłam coś tam i wyszłam na balkon posiedzieć. Takie śniadanko na balkonie zalanym słońcem fajna sprawa. W tle grało radio, biedronki latały nad głową. Słońce świeciło. Moja współlokatorka wyszła wcześnie na uczelnię bo ma jakiś egzamin do zdania, znowu byłam sama. Włączyłam Dido. Znowu. Poczułam, że potrzebuję uspokajającej, nastrajającej pozytywnie muzyki. A Dido tak na mnie działa, przynajmniej kilka piosenek. Przypomniałam sobie jak wczoraj wymyśliłyśmy z M. że „zeswatać” jej koleżankę z Ł. Dogadaliby się. M. mówi, że ta dziewczyna ma serce na dłoni (widziałam ją ze 2 razy i rzeczywiście bardzo sympatyczna osoba), a Ł. nie ma dziewczyny. Tamta nie ma szczęścia do facetów, a Ł. szuka kogoś bliskiego na randkach internetowych. Dlaczego nie mieliby się poznać. Szczególnie, że mieliby wspólne tematy – tak twierdzi M. Poczekamy, mój współlokator wraca z Hiszpanii za miesiąc więc po jego powrocie zaczniemy działać. Ciekawe, jak wyjdzie...

Nos mnie swędzi po „złej” stronie. Zaczynam się niepokoić. Może niektórym to wydawać się głupie, ale coś w tym jest. Już kilka razy zdarzyło się, że wyswędziało mi się coś. Może to przypadek... Nie, one nie istnieją. A ja dziś mam trochę stresujących rzeczy do załatwienia i takie „znaki” działają na mnie niepokojąco.

 

(godz. 15:20)

Wiedziałam, że coś się dzisiaj musi stać. Czułam to. Nos też mi powiedział. Tylko nie spodziewałam się zupełnie, że pierwszy cios zada mi Esio. Ta, dokładnie, Esio. Rozmawialiśmy na gg, ja byłam trochę poirytowana i podenerwowana czekającą mnie wizytą u dentysty i w ogóle kilka ważnych spraw miałam do załatwienia. Zapytałam Esia jak mu tam leci w tej Anglii, odpowiedział, jak zwykle zresztą, że źle. A na końcu rozmowy powiedział, że wczoraj siedział na czacie. Zamurowało mnie, czułam się jakbym dostała obuchem w głowę. On się śmiał, dla mnie nie było w tym nic śmiesznego. Przecież skoro my jesteśmy  „internetową parą” jaką ja mam gwarancję, że on nie szuka sobie nowej dziewczyny właśnie w ten sam sposób. Poczułam się oszukana, zawiedziona. Zdradzona (???). Ja wiem, że to nic nie znaczy, mnie nie było wczoraj on-line, a Esio miał zarezerwowany komputer.. Co ja robię??? Tłumacze go??? Dlaczego??? Boję się, boję się bo pierwszy raz mam tak dużo do stracenia. A im dłużej Eśka nie ma, tym bardziej mi na nim zależy. Bardziej tęsknię, mocniej chcę żeby wrócił. Co ja mam teraz robić??? Co ja mam teraz myśleć??? Nic??? Łatwo powiedzieć. Czuję się oszukana. Jest mi źle, dusza mnie boli. Przyznam, że ja też przez chwilę chciałam wejść na czata, ale ostatecznie tego nie zrobiłam. Nie tylko dlatego, że Esio, można przecież czatować będąc w związku i wcale nie oznacza to, ze zdrada i tak dalej, po prostu nie chciało mi się tracić czasu na bicie piany o niczym.

 

„Wirtualna rzeczywistość jest tak samo pełna pokus jak realna. Można popełnić grzech cudzołóstwa w Internecie, nie ruszając się z domu.”

 

A nas dzieli tyle kilometrów, tyle czasu już minęło i jeszcze miesiąc przed nami. Jaką ja mam mieć teraz pewność, że rozmawiając ze mną jednocześnie nie siedzi na czacie??? Z drugiej strony przyznał się... Ale o czym to świadczy??? Według mnie o niczym. Pogubiłam się już. Już nie wiem co myśleć. Czuję się oszukana. Jaką ja mam mieć teraz pewność, że on sobie nie chodzi na czaty w ciągu dnia???? Dlaczego on to zrobił??? Mam mu napisać, co mnie boli, mam mu napisać co poczułam kiedy przeczytałam to jedno jego zdanie??? Jak myślicie, hm???

 

Poza tym dentysta. Nie dość, że czekałam ponad 20 minut bo lekarce uciekł tramwaj to jeszcze dowiedziałam się, że naprawa zęba będzie kosztowała w przedziale 400-700 złotych. Super, żyć nie umierać.

 

Idę ryczeć. Boli dusza.

 

alexbluessy : :