Archiwum wrzesień 2005, strona 4


wrz 07 2005 Biedactwo.
Komentarze: 9

Martwię się o Fiodora. Wczoraj, po zastrzyku, zachowywał się jak zwykle – biegał, skakał, chciał polować na moje ręce. Dzisiaj, od rana, jest osowiały, nie chce jeść, pić, bawić się. Jakby zapomniał co to jest piłka, jak wygląda balkon, czy że do kuwety się robi siusiu. Jak chcę go wziąć na ręce to piszczy. Jest mi go tak potwornie szkoda, że nie mogę na niego patrzeć.

Ryczę cały czas i proszę żeby chociaż wody trochę się napił. Dobrze, ze chociaż chodzić zaczął bo rano to tylko spał.

 

A może to ja mu niechcący przez sen jakąś krzywdę zrobiłam??? Sama już nie wiem.

 

O 15 zaczyna przyjmować weterynarz, u którego wczoraj byliśmy – idę znowu bo co mam robić.

 

Nie wiem co bym zrobiła gdyby... 

 

alexbluessy : :
wrz 06 2005 Razy dwa.
Komentarze: 2

Fiodor po zastrzyku padł. Śpi od kilku dobrych godzin, i teraz wydaje mi się, że chyba za długo. Może zjeść coś powinien... A on tylko odwiedził kuwetkę i wrócił na moją poduszkę.

 

Obejrzałam „Magdę M.” w TVN. Spodobało mi się. Jakąś przesadną fanką seriali nie jestem, ale co robić w samotny, ciemny wieczór. Przynajmniej popatrzę sobie na żywe kolory, lubię takie filmy. „Nigdy w życiu” też takie jest.

W przerwie na reklamy zaczęłam się zastanawiać czy ta gra dla dwojga to był dobry pomysł, czy jestem na tyle odważna żeby aż tak się otworzyć. Przecież tam, oprócz mniej i bardziej smakowitych zadań, są pytania prawie jak od terapeuty specjalizującego się w polepszaniu czy poprawianiu związków. A mojego przecież nie trzeba polepszać. No, przynajmniej mam taką nadzieję.

 

Oglądając zapragnęłam mieć wszystko razy dwa. Dwie szczoteczki, dwa ręczniki – hm, te akurat mam w duecie. Dwa takie same zestawy śniadaniowe (żeby się komponowało) – dwa talerzyki, kubki, filiżanki, spodeczki. Tak, jak dwie są połówki czerwonej pomarańczy. I nie wracać już do pustego domu...  No i się rozrzewniłam.

Rozrzewniłam się do tego stopnia, że wysłałam Ukochanemu znalezionego,  gdzieś w Sieci smsa: „Telefonik cicho puka A mój zasięg Ciebie szuka, smsy szepczą skromnie Tęsknię bardzo – napisz do mnie”. A on nie odpisał. To znaczy odpisał: „a to moje kochanie mi takie piękne smsy wysyła. Dziękuję bardzo, buziaki”. I tyle. Poduszka się trochę mokra zrobiła. Bo nie na to liczyłam.

A mi trzeba romantyczności, i on o tym wie. I znowu ta zacięta myśl, że nigdy więcej. A za nią następna, że nie mam co się oszukiwać bo to nie ostatni raz robię jak mi uczucia dyktują. A on, mam wrażenie, zero inwencji. Nie przyjmuję tłumaczenia, że może on jest taki niedomyślny, że nie wpadnie na pomysł, że... To są jego słowa, ale ja ich nie kupuję i mu to powiedziałam po powrocie z Sobótki. Wtedy, co wyszedł i zaraz wrócił. To znaczy jak wrócił mu powiedziałam.

I teraz czekałam, a on nic. I nie mówcie, że pewnie coś szykuje jak nie szykuje. On jest tak cholernie przewidywalny. A jak się spodziewam czegoś innego, co nawet sama zaczęłam, to się zawodzę. Nie zawsze, ale często.

A przecież kiedyś nawet maki mi o północy kupił. To znaczy kiedyś, dwa miesiące temu może. Czyli nie tak dawno jeszcze.

 

I, kurde le bele, sama dobrze wiem, że zarzekania na nic, ze jutro rano i tak coś napiszę. Zamilknę potem. Będę udawać, że źle się czuję. Tak, całkiem kłamać to nie będę i tak mam jutro umówioną wizytę u chirurga w sprawie wycięcia ostatniego znamienia. Może coś zaskoczy w męskich trybikach.

Cholewcia, wściekam się, chlipię i cyrki odstawiam, a tak naprawdę to życie z romantycznym, czytającym w myślach i słodzącym facetem byłoby nudne. Potwornie, przynajmniej dla mnie bo aż tak liryczna (choć roztkliwiać się lubię) to nie jestem. Nadmiar cukru szkodzi, a jak lubię czekoladę owszem, ale deserową czyli – i słodyczy i „goryczki” w sam raz. Czyli, że jest okej.

 

No niby jest, ale co z tego skoro idę dalej pochlipac???

 

 

alexbluessy : :
wrz 06 2005 Debiut.
Komentarze: 3

Zadebiutowałam na Allegro i kupiłam Ukochanemu na 30 września czerwone mikro subaru imprezę. Jak wczoraj stwierdziła Znajoma – faceci szaleją na punkcie subaru. Cóż, mam nadzieję, że  Mój też oszaleje. Bo, że Fiodor będzie miał dziki ubaw w to nie wątpię. Hm, zaledwie 5,5 cm a ile radości...

Mam cichą nadzieję, że na chwilę choć odstawi autko i pobawi się ze mną. Bo dla nas też coś kupiłam. Nie żebym narzekała, co to, to nie bo nie mam na co narzekać. Ale trochę zabawy i pikanterii przyda się każdemu, nie??? Trzeba trochę urozmaicać swoje życie, a jeśli za niewielką cenę tym bardziej warto. Dla nas mam grę. Pobawimy się trochę, pobawimy się trochę sobą nawzajem. Ciekawe, jaką minę będzie miał Esio jak zobaczy co nam kupiłam. Już nawet pewien plan mi się uknuł w głowie.

 

Znowu się nie wyspałam. Od rana biegam od bankomatu do sklepu ze zwierzaczkowymi akcesoriami. Znowu nakupowałam smakołyków kocięciu. Nakarmiłam go nimi, ale on chyba tego nie docenia bo przeszkadza mi potwornie. Panoszy się na biurku, spaceruje po klawiaturze. Już mam dość tego powoli, chyba krzyknę jak na dziecko... Po południu idziemy na szczepienie to trochę go zastrzyk powinien uspokoić. Jeszcze farbę muszę zamówić to na jutro będzie. W czwartek jadę z kocięciem i D. do B. Fiodor odwiedzi swoje śmieci, może pójdziemy do jego poprzedniej właścicielki...

 

Tymczasem tom trzeci „Dziejów literatur europejskich" pod red. W. Floryana czeka, termin egzaminu się przybliża, a ja tkwię w martwym punkcie, jak tkwiłam. Dokończę sprzątanie mieszkania, zrobię drugą turę prania i siądę do literatury.

 

Wciągnęłam się w szperania po aukcjach. Z ciekawości weszłam na aukcje sukien ślubnych i oderwać się nie mogłam. Dopiero gula w gardle i rosa pod powiekami zmusiły mnie do wyjścia stamtąd. Eh, kiedyś i na mnie przyjdzie czas. Mam nadzieję. Już mam taką jedną upatrzoną. Stoi tuż przy wystawowym oknie i ilekroć przejeżdżam koło tego sklepu nie mogę od niej oderwać oczu. A to grozi wypadkiem i stwarza zagrożenie dla ruchu na chodniku... Eh...

 

Opieprzyłam Fiodora i na chwilę wyrzuciłam z pokoju. Prawdę powiedziawszy nie wiem czy dobrze zrobiłam, ale już mnie wkurzył na maksa. Całą rękę mam w jego pazurkach – nie wiem co mu się dzisiaj stało. Może weterynarza czuje... W każdym razie zasłużył sobie na jakąś karę. Jeszcze coś mi wcisnął i mam problemy z pisaniem bo ilekroć chcę literę skasować albo zmienić na polski znak to kasuje mi się kolejna. I nie raz muszę powtarzać całe zdania. Ale cóż, kocury są podobno wredne. Wrrr...

 

A świat nadal migoce...

 

alexbluessy : :
wrz 05 2005 Optymistycznie chyba.
Komentarze: 2

Postanowiłam zostać konsultantką AVONu. E. się kiedyś w to bawiła i chyba była zadowolona. Wysłałam mailem zgłoszenie i czekam co dalej. Nie mówię o zarabianiu kokosów, ale przynajmniej może chociaż trochę skorzystam dla siebie samej.

Poza tym wysłałam chyba ze dwadzieścia cefałek. I też czekam. Może ktoś się odezwie. A jeśli nie tym razem, to następnym się uda. Musi się udać.

Na razie to nawet z wycieczki do IKEI zrezygnowałam z braku środków na koncie, a jutro jeszcze idę z kocięciem na szczepienie. Poza tym, może lepiej – poczekam, aż przyjedzie Tata i razem przywieziemy co trzeba.

 

Już widzę te świeżo zielone ściany, nową kanapę, stolik, delikatnie mandarynkowe światło lampki, waniliowe świece... I moja głowa na kolanach Ukochanego. Być może Patricia Kaas w odtwarzaczu.

 

Dzisiaj na obiad mam w planie naleśniki z jabłkami i cynamonem. Babcia Eśka dała mi wór jabłek i muszę je jakoś spożytkować. Szarlotki, nadzienia i tym podobne są jak najmilej widziane. Może taka szarlotka do świec będzie pasować... Raczej powinna. Hmmm...

 

Powinnam zabrać się za pytania z rosyjskiego folkloru, ale coś mnie oczy bolą. Może to dlatego, że się nie wyspałam. Jakiś niespokojny miałam sen. Budziłam się – miałam wrażenie, że co chwilę. Raz nawet wstałam bo coś mi się przyśniło, że coś mam zrobić. To było, o ile dobrze pamiętam, jakby polecenie mojego kocięcia. Dziwny sen.

Chyba muszę odpocząć.

 

Hm, zadziwiająca jest ta pewność przyprawiająca o łzy. Pewność, że chcesz być z właśnie tym człowiekiem, że to z nim chce się dzielić radość, łzy, że on jest tą drugą połówką czerwonej pomarańczy. Chyba się rozmarzam znowu odrobinę za bardzo. Ale odrobinę tylko. Tak tyci, tyci.

Zadziwiające jest, że świat migocze codziennie tysiącem barw. A najbardziej wtedy, kiedy ten człowiek jest blisko. „I don’t know where life’s going”, ale wiem z kim chcę je dzielić. Przy kim chcę się budzić, zasypiać, na kogo czekać z obiadem i kogo wyciągać na weekendowe spacery i wciąż niezrealizowany rejs gondolą Mają. I wiem do kogo chcę żeby Mój Mały Mężczyzna był podobny. Bo, że pierwszy będzie chłopak to jakoś podświadomie czuję.

 

Więc blisko bądź... Choć czasem płaczę, przy Tobie jestem szczęśliwa. Cholernie szczęśliwa.

Chyba, po raz nie wiem już który, obejrzę „Nigdy w życiu”.

A na Dzień Chłopaka kupię Ukochanemu coś chłopaczkowego. Jakąś pierdołkowatą zabawkę. Np. samolocik do powieszenia pod sufitem, albo resoraczka z napędem... Koniecznie jego wymarzonej marki. I lody. Truskawkowo-waniliowe bo takie lubi najbardziej, choć malinowy chłopak z niego też jest.

 

 

 

 

alexbluessy : :
wrz 04 2005 Czekając...
Komentarze: 5

Wczoraj:

W żyłach czułam czerwone wino z pepsi max. Moi Mężczyźni spali – jeden pochrapywał, drugi leżał w jego nogach. Chwilę wcześniej leżałam przy nich, jednego gładziłam po głowie, drugiego pod brodą.

Zastanawiałam się, jak kociątko zareagowałoby na zwierzęta w ZOO. Wybraliśmy się tam, ubaw mieliśmy przedni, a wracając wstąpiliśmy zobaczyć jak odpicowali Pergolę. Zrobiona rewelacyjnie. Przy okazji w WFF odbywały się Targi Ślubne, ale pożałowaliśmy dychy na wstęp. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że super wesele byłoby na wolnym powietrzu, pod jakimiś zadaszeniami w razie ewentualnej niespodzianki pogodowej, z grillem, orkiestrą, pieczonym baranem itp.

W samochodzie już okazało się, że eśkowa eks dzwoniła do niego nad ranem któregoś dnia z USA. Niezła była, która dzwoni do swojego byłego w takich godzinach z tak daleka. Trochę mnie siekło, ale było mi dziwnie spokojnie, co wzięłam za dobry znak. Choć moja mina musiała być niewyraźna bo Esiek nazwał mnie głuptaskiem, kazał pozbyć się myśli i się uśmiechnął. A jak on się śmieje to oczy mu się też śmieją...

Na kolację przyrządziliśmy sobie pizzę, zrobiliśmy po drinku i zalegliśmy przed TV. Fiodor oczywiście z nami. Klimaty Kiljańskiego i wino z pepsi wprawiły mnie w rozluźnienie-marzycielski nastrój. Do rzeczywistości przywrócił mnie Ukochany mówiąc, że taka jestem: rozmarzona, że tylko dać mi powiewną sukienkę i wypuścić na łąkę pełną kwiatów. Tylko, że jak coś idzie nie tak to to moje rozmarzenie pryska i już jest raczej płaczliwie. Bo, na przykład, okazało się, że na łące nie ma kwiatów. :]

Nuciłam piosenkę z reklamy piwa Miller, pląsałam po pokoju z drinkiem w ręku i było fajnie. Tak spokojnie.

 

A dziś:

Obudziłam się przed siódmą, nad blokami wschodziło czerwone słońce. Pięknie było. Mocniej przytuliłam się do Ukochanego i wsłuchiwałam się w jego oddech, ale kocię nie dało mi długo poleżeć domagając się porannej porcji swojego mleka.

Byliśmy u babci Eśka. Kotek zobaczył wieś, poznał nowe otoczeni – co zaowocowało kilkoma nowymi zadrapaniami na moich rękach, pooddychał świeżym powietrzem. My zresztą też.

A teraz jestem już w domu. Znowu pustym, jeśli nie liczyć śpiącego na kolanach kocięcia. Ukochany wpadnie w piątek wieczorem po swoim egzaminie, a w sobotę bierzemy się od rana do malowania. Być może kanapa też już będzie bo Tata coś się zapowiada na końcówkę tego tygodnia. I jakoś mi tak rzewnie teraz. Moglibyśmy znaleźć już gdzieś swój kąt. Taką naszą przystań. Gdzie byłby piesek, i kotek i kwiatki w doniczkach. I my byśmy tam byli szczęśliwi. Cholernie szczęśliwi...

 

[chlip]

 

 

alexbluessy : :