Archiwum listopad 2005, strona 1


lis 13 2005 (a)More & (a)more.
Komentarze: 1

... padły jakieś słowa, poleciały jakieś łzy...

Generalnie weekend minął leniwie, wspólnie, kochliwie. Jeszcze dwa dni wolnego przede mną – trzeba będzie w końcu coś na uczelnię przygotować, bo trochę się w tej miłości zatraciłam...

 

... chyba miałam swój czas, przez co odczuwałam lekki, poranny dyskomfort – i głowa trochę bolała, i w gardle coś było nie tak. Ale bawiłam się fajnie, nie żałuję.

 

...odmówiłam poproszenia Mikołaja w liście o nową komórkę (wymarzoną Nokię 6610), głupio bym się czuła, bo mnie nie stać póki co na obdarowywanie Ukochanego tak drogimi prezentami. W tym roku dostanie poduszeczkę, piżamkę i coś słodkiego. Taki kochany prezent – jak to określiła D.

 

Od jutra zaczynam kompletowanie dodatków do sylwestrowego stroju. Potrzebny mi czarny kapelusz, czarne korale i kolczyki. Te przed(i)ostatnie jak najdłuższe... Zabawię się w gwiazdę kabaretu... D. i B. już zapowiedziały, że się wezmą za mnie... I chwała im za to.

 

...ja robiłam śniadania, on kolacje z winem, waniliową świecą i filmem. Obiad dzieliliśmy na pół. I tak mi błogo i spokojnie było. Nawet Fiodor przychodził, kładł się przy Eśku i zasypiał. Taka nasz trójka mała... Wczoraj Ukochany się śmiał, że naprawdę zastępuję Maleństwo Kocięciem. Nie zaprzeczyłam J

 

... JA CHCĘ WIĘCEJ TAKICH DNI...

 

P.S. Jestem Szczęśliwa, cholernie Szczęśliwa. Amen.

 

alexbluessy : :
lis 06 2005 Popołudnie.
Komentarze: 4

... zauważyłam, że ostatnio nie lubię ciszy. Ma na mnie coś jakby-destrukcyjny wpływ. Nawet czytanie lepiej mi wychodzi przy TVN24, stukaniu klawiszy, albo innych codziennych odgłosach.

Nie lubię też pustki. Poczucia, że jestem sama. Rozczulam się, kiedy Kociątko zasypia mi na brzuchu. Kiedy jestem sama, jak teraz, wczytuję się intensywnie w program telewizyjny, planując co po czym, żeby tylko nie słyszeć ciszy.

Dzisiaj też zostałam sama, z Gonczarowem, Dostojewskim i historią literatury pod redakcją Jakóbca. Z gadającym telewizorem i szalejącym Kocięciem. Z tęsknotą i z PMSem.

 

... koncert był świetny. Wzruszyłam się, z Teatru wyszłam z zaciśniętym gardłem. Kiedyś koleżanka dziwiła się, że można wzruszać się na koncercie Bajora – można. Zwłaszcza, jeśli słucha się go z KIMŚ.

Widziałam tam kobietę w ciąży, oczu oderwać nie mogłam... Kilka dni temu się źle czułam. Nawet się nie zmartwiłam, gdyby okazało się, że... Już wyliczenia zrobiłam kiedy Maleństwo by się pojawiło... Ale się nie pojawi.

 

... dobrze, że Mama dała mi kilka obiadów, nie będę musiała się zastanawiać co zjeść. Dla mnie samej, nie mam ochoty. Co za przyjemność, jeść w samotności, z myślami, ze kilkanaście ulic dalej..., że na drugim końcu kraju bliscy są razem, cieszą się sobą... Największa przyjemność jest, kiedy można zrobić coś, doprawić Miłością i patrzeć...

 

Przyszła żona, przyszły mąż – ostatnio często się te słowa przewijają. To dlaczego, nie pojechałam wczoraj na obiad do przyszłych teściów??? Bo wolałam przygotować coś dla Ukochanego, który akurat był na zajęciach. Bo czułam się jakoś lekko pilnując buraczków, zaglądając do piekarnika gdzie piekły się ziemniaki, nakrywać do stołu, zapalić żurawinową świecę.

 

Rano patrzyłam jak śpi. Znowu pojawiło się to pragnienie, żeby już został. Żebyśmy urządzili sobie pokoik, żebyśmy już byli razem.

Od jutra znowu zabawa w manufakturkę, poszukiwania pracy. Przy porannej kawie analizowanie ogłoszeń w GW i stron www.

 

...beznamiętne odliczanie godzin – o, już 11, zaraz w telewizji będzie... A za chwilę: o, już 15 obejrzę sobie... Moja telewizyjna niedziela. Chciałabym żeby Ukochany zabrał mnie do parku, potem na ciastko z kawą. A wieczorem wypilibyśmy wino przy ciepłym świetle lampki, zjedli paczkę Jeżyków. Jesień w końcu sprzyja...

 

Fiodor śpi na kanapie, biegał od rana i w końcu padł. I dobrze...

A może zrobić sobie dzisiaj piżamowy dzień??? Zaszyć się w pokoju, pod kocem, z książką i pilotem. Od czasu do czasu tylko wstawać po nowy kubek jaśminowej herbaty. Odliczać czas...

 

... w głowie, w sektorze odpowiedzialnym za marzenia pojawiają się wizje Gniazdka. Dodatkowe półki pod sufitem, na dawno przeczytane książki, kartony (by IKEA) na nie wypalone świece, nie oglądane zdjęcia, nie słuchane płyty, obejrzane filmy. Jakaś nowa komoda z większą ilością szuflad i półek. Poza tym tak samo, tylko że w szafie przybędzie kilka męskich koszul, spodni... Do komputera wprowadzą się nowe pliki, foldery i pozostające tajemnicą dla mnie programy.

... wszystko pięknie, tylko życie już mnie nauczyło, że nie warto planować, nie warto się nastawiać...

 

alexbluessy : :
lis 05 2005 Szumiąco.
Komentarze: 4

...mam nadzieję, że Tchibo Exclusive postawi mnie jako tako na nogi i pozbawi głowę ciężkości. A jak pachnie... A w głośnikach cichutko, żeby nie obudzić Ukochanego, „Senny szept” Czerwonych Gitar.

 

Nie wiem, jak to się mogło stać, że nam się dni koncertu pomyliły. Dobrze, że przed wejściem do Teatru zerknęliśmy na zaproszenia, bo byłby obciach gdybyśmy dali je do sprawdzenia. Koncert Bajora jest dzisiaj...

 

... zdecydowaliśmy jednak, że nie warto marnować wieczoru wczesnym powrotem do domu. Poszliśmy do Kaffka Cafe na kawę z ciachem. Kawa dobra – ze słodkimi syropami, do tego najlepszy strudel z jabłkami na ciepło. Kiedyś się pokuszę i sama spróbuję coś takiego w zaciszu kuchni swojej przyrządzić.

 Jedna tylko rzecz nas denerwowała (a nawet więcej, ale nie chcę używać niecenzuralnych słów) – kelnerka. Starała się być miła, zagadywała, uśmiechała się, ale coś jej nie wyszło i efekt osiągnęła odwrotny od zamierzonego. Mistrzynią sztuki kelnerskiej to ona zdecydowanie nie była, ale pośmiać się mieliśmy z czego.

Kupiliśmy jeszcze dwie butelki wina, zachęciliśmy sprzedawczynię do spróbowania czerwonego wina pół na pół z Pepsi (najlepiej Twist) i pojechaliśmy do domu.

 

Wino szumiało, butelka na głowę zrobiła swoje, pogadaliśmy o tradycjach jedzeniowych w czasie świąt w naszych domach. Zaprzeczyłam odmawiania Ukochanemu małżeństwa, ale potwierdziłam odmawianie zupy brokułowej, bo stwierdziłam, że on wcale nie ma na nią ochoty. Jednak miał.

Jeszcze złamała się deska w mojej nowej kanapie...

 

A dziś „rodzinny” obiad – kotlet schabowy, ziemniaczki i smażone czerwone buraczki. Potem koncert i spotkanie ze znajomymi w jakiejś knajpie.

 

... a na razie byczymy się z Kocięciem oglądając „Dzień dobry TVN” i popijając kawkę. :o)

 

alexbluessy : :
lis 03 2005 Zmiany.
Komentarze: 2

Czuję się niewyspana. Z zaśnięciem mam problem, za to budzę się wcześnie rano. W dodatku listopad przywitał mnie samymi niespodziankami.

 

Wczoraj oficjalnie zrezygnowałam z pracy. Zrobiłam to świadomie, z premedytacją i satysfakcją. Choć wcześniej zarzekałam, że jest inaczej, stwierdziłam, że nie będę harować po 40 godzin tygodniowo za 450 złotych, bo to się nie opłaca. Szukam więc dalej. Przynajmniej pochodzę przez czas jakiś na wykłady i zajęcia, na które dotąd dotrzeć nie mogłam.

 

...czekało na mnie też wezwanie z policji na przesłuchanie. W jakiej sprawie??? W tej, w której rok temu walczyłyśmy z sis. W sprawie Agencji. Okazało się, że naciągnęli tyle osób, że sprawa ma już charakter ogólnokrajowy. Nie liczę, że cztery stówki uda się odzyskać, ale jakaś satysfakcja jest. Choć najpierw było zaskoczenie, nie powiem.

Ukochany ciągle nic nie wie, ale ponieważ sprawa przybrała już taki obrót chyba w końcu mu powiem. Milczałam ze wstydu – najbardziej przed sobą samą, za własną głupotę i naiwność. Kariery mi się zachciało... Ale, jak widać, nie mnie jednej. W samym Wrocławiu dało się nabrać prawie 1600 osób.

 

Wizyta u Rodziców minęła szybko i bardzo bezboleśnie. Popłakałyśmy się z Mamą obie, ucałowałyśmy się i stwierdziłyśmy, że nie chcemy Przyjaciółek Gul zaciskających gardła, kiedy dzieje się źle.

Wróciłam zaopatrzona w płaszcz, rękawiczki i buty, 81 pierogów ruskich, 8 kotletów schabowych, trochę podlaskiego pasztetu, kaszanki i bindygi. Mniam.

Kociątko czekało na mnie u Ukochanego, wróciło do domu i dostało szału radości. Ja też, bo bardzo brakowało mi jego wieczorno-porannego mruczenia do ucha. Następnym razem jedzie ze mną i już. Nawet Mama była trochę zawiedziona, że Kociątko w domu zostało.

 

Z innych atrakcji to wczoraj zalałam sobie telefon. Żeby było zabawniej zieloną herbatą o smaku opuncji figowej. Nie mam pojęcia jak to zrobiłam, ale fakt się dokonał. Suszyłam części przy wentylatorze pożyczonym od chłopaków, zauważyłam zniknięcie sima. Znalazłam go w swoim bucie, widocznie Kociątko lubi zielony kolor. Pochlipałam trochę nad tą Nokią, bo przecież to jest Eśka telefon, a ja go zniszczyłam. Wieczorem dowiedziałam się, że jest przecież mój i mam się nie przejmować. A poza tym to powinnam zalane części pomoczyć w spirytusie.

Tylko, ze ja mam tylko anyżówkę na stanie...

 

Kupiłam sobie do pokoju pachnidło o zapachu czerwonych owoców. Jutro idę z Ukochanym na koncert. A potem porywam go na kawę i ciacho.

W sobotę dzwonimy z zapytaniem, jakie są szanse na Sylwestra w czeskim Machowie. Najbardziej kusząca jest cena hotelowego balu – 600 koron, czyli jakieś 90-100 złotych. No i góry, i narty...

Szuuu...

 

...Na razie do kuchni robić obiad.

 

alexbluessy : :