Archiwum styczeń 2005, strona 2


sty 20 2005 Sama.
Komentarze: 12

Siostra Esia zemdlała i karetka zabrała ją do szpitala (teraz już jest w domu i podobno już w porządku). Razem z nią, na badaniach, była jej mama. Smutne, oby to nie było nic poważnego. Jakoś tak mam, że wyczuwam przykre zdarzenia – może to stąd mój płaczliwy nastrój trzymający się od wczoraj...

Nagle zdałam sobie sprawę, że gdyby mnie coś podobnego spotkało to moja Mama nie pojechałaby ze mną do szpitala, na dobrą sprawę nawet nie musiała by wiedzieć... Może ja w portfelu powinnam nosić karteczkę, że w razie wypadku mają Eśka powiadomić. Bo przecież nie mam tu nikogo...

 

Słucham Stinga – dziś ma wyjątkowo kojący głos.

...przytulam do siebie starą, poczciwą Klementynę przywiezioną 12 lat temu z Triestu przez Tatę...

 

alexbluessy : :
sty 19 2005 Miś.
Komentarze: 9

Muszę kupić, bądź zdobyć dużego misia do przytulania. Przyda się, kiedy Esia nie będzie w pobliżu, jak dzisiaj na przykład. Bo znowu jest PUSTO. A wczoraj nie było, a było drinkowo od wermutha bianco z colą Twist (musiałam opić 4 z łaciny na semestr) i kolorowo od nasyconego kolorami francuskiego filmu „Kocha, nie kocha”.

Teraz jestem zmęczona, chce mi się płakać, podejrzewam u siebie stany depresyjne. Dodatkowo w środku nocy samochody części mieszkańców naszego osiedla sfajczyły się w pożarze garażu. Nie mogłam spać, nawet przytulenie się do bezpiecznych esiowych pleców na niewiele się zdało. A teraz jest mi samotnie i smutno. Zaraz zakopię się pod kołdrą i pochlipię. Byle do soboty...

Nie daję rady, egzaminy coraz bliżej, że nie wspomnę już o państwowym pilockim.  A wcześniej jeszcze wycieczka do Czech, nie mam czasu... Chyba, że źle go sobie organizuję. Jedno wiem – jest mi pusto.

 

MIŚ POTRZEBNY OD ZARAZ.

 

alexbluessy : :
sty 18 2005 Bez (zbędnych) słów.
Komentarze: 12

Wychodzę z domu. Na ulicy szaro. Na uszach słuchawki z „The simple things” Joe Cockera i od razu mi lepiej. W torbie noszę ze sobą pałeczkę – AVON aromatherapy z kategorii imbirowo-grapefruitowej, przesuwam nią po nadgarstku...

...nad głową świeci wiosenne słońce, ptaki śpiewają, Ostrów Tumski zielenieje, na przystanku czeka Esio...

Dobrze mi. Tak po prostu...

 

...the simple things – like joy, happiness and love in my life...

alexbluessy : :
sty 17 2005 Egzotyka.
Komentarze: 10

Mogłabym zaśpiewać o tym jak to jest być kobietą i cierpieć co miesiąc, ale tego nie zrobię. Po pierwsze Janusz L. Wiśniewski z większym polotem i delikatnością opisał to, co się z babami dzieje, po drugie musiałabym być (prze)bardzo subiektywna. Dobrze, że jest Ibuprom i czekolada mleczna Wedla (a od wczoraj miało nie być żadnych słodyczy). Dobrze, że jest kadzidełko o zapachu The MOON i saksofon Kenny’ego G. z gitarą Carlosa Santany do spółki.

Szkoda, że nie ma Esia, który mógłby przytulić, zrobić herbatki i pomasować bolący brzuch. Esio będzie jutro, mam nadzieję, że z czerwonym winem. Zapach The MOON zapanuje w pokoju, włączymy jakiś film... Jak powiedział Wojciech Młynarski: „Nie trzeba wiele by wieczór się rozwinął – wystarczy, że się uśmiech tli i w kieliszku wino”.

...postanowiłam urządzić swój pokój (dotąd w barwach jasnego drewna) bardziej w stylu orientalnym, na modłę feng shui (ale w granicach). Zaraz po sesji zabieram się do dzieła – zacznę od pięknej, skrzypiącej szafy z orzechowego drzewa, która stoi w piwnicy. Będę potrzebowała 30 wkrętów, śrubokrętu i silnych, esiowych ramion ;o). Potem jakieś dodatki w stylu orientu i będzie wspaniale – romantycznie i jakoś tak... na pewno inaczej. 

Już bym chciała żeby było jutro. I to nie tyle z powodu przyjechania po mnie Esia, ile z powodu łaciny. Jutro mam szansę dostać zaliczenie do indeksu. O ile oczywiście napiszę 2,5 kartkówki – co jest absolutnie wykonalne pod warunkiem, że od za moment siądę na tyłku i będę tak siedzieć (ucząc się pilnie rzecz jasna) do wieczora, a jutrzejsze przedpołudnie poświęcę na powtórkę. Szkoda tylko, że nienajlepiej się czuję, i samopoczucie raczej na koncentracje korzystnie nie wpływa. (Najgorsze, że rozpoczęcie Witaminkowej Kuracji znowu się odwlecze. Że też ta Natura lubi płatać figle i nie da się na nią wpłynąć... Skąd ja miałam wytrzasnąć aptekę w niedzielę w okolicach 23 wieczorem??? Wrrr...).

... o dziwo, dostrzegam jakieś pozytywy i wydaje mi się, że nawet sprawnie łacina pójść powinna. To co by losu nie kusić zmykam do notatek. Też, żeby jutro wyjść z Instytutu w dobrym humorze i wieczór żeby mógł się rozwinąć. No to pa.

alexbluessy : :
sty 16 2005 ...czasem to za mało...
Komentarze: 13

...a kiedy posadził mnie sobie na kolanach, popatrzył w oczy, to, co w nich zobaczyłam spowodowało, że przeszył mnie dreszcz. Mogłabym się zatopić, odlecieć, nie być...

Było CUDOWNIE – najpierw w Coffee Heaven, potem w Celticu. Nie potańczyłam za dużo, nie popiłam, ale to nie ważne. Byłam ja, był on, byliśmy MY. Esio jak zwykle tryskał rewelacyjnym humorem, odprężyłam się. Po raz kolejny patrząc na Ukochanego (coraz bardziej (U)Kochanego) zdałam sobie sprawę, że tamtego marcowego dnia Globalna Wioska musiała się niesamowicie skurczyć, dając nam możliwość poznania, spotkania i (PO)KOCHANIA...

A potem... – czasem, że był blask świec i dotyk rąk to za mało powiedziane... A dzisiaj rano pobudka w ramionach Ukochanego, „Siódmy Dzień Tygodnia” w Radiu ZET, powrót do Krainy Namiętności. Wspólne robienie grzanek na śniadanie, zapach kawy z ekspresu, „Gdzie jest Nemo” w polskiej wersji językowej – leżenie obok siebie, wybuchy śmiechu, od czasu do czasu przelotny całusek w czółko, delikatne, ale mocniejsze przytulenie – bycie ze sobą. Tak mogłyby wyglądać moje niedziele. Każda bez wyjątku... A w samo południe pożegnanie – do wtorku. Eh...

           

Pójdę TAM dzisiaj – Podziękować, Poprosić, Przeprosić. Ciekawe czy jeszcze potrafię...???

alexbluessy : :