Archiwum maj 2004, strona 4


maj 04 2004 Bo najważniejsze to chcieć wrócić...
Komentarze: 1

No i cóż Aniele – nadszedł wtorek. Postanowiłam, że jednak odprowadzę S. na dworzec. Nie darowałabym sobie gdybym nie poszła. Moja Kochana Ania z USA poradziła mi jeszcze żebym mu kupiła czekoladę na drogę. Kupię. Alpen Gold z orzechami – taką, jaką on najbardziej lubi. Pójdę na ten dworzec, pocałuję go po raz ostatni, przytulę, spojrzę w te jego cudowne ciepłe oczy. I będę czekać. Zresztą on to wie. Będę czekać na e-maile, telefon, na możliwość rozmowy raz w tygodniu on-line. Ale warto czekać. Teraz to wiem. Dociera to do mnie dopiero, kiedy on wyjeżdża. Hm, ale lepiej późno niż wcale, prawda??? A wiesz Eljot, że kiedy S. wczoraj wieczorem zadzwonił i powiedziałam mu, że przyjdę jednak na ten dworzec to wyraźnie się ucieszył, ale zapytał tylko: „jesteś pewna, że chcesz przyjść”. A ja jestem. I nawet postaram się nie płakać. Gdybym nie poszła plułabym sobie w twarz, a i S. byłby smutny i pewnie dziwnie by się czuł. A Moja Kochana Ania z USA powiedziała: „Jak on mówi, że nie iść to właśnie iść”. I w  ten sposób jeszcze chociaż kilka chwil dla siebie skradniemy. Tych kilka ostatnich chwil.

Wczoraj kiedy się żegnaliśmy S. powiedział: „Misia, jak mógłbym nie chcieć do ciebie wrócić, co?”. Ja wiem, że teraz to łatwo mówić. Że nie wiadomo, co będzie, że los jest ślepy – że nie wiadomo, co przyniesie. „Ale trzeba wierzyć. Każdego dnia wstaje słońce”. Zostanie mi zdjęcie w portfelu, na pulpicie i na nocnej szafce. Zostanie cudowna, czerwona i pięknie pachnąca róża w wazonie. I mam ją zasuszyć i mam czekać – tak powiedział wczoraj S. Kiedy dziś się obudziłam, spojrzałam na jego zdjęcie – pomyślałam – „ale z ciebie szczęściara. Taki facet na ciebie zwrócił uwagę.”. Bo S. to bardzo dobry człowiek Aniele.

Zastanawiam się czy nie dać mu „Martyny” Wiśniewskiego do przeczytania. Chciałabym, ale nie wiem jak on ją potraktuje, jak odbierze. Hm, za jakieś 1,5 godziny będę szła na zajęcia, S. powiedział, że jeszcze zadzwoni do tego czasu, to się go zapytam. A jeśli nie to wezmę ją na wszelki wypadek ze sobą. Pożyczę mu jeśli będzie chciał, odda mi jak wróci.

Wiesz Aniele, że nie mogę wcale płakać??? Gardło mam zaciśnięte, ale czuję się tak, jakbym nie miała łez. I żal, żal, że dopiero dziś do mnie dotarło, że naprawdę mi na S. zależy. I powiem Ci coś jeszcze, kiedy ta róża uschnie nie wyrzucę jej. Bo to tak, jakbym wyrzuciła uczucie. A ja go nie chcę wyrzucać. Bo się zakochałam. I świat wydaje mi się piękny. Kiedy wiem, że jest S. A co będzie kiedy go nie będzie, kiedy będzie te 1000 kilometrów stąd??? Wtedy będę czekać. Czekać, Wierzyć i Tęsknić. Bo „nagle los mi dał wszystko, co chciałam mieć, nagle jesteś ty i jestem ja(...) rankiem powiesz to był sen(...)”. Tylko ja nie chcę się budzić Eljot. Z całych sił nie chcę.

......................................................

No i nie żałuję, że poszłam na dworzec. S. też bardzo się ucieszył. Hm, nawet bardziej niż bardzo. I kupiłam mu pyszną czekoladkę z mnóstwem orzechów. Rozczulił się. i tak staliśmy całą gromadką. S., ja, jego siostra K., G., który jedzie z nim razem, i najwierniejsi koledzy: O. I Ł. Autobus odjechał z lekkim opóźnieniem, i tam trzymałam się, nawet się śmiałam.... Hm, K. chyba zauważyła w pewnym momencie, że minę mam nie wyraźną bo powiedziała tylko: „nie martw się Ola, szybko ten czas minie”. S. to samo powtórzył... Bo chyba najważniejsze to chcieć wrócić do tej osoby, która zostaje, prawda??? Ale powiem Ci, że w autobusie, kiedy jechałam już do domu, zaczęłam się rozklejać, a kiedy zapukałam do N., żeby pogadać i popłakać w jej rękaw to już w ogóle, a teraz też siedzę, patrzę na to zdjęcie i gadam do niego. Jak pomylona – siedzę i rozmawiam ze zdjęciem. Hm, ale to dziwne jest wiesz Aniele??? Co takiego pytasz, hm??? Ano to, że czasem, kiedy patrzyłam na S., albo czułam, że jest blisko to coś w środku mi mówiło: „Ola, znalazłaś go. Znalazłaś tego, którego szukałaś”. I obym się nie pomyliła. Hm, S. mnie dziś przytulił i pocałował. I tak miło było... Ostatni raz, bo rozstajemy się na 16 długich tygodni. Hm, ja wiem co zrobię będę czas do jego powrotu odmierzać w tygodniach – wtedy szybciej zleci mam nadzieję i tak tego nie odczuję bardzo. Umówiłyśmy się z K., że czasem na piwo wyskoczymy i będziemy wspominać S. przy piwie. To sympatyczne bardzo, prawda??? S. obiecał, że jak tylko dojedzie to zadzwoni. A w niedzielę napisze, a może uda nam się on-line porozmawiać chociaż chwilkę. Ojej! Na śmierć zapomniałam! Nawet nie zapytałam S. czy pożyczyć mu „Martynę”. Ale skoro tak się stało to znaczy, że tak stać się miało. No i są telefony i e-maile. No i smsy. I będzie dobrze. Nie będzie łatwo – wiadomo, ale będzie dobrze. Musi być. Nie wiem skąd to wiem, ale tak właśnie będzie. Bo te 2 miesiące z S. to najlepszy czas w moim życiu i ja będę walczyć żeby on się nie skończył... Jeszcze nie wiem jak i gdzie, ale znajdę w sobie taką siłę. 

I tylko powoli do mnie dociera, że Moje Kochanie naprawdę wyjechało. I że bardzo długo się nie zobaczymy i naprawdę nie wiele przemawia do mnie fakt, że czas szybko leci. Ja już go znalazłam, to znaczy raczej to on mnie znalazł, i chciałabym go zatrzymać. Hm, ale może taka rozłąka nam pomoże... odnajdziemy się na nowo ze zdwojoną siłą, co??? Ja będę w to wierzyć. I poproś swojego Szefa Aniele, żeby dał mi siłę, żebym nie zwątpiła, i żeby S. też nie zwątpił, dobrze??? Zrobisz to Eljot???

alexbluessy : :
maj 03 2004 ostatniego dnia o Nadziei...
Komentarze: 1

No i już poniedziałek, a jutro wtorek. TEN wtorek... Dzisiaj jeszcze kilka godzin będę miała go dla siebie. Hm, wczoraj też miałam. Od razu jak wszedł to się przytuliliśmy. Tylko tyle. Chociaż nie – aż tyle. I tak staliśmy przytuleni – i to było bardzo sympatyczne. A potem otworzyliśmy wino i obejrzeliśmy „Nigdy w życiu”, a potem znowu się przytuliliśmy. I jeszcze zrobiliśmy sobie spaghetti i było tak fajnie razem gotować. Dostałam zdjęcie od S., z dedykacją. Od razu włożyłam je do portfela, żeby był zawsze ze mną. I wieczorem tak leżałam i patrzyłam na to zdjęcie i ogarniała mnie coraz większa czułość... Hm, ciekawe jak to będzie kiedy zobaczymy się za te 4 miesiące. A. mnie pociesza. Mówi, że skoro na pierwszym spotkaniu nie było drętwo, to teraz też nie będzie. Jestem rozdarta Aniele. Z jednej strony wiem, że ten czas przeleci, ani się obejrzę – tak szybko, ale z drugiej jestem przerażona. I nawet nie będę tego ukrywać. Ale jednocześnie jest we mnie jakieś irracjonalne przeświadczenie, że potem wszystko będzie dobrze, a może nawet lepiej...

Byłam dziś TAM Eljot. Bo jest 3 maja – moje ulubione święto kościelne – Matki Boskiej Królowej Polski. Zawsze, kiedy tego dnia TAM idę to wychodzę z płaczem. 3 maja TAM panuje jakaś inna atmosfera – Nadziei, Wiary... I dzisiaj też wstałam wcześnie... Hm, zresztą jak mam być szczera to ostatnio wcześnie kładę się spać, a wcześnie wstaję. Nie mówię już o tym, że komputera nawet nie chce mi się włączać. Za to przeprosiłam się z telewizorem. No, ale o mojej ukochanej zabaweczce nie będę mogła tak do końca zapomnieć bo zbliżają się egzaminy, a ja wczoraj znalazłam świetną stronę, gdzie mogę poprawić swoje listening skills. Hm.. będę miała co robić... chociaż i tak, bez świadomości, że S. jest po drugiej stronie komputer będzie tylko bezduszną maszyną. Na 2 miesiące ożył, teraz znowu zejdzie do roli robota ułatwiającego pracę. No, oczywiście gdyby nie on to nie mogłabym e-maili od S. odbierać, ale...

.................................................

No i nabałaganiłam sobie w komputerze. Wszystko dlatego, że poszłam za radą S. i poprzenosiłam pliki niesystemowe z Program Files do innego folderu. I teraz jak S. przyjdzie to się chwyci za głowę, ale mam nadzieję, że znajdzie radę na ten bałagan. A co do S. jeszcze to Ci powiem Eljot, że nie dociera do mnie, że on naprawdę jedzie. Pewnie dotrze to do mnie dopiero, kiedy zamknę za nim drzwi. A może zostanie do rana... Żeby skraść jeszcze choć kilka wspólnych chwil. Mało to prawdopodobne, ale... Hm, teraz siedzę i zastanawiam się co mam napisać na odwrocie swojego zdjęcia, które S. powiezie jutro w świat. Może napisać, że „cokolwiek prawdziwie się zaczyna, nigdy się nie kończy...”

.....................................................

Hm, nie napisałam tego ostatecznie. Wymyśliłam coś takiego: „wszystko, co nas spotyka przychodzi spoza nas”. Dlatego poproszę tylko skromnie – nie zapomnij o mnie... Dla S. – żeby w dalekiej podróży czasem chociaż pomyślał, a może i uśmiechnął się czasem do tego zdjęcia – Ola”. I jak Ci się podoba Eljot, co???

Czekam na sygnał od S. – ma dać znak, kiedy będzie do mnie jechał. Na razie robi pranie. A ja cóż, przygotowałam test dla K. na jutro, przygotowałam się na zajęcia i przeczytałam połowę archiwalnych moich z S. rozmów na gg. Hm, kurcze – ale my na początku znajomości doła mieliśmy. Teraz to aż się uśmiechnęłam, jak to czytałam, ale wtedy... przecież na zmianę, raz on, raz ja się dołowaliśmy podczas rozmów. A potem... potem to się skończyło bo wyszło słoneczko...

Rozmawiałam dziś z K. O skomplikowanej kobiecej naturze. No bo my się same wpędzamy w paranoję. Martwimy się, myślimy, układamy jakieś swoje mniej lub bardziej wyszukane filozofie na różne tematy. I potem się – bywa – rozczarowujemy. I znowu wpadamy, tym razem w stany depresyjne.  Hm i w ten sposób zamiast cieszyć się życiem, żyć według zasady antycznych filozofów „carpe diem” to my zagłębiamy się w cierpieniu i toniemy wciąż w szarości dnia. Czy to nie bez sensu trochę??? Ale coś chyba w tym jest, że my, kobiety, nie umiemy się nie martwić. Chyba mamy to wpisane w nasze cv. Potrzeba nam o wiele więcej Nadziei, Wiary i Miłości chyba też. Wymieniłyśmy się z K. naszymi ulubionymi wierszami. Ona mi przesłała „Tą Nadzieję” Agnieszki Osieckiej, a ja jej „Do trzech cnót”, który wykonuje Michał Bajor.

Co mnie zabija, to nadzieja,

jej wątły krzyk i śpiew, i szept,

ściga mnie po wsiach, knajpach, kniejach,

wzywa na szlaki szczęść i bied.

Gdybym umiała - choć w niedzielę –

jak starzec, co nie pragnie już,

na ławce zasiąść po kościele,

i nie śnić snów, nie wróżyć wróżb...

Gdybym umiała się zatoczyć

jak pijak, co pod auto wlazł,

zabłądzić, zemdleć, zamknąć oczy,

zapomnieć tamten brzeg i las...

Gdybym umiała, choćby w kinie,

gdy serce nagły przetnie ból,

pomyśleć sobie: "Nic to, minie...

Przed nami jeszcze tyle ról"...

Gdybym umiała, choć dla sportu,

wśród naszych dawnych, ślicznych plaż

nie drętwieć jak na sali tortur, dlatego że ten brzeg - nie nasz? ...

Gdybym umiała... Lecz nie umiem...

A w końcu to zwyczajna rzecz...

Choć widzę jeden - dwa w rozumie.

Nadziejo, Chmuro, nie idź precz.,

alexbluessy : :
maj 02 2004 Cokolwiek pomiędzy...
Komentarze: 0

(1-05-2004) No to jesteśmy w Unii Europejskiej Aniele. Hm, S. wczoraj się zaśmiał, że za rok będziemy starali się z niej wypisać. Właśnie S... Jak dotąd moja najwspanialsza opowieść. Miałam go tylko dla siebie od 18 wczorajszego wieczora, do 8 rano dzisiaj. Miałam go tylko dla siebie... i czułam go. Nie tylko przez skórę, ale i inne zmysły. Kiedy wczoraj przyszedł powiedział, że panikuje przed wyjazdem, że panikuje, że nie będzie widział mnie, że nie będzie widział rodziny. Ja też panikuję. Powiem Ci Eljot, że wczoraj zapomniałam o tym, że to już tak blisko, tak mało czasu zostało. Zapomniałam. Był blisko, czułam go, a on dawał mi do zrozumienia: „jestem przy tobie”. I ja nie umiem sobie wyobrazić czasu bez niego. Tylko na zdjęciu jego twarz, wspomnienia i nadzieja, że czas szybko mija.

Mam nerwicę żołądka. Dlatego tak okropnie schudłam, nie mogę jeść, ani pić. Hm, byliśmy wczoraj z S., jego siostrą, jej chłopakiem i kilkoma znajomymi w knajpie. Ty wiesz Aniele, jak ciężko mi wchodziło jedno piwo???  Po pokazie fajerwerków na Rynku mieliśmy iść jeszcze do jakiejś knajpy posiedzieć, po drodze ja, S., i jego znajomy O. wstąpiliśmy do baru z makaronami. O dziwo zjadłam całą porcję, małą bo małą, ale zjadłam. I potem O. poszedł z resztą do knajpy, a ja i S. wróciliśmy do domu. I miałam go dla siebie aż do 8 rano. I było mi dobrze, ciepło, mogłam się przytulić. Miałam ochotę szeptać jak mantrę: „chwilo trwaj”. Ale niestety... Hm, kiedy się obudziłam i zobaczyłam S. obok siebie to się uśmiechnęłam, a potem nagle poczułam w sobie olbrzymi przypływ czułości. Miałam ochotę zacałować jego twarz. Kawałek, po kawałku. Powieki, długie czarne i delikatne rzęsy, bliznę na czole, policzki, tą okropnie seksowną kozią bródkę, której szorstkość na mojej twarzy przyprawia mnie o drżenie. Miałam ochotę, ale tylko patrzyłam. Przez łzy. A on spał niczego nie świadomy. I nagle się obudził, pocałował delikatnie, powiedział: „witaj w Unii księżniczko” i zaraz usnęliśmy oboje. I to tak przyjemnie było się wtulić w jego silne, ciepłe ramiona. I poczuć się bezpiecznie. Oj Eljot, ja uschnę bez niego, zwiędnę. Nie wyobrażam sobie tego wcale. Bo to niesprawiedliwe. On wyjedzie, a tu nic się nie zmieni. Drzewa będą kwitły dalej, słońce będzie coraz mocniej świeciło, nic się nie zmieni. Absolutnie nic. I tylko to miasto będzie tak okropnie puste. Takie puste... Wiem, że w końcu nic mi nie pozostanie i będę musiała się dopasować do sytuacji. Podobno kobiety mają lepszą zdolność ku temu niż mężczyźni.

„(...)I dłoni błądzących delikatny twój dotyk (...) Pamiętam też rozmowy namiętne i szczere Twoich ust prawdziwa słodycz była jak cukierek (...) I wszystkie nasze dni w tęczowych kolorach (...) Już zapomniałam jak to jest gdy przy mnie jesteś ty I trochę ciebie brak gdy z oczu płynną łzy Na zdjęciu twoja twarz to wszystko co dziś mam
Wciąż przypomina mi najlepsze w życiu dni (...) Nie będzie nam się śniło, że będzie tak jak było (...)”
[Łzy – „Jak cukierek”]

A wiesz, co jest najgorsze Aniele??? strach. Paraliżujący i nie pozwalający się skupić. Kilka dni temu rozmawiałam z moją Znajomą K. i stwierdziłyśmy, że to jest trochę „chore” bo ten strach powoduje, że już przestaje liczyć się co się dzieje z tobą, ale najważniejsza staje się ta druga osoba. O nią właśnie się boimy. Czy coś jej się nie stało przypadkiem, czy wszystko w porządku. I ten właśnie strach jest najgorszy. Zadzwoniłam do mamy, ale ona coś nie bardzo miała ochotę ze mną rozmawiać, jeszcze P., mnie wysłuchał, pocieszył. Obiecał też, że zadzwoni we wtorek, żeby mnie zagadać w momencie, kiedy S. będzie ruszał z Dworca PKS i udawał się w kierunku Londynu.

Przedwczoraj pod wpływem impulsu napisałam list do mojej mamy, ale teraz nie wiem czy to był dobry pomysł. Skoro ona tak ze mną przez telefon rozmawia, to jak zareaguje na list??? Pocieszyła mnie trochę B., mówiąc, że ona jest za młodymi ludźmi i będzie dobrze., bo stęsknimy się za sobą i potem będzie dobrze. Wiesz, pomyślałam sobie, że jak już minie maj i połowa czerwca to potem będzie już z górki. Tylko widzisz ja wiem, że kiedy on wyjedzie to już się stanie, już na nic nie będę miała wpływu. Ani on, ani ja. I powiem Ci, że boję się bo ta nasza rozłąka będzie trwała dłużej niż my się znamy. My znamy się 2 miesiące, a rozstajemy się na 3, albo nawet 4. Ja się buntuję!!! Ale to łabędzi śpiew. Już nic się nie da zrobić. Tylko czekać i mieć nadzieję. Mój jeden znajomy powiedział, że nie powinnam nastawiać się na to, że będzie dobrze. Powinnam też zakładać ten gorszy scenariusz, to wtedy uniknę rozczarowania. Ale ja wiem, że będę czekać. Bo być może to na S. właśnie czekałam, może oboje na siebie czekaliśmy. I dlatego będę tęsknić, patrzeć na zdjęcia, będę chlipać pewnie nie raz. Ale I’ll do my best żeby się nie poddać. Hm, pewnie czekanie jest wpisane w życie kobiety... „My, kobiety, jesteśmy wielkimi marzycielkami. Przez całe życie na coś czekamy. Na lalkę Barbie, na pierwszy pocałunek, na dziecko, na listonosza z emeryturą, na Pana Boga. Nasze życie to jedna wielka poczekalnia”.

.................................................................

Hm, wiesz, żołądek mam tak potwornie zaciśnięty, że nie mogę nawet patrzeć na pusty talerz. Nie mówiąc już o jedzeniu. Mam pić napar z rumianku – może pomoże. I wiesz co jest najgorsze??? Nie widziałam go od 8 rano, a jest 14, a ja już tęsknię. I chciałabym go zobaczyć. I chciałabym teraz spędzić z nim jak najwięcej czasu, mam nadzieję, że uda nam się wypić wino, które kupiłam i pójść na spacer do Parku Szczytnickiego. Chciałabym też choć raz jeszcze przy nim zasnąć i się obudzić. Poczuć zapach, popatrzeć na zamknięte powieki... Czy to tak dużo Eljot, hm???

Wydaję majątek na rozmowy telefoniczne. Ale muszę się wygadać. Potrzebuję, usłyszeć czyjś głoś, poczuć, że nie jestem sama. Hm, teraz to łatwo mówić: „co ma być to będzie”, ale za chwilę to wcale nie jest takie oczywiste. Próbuję myśleć w ten sposób, że jeśli Ktoś Tam na Górze, czy Gdziekolwiek indziej pozwolił nam się spotkać, pozwolił żebyśmy byli razem i dobrze nam było to chyba nie po to, żeby to się skończyło po 2 miesiącach przez jakiś głupi wyjazd. Za 3 i pół godziny go zobaczę. I będzie dobrze...

................................................

(02-04-2004) Hm, niedziela. Już niedziela. Coraz bardziej jestem przerażona. S. też. Wczoraj powiedział: „Nie martw się moja piękna Misiu, wzmocnimy nasz związek. A we wtorek wpadnę jeszcze się pożegnać. Bo ty nie chcesz przyjść na dworzec, prawda?”. Chcę. Bardzo chcę, ale nie pójdę. Chcę uniknąć łez. Bo tam jeszcze jakoś bym się trzymała, przy rodzicach i siostrze S. I przy nim samym też. Ale w autobusie do domu... A dzisiaj się zobaczymy, i jutro też. I mam nadzieję, że on jutro zostanie na noc i będę mogła się przytulić. Ostatni raz, żeby zapamiętać zapach, ciepło. Zapamiętać i schować głęboko, a kiedy będzie mi źle to wracać do tego. i uśmiechać się. uśmiechać i czekać. Wiesz Aniele, czasem mam wrażenie, że już myślę pozytywnie, że staram się trzymać jakoś, nie popadać w depresyjne stany. I choć wiem, że będę miała na razie tylko zdjęcia to będą to aż zdjęcia. Ale najpiękniejsze będzie we mnie. Schowane głęboko przed światem....

alexbluessy : :