Archiwum 08 maja 2004


maj 08 2004 Najsmutniejszy Przystanek w mieście.
Komentarze: 1

Jest we Wrocławiu taki jeden Przystanek Aniele. Rzadko obok niego przejeżdżam, ale jeśli już się znajdowałam w jego pobliżu to w konkretnym celu. Zawsze tym samym. Zawsze tak samo miłym. Zawsze też, kiedy się do tego przystanku zbliżałam czułam miłe łaskotanie w żołądku i jakiś niesprecyzowany bliżej niepokój. A potem wraz z ciepłem ręki on się ulatniał. I było dobrze.

Ten Przystanek jest w samym centrum miasta, przy skrzyżowaniu ulic Drobnera i Dubois. Przystanek, na którym zatrzymują się autobusy C, 128 i 144. naprzeciwko niego są przystanki tramwajowe linii 6, 7, 17 i 21. kilkadziesiąt metrów wzdłuż Mostu Uniwersyteckiego, tuż nad fosą wznosi się główny gmach Uniwersytetu Wrocławskiego.

Ten przystanek to miejsce szczególne dla mnie. Na ironię coraz częściej bywam w jego okolicach. Tęsknie spoglądam w jego stronę i czuję za każdym razem ukłucie w sercu. A zaraz potem otwieram portfel bo muszę zerknąć na zdjęcie S. I zawsze, ilekroć przejeżdżam obok tego Przystanku i zerkam na murek, na którym S. na mnie czekał (albo ja na niego), widzę jego cień. Siedzi oparty o kratę, wstaje, uśmiecha się, podchodzi. A potem jest już dobrze. Jest dobrze po prostu. Teraz na Przystanku przy Drobnera czeka tylko Cień, Wspomnienie...Oby jeszcze kiedyś to Wspomnienie przerodziło się w Rzeczywistość.

I to nie prawda, że nie Tęsknię. Bo Tęsknię. Jednocześnie Czekam, Boję się, Tęsknię i staram się Wierzyć. Bo jestem trochę jak „słomiana wdowa”, której mąż wyjechał. Tylko jak to będzie, kiedy mój „mąż” wróci po 4 miesiącach???

Ja wiem Eljot, że wpędzam się sama i na swoje własne życzenie w paranoję. Bo irracjonalnie, gdzieś wewnątrz czuję, że będzie dobrze, a zaraz potem przychodzą MILIONY ZWĄTPIEŃ. Wiem, że musze chwytać dzień, żyć chwilą – żeby nic mnie nie ominęło, żebym niczego nie straciła. I powtórzę za Ewą Bartoszewicz: „Cokolwiek by mogło nazwać się we mnie chwilą jest, która nie zaznała czasu”. Tylko czy tak jest w istocie???

I codziennie czuję w sobie tą dziwną, niczym nie wytłumaczalną determinację, że będzie dobrze. Widzę jego twarz, słyszę jego głos.. I kiedy o nim myślę moje ciało tak dziwnie reaguje.

Nie mogę jeść. Posilam się ciastkami i słodkimi bułkami. W ciągu dnia jakaś herbata, rzadziej kawa, woda... A wszystko bez smaku. Bezbarwne i pozbawione jakichkolwiek walorów smakowych. Właściwie to nawet nie wiem co jem – jest mi to obojętne. Naturalne witaminy zastępuję jakimiś specyfikami w kapsułkach i czymś musującym. Jedyne, na co mam naprawdę ochotę to spanie. Nie mam ochoty włączać komputera, słuchać muzyki ?(chyba, że wybranych piosenek z płyty „Moja i Twoja Muzyka”, ale i to tylko u B.), ze nie mówię już o oglądaniu telewizji. Dziwię się, że przesypiam całe noce. Jestem coraz chudsza. Pewnie moja niedowaga się zwiększa – nawet się nie ważę, po co się stresować. Z sił opadam w domu, kiedy jestem sama w swoich czterech ścianach. Sama i Zakochana. Hm, to chyba jakiś oksymoron mi wyszedł bo Samotność i Zakochanie wzajemnie się raczej wykluczają, prawda???

„Jestem powietrzem, nie jem i nie śpię co noc(...)”

..................................................................................

I nagle, kiedy wyglądałam przez okno z mieszkania B. dotarło do mnie, że S. już nie spotka się ze mną na Przystanku przy Drobnera, że nie przyjdzie po mnie pod liniowiec. I poczułam, że gdybym tylko miała pieniądze to poleciałabym do tego Londynu. Czy ja jestem kobietą uzależnioną od mężczyzny??? Hm, no cóż – Znak Zapytania nie może istnieć bez Kropki. A poza tym to się boję. Bo wczoraj i dzisiaj (a przecież jest już 14) S. nie daje znaku życia. I narasta we mnie MILION ZWĄTPIEŃ. I nieważne, że razem z nimi pojawia się uczucie, że będzie dobrze, że będę szczęśliwa, że znowu zaświeci słońce. Ten fakt pozostaje z boku niezauważony. Bo znowu, kiedy widzę Cień S. moje ciało dziwnie się zachowuje, szuka ciepła jego ciała. Jego szuka. A jego nie ma. I ja się niepokoję coraz bardziej. Bo nie liczy się to, co się dzieje ze mną. Ważne jest, żeby tamtej osobie nic się nie stało. I oprócz milionów zwątpień pojawia się milion pytań, na które ja nie umiem znaleźć odpowiedzi. Chyba, że Czas...

....................................................

Dziś sobota. Już sobota. Hm, zabawne jak ten czas leci. Zaledwie tydzień temu byłam najszczęśliwsza na świecie. Obudziłam się, obok leżał S. przytulił mnie i tak cudownie pachniał. I pocałował na dzień dobry i znowu mocno uściskał. A potem razem zasnęliśmy. I było tak dobrze. Tak ciepło.

..................................................

Wiesz, czuję się jakbym śniła. Naprawdę czuję się jakbym żyła obok, widziała wszystko z boku. Jakbym stała pośród anonimowego tłumu i czasem nie wiedziała, w którą iść stronę. Najgorsze jest to, że ten przystanek jest tak bardzo pusty... A we mnie coś się pali, drży, tli się. Znowu zdarzają się chwile, że staję jak sparaliżowana bo dociera do mnie, że coś mogło zostać powiedziane, a nie zostało, że coś mogłam zrobić, a nie zrobiłam. Czuję się jakbym spała. I wiesz Aniele, kiedy mam wrażenie, że stoję wśród tych wszystkich ludzi to mam ochotę zaśpiewać pewną piosenkę... Numer 7 na pewnej płycie. Piękna jest.

A oprócz tego to się boję. Boję się, że się boję. I czekam aż bać się przestanę. Bo strach może zniszczyć wszystko. Ja to bardzo dobrze wiem, świetnie zdaję sobie sprawę z destrukcyjności STRACHU. Ale boję się, że przy swojej raptowności, porywczości mogę powiedzieć o jedno nawet słowo za dużo, albo coś na opak zrozumieć. I będzie ból. Nie tylko we mnie. A boję się pewne rzeczy powiedzieć bo nie jestem pewna czy...

Hm, zresztą pewne uczucia rodzą się jak bliźnięta. To ta sama chemia. To pewnie dlatego czuję się tak, jak się czuję. Jakbym śniła. Ale chciałabym się obudzić. Chociaż nie. Niech raczej będzie odwrotnie. Niech ja teraz nie śpię, a za jakiś czas wrócę do przerwanego snu. Hm, tak bym chciała. Ale do tanga trzeba dwojga, right???

..................................

S. napisał. Że ma nadzieję, że u mnie w porządku, że praca fajna i ma nadzieję, że już tam będzie pracował przez cały czas swój w Londynie. Poza tym napisał, że tęskni i że o mnie myśli. Ja mam nadzieję. Już się uspokoiłam, już wiem, że jest ok. tyle, że po jego wiadomości musiałam zadzwonić do mamy bo jakoś mi się rzewnie zrobiło. Pogadałam z mamą, na swój przyjazd zamówiłam sobie ruskie pierogi na obiad i czekoladowe wafelki na deser. Ale takie wiesz Aniele, domowej roboty. No, ale to jeszcze miesiąc.

Chciałam zrobić sobie miły wieczór, no popołudnie raczej, włączyłam „Nigdy w życiu” i od razu pożałowałam tej decyzji. Wytrzymałam do końca pierwszej płyty, ale drugi wyłączyłam zaraz na początku. Myślałam, że się popłaczę – wolałam nie oglądać. A teraz słucham płyty z piosenkami Wojciecha Młynarskiego, którą mi już dawno temu S. przyniósł. No i słucham tej płytki, czekam na film w TV („Igraszki losu” – komedia romantyczna – nie wiem czy powinnam, ale spróbuję) i staram się skontaktować z Koleżanką na gg, ale coś nie jest dziś uchwytna. To znaczy jest, ale chyba nie ma ochoty rozmawiać, a czuję, ze coś jest nie tak i chciałabym jej jakoś pomóc. W końcu ona bardzo dużo dla mnie zrobiła. A w ogóle to chciałabym mieć taką przyjaciółkę jak Moja Kochana Ania z USA.

..............................................

Moja Kochana Ania z USA może będzie dostępna dziś jeszcze na gg. Mam nadzieję, że uda nam się porozmawiać choć chwilę. A film??? Cóż, żałuję, że obejrzałam. Leżałam na łóżku, do siebie przyciskałam ramkę ze zdjęciem S. i dostałam czkawki. Pewnie ktoś o mnie myśli, albo rozmawia. I jakoś smutno i tęskno mi się zrobiło. Hm, czyli nie tylko ja wierzę w Wielką Księgę... Tyle tylko, że spotkanie głównych bohaterów było jak dla mnie nieco naciągane. Bo oni się szukali, a Przeznaczenie przecież nie na tym polega... Hm, jakby nie było trochę to pocieszające, aczkolwiek wszystko ma jakieś cieńsze lub grubsze drugie dno, jak myślisz Eljot??? I tylko nie wiem skąd to wiem, ale czuję, że ja na S. właśnie czekałam. Zabawne, przy żadnym innym facecie tego nie czułam... Czyli, że może coś jest na rzeczy Aniele. Hm, no tak tylko cały w tym ambaras aby dwoje chciało na raz, right???

 

alexbluessy : :
maj 08 2004 Piszę (niewysłany) list
Komentarze: 0

Drogi Mój Kropku!!!

Hm, kłębi się we mnie tyle emocji, że nie bardzo wiem jak je ubrać w słowa. Nie wiem czy nie przesadzam (zapewne tak jest), może na taki mój list trochę za wcześnie. Ale chcę Ci coś powiedzieć. Chcę Ci powiedzieć, że jest we mnie poczucie jakiejś niesprawiedliwości. Bo kiedy już coś w moim życiu zaczęło się zmieniać na lepsze, kiedy coś drgnęło we mnie i kiedy pojawiła się nadzieja, że może w końcu będzie dobrze to teraz czuję, że nie mam kontroli nad tym, co się dzieje dookoła mnie. Tak, jakby wszystko działo się gdzieś obok. Jakbym śniła, a sen miał się niedługo skończyć. Tyle tylko, że ja nie chcę się budzić. Po prostu nie chcę. Wiem, że teraz nikt nie powie co będzie za te parę miesięcy. Nie wiesz Ty, nie wiem ja. Chciałabym tylko Wierzyć, że kiedy się spotkamy po Twoim powrocie to będzie dobrze, że zatęsknimy za sobą. Bo ja Ci powiem, że w Wielkanoc naprawdę za Tobą tęskniłam. I teraz też będę. Za Twoim uśmiechem, za Twoją seksowną kozią bródką (hm, po angielsku to się tak fajnie nazywa goatee beard), za tym jak mnie przytulasz... Będzie mi tego brakowało - na pewno będzie. I wiesz, mam nadzieję, że to nie minie, że skoro się zaczęło to tak szybko się nie skończy. I będzie dobrze. Tylko na chwilę obecną ciężko mi sobie wyobrazić czas bez Ciebie... Nie umiem sobie tego wyobrazić. Bo od 11 marca zawsze byłeś. Codziennie. Raz krócej, raz dłużej, ale byłeś. A teraz znowu mam zostać sama??? Wszystko we mnie krzyczy i się buntuje. Bo wreszcie pojawił się Ktoś, dzięki komu zaczęłam się uśmiechać, przestałam płakać. Wreszcie pojawił się Ktoś, kto mi nie mówił jak powinnam wyglądać, jak nie powinnam, jak powinnam się zachowywać i jak nie powinnam i co mi wypada, a co nie. Wreszcie mogłam być sobą. Otworzyłam się, odżyłam... Zaczęłam wierzyć w lepsze dni, tak, jak powiedziałeś - w życie. A teraz.... Boję się, że znowu zapanuje pustka. We mnie. A najgorsze jest to, że dookoła nic się nie zmieni. Wszystko będzie toczyło się swoim rytmem. Ludzie będą się spieszyli, samochody będą trąbiły, słońce będzie świeciło coraz wyżej, a ja.. ja będę stała pośrodku tego wszystkiego i pytała - dlaczego??? Bo mimo, że to krótki czas, ale stałeś się dla mnie ważną bardzo osobą. Zależy mi ta Tobie... I ja będę czekać. Hm, bo czekanie wpisane jest w życie kobiety - my mamy to w naszych cv. Nasze życie to jedna wielka poczekalnia....Kropuś!!! Ja nie chcę Cię urazić tym, co teraz powiem, nie chcę Cię skrzywdzić swoimi słowami, ale mam nadzieję, że nie byłam dla Ciebie lekarstwem na Samotność. Hm, głupia jestem, wiem. Głupoty opowiadam. I ja wiem, że tego, co będzie nie wie nikt - bo "to, co nas spotyka przychodzi spoza nas", wiem, że nie mamy wpływu na to, co będzie za te kilka miesięcy, ale powiem Ci, że staram się myśleć pozytywnie. Staram się myśleć jak będzie fajnie kiedy już wrócisz... Teraz to taka odległa perspektywa... Hm, ale miła - nie powiem. I wiesz co jeszcze? Może ja teraz uprawiam jakąś babską filozofię, wiem, ze nie można powiedzieć co i jak będzie za te 4 miesiące, ale myślę, że może skoro Ktoś Tam na Górze, albo Gdziekolwiek indziej pozwolił nam się spotkać to może nie po to, żeby to się skończyło po 2 miesiącach przerwane wyjazdem, co??? Hm, nie musisz odpowiadać - chcę się tylko wygadać.

Myśl tam o mnie, bo ja o Tobie będę. Tak, jak dotąd - codziennie. Niezmiennie. I będę czekać. I tylko mam nadzieję, że to nie był sen... A jeśli był to te 4 miesiące to tylko mała przerwa i za ten czas znowu zacznę śnić. Bo ja "boję się utraty złudzeń i dlatego uciekam w świat marzeń". Taka jestem - odrealniona, stąpająca trochę nad ziemią. Ale skoro wytrzymałeś ze mną 2 miesiące to chyba nie jestem taka zła, co???

..............................................................................................

Ten list prawdopodobnie nigdy nie zostanie wysłany. Ani e-mailem, ani zwykłą pocztą. Wiesz Aniele??? Obudziłam się dzisiaj z dziwnym uczuciem niepokoju. Nogi jakby z waty, jakieś niepokojące myśli w głowie. Nie podoba mi się to. W dodatku żadnego smsa od S. przez cały wczorajszy dzień. Martwię się. A wiesz co jest najdziwniejsze??? No właśnie ta moja Tęsknota i ten mój Niepokój. Za nim, do niego i o niego. Bo powiem Ci szczerze, że czasem mam wrażenie, że ja wcale nie tęsknię. Że zapominam, że go nie ma. A potem nagle jak coś mi ściśnie gardło... To tylko płakać mam ochotę. Ale nie płaczę, bo chyba skończyły mi się łzy. I głupio mi z tego powodu, wiesz??? Bo S. wyjechał na długo, nie ma go już 4 dzień, a ja tęsknię, myślę, wspominam, ale czasem mam wrażenie, że za mało, że powinnam bardziej. Że nie wypada mi pewnych rzeczy robić bo przecież jego nie ma, wyjechał. Głupie takie gadanie – wiem. Ale co ja Ci poradzę na to Aniele, hm? Chyba miłość we mnie uderzyła... Wczoraj, kiedy kładłam się do łóżka miałam wrażenie, że on leży obok. Leży i śpi. Pięknie tak... Zasnęłam jak zwykle ze zdjęciem pod poduszką. W nocy kilka razy się budziłam. Bo raz było za duszno, raz za zimno. Otwierałam okno, a potem je zamykałam. Za którymś razem zdjęcie S. leżało na podłodze. Myślisz, że to coś znaczy, że to jakiś znak??? Jeśli już to chyba nie z tych dobrych, hm??? Kiedy przed 7 otworzyłam oczy zobaczyłam uśmiechającego się do mnie ze zdjęcia S. znowu zacisk na gardle, ale i jakieś dziwne uczucie miękkości w nogach. I w żołądku też. W ogóle kiedy się obudziłam to też miałam wrażenie, że S. leży za mną. Czy ja zwariowałam Eljot???? Czy ze mną wszystko w porządku??? Przyznaję, że po raz pierwszy zauważam u siebie takie objawy/stany czy jakkolwiek to nazwać. Potrzebny mi chyba psycholog... Albo jakiś odwyk. Bo o ile zdążyłam się zorientować to im dłużej S. nie ma, tym bardziej moje nogi są miękkie, tym bardziej się martwię i ze zdwojoną siłą dociera do mnie, że go nie ma. I wracają wspomnienia – często takie szczegóły, na które wcześniej nie zwróciłam wcale uwagi. Boże!!! Jak mi się chce płakać!!! Przecież ja się czuję jakby on zaraz miał przyjść. Jakby minuty dzieliły mnie od dźwięku domofonu i jego „no hej tu S.”. Jakbym zaraz miała zobaczyć w rogu ekranu kopertkę i chmurkę z informacją, że „S. przesyła wiadomość”. I czekam na smsy. Choć czasem wydaje mi się, że nie czekam, że nie tęsknię. Ale to nie prawda. Czekam, Tęsknię, Boję się. A kiedy, jak wczoraj on nie napisał to już od zmysłów odchodzę, że coś się stało, że nie mogę pomóc itd.

Czy czekać to znaczy to samo, co tęsknić???? Są dwie teorie. Przynajmniej ja się dwoma spotkałam. Pierwszą znalazłam w „Samotności w Sieci”:

„Czekać. Czy to to samo co tęsknić?”  -„Nie. Dla mnie nie. Przy czekaniu nie budzę się o 5 rano rezygnując z najlepszych snów. Nie przychodzę także z tego powodu już przed 7 do biura. Przy czekaniu mleko nie traci dla mnie smaku. Przy tęsknocie tak.”

A drugą znalazłam w „Martynie”:

„(...)tęsknota to nie tylko przebieranie ziarenek maku. Nie tylko nasłuchiwanie jego kroków za drzwiami. Czekanie na dzwonek lub zgrzyt klucza w zamku. Bo „tęsknić” i „czekać” to prawie to samo. Pod warunkiem, że czekając się tęskni, a tęskniąc czeka. Z tęsknoty można przestać jeść. Można też umyć podłogę w całym domu szczoteczką do zębów. Można wytapetować mieszkanie. Umrzeć można.”

Tylko co jest z tego prawdziwe Aniele??? Co jest prawdziwe???

 

alexbluessy : :